- Proszę usiąść... Otrzymałem właśnie wyniki badań pani syna. - zaczął
spokojnie lekarz.
- Coś nie tak panie doktorze? - zapytał Alan, zajmując miejsce naprzeciwko mężczyzny.
- No niestety nie mam dla ciebie dobrych wiadomości chłopcze.
- Ale o co chodzi? - tym razem zapytała Sylwia.
- Nawet pani sobie nie zdaje sprawy jak trudno mi o tym mówić. Tym bardziej, że pani syn jest taki młody, całe życie przed nim...
- Wykrztusi pan to z siebie w końcu?!
- Synku, spokojnie...
- Nie będę dłużej zwlekał. Pani syn... ma raka. - zakomunikował ledwo słyszalnym głosem lekarz. W oczach pani Sylwii pojawiły się łzy, a Alan patrzył tępo w jeden punkt gdzieś ponad głową siwego mężczyzny w okularach siedzącego przed nim. - Przykro mi.
- Panu jest przykro? Ilu osobom pan to już mówił? - zbulwersował się szatyn, ale po chwili się uspokoił i zapytał: - Ile mi zostało?
- Tego nie wiem, ale... Rak jest we wczesnym stadium. Możemy zacząć go leczyć, to się może udać. Jesteś młody, twój oraganizm jest silny... Masz wielkie szanse wygrać walkę z tym pasożytem, który w tobie siedzi. Pytanie tylko czy... Czy chcesz?
- Pan się jeszcze o to pyta? Oczywiście, że chce.
- Mamo, pozwól mi podjąć decyzję samemu. - westchnął Alan.
- Chyba mi nie powiesz, że chcesz to tak zostawić... Chcesz umrzeć?!
- Mamo, nie chcę umrzeć! Ale pomyśl... Jeśli będę żył ze świadomością, że kolejnego dnia mogę się już nie obudzić to chyba będzie lepiej niż żebym miał sobie wmawiać, że z tego wyjdę, a jak... Jak się okaże, że z tym cholerstwem nie da się wygrać? Będę się męczył leczeniem, a jak to nic nie da? - zapytał ze łzami w oczach chłopak. - Co wtedy? Ja umrę...
- Nie umrzesz! Rozumiesz?! Nie umrzesz! Zaczniesz leczenie i wyjdziesz z tego! Będziesz zdrowy! - Sylwia przytuliła mocno syna.
- Tu jest mój numer telefonu. Proszę wrócić do domu i na spokojnie się nad tym wszystkim zastanowić... Jak podejmiecie decyzję po prostu zadzwońcie, albo od razu przyjedźcie. - uśmiechnął się nikło lekarz podając wizytówkę Alanowi. Chłopak chwycił niepewnie karteczkę i nie żegnając się z doktorem opuścił gabinet, a zaraz za nim wyszła jego mama i razem opuścili szpital. (...)
- Coś nie tak panie doktorze? - zapytał Alan, zajmując miejsce naprzeciwko mężczyzny.
- No niestety nie mam dla ciebie dobrych wiadomości chłopcze.
- Ale o co chodzi? - tym razem zapytała Sylwia.
- Nawet pani sobie nie zdaje sprawy jak trudno mi o tym mówić. Tym bardziej, że pani syn jest taki młody, całe życie przed nim...
- Wykrztusi pan to z siebie w końcu?!
- Synku, spokojnie...
- Nie będę dłużej zwlekał. Pani syn... ma raka. - zakomunikował ledwo słyszalnym głosem lekarz. W oczach pani Sylwii pojawiły się łzy, a Alan patrzył tępo w jeden punkt gdzieś ponad głową siwego mężczyzny w okularach siedzącego przed nim. - Przykro mi.
- Panu jest przykro? Ilu osobom pan to już mówił? - zbulwersował się szatyn, ale po chwili się uspokoił i zapytał: - Ile mi zostało?
- Tego nie wiem, ale... Rak jest we wczesnym stadium. Możemy zacząć go leczyć, to się może udać. Jesteś młody, twój oraganizm jest silny... Masz wielkie szanse wygrać walkę z tym pasożytem, który w tobie siedzi. Pytanie tylko czy... Czy chcesz?
