- Rozumiem, że chce ci się spać, ale wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły. - westchnęła kobieta, patrząc na córkę. - My już musimy wychodzić.
- Gdzie wy znowu idziecie, beze mnie? - zapytała Mela, przecierając zaspane i podpuchnięte od płaczu oczy.
- Musimy załatwić kilka rzeczy na mieście... Jak wrócisz ze szkoły to pewnie nas jeszcze nie będzie, więc będziesz musiała sobie sama poradzić. - uśmiechnęła się przepraszająco Marta. - Wstawaj. - dodała i zaśmiała się.
- Już, już... - westchnęła Amelka i wstała z łóżka, po czym skierowała się do łazienki.
- No... Nie zapomnij zamknąć drzwi jak będziesz wychodzić do szkoły. Do zobaczenia po południu! - zawołała kobieta i opuściła pokój córki, a Amelia oparła się plecami o ścianę w łazience i zjechała po niej na podłogę. Wzięła kilka głębszych oddechów i wróciła do pokoju, podchodząc do okna. Wyjrzała przez nie na ulicę i kiedy zauważyła, że spod domu odjeżdża samochód uśmiechnęła się w duchu i westchnęła... Nie miała zamiaru iść do szkoły, więc to, że jej rodzice musieli załatwić jakieś sprawy na mieście było zbawieniem, bo inaczej musiała by im wciskać, że źle się czuje czy coś podobnego. Kiedy tak stała przy oknie zauważyła też, że z domu wychodzi Alan. Chłopak poprawił torbę na ramieniu i wyjął z kieszeni kluczyki do samochodu, po czym je otworzył i wsiadł do środka, a już po chwili odjechał w stronę szkoły... Natomiast Amelia położyła się do łóżka i wyjęła z szufladki swój pamiętnik. Otworzyła go na czystej stronie i zaczęła pisać:
"Mam szczęście, że rodzice pojechali do miasta i zostawili mnie samą w domu... Nie mam ochoty iść do szkoły, a to byłoby trudne, gdyby byli w domu... Prawie całą noc przepłakałam, a teraz jak tylko sobie przypomnę wydarzenia z wczoraj pod powiekami zbierają mi się łzy... Przez to wszystko prawie w ogóle nie zmrużyłam oka, zasnęłam dopiero koło 5:00. Jak ja mogłam być taka głupia i uwierzyć, że Wojtkowi nie chodzi tylko o seks?! Mogłam się spodziewać, że taki chłopak jak on myśli tylko o jednym, ale nie! Ech... Głupia jesteś Amelia, oj głupia... Mam za swoje, następnym razem będę uważać... Jestem wdzięczna Alanowi za to, że zabrał mnie stamtąd wczoraj i odwiózł do domu. Mam nadzieję, że w końcu mi to wybaczy i będziemy się chociaż przyjaźnić, bo... Potrzebuję go. I chyba nawet nadal go kocham. [...]" (...)
**********
- Co wy macie takie miny? Stało się coś? - uśmiechnął się Alan podchodząc do przyjaciół siedzących pod klasą.
- To ty nam lepiej powiedz co się stało... Nie było was, ani ciebie, ani Meli na lekcjach po lunchu wczoraj. Wojtek chodził wkurzony i warczał na każdego, kto się do niego odezwał, a poza tym ma złamany nos... O co chodzi? - zapytał Ksawery mierząc dziwnym wzrokiem szatyna.
- Nie chcecie wiedzieć. - westchnął Sanchez. - Lola, jak się czujesz? - zapytał, chcąc zmienić temat.
- Jest ok, ale dzisiaj mam wizytę u ginekologa... A ty nie zmieniaj tematu. Gadaj co jest?
- Nie odpuścicie, prawda?
- Oj, nie stary... Nie ma mowy. - Ksawi pokiwał przecząco głową i spojrzał na kumpla wyczekująco.
- Temu kretynowi chodziło tylko o to, żeby zaciągnąć ją do łóżka... Prawie mu się to udało, ale Mela się w porę ocknęła i do niczego nie doszło. A on z nią tak po prostu zerwał... A wczoraj na lunchu jak poszliście do higienistki... On i ta jego banda głupich przyjaciół śmiali się z Amelii, a ona tego nie wytrzymała i wybiegła z płaczem... Wtedy mi o tym wszystkim powiedziała no i... Pobiłem się z nim. A jakby tego było mało nazwał ją dziwką... - powiedział Alan, zaciskając dłonie w pięści.
