niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 10


          Alan leżał w szpitalnej sali i patrzył w sufit, słuchając muzyki. Po chwili do pomieszczenia weszła pielęgniarka, więc chłopak niechętnie wyjął słuchawki z uszu i uśmiechnął się w stronę kobiety, co szybko odwzajemniła. 
          - Gotowy? - zapytała pielęgniarka.
          - Nie bardzo... Muszę już teraz? Nie dałoby się... - zaczął Alan, ale przerwało mu pukanie do drzwi. - Proszę?! - zawołał, a po chwili drzwi się otworzyły i stanęli w nich... - Co wy tu robicie? 
          - A może by tak najpierw jakieś cześć? - zapytał Ksawery, wchodząc na salę. 
          - To może ja przyjdę później, ale lekarz nie będzie zadowolony, że odwlekasz ten moment. - powiedziała pielęgniarka, a Alan tylko się do niej uśmiechnął przepraszająco. 
          - Jaki moment odwlekasz? Co się dzieje Alan? - zapytała Karolina. 
          - Nic się nie dzieje... Meli, a ty nie wejdziesz? 
          - Co? A już... Cześć Ali. - uśmiechnęła się dziewczyna i przytuliła się do przyjaciela, a on szybko odwzajemnił gest. - Wszystko ładnie, pięknie, ale jakoś mi się nie chce wierzyć, że nic się nie dzieje... Gdyby nic się nie działo nie musiałbyś być w szpitalu! 
          - Amelka, spokojnie... To tylko jakieś rutynowe badania. Za kilka dni wracam do szkoły i nikt nie będzie nawet pamiętał, że byłem w szpitalu. 
          - My będziemy pamiętać. - wyszeptała Karola. - I będziemy jeszcze pamiętać to, że nas okłamałeś i powiedziałeś, że nic ci nie jest! - dodała i z płaczem wybiegła z sali. 
          - Ali... Przepraszam. - powiedział Ksawery i pobiegł za dziewczyną. Alan westchnął i zakrył twarz dłońmi. 
          - Ty też wyjdziesz? - zapytał po chwili ciszy. 
          - Nie. Nie wyjdę, ale...
          - Jakiś wirus. Robią mi badania, żeby sprawdzić czy już wszystko ok. - szatyn spojrzał na twarz przyjaciółki. 
          - Wirus? Widziałam jak w piątek wybiegałeś z domu trzymając zakrwawiony ręcznik przy twarzy... Tym się objawiał ten wirus? Tym, że plułeś krwią?! 
          - Tak! Dokładnie tym. 
          - Chciałabym ci wierzyć Alan. - westchnęła Amelia. 
          - Uwierz. - powiedział chłopak i złapał szatynkę za dłonie spoglądając w jej załzawione oczy. - Nie płacz... Nie przeze mnie, proszę. 
          - Przepraszam, muszę iść. No, a poza tym ty masz badania. Do zobaczenia Ali. - Mela pocałowała chłopaka w policzek i wyszła z sali, a następnie opuściła szpital. (...)

           Siedziała na parapecie w swoim pokoju i patrzyła w gwiazdy. Z jej oczu ciekły łzy... Po chwili usłyszała ciche pukanie do drzwi. 
          - Proszę. - powiedziała, ocierając łzy. 
          - Cześć Meli. - powiedziała Karolina. 
          - Myślałam, że to mama... Hej. - szatynka przytuliła przyjaciółkę. - Powiedział mi dlaczego tam jest... 
          - To znaczy? - zapytała Lola, siadając na łóżku przyjaciółki.
          - Powiedział, że ma jakiegoś wirusa i musi leżeć w szpitalu... Teraz robią mu badania, żeby sprawdzić czy wszystko z nim ok. 
          - Wierzysz mu? Nie wyglądał za dobrze... 
          - Wiem, ale chyba mówił prawdę... - uśmiechnęła się Amelia. - Karola ja... Kocham go. Jak to jest coś groźniejszego to... - wybuchnęła płaczem dziewczyna. 
          - Ciii... Spokojnie. - Karolina objęła przyjaciółkę i próbowała ją uspokoić. - Też się o niego martwię, ale skoro powiedział, że to wirus to, to jest wirus... (...)