- Pan się jeszcze o to pyta? Oczywiście, że chce.
- Mamo, pozwól mi podjąć decyzję samemu. - westchnął Alan.
- Chyba mi nie powiesz, że chcesz to tak zostawić... Chcesz umrzeć?!
- Mamo, nie chcę umrzeć! Ale pomyśl... Jeśli będę żył ze świadomością, że kolejnego dnia mogę się już nie obudzić to chyba będzie lepiej niż żebym miał sobie wmawiać, że z tego wyjdę, a jak... Jak się okaże, że z tym cholerstwem nie da się wygrać? Będę się męczył leczeniem, a jak to nic nie da? - zapytał ze łzami w oczach chłopak. - Co wtedy? Ja umrę...
- Nie umrzesz! Rozumiesz?! Nie umrzesz! Zaczniesz leczenie i wyjdziesz z tego! Będziesz zdrowy! - Sylwia przytuliła mocno syna.
- Tu jest mój numer telefonu. Proszę wrócić do domu i na spokojnie się nad tym wszystkim zastanowić... Jak podejmiecie decyzję po prostu zadzwońcie, albo od razu przyjedźcie. - uśmiechnął się nikło lekarz podając wizytówkę Alanowi. Chłopak chwycił niepewnie karteczkę i nie żegnając się z doktorem opuścił gabinet, a zaraz za nim wyszła jego mama i razem opuścili szpital. (...)
**********
- No nie, omija mnie rodzinny uścisk. - zaśmiał się Javier wchodząc do pomieszczenia. - Co się stało? Dlaczego mama płacze? Coś ty znowu zrobił Alan?
- Nic nie zrobiłem... - wzruszył ramionami chłopak i usiadł na kanapie, chowając twarz w dłonie.
- No to o co chodzi? - zapytał, już lekko poddenerwowany, tata Alana. Odpowiedziała mu tylko cisza... - Powie mi ktoś co się stało? - znowu cisza. Po chwili Alan wybuchnął płaczem.
- Tato, ja... - zaczął z trudem chłopak. Javier przysunął się do syna i objął go ramieniem dodając mu otuchy. - Mam raka. - powiedział ledwo słyszalnie Alan.
- I nie chce się leczyć. - dodała Sylwia. Javier siedział w osupieniu i nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Po chwili wziął głęboki oddech i...
- Synu, musisz się leczyć. Masz dla kogo żyć. Masz nas, przyjaciół, dziewczynę...
- To ostatnie mogłeś sobie darować. Zerwałem z nią wczoraj, ale nie żałuję. A co do leczenia... Mamo, zadzwonisz do tego lekarza?
- Ale... Co mam mu powiedzieć?
- Zapytaj kiedy mam się do niego zgłosić, żeby zacząć leczenie. - uśmiechnął się nikło chłopak. - A teraz wybaczcie, ale jestem zmęczony. Dobranoc.
- Dobranoc synku. - Sylwia ucałowała Alana w czoło i podeszła do telefonu. (...)
**********
"Nie widziałam czy wracał do domu. Martwię się o niego, nie odbiera telefonu... Ciągle przed oczami mam jego postać trzymającą zakrwawiony ręcznik przy ustach. Mam nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało - nie przeżyłabym chyba tego... No może przesadzam, ale... Ja zawsze tak dużo filozofuję? Nie ważne... Idę do mamy z laptopem i zadzwonimy do taty na Skype. Mam nadzieję, że będziemy mogli pogadać trochę dłużej niż ostatnio... 20 minut rozmowy z tatą, który jest na drugim końcu świata (powiedzmy xd) to stanowczo za mało! [...]"
**********
Nie mógł spać całą noc. Ciągle się wiercił nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniej pozycji do snu. Rano wstał z łóżka w okropnym stanie i od razu wyszedł na balkon - nie zważał na to, że jest w samych spodniach od piżamy, a na dworze jest nie wiele stopni. Odetchnął głęboko mroźnym powietrzem i nie zamykając drzwi balkonowych wrócił do pokoju. Zabrał z krzesła jakiś T-shirt i zbiegł na śniadanie.