- Nie wierzę... - westchnęła Lola, zakrywając usta dłonią, a Ksawery się nie odzywał.
- Też nie mogłem uwierzyć, chociaż od początku wiedziałem, że to się tak skończy.
- A jak Mela się czuje?
- Jak ją odwoziłem do domu wczoraj to cały czas płakała, ale powiedziała, że sobie poradzi, więc... A dzisiaj to nie... - Alanowi przerwał dźwięk telefonu, oznajmujący, że dostał SMS'a. - Amelka? - wyszeptał i otworzył wiadomość: "Cześć Alan. Przepraszam, że Cię o to proszę, ale... Mógłbyś wpaść do mnie po szkole? Potrzebuję kogoś, kto po prostu ze mną posiedzi i nie będzie o nic pytał... To jak? Przyjdziesz?" - przeczytał chłopak i zmarszczył brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Po chwili głęboko westchnął i odpisał krótkie: "Ok, będę." i po wysłaniu wiadomości oparł się wygodnie o ścianę, przymykając oczy. - To Amelka. Chciała, żebym do niej wpadł po szkole. - wytłumaczył, bo wiedział, że Karolina i Ksawery patrzą na niego oczekując wyjaśnień do kogo pisał. Kiedy usłyszeli odpowiedź przytaknęli tylko głowami i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek, oznajmujący rozpoczęcie się lekcji. (...)
**********
Leżała cała zapłakana na kanapie w salonie, oglądając jakiś film, który w ogóle jej nie interesował, aż nagle usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. Wstała jak oparzona z kanapy i natychmiast pobiegła otworzyć. Złapała za klamkę i jak tylko drzwi się otworzyły, a ona zauważyła przed sobą Alana rzuciła mu się na szyję...
- Dziękuję, że przyszedłeś. - wyszeptała, łkając. Szatyn nic nie powiedział tylko objął dziewczynę, mocno do siebie przytulając i wszedł z nią do środka, zamykając nogą drzwi. Po chwili Mela się od niego odsunęła i otarła mokre policzki, ale i tak nic to nie dało, bo po kilku sekundach pojawiły się nowe łzy... - Napijesz się czegoś? - zapytała zachrypniętym głosem. Alan spojrzał na nią i pokręcił przecząco głową, delikatnie się uśmiechając, co Amelia z wielkim trudem odwzajemniła... Między nimi można było dostrzec napiętą atmosferę, ale oboje próbowali ją przełamać, niestety nieudolnie... - Chodź do salonu. - westchnęła szatynka i weszła do pomieszczenia, a za nią podążył Alan. Obydwoje usiedli na kanapie i oglądali film, a koło nich na podłodze leżał Fado, który nawet nie zauważył, że przyszedł Ali. Po kilku minutach Amelia ponownie wybuchnęła płaczem, a Alan nie mogąc na to patrzeć przysunął się do niej i niepewnie objął ją ramieniem, delikatnie kołysząc jej ciałem, żeby się uspokoiła.
- Nie płacz, proszę... - wyszeptał, całując dziewczynę w głowę. - Ten dupek nie jest tego wart... - dodał po chwili.
- Przepraszam. - powiedziała Amelka.
- Za nic nie przepraszaj... Nie musisz. - skwitował chłopak.
- Nie prawda. Alan ja...
- Ciii... Nic nie mów, ok? To nie jest rozmowa na teraz. - stwierdził szatyn i ponownie pocałował dziewczynę w głowę, nadal kołysząc jej ciałem. Po kilkunastu minutach Amelka zaczęła spokojnie i równo oddychać, więc Ali zorientował się, że zasnęła. Ułożył ją wygodnie na kanapie, przykrył kocem, po czym chciał wyjść z domu dziewczyny, ale uniemożliwił mu to Fado, który się obudził i zaczął wesoło skakać po nogach chłopaka. - Już, już... - zaśmiał się Ali i pogłaskał psiaka. - Gdzie ta smycz... - zastanowił się głośno, a jak tylko dostrzegł fioletową smycz zapiął ją przy obroży Fada i wyszedł z nim na spacer... (...)
