piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 9


          - Proszę usiąść... Otrzymałem właśnie wyniki badań pani syna. - zaczął spokojnie lekarz.
          - Coś nie tak panie doktorze? - zapytał Alan, zajmując miejsce naprzeciwko mężczyzny.
          - No niestety nie mam dla ciebie dobrych wiadomości chłopcze.
          - Ale o co chodzi? - tym razem zapytała Sylwia.
          - Nawet pani sobie nie zdaje sprawy jak trudno mi o tym mówić. Tym bardziej, że pani syn jest taki młody, całe życie przed nim...
          - Wykrztusi pan to z siebie w końcu?!
         - Synku, spokojnie...
         - Nie będę dłużej zwlekał. Pani syn... ma raka. - zakomunikował ledwo słyszalnym głosem lekarz. W oczach pani Sylwii pojawiły się łzy, a Alan patrzył tępo w jeden punkt gdzieś ponad głową siwego mężczyzny w okularach siedzącego przed nim. - Przykro mi.
         - Panu jest przykro? Ilu osobom pan to już mówił? - zbulwersował się szatyn, ale po chwili się uspokoił i zapytał: - Ile mi zostało? 
          - Tego nie wiem, ale... Rak jest we wczesnym stadium. Możemy zacząć go leczyć, to się może udać. Jesteś młody, twój oraganizm jest silny... Masz wielkie szanse wygrać walkę z tym pasożytem, który w tobie siedzi. Pytanie tylko czy... Czy chcesz?
          - Pan się jeszcze o to pyta? Oczywiście, że chce.
          - Mamo, pozwól mi podjąć decyzję samemu. - westchnął Alan.
          - Chyba mi nie powiesz, że chcesz to tak zostawić... Chcesz umrzeć?!
          - Mamo, nie chcę umrzeć! Ale pomyśl... Jeśli będę żył ze świadomością, że kolejnego dnia mogę się już nie obudzić to chyba będzie lepiej niż żebym miał sobie wmawiać, że z tego wyjdę, a jak... Jak się okaże, że z tym cholerstwem nie da się wygrać? Będę się męczył leczeniem, a jak to nic nie da? - zapytał ze łzami w oczach chłopak. - Co wtedy? Ja umrę...
          - Nie umrzesz! Rozumiesz?! Nie umrzesz! Zaczniesz leczenie i wyjdziesz z tego! Będziesz zdrowy! - Sylwia przytuliła mocno syna.
          - Tu jest mój numer telefonu. Proszę wrócić do domu i na spokojnie się nad tym wszystkim zastanowić... Jak podejmiecie decyzję po prostu zadzwońcie, albo od razu przyjedźcie. - uśmiechnął się nikło lekarz podając wizytówkę Alanowi. Chłopak chwycił niepewnie karteczkę i nie żegnając się z doktorem opuścił gabinet, a zaraz za nim wyszła jego mama i razem opuścili szpital. (...)
 

**********

          Siedział razem z mamą w salonie i próbował skupić się na alcji filmu. Niestety, nie wychodziło mu to - nadal myślał o tym czy rozpocząć leczenie czy nie. Spojrzał na mamę, która ciągle ocierała cieknące po policzkach łzy. Nic nie mówiąc podszedł do kobiety i mocno się do niej przytulił...
          - No nie, omija mnie rodzinny uścisk. - zaśmiał się Javier wchodząc do pomieszczenia. - Co się stało? Dlaczego mama płacze? Coś ty znowu zrobił Alan?
          - Nic nie zrobiłem... - wzruszył ramionami chłopak i usiadł na kanapie, chowając twarz w dłonie.
          - No to o co chodzi? - zapytał, już lekko poddenerwowany, tata Alana. Odpowiedziała mu tylko cisza... - Powie mi ktoś co się stało? - znowu cisza. Po chwili Alan wybuchnął płaczem.
          - Tato, ja... - zaczął z trudem chłopak. Javier przysunął się do syna i objął go ramieniem dodając mu otuchy. - Mam raka. - powiedział ledwo słyszalnie Alan.
          - I nie chce się leczyć. - dodała Sylwia. Javier siedział w osupieniu i nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Po chwili wziął głęboki oddech i...
          - Synu, musisz się leczyć. Masz dla kogo żyć. Masz nas, przyjaciół, dziewczynę...
          - To ostatnie mogłeś sobie darować. Zerwałem z nią wczoraj, ale nie żałuję. A co do leczenia... Mamo, zadzwonisz do tego lekarza?
          - Ale... Co mam mu powiedzieć?
          - Zapytaj kiedy mam się do niego zgłosić, żeby zacząć leczenie. - uśmiechnął się nikło chłopak. - A teraz wybaczcie, ale jestem zmęczony. Dobranoc.
          - Dobranoc synku. - Sylwia ucałowała Alana w czoło i podeszła do telefonu. (...)
 