- Cześć mamo, cześć tato. - powiedział siadając do stołu.
- Cześć synu, jak się czujesz? - zapytał Javier odkładając na stół gazetę.
- Tato to, że mam raka jeszcze nie oznacza, że muszę się źle czuć - przynajmniej na razie.
- Synku... - Sylwia pocałowała chłopaka w czoło i postawiła przed nim talerz z jajecznicą. - O 14:00 mamy być w szpitalu... Zostaniesz tam chyba kilka dni, więc...
- A szkoła? Nie da się tego załatwić tak, żebym jednak chodził do szkoły? - zapytał chłopak.
- Nie przejmuj się szkołą, pogadam z panem Wysockim. Przekażę jaka jest sytuacja...
- Nie tato. Jeśli powiesz o tym dyrektorowi to dowiedzą się wszyscy. A ja nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział.
- A przyjaciele? Nie powiesz im? - zapytała mama chłopaka siadając naprzeciwko niego, a on pokręcił przecząco głową. - Będą się martwić...
- Mamo, powiem im jak będę chciał. Na razie nikt ma o tym nie wiedzieć, dobrze?
- Dobrze Alan. - przytaknął pan Sanchez. Chłopak skończył jeść śniadanie i poszedł do swojego pokoju. Wyjął z szafy ubrania i zabierając je ze sobą poszedł do łazienki. (...)
Była 13:00. Amelia siedziała przed komputerem i przeglądała Facebook'a. Nagle usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości na czacie. Okazało się, że napisała Karolina.
L: Hej, co porabiasz? ;*
M: Hej ;* Nic ciekawego, nudzi mi się...
L: To dobrze się składa. Idziemy na pizzę?
M: Ok. O której?
L: Będziemy z Ksawerym za 40 minut pod twoim domem. :)
M: Dobra, to ja idę się szykować. Do zobaczenia ;*
L: Nom, pa ;*
Mela wylogowała się z portalu i wyłączyła laptopa, a następnie podeszła
do szafy. Zastanawiała się co założyć, aż w końcu wybór padł na taki strój.
Wyjęła go z szafy i poszła się przebrać, poprawić fryzurę i makijaż. (...)
Kiedy dziewczyna była gotowa spakowała do torebki portfel, telefon i chusteczki i szybko zbiegła na dół. Weszła do kuchni w nadziei, że zastanie tam mamę, ale niestety się myliła.
- Mamo, gdzie jesteś?
- Tutaj! - zawołała kobieta z salonu.
- Ja idę na mias... O, cześć tato! - zawołała Mela spostrzegając, że jej rodzicielka rozmawia z Grzegorzem na Skype.
- Cześć kochanie. - uśmiechnął się mężczyzna. - Czyżby moja mała córeczka się gdzieś wybierała?
- Eee... Przestań mnie nazywać swoją małą córeczką, mam już prawie 18 lat. - zaśmiała się Amelka. - Ale tak, idę z przyjaciółmi na pizzę. Mogę, prawda?
- Oczywiście, że możesz. - uśmiechnęła się Marta.
- Dziękuję... - w tym momencie rozbrzmiał dzwonek do drzwi. - To na pewno Lola i Ksawery. To ja lecę, papa. Kocham was! - brązowooka pożegnała się z rodzicami i zakładając kurtkę wyszła przed dom.
- Cześć Meli. Chodź, idziemy po Alana. - zakomunikowała Karolina i cała trójka skierowała się na drugą stronę ulicy. Amelia podeszła do drzwi i zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili w drzwiach stanął pan Javier.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się Mela. - Jest Alan?
- Dzień dobry. - tata Alana odwzajemnił uśmiech. - Nie, niestety go nie ma. Pojechał do miasta z moją żoną. Przekazać mu coś?
- Eee... Nie. Do widzenia.
- Do widzenia... (...)