**********


           "Jest już 22:30. Karola dopiero poszła, chciała zostać na noc, ale powiedziałam, że dam sobie radę i siłą ją za drzwi wystawiłam - dosłownie. :) Ale dobrze jest tak czasem wypłakać się na ramieniu przyjaciółki - teraz czuję się o wiele lepiej. Lola ma rację, skoro Ali powiedział, że to przez wirusa to tak jest, a ja stwarzam jakieś inne historie... Mam nadzieję, że jak najszybciej zobaczę go w szkole i w końcu będę mogła się do niego przytulić... *-* Ech... Pójdę chyba spać, bo jutro muszę być wypoczęta - mam sprawdzian z matmy! ;/ [...]" 

**********


           Obudziła się jeszcze zanim zaczął dzwonić budzik. Przeciągnęła się leniwie, i odchylając kołdrę wstała z łóżka. Zegarek wskazywał 6:25... Uchyliła balkon i wyszła na zewnątrz zaciągnąć się mroźnym, porannym powietrzem. Stwierdziła, że jak na listopad to jest dość ciepło, więc podchodząc do szafy zdecydowała się na nieco "lżejszy" strój. Zamknęła drzwi balkonowe, i zabierając ubrania weszła do łazienki, w której wykonała wszystkie rutynowe czynności. (...)

           - Cześć mamo. - powiedziała z uśmiechem Amelia i pocałowała rodzicielkę w policzek, a następnie przygotowała sobie płatki. 
          - Jak się spało? - zapytała Marta popijając kawę z mlekiem. 
          - Nawet dobrze... Mam dziś sprawdzian z matmy. - skrzywiła się dziewczyna.
          - Będę trzymać kciuki... Uczyłyście się wczoraj z Karoliną? 
          - Eeee, tak... Mamo, chyba będziemy musiały jechać na jakieś zakupy. Zbliża się zima, więc potrzebuję nową kurtkę, buty... - zaczęła wymieniac dziewczyna. 
          - Wiem, wiem... Może podjadę dziś po ciebie po szkole i pojedziemy na zakupy, co? 
          - Byłoby świetnie. 
          - No to super. O której kończysz lekcje?
          - O 14:00. - uśmiechnęła się Mela. 
          - No to jesteśmy umówione, tak? 
          - Oczywiście. To ja lecę do szkoły. Pa! - zawołała szatynka, i zakładając kurtkę wyszła z domu i skierowała się pod dom Ksawerego, żeby razem z nim iść po Karolinę. (...) 

**********


           Po lekcjach Amelka wyszła ze szkoły dużo wcześniej niż Karolina i Ksawery, bo oni musieli jeszcze zostać na dodatkowe zajęcia... Kiedy dziewczyna wyszła ze szkoły zauważyła, że jej mama już na nią czeka, więc szybko podbiegła do samochodu i z uśmiechem na ustach do niego wsiadła.
          - Cześć skarbie. I jak sprawdzian? - zapytała Marta.
          - Nawet dobrze mi poszło. Myślę, że przynajmniej na 3 wyrobiłam. - zaśmiała się dziewczyna.
          - Na 3? Dostaniesz co najmniej 4, ja to wiem. 
          - Dzięki, że aż tak wierzysz w moje umiejętności matematyczne. 
          - Jestem twoją mamą, więc wierzę w ciebie. - uśmiechnęła się kobieta i ruszyła w stronę centrum handlowego. (...)