**********

          "Nie widziałam czy wracał do domu. Martwię się o niego, nie odbiera telefonu... Ciągle przed oczami mam jego postać trzymającą zakrwawiony ręcznik przy ustach. Mam nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało - nie przeżyłabym chyba tego... No może przesadzam, ale... Ja zawsze tak dużo filozofuję? Nie ważne... Idę do mamy z laptopem i zadzwonimy do taty na Skype. Mam nadzieję, że będziemy mogli pogadać trochę dłużej niż ostatnio... 20 minut rozmowy z tatą, który jest na drugim końcu świata (powiedzmy xd) to stanowczo za mało! [...]"
 

**********

          Nie mógł spać całą noc. Ciągle się wiercił nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniej pozycji do snu. Rano wstał z łóżka w okropnym stanie i od razu wyszedł na balkon - nie zważał na to, że jest w samych spodniach od piżamy, a na dworze jest nie wiele stopni. Odetchnął głęboko mroźnym powietrzem i nie zamykając drzwi balkonowych wrócił do pokoju. Zabrał z krzesła jakiś T-shirt i zbiegł na śniadanie.
          - Cześć mamo, cześć tato. - powiedział siadając do stołu.
          - Cześć synu, jak się czujesz? - zapytał Javier odkładając na stół gazetę.
          - Tato to, że mam raka jeszcze nie oznacza, że muszę się źle czuć - przynajmniej na razie.
          - Synku... - Sylwia pocałowała chłopaka w czoło i postawiła przed nim talerz z jajecznicą. - O 14:00 mamy być w szpitalu... Zostaniesz tam chyba kilka dni, więc...
          - A szkoła? Nie da się tego załatwić tak, żebym jednak chodził do szkoły? - zapytał chłopak.
          - Nie przejmuj się szkołą, pogadam z panem Wysockim. Przekażę jaka jest sytuacja...
          - Nie tato. Jeśli powiesz o tym dyrektorowi to dowiedzą się wszyscy. A ja nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział.
          - A przyjaciele? Nie powiesz im? - zapytała mama chłopaka siadając naprzeciwko niego, a on pokręcił przecząco głową. - Będą się martwić...
          - Mamo, powiem im jak będę chciał. Na razie nikt ma o tym nie wiedzieć, dobrze?
          - Dobrze Alan. - przytaknął pan Sanchez. Chłopak skończył jeść śniadanie i poszedł do swojego pokoju. Wyjął z szafy ubrania i zabierając je ze sobą poszedł do łazienki. (...)

           Była 13:00. Amelia siedziała przed komputerem i przeglądała Facebook'a. Nagle usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości na czacie. Okazało się, że napisała Karolina.