"Nie widziałam go. Jego mama wróciła do domu, ale bez niego... Coś jest nie tak, tylko co? Będę musiała iść do pani Sylwii i o to zapytać. Martwię się. Alan jest moim najlepszym przyjacielem i jeszcze na dodatek chłopakiem, którego kocham. Uważam, że powinnam wiedzieć co się z nim dzieje... A tak w ogóle to po południu mieliśmy iść na pizzę, ale bez Alana nie chcieliśmy i poszliśmy do parku. Siedzieliśmy przy fontannie, a potem chodziliśmy tymi wszystkimi alejkami i znaleźliśmy takie piękne miejsce - jest dużo drzew i płynie tam rzeka. Chyba nikt nie wie o tym miejscu, więc stwierdziliśmy, że to będzie NASZE miejsce. Będziemy się tam spotykać i takie tam... Musimy pokazać to miejsce Alanowi - myślę, że mu się spodoba. :) Muszę się chyba ogarnąć... Ciągle o nim myślę. Ech... Idę pod prysznic - może mi przejdzie. [...]"
"Nie śpię od 2 godzin, czyli od 4:30... Ciągle patrzę w okno Alana. Napisałam SMS'a do Karoli, żeby przyszła do mnie koło 14:00 z Ksawerym, bo musimy pogadać. Powiem im o tym, że Alan nie wrócił do domu i pójdziemy pogadać z jego mamą. Musimy się dowiedzieć o co chodzi... Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Chyba coś poczytam, albo obejrzę jakiś film... Nie, lepiej poczytać. Zajmę czymś umysł, bo będę musiała się skupić na treści książki. :) [...]"
Amelia, Karolina i Ksawery
siedzieli w pokoju szatynki i rozmawiali o Alanie. Wszyscy się o niego
martwili. Nie odbiera od nich telefonów, nie wrócił wczoraj z mamą do domu...
- Musimy pogadać z jego rodzicami. Może nam powiedzą co jest Alanowi. - powiedział Ksawi.
- Tak, masz rację. Ale... Myślisz, że jeśli to będzie coś poważnego, to nam powiedzą? - zapytała Karolina.
- Tego nie wiemy. Ale spróbować możemy. Chodźcie. - zarządziła Mela i cała trójka skierowała się do domu przyjaciela... Kiedy byli pod drzwiami Karolina i Ksawery popchnęli Amelię, żeby to ona zadzwoniła dzwonkiem. Dziewczyna przewróciła oczami i nacisnęła dzwonek. Po chwili w drzwiach pojawiła się pani Sylwia - miała podpuchnięte oczy, jakby płakała.
- Dzień dobry. - powiedzieli z uśmiechem Karolina, Amelia i Ksawery.
- Dzień dobry. Co was do nas sprowadza? - zapytała mama Alana pociągając nosem.
- My w zasadzie... Zastaliśmy Alana? - zapytał niepewnie Ksawery.
- Przykro mi. Alana nie ma w domu... Przekazać mu coś?
- Nie, ale... Stało się coś? - tym razem zapytała Karolina.
- Nie, nic się nie stało. Alan po prostu... Wczoraj rano zasłabł i zawiozłam go do szpitala. Musi tam zostać kilka dni na badaniach.
- Aha. Ale mamy nadzieję, że to nic poważnego.
- Ja też Amelko, ja też... - westchnęła Sylwia.
- No to my już nie będziemy przeszkadzać... Proszę uściskać od nas Alana. - uśmiechnęła się Amelia. - Do widzenia.
- Do widzenia. - uśmiechnęła się kobieta i zamknęła drzwi.
- Wyglądała jakby płakała całą noc. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tylko zasłabł. Tu musi chodzić o coś gorszego. - powiedziała Karola.
- Racja... Zaczekajcie momencik! - zwołała Mela i wróciła pod dom przyjaciela. Ponownie zadzwoniła dzwonkiem, a tym razem w drzwiach pojawił się tata Alana. - Przepraszam, że znowu nachodzę, ale... Mogłabym wiedzieć w jakim szpitalu jest Alan?