           Po dwóch godzinach chodzenia po centrum handlowym Amelia i jej mama postanowiły pójść na gorącą czekoladę do jednej z ich ulubionych kawiarni. 
          - Dawno nie widziałam Alana. Co się z nim dzieje? - zapytała Marta, kiedy kelnerka przyniosła zamówienie. 
          - Jest w szpitalu. - odpowiedziała spokojnie Amelka, ale w głębi siebie miała ochotę wybuchnąć płaczem. 
          - Stało się coś? 
          - Mówił, że to jakiś wirus i teraz robią mu badania, żeby sprawdzić czy już wszystko w porządku... Za kilka dni ma podobno wyjść. 
          - Aha... - mama szatynki wzięła łyk gorącego napoju. - Zadowolona z zakupów? 
          - Oczywiście, że tak. - zakomunikowała Mela z ogromnym uśmiechem na ustach patrząc na zakupione rzeczy. 
          - No to się cieszę, ale nie rozumiem po co ci te Supry. Zbliża się zima, a ty kupiłaś buty sportowe. 
          - Dobrze wiesz, że moje stare buty sportowe są już na mnie za małe... A teraz, w sezonie zimowym Supry są tańsze, więc to byłby grzech ich teraz nie kupić.
          - Ech... No niech ci będzie. - zaśmiała się Marta. (...)

           "Byłam dziś z mamą na zakupach. :) Dobrze mi to zrobiło - zapomniałam chociaż na te 2,5 godziny o Alanie... Jak poszłyśmy po zakupach do kawiarni to myślałam, że mi nogi odpadną - nic dziwnego nasze centrum handlowe jest ogromne, a odwiedziłyśmy każdy zakątek. xd Kupiłam sobie nowe buty sportowe - moje ukochane Supry *-*, nową kurtkę na zimę, buty zimowe i śliczny niebieski sweterek - moja reakcja jak go zobaczyłam to było "Aaaaa! Chcę, chcę, chcę!" no i nie było wyjścia. Haha! Zaraz zejdę na dół i pomogę mamie w przygotowaniu kolacji... Szczerze to trochę zgłodniałam. No w końcu nic praktycznie dziś nie jadłam - rano tylko miseczkę płatków, w szkole małą sałatkę i sok pomarańczowy, no i w kawiarni szarlotkę *-* - nic poza tym, więc mam prawo być głodna. :) A co do sprawdzianu z matmy to... mam nadzieję, że na 3 wyrobię. xd [...]"

**********


           Leżał na łóżku szpitalnym zwrócony twarzą do okna i podziwiał gwiazdy. Był w szpitalu już 4 dzień... Nudziło mu się, chciał być już w domu, chciał spotkać się z przyjaciółmi, wrócić do szkoły, ale nie było to na razie możliwe. Nagle na salę wszedł lekarz, przeglądnął kartę Alana przymocowaną do łóżka i usiadł na krześle. 
          - Możemy porozmawiać? - zapytał mężczyzna, spoglądając na twarz szatyna. 
          - Jasne. Coś nie tak? - zapytał zachrypniętym głosem Alan. - Jest już po północy, nigdy pan mnie tak późno nie odwiedzał... 
          - Chciałbyś już wrócić do domu, prawda? - zapytał lekarz jakby nie słyszał tego, co powiedział brązowooki. 
          - Oczywiście, że bym chciał, ale...
          - Możesz wyjść jutro, a raczej dzisiaj, po południu, ale będziesz musiał na siebie uważać. Nie przemęczać się i jak najmniej denerwować, bo krwotoki mogą powrócić. To jak, mam przygotować wypis? 
          - Eeee... Ale co z moim leczeniem? Chemioterapią? 
          - Ustalimy z twoimi rodzicami terminy, w których będziesz musiał stawić się w szpitalu na chemię... Nie musisz tutaj cały czas leżeć. Tym bardziej, że widzę jaki ból sprawia ci to, że nie możesz spotkać się z bliskimi. Zadzwonię do twoich rodziców, żeby przyjechali po ciebie po południu... A teraz spróbuj zasnąć. - uśmiechnął się mężczyzna i skierował się do drzwi. 
          - Panie doktorze... Dziękuję. 
          - Nie dziękuj... Dobranoc. 
          - Dobranoc. - odpowiedział Alan i z uśmiechem na ustach powrócił do podziwiania gwiazd. Po chwili jego powieki stawały się coraz cięższe i chłopak w końcu zasnął. (...)

**********


           "Alan dzisiaj wychodzi ze szpitala! Jego rodzice właśnie po niego pojechali! :) Już się nie mogę doczekać... Zastanawiam się czy zadzwonić do Karoliny i Ksawerego... Nie wiem, nie wiem. Ale chyba nie będę dzwonić - jutro w szkole będą mieć niespodziankę. Chyba się nie obrażą - na pewno nie. xd Hmmm... Pójdę coś zjeść, a potem będę siedzieć przy oknie i patrzeć czy nie wrócili. Haha! [...]" 