          L: Hej, co porabiasz? ;*
          M: Hej ;* Nic ciekawego, nudzi mi się...
          L: To dobrze się składa. Idziemy na pizzę?
          M: Ok. O której?
          L: Będziemy z Ksawerym za 40 minut pod twoim domem. :)
          M: Dobra, to ja idę się szykować. Do zobaczenia ;*
          L: Nom, pa ;*
          Mela wylogowała się z portalu i wyłączyła laptopa, a następnie podeszła do szafy. Zastanawiała się co założyć, aż w końcu wybór padł na taki strój. Wyjęła go z szafy i poszła się przebrać, poprawić fryzurę i makijaż. (...)

           Kiedy dziewczyna była gotowa spakowała do torebki portfel, telefon i chusteczki i szybko zbiegła na dół. Weszła do kuchni w nadziei, że zastanie tam mamę, ale niestety się myliła.
          - Mamo, gdzie jesteś?
          - Tutaj! - zawołała kobieta z salonu.
          - Ja idę na mias... O, cześć tato! - zawołała Mela spostrzegając, że jej rodzicielka rozmawia z Grzegorzem na Skype.
          - Cześć kochanie. - uśmiechnął się mężczyzna. - Czyżby moja mała córeczka się gdzieś wybierała?
          - Eee... Przestań mnie nazywać swoją małą córeczką, mam już prawie 18 lat. - zaśmiała się Amelka. - Ale tak, idę z przyjaciółmi na pizzę. Mogę, prawda?
          - Oczywiście, że możesz. - uśmiechnęła się Marta.
          - Dziękuję... - w tym momencie rozbrzmiał dzwonek do drzwi. - To na pewno Lola i Ksawery. To ja lecę, papa. Kocham was! - brązowooka pożegnała się z rodzicami i zakładając kurtkę wyszła przed dom.
          - Cześć Meli. Chodź, idziemy po Alana. - zakomunikowała Karolina i cała trójka skierowała się na drugą stronę ulicy. Amelia podeszła do drzwi i zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili w drzwiach stanął pan Javier.
          - Dzień dobry. - uśmiechnęła się Mela. - Jest Alan?
          - Dzień dobry. - tata Alana odwzajemnił uśmiech. - Nie, niestety go nie ma. Pojechał do miasta z moją żoną. Przekazać mu coś?
          - Eee... Nie. Do widzenia.
          - Do widzenia... (...)


**********

           "Nie widziałam go. Jego mama wróciła do domu, ale bez niego... Coś jest nie tak, tylko co? Będę musiała iść do pani Sylwii i o to zapytać. Martwię się. Alan jest moim najlepszym przyjacielem i jeszcze na dodatek chłopakiem, którego kocham. Uważam, że powinnam wiedzieć co się z nim dzieje... A tak w ogóle to po południu mieliśmy iść na pizzę, ale bez Alana nie chcieliśmy i poszliśmy do parku. Siedzieliśmy przy fontannie, a potem chodziliśmy tymi wszystkimi alejkami i znaleźliśmy takie piękne miejsce - jest dużo drzew i płynie tam rzeka. Chyba nikt nie wie o tym miejscu, więc stwierdziliśmy, że to będzie NASZE miejsce. Będziemy się tam spotykać i takie tam... Musimy pokazać to miejsce Alanowi - myślę, że mu się spodoba. :) Muszę się chyba ogarnąć... Ciągle o nim myślę. Ech... Idę pod prysznic - może mi przejdzie. [...]"

**********

           "Nie śpię od 2 godzin, czyli od 4:30... Ciągle patrzę w okno Alana. Napisałam SMS'a do Karoli, żeby przyszła do mnie koło 14:00 z Ksawerym, bo musimy pogadać. Powiem im o tym, że Alan nie wrócił do domu i pójdziemy pogadać z jego mamą. Musimy się dowiedzieć o co chodzi... Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Chyba coś poczytam, albo obejrzę jakiś film... Nie, lepiej poczytać. Zajmę czymś umysł, bo będę musiała się skupić na treści książki. :) [...]"