- Nie sądzę, żeby Alan chciał, żebyś go odwiedzała. - powiedział ze smutkiem Javier.
- Ale ja się muszę z nim zobaczyć. Powie mi pan, który to szpital? Proszę. - wyszeptała Amelka z nadzieją w głosie.
- No dobrze, ale nie mów mojej żonie, że ci powiedziałem. Umowa stoi? - brązowooka przytaknęła. - No więc jest w szpitalu na Warszawskiej. Oddział ogólny sala numer 45.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Do widzenia.
- Do widzenia. - powiedział mężczyzna, a Mela wróciła do przyjaciół czekających na nią pod jej domem z lekkim uśmiechem na ustach.
- Co cię tak cieszy? - zapytał Ksawery.
- Bo wiem w jakim szpitalu jest Ali i jeszcze na dodatek, w której sali.
- No to na co my czekamy? Jedziemy do niego!
- Nie, nie, nie... Pojedziemy jutro po lekcjach, ok?
- No dobraaa. - przeciągnął leniwie Ksawi. (...)
Kiedy dziewczyna była gotowa spakowała do torebki portfel, telefon i chusteczki i szybko zbiegła na dół. Weszła do kuchni w nadziei, że zastanie tam mamę, ale niestety się myliła.
- Mamo, gdzie jesteś?
- Tutaj! - zawołała kobieta z salonu.
- Ja idę na mias... O, cześć tato! - zawołała Mela spostrzegając, że jej rodzicielka rozmawia z Grzegorzem na Skype.
- Cześć kochanie. - uśmiechnął się mężczyzna. - Czyżby moja mała córeczka się gdzieś wybierała?
- Eee... Przestań mnie nazywać swoją małą córeczką, mam już prawie 18 lat. - zaśmiała się Amelka. - Ale tak, idę z przyjaciółmi na pizzę. Mogę, prawda?
- Oczywiście, że możesz. - uśmiechnęła się Marta.
- Dziękuję... - w tym momencie rozbrzmiał dzwonek do drzwi. - To na pewno Lola i Ksawery. To ja lecę, papa. Kocham was! - brązowooka pożegnała się z rodzicami i zakładając kurtkę wyszła przed dom.
- Cześć Meli. Chodź, idziemy po Alana. - zakomunikowała Karolina i cała trójka skierowała się na drugą stronę ulicy. Amelia podeszła do drzwi i zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili w drzwiach stanął pan Javier.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się Mela. - Jest Alan?
- Dzień dobry. - tata Alana odwzajemnił uśmiech. - Nie, niestety go nie ma. Pojechał do miasta z moją żoną. Przekazać mu coś?
- Eee... Nie. Do widzenia.
- Do widzenia... (...)
**********
"Nie widziałam go. Jego mama wróciła do domu, ale bez niego... Coś jest nie tak, tylko co? Będę musiała iść do pani Sylwii i o to zapytać. Martwię się. Alan jest moim najlepszym przyjacielem i jeszcze na dodatek chłopakiem, którego kocham. Uważam, że powinnam wiedzieć co się z nim dzieje... A tak w ogóle to po południu mieliśmy iść na pizzę, ale bez Alana nie chcieliśmy i poszliśmy do parku. Siedzieliśmy przy fontannie, a potem chodziliśmy tymi wszystkimi alejkami i znaleźliśmy takie piękne miejsce - jest dużo drzew i płynie tam rzeka. Chyba nikt nie wie o tym miejscu, więc stwierdziliśmy, że to będzie NASZE miejsce. Będziemy się tam spotykać i takie tam... Musimy pokazać to miejsce Alanowi - myślę, że mu się spodoba. :) Muszę się chyba ogarnąć... Ciągle o nim myślę. Ech... Idę pod prysznic - może mi przejdzie. [...]"