           Kończyła jeść obiad, kiedy zobaczyła, że pod dom sąsiadów podjeżdża samochód i wysiada z niego Alan. Szybko wstała od stołu, i zakładając kurtkę wybiegła z domu. Przebiegła na drugą stronę ulicy i stanęła kilka kroków za odwróconym do niej plecami chłopakiem. Odchrząknęła i w tym samym momencie brązowooki się odwrócił. Gdy tylko ją zobaczył na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. 
          - Chodź tu. - powiedział i rozłożył ramiona, a już po chwili tulił do siebie Amelkę. 
          - Nareszcie jesteś. - wyszeptała dziewczyna i jeszcze bardziej wtuliła się w ciało przyjaciela. 
          - Mówiłem, że niedługo wyjdę... 
          - I jak badania? Wszystko ok? - zapytała Amelia odrywając się od Alana. 
          - Tak, tak. Wszystko dobrze... 
          - No to super... Wiesz, że od jutra jeździsz ze mną do szkoły? 
          - Poważnie? Nic mi o tym nie wiadomo. - powiedział chłopak, spoglądając na uśmiechniętych rodziców.
          - Chyba mi nie powiesz, że nie cieszysz się, że będziesz jeździł do szkoły ze swoją najlepszą przyjaciółką. - Mela uderzyła lekko Alana w ramię i razem się zaśmiali. 
          - Oczywiście, że się cieszę... Zimno jest, wejdziesz do środka? 
          - Nie, dziękuję. Widzimy się jutro rano. Pa Ali. - brązowooka pocałowała chłopaka w policzek i przeszła na drugą stronę ulicy. Kiedy była już pod drzwiami usłyszała wołanie Alana:
          - Mela! 
          - Tak? - zapytała odwracając się.
          - Nie, nic... Do zobaczenia. - uśmiechnął się Alan, a dziewczyna to odwzajemniła i weszła do domu. (...)

           "Nareszcie go widziałam. :) Mówił, że wszystko już w porządku, ale jakoś tego po nim nie widać... Był blady i w jego oczach można było dostrzec przemęczenie i... to najdziwniejsze - smutek. Ciekawe czym on się smuci? Ech, nie ważne - powiedziałby mi, prawda? Cieszę się, że jest już w domu i mogę do niego w każdej chwili pójść - tego mi brakowało, tej świadomości, że jak będę miała jakiś problem to mogę tak po prostu do niego pójść i mu się wypłakać na ramieniu. Co prawda miałam jeszcze Karolinę i Ksawerego - i mam ich nadal, ale jakoś tak czuję, że najbardziej pomógłby mi Ali. :D Właśnie... Od jutra jeździmy razem do szkoły! Nie będę go teraz odstępować na krok... Haha! Może przesadziłam... Ech... Idę pod prysznic i spać, bo już późno. [...]"

**********


           Rano obudziła się dość wcześnie. Spojrzała na zegarek, który wskazywał dopiero 6:15. Dziewczyna westchnęła i wstała z łóżka, a następnie uchyliła drzwi balkonowe, żeby wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza, a sama wybrała ubrania na dzisiejszy dzień i weszła do łazienki... Po ok. 40 minutach gotowa wyszła z pomieszczenia i zamknęła balkon, ale przed tym spojrzała na okno pokoju Alana. Chłopak chodził po pokoju wyraźnie czegoś szukając. Nie miał na sobie koszulki, więc Mela mogła podziwiać jego idealnie wyrzeźbione mięśnie. Nagle szatyn podniósł wzrok i spojrzał prosto na nią. Amelka widząc to uśmiechnęła się do niego i pomachała mu, a on szybko odwzajemnił gest, a następnie powrócił do przerwanej czynności. Natomiast brązowooka zabrała torbę z książkami i zeszła wolnym krokiem do kuchni. (...)