**********

          Amelia, Karolina i Ksawery siedzieli w pokoju szatynki i rozmawiali o Alanie. Wszyscy się o niego martwili. Nie odbiera od nich telefonów, nie wrócił wczoraj z mamą do domu...
          - Musimy pogadać z jego rodzicami. Może nam powiedzą co jest Alanowi. - powiedział Ksawi.
          - Tak, masz rację. Ale... Myślisz, że jeśli to będzie coś poważnego, to nam powiedzą? - zapytała Karolina.
          - Tego nie wiemy. Ale spróbować możemy. Chodźcie. - zarządziła Mela i cała trójka skierowała się do domu przyjaciela... Kiedy byli pod drzwiami Karolina i Ksawery popchnęli Amelię, żeby to ona zadzwoniła dzwonkiem. Dziewczyna przewróciła oczami i nacisnęła dzwonek. Po chwili w drzwiach pojawiła się pani Sylwia - miała podpuchnięte oczy, jakby płakała.
          - Dzień dobry. - powiedzieli z uśmiechem Karolina, Amelia i Ksawery.
          - Dzień dobry. Co was do nas sprowadza? - zapytała mama Alana pociągając nosem.
          - My w zasadzie... Zastaliśmy Alana? - zapytał niepewnie Ksawery.
          - Przykro mi. Alana nie ma w domu... Przekazać mu coś?
          - Nie, ale... Stało się coś? - tym razem zapytała Karolina.
          - Nie, nic się nie stało. Alan po prostu... Wczoraj rano zasłabł i zawiozłam go do szpitala. Musi tam zostać kilka dni na badaniach.
          - Aha. Ale mamy nadzieję, że to nic poważnego.
          - Ja też Amelko, ja też... - westchnęła Sylwia.
          - No to my już nie będziemy przeszkadzać... Proszę uściskać od nas Alana. - uśmiechnęła się Amelia. - Do widzenia.
          - Do widzenia. - uśmiechnęła się kobieta i zamknęła drzwi.
          - Wyglądała jakby płakała całą noc. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tylko zasłabł. Tu musi chodzić o coś gorszego. - powiedziała Karola.
          - Racja... Zaczekajcie momencik! - zwołała Mela i wróciła pod dom przyjaciela. Ponownie zadzwoniła dzwonkiem, a tym razem w drzwiach pojawił się tata Alana. - Przepraszam, że znowu nachodzę, ale... Mogłabym wiedzieć w jakim szpitalu jest Alan?
          - Nie sądzę, żeby Alan chciał, żebyś go odwiedzała. - powiedział ze smutkiem Javier.
          - Ale ja się muszę z nim zobaczyć. Powie mi pan, który to szpital? Proszę. - wyszeptała Amelka z nadzieją w głosie.
          - No dobrze, ale nie mów mojej żonie, że ci powiedziałem. Umowa stoi? - brązowooka przytaknęła. - No więc jest w szpitalu na Warszawskiej. Oddział ogólny sala numer 45. 
          - Dziękuję. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Do widzenia.
          - Do widzenia. - powiedział mężczyzna, a Mela wróciła do przyjaciół czekających na nią pod jej domem z lekkim uśmiechem na ustach.
          - Co cię tak cieszy? - zapytał Ksawery.
          - Bo wiem w jakim szpitalu jest Ali i jeszcze na dodatek, w której sali.
          - No to na co my czekamy? Jedziemy do niego!
          - Nie, nie, nie... Pojedziemy jutro po lekcjach, ok?
          - No dobraaa. - przeciągnął leniwie Ksawi. (...) 

_______________________________________________________

chcieliście dzisiaj, więc jest :) o następnym poinformuje Was - Domii ♥
no to jak...? zaskoczeni diagnozą lekarza? ;>
w poniedziałek już Sylwester, a ja jeszcze nie wiem, gdzie go spędzę o.O mam aż 3 propozycje i się zdecydować nie mogę... -,- a Wy jak spędzicie ten wieczór i noc? :D

dobra... zostawiam Was z rozdziałem i spadam :) paaaa ;***
Nikaa.


CZYTASZ = KOMENTUJESZ