**********
"Nie śpię od 2 godzin, czyli od 4:30... Ciągle patrzę w okno Alana. Napisałam SMS'a do Karoli, żeby przyszła do mnie koło 14:00 z Ksawerym, bo musimy pogadać. Powiem im o tym, że Alan nie wrócił do domu i pójdziemy pogadać z jego mamą. Musimy się dowiedzieć o co chodzi... Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Chyba coś poczytam, albo obejrzę jakiś film... Nie, lepiej poczytać. Zajmę czymś umysł, bo będę musiała się skupić na treści książki. :) [...]"
**********
- Musimy pogadać z jego rodzicami. Może nam powiedzą co jest Alanowi. - powiedział Ksawi.
- Tak, masz rację. Ale... Myślisz, że jeśli to będzie coś poważnego, to nam powiedzą? - zapytała Karolina.
- Tego nie wiemy. Ale spróbować możemy. Chodźcie. - zarządziła Mela i cała trójka skierowała się do domu przyjaciela... Kiedy byli pod drzwiami Karolina i Ksawery popchnęli Amelię, żeby to ona zadzwoniła dzwonkiem. Dziewczyna przewróciła oczami i nacisnęła dzwonek. Po chwili w drzwiach pojawiła się pani Sylwia - miała podpuchnięte oczy, jakby płakała.
- Dzień dobry. - powiedzieli z uśmiechem Karolina, Amelia i Ksawery.
- Dzień dobry. Co was do nas sprowadza? - zapytała mama Alana pociągając nosem.
- My w zasadzie... Zastaliśmy Alana? - zapytał niepewnie Ksawery.
- Przykro mi. Alana nie ma w domu... Przekazać mu coś?
- Nie, ale... Stało się coś? - tym razem zapytała Karolina.
- Nie, nic się nie stało. Alan po prostu... Wczoraj rano zasłabł i zawiozłam go do szpitala. Musi tam zostać kilka dni na badaniach.
- Aha. Ale mamy nadzieję, że to nic poważnego.
- Ja też Amelko, ja też... - westchnęła Sylwia.
- No to my już nie będziemy przeszkadzać... Proszę uściskać od nas Alana. - uśmiechnęła się Amelia. - Do widzenia.
- Do widzenia. - uśmiechnęła się kobieta i zamknęła drzwi.
- Wyglądała jakby płakała całą noc. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tylko zasłabł. Tu musi chodzić o coś gorszego. - powiedziała Karola.
- Racja... Zaczekajcie momencik! - zwołała Mela i wróciła pod dom przyjaciela. Ponownie zadzwoniła dzwonkiem, a tym razem w drzwiach pojawił się tata Alana. - Przepraszam, że znowu nachodzę, ale... Mogłabym wiedzieć w jakim szpitalu jest Alan?
- Nie sądzę, żeby Alan chciał, żebyś go odwiedzała. - powiedział ze smutkiem Javier.
- Ale ja się muszę z nim zobaczyć. Powie mi pan, który to szpital? Proszę. - wyszeptała Amelka z nadzieją w głosie.
- No dobrze, ale nie mów mojej żonie, że ci powiedziałem. Umowa stoi? - brązowooka przytaknęła. - No więc jest w szpitalu na Warszawskiej. Oddział ogólny sala numer 45.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Do widzenia.
- Do widzenia. - powiedział mężczyzna, a Mela wróciła do przyjaciół czekających na nią pod jej domem z lekkim uśmiechem na ustach.
- Co cię tak cieszy? - zapytał Ksawery.
- Bo wiem w jakim szpitalu jest Ali i jeszcze na dodatek, w której sali.
- No to na co my czekamy? Jedziemy do niego!
- Nie, nie, nie... Pojedziemy jutro po lekcjach, ok?
- No dobraaa. - przeciągnął leniwie Ksawi. (...)
_______________________________________________________
chcieliście dzisiaj, więc jest :) o następnym poinformuje Was - Domii ♥
no to jak...? zaskoczeni diagnozą lekarza? ;>
w poniedziałek już Sylwester, a ja jeszcze nie wiem, gdzie go spędzę o.O mam aż 3 propozycje i się zdecydować nie mogę... -,- a Wy jak spędzicie ten wieczór i noc? :D
dobra... zostawiam Was z rozdziałem i spadam :) paaaa ;***
Nikaa.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