           - To ja po niego pójdę. - zakomunikowała Amelia, kładąc torbę z książkami na siedzeniu w samochodzie. 
          - Już nie musisz. Właśnie wychodzi z domu. - zakomunikowała Marta i uśmiechnęła się do córki. 
          - Dzień dobry. - Alan przywitał się z panią Starską, a następnie podszedł do Meli. - Hej. - powiedział dając jej buziaka w policzek. 
          - Cześć. Wsiadaj... - zaśmiała się dziewczyna i razem z przyjacielem zajęli miejsca w samochodzie, a już po chwili byli w drodze do szkoły. 
          - Karola i Ksawery wiedzą, że wracam do szkoły? - zapytał Alan przerywając ciszę, panującą w samochodzie. 
          - Nie, nic im nie mówiłam, chciałam, żeby mieli niespodziankę. - uśmiechnęła się Amelia. (...) 

          Na przerwie obiadowej siedzieli razem przy stoliku i opowiadali Alanowi co się wydarzyło ciekawego w szkole jak go nie było... 
          - No i... Milena i Marcin nie ukrywają tego, że są parą. - powiedział Ksawery. 
          - Tak, wszyscy są tym faktem zszokowani, ale im to chyba nie przeszkadza. - stwierdziła z uśmiechem Karolina. 
          - No to super. Kochają się, więc... Meli, co jest? - zapytał Alan spoglądając na przyjaciółkę. 
          - Nic takiego tylko trochę źle się czuję... 
          - Może zaprowadzić cię do higienistki, co? - zapytała Lola.
          - Nie, dzięki. Ale ja chyba faktycznie do niej pójdę... - zakomunikowała Amelka i wstała od stolika. - Widzimy się na historii. 
          - Na pewno dasz radę? Może pójdę z tobą? - zapytał z troską Alan łapiąc przyjaciółkę za rękę. Mela tylko delikatnie się uśmiechnęła i powiedziała:
          - Nie trzeba, naprawdę. Poradzę sobie. (...) 

           Po skończonym lunchu Karolina, Ksawery i Alan udali się pod klasę, w której mieli mieć kolejną lekcję - historię. Usiedli na ławce pod drzwiami i cierpliwie czekali na ich przyjaciółkę. Minęło 5 minut, zaraz miał zadzwonic dzwonek, a Amelki dalej nie było. 
          - Gdzie ona tyle jest? - zapytał Alan.
          - Spokojnie stary, pewnie siedzi jeszcze u higienistki. Zaraz przyjdzie. - uspokajał przyjaciela Ksawery.
          - Ech... Pójdę po nią. - stwierdził szatyn i wstał z zajmowanego miejsca.
          - A historia? Ona będzie usprawiedliwiona, a ty...? - zapytała Lola.
          - Powiedzcie, że poszedłem z nią. - zakomunikował Alan i skierował się do gabinetu należącego do pani higienistki. (...) 