Po około 20 minutach spacerowania z Fadem, Alan postanowił wrócić do domu Amelki. Kiedy był jakieś 50 metrów od domu na podjazd wjechali rodzice dziewczyny. Szatyn podszedł do nich i przywitał się z nimi.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się chłopak. - Miło pana widzieć. - dodał, zwracając się do Grzegorza.
- Ciebie też, Alanie... A co ty tutaj robisz z Fadem? - zapytał mężczyzna.
- A no tak, bo państwo nic nie wiedzą... - westchnął szatyn.
- O czym nie wiemy? - zapytała już lekko zdenerwowana Marta.
- Proszę się nie denerwować... Amelka na pewno wszystko państwu wyjaśni jak tylko ochłonie. - uśmiechnął się nikło Alan. - Ale ja już muszę iść, do widzenia. - dodał i oddając smycz w ręce Grzegorza odwrócił się i chciał pójść do siebie, ale zatrzymał go głos Marty.
- Alan... Znasz Amelię. Ona na pewno nie będzie chciała nam o tym powiedzieć... Możesz nam to wyjaśnić? - zapytała kobieta.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - westchnął chłopak.
- Proszę.
- Ech... No dobrze.
- No to zapraszam na herbatę. - uśmiechnęła się Marta. (...)
- I tak to właśnie wygląda... Tylko proszę nie mówić o tym, że państwu to powiedziałem, Amelii, bo mnie chyba zabije. - Alan zakończył właśnie opowiadać wydarzenia z ostatnich trzech dni rodzicom dziewczyny.
- Jasne, jasne... Ale, jak on tak mógł? - westchnęła Marta, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.
- Wojtek to typ takiego casanovy, który dąży do jednego... Może na takiego nie wygląda, ale to właśnie jest jego prawdziwy charakter.
- Nie mogę uwierzyć, że coś takiego spotkało moją córkę. - westchnęła Marta, spoglądając na śpiącą Amelkę.
- Niech się pani nie przejmuje. Nic złego się nie stało, Amelka niedługo ochłonie i wszystko wróci do normy. - uśmiechnął się delikatnie Alan. - Ale... Proszę pozwolić jej zostać w domu przez kilka dni.
- Oczywiście. - uśmiechnęła się delikatnie mama Amelii. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale uniemożliwił jej to telefon Alana, który w tym momencie zaczął dzwonić. Chłopak spojrzał na wyświetlacz i odrzucił połączenie.
- Przepraszam, to mama. Muszę już iść... Jeszcze raz proszę nic nie mówić Meli. Do widzenia. - uśmiechnął się szatyn.
- Oczywiście, nic jej nie powiemy. Do widzenia, Alanie. - powiedziała Marta i również się uśmiechnęła.
- Odprowadzę cię do drzwi. - zaproponował Grzegorz i razem z Alim wyszli do przedpokoju. - Alan, mogę o coś zapytać?
- Jasne. Niech pan pyta.
- Czemu to zrobiłeś? Przecież cię zraniła. Nie musiałeś...
- Musiałem. Tak, to prawda - zraniła mnie, ale... To nie zmieniło faktu, że ją kocham. Nie mogłem na to wszystko patrzeć. Po prostu czułem, że muszę to zrobić... - wyjaśnił chłopak, na co na twarzy Grzegorza pojawił się uśmiech.
- Wiesz, że jesteś dla mnie jak syn... Jestem ci bardzo wdzięczny za to, co zrobiłeś. - powiedział mężczyzna i poklepał Alana po ramieniu.
- Nie musi mi być pan wdzięczny. To było dla dobra Amelii. - uśmiechnął się szatyn. - Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść. Do widzenia. - dodał po chwili i wyszedł z domu Starskich, kierując się do swojego domu. (...)
**********
Rano Alan obudził się już przed budzikiem. Podniósł się do pozycji siedzącej na łóżku i przetarł zaspane oczy, po czym wziął do ręki telefon i sprawdził, która godzina.