            Kiedy stał pod drzwiami zapukał delikatnie, a gdy usłyszał ciche "Proszę." nacisnął klamkę. 
          - Dzień dobry. 
          - Dzień dobry. - powiedziała pielęgniarka. - Stało się coś?
          - Nie, mnie nie. Ale... Była tutaj może Amelia Starska? 
          - Tak, była. Ale wyszła jakieś 15 minut temu. Mówiła, że wraca na lekcje. 
          - Aha, dziękuję. Widocznie musieliśmy się minąć. Do widzenia. 
          - Do widzenia. - powiedziała kobieta, a szatyn opuścił jej gabinet. Zdezorientowany postanowił wrócić na lekcję, pomyślał, że Mela na pewno poszła inną drogą i jest już z resztą uczniów w klasie... Kiedy przechodził koło składzika należącego do woźnego szkolnego usłyszał stłumiony krzyk. Zaniepokojony tym, co usłyszał szarpnął za klamkę, ale okazało się, że drzwi są zamknięte. Zdenerwowany chłopak obejrzał dokładnie drzwi i zauważył, że otwierają się one do wewnątrz, więc spokojnie można je wywarzyć. Cofnął się kilka kroków do tyłu i z rozbiegu uderzył w drzwi, które z hukiem opadły na podłogę. Wszedł do pomieszczenia i to, co zauważył sparaliżowało jego całe ciało. Przed nim stała zapłakana Amelka w potarganej bluzce, a obok niej stał... Fabian. 
          - Zostaw ją! - krzyknął Alan, odciągając chłopaka od brązowookiej. - Meli, nic ci nie jest? - dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko pokręciła przecząco głową i wybuchnęła jeszcze głośniejszym płaczem. Alan zdjął swoją bluzę i zarzucił ją na ramiona przyjaciółki.
          - Uważaj. - wyszeptała dziewczyna widząc, że Fabian zbliża się do Alana. Szatyn szybko się odwrócił i uderzył chłopaka w nos, z którego natychmiast pociekła strużka krwi. 
          - Mela, wyjdź. - poprosił szatyn.
          - Nie zostawię cię tutaj. 
          - Wyjdź! - krzyknął zdenerwowany Alan, a Amelia wykonała jego polecenie, ale nigdzie daleko nie odeszła tylko osunęła się po ścianie i płakała... - Zabiję cię! - krzyknął Sanchez i rzucił się z pięściami na Fabiana. Niestety chłopak zrobił unik i Alan wylądował na ziemi, ale szybko się podniósł tym samym uchraniając się od ciosu, który chciał zadać mu brunet... Bójka trwała dość długo aż w pewnym momencie do uszu Amelii dobiegł głuchy odgłos - jakby coś ciężkiego uderzało o podłogę. W tym samym momencie z pomieszczenia wybiegł Fabian. Podszedł do dziewczyny i mierząc ją groźnym wzrokiem powiedział:
          - Powiecie komuś o tym, co tu miało miejsce, a twój przyjaciel już nigdy nie otworzy oczu, rozumiesz?! 
          - Powiedzmy, że tak... - powiedziała Mela, i odpychając od siebie Fabiana wbiegła do kantorka woźnego. Jak tylko przekroczyła próg zauważyła Alana, leżącego na ziemi. Chłopak zwijał się z bólu, a z jego ust sączyła się krew - dużo krwi. - Ali. - wyszeptała i uklęknęła obok chłopaka.
          - Ciii... Nic mi nie jest. Przeżyję. - wyszeptał chłopak, a po chwili wypluł krew. 
          - Idę po pomoc... 
          - Nie, zaczekaj... - Alan chwycił Amelkę za rękę. - Muszę ci coś powiedzieć... Ale nikomu więcej nie mów, proszę... - Mela przytaknęła. - Wtedy w szpitalu... - chłopak znowu musiał zrobic przerwę, żeby wypluć gromadzącą się w jego ustach krew. - Okłamałem cię, ale tylko dlatego, że nie chciałem cię martwić... To nie był wirus... Ja mam... - kolejna porcja krwi wypłynęła z ust szatyna. - Mam raka. - wyszeptał i jego oczy się zamknęły. Amelka z przerażeniem patrzyła na ciało przyjaciela, wyjęła z kieszeni telefon.
          - Pogotowie, pogotowie... Jaki to był numer do cholery?! 
          - Co tu się...? - do pomieszczenia wpadł woźny. - Jezu! Zadzwoń do jego rodziców, a ja zadzwonię po pogotowie. - zakomunikował mężczyzna, a brązowooka przytaknęła i wybrała numer do taty Alana. (...) 

_______________________________________________________


no to kolejny rozdział za nami :)
[rozdział dodaje się automatycznie, a ja pewnie w tym momencie siedzę przed TV i czekam na "Wciąż ją kocham" ♥] 
mam nadzieję, że Wasze plany na Sylwestra wypalą i jutrzejszą noc spędzicie w jak najlepszym towarzystwie i nastroju ;p
no, a tak w ogóle to... chciałam Wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku! i żeby wszystko, co sobie zaplanowaliście na ten 2013 rok się spełniło i - mimo, że zawiera on w sobie 13 - nie był pechowy :) dążcie do spełnienia swoich marzeń i... dotrzymajcie postanowień noworocznych - zacznijcie je realizować już od 1 stycznia! :)
o następnym rozdziale jak zwykle poinformuje Was Domii... no i do napisania! ;***
Nikaa.



CZYTASZ = KOMENTUJESZ