- Dopiero 5:20? Ech... Mogłem spokojnie spać jeszcze przynajmniej godzinę. - westchnął chłopak i odłożył komórkę na szafkę obok łóżka i położył się na boku, wpatrując się w okno. Leżał tak kilka minut, ale szybko mu się to znudziło i wstał z łóżka, po czym poszedł do łazienki. Tam wziął prysznic, który do końca go rozbudził i wyszedł z kabiny wycierając ciało ręcznikiem, który po chwili obwiązał w pasie i wrócił do pokoju. Z jednej z szuflad w komodzie wyjął czystą bieliznę, którą szybko na siebie założył, a następnie z szafy wyciągnął ubrania i je również założył. Zerknął na zegarek, który wskazywał już 6:30, więc spakował książki potrzebne na ten dzień do szkoły i biorąc telefon do ręki wyszedł z pokoju i skierował swoje kroki do kuchni... Jak tylko przekroczył próg pomieszczenia zauważył Javiera robiącego śniadanie.
- Cześć tato. - przywitał się szatyn i wyjął z szafki miseczkę i szklankę. - Ja chyba podziękuję za śniadanie w twoim wykonaniu. - zaśmiał się i nalał sobie soku, a do miseczki wsypał płatki, po czym zalał je zimnym mlekiem.
- Trudno. Będzie więcej dla mnie i mamy... - uśmiechnął się mężczyzna. - Alan, mogę coś zapytać?
- Ehe... O co chodzi? - zapytał chłopak zaczynając jeść przygotowane śniadanie.
- Dzwonił do mnie dyrektor i powiedział, że zerwałeś się we wtorek z lekcji. - zaczął Javier, a Ali momentalnie zakrztusił się tym, co miał w buzi. - Spokojnie, synu... Powiedz mi dlaczego to zrobiłeś po prostu. Przecież nie dam ci za to szlabanu, bo skoro się zerwałeś to musiałeś mieć ważny powód.
- Tak, to był bardzo ważny powód. Musiałem pomóc Amelii... - wytłumaczył Alan, ale napotkał pytające spojrzenie ojca. - No nie patrz tak, bo nie mogę powiedzieć ci całej historii. Po prostu musiałem ją odwieźć do domu, tyle.
- Ok, już o nic więcej nie pytam. - uśmiechnął się mężczyzna i powrócił do przygotowywania śniadania. Po kilku minutach Alan wstał od stołu i włożył do zlewu brudne naczynia, po czym założył na ramię plecak i chwycił do ręki kluczyki od samochodu.
- Lecę do szkoły, na razie! - zakomunikował chłopak i wyszedł z domu. (...)
Przerwa obiadowa...
- Halo, halo! Proszę o ciszę! Chciałabym coś ogłosić! - w całej stołówce rozbrzmiały właśnie te słowa, a wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu ucichli i skierowali swoje głowy w stronę niewielkiego głośnika, zawieszonego pod sufitem. - Na początku chciałabym, żebyście wysłuchali wszystkiego, co mam do powiedzenia i nie zadawali się z tą podłą, dwulicową dziw... dziewczyną! A więc... Wszyscy na pewno znacie Luizę Szilberg. Tak to właśnie ta z 2A, która do niedawna BYŁA moją przyjaciółką! Zapewne teraz w waszych głowach pojawiło się pytanie: "dlaczego BYŁA?" To bardzo proste... Oszukała mnie! W rzeczywistości nie jest taka bogata za jaką się podaje. Mieszka w zwykłym szarym bloku, a mnie powiedziała, że w willi na jednym z najbogatszych osiedli we Wrocławiu. Zresztą nieważne... Najważniejsze jest to, żebyście się z nią nie zadawali, z taką oszustką nie warto! - zakończyła swój monolog Milena, a na stołówce ponownie podniosły się głosy. Teraz głównym tematem była Luiza... Wszyscy patrzyli na nią z wrogością wypisaną na twarzy i wytykali ją palcami, a ona stała w jednym miejscu i nie wiedziała co ma zrobić, nie była w stanie się ruszyć... Alan siedział przy stoliku i nie zwracał uwagi na to wszystko, po chwili poczuł delikatne szarpnięcie za ramię i podniósł głowę.
- Ty o tym wiedziałeś! - stwierdził Ksawery. - Ale... ale skąd?!
- Siostra mojej mamy mieszka niedaleko. Zawsze jak ją odwiedzam przechodzę koło tego bloku... Spotkałem tam kiedyś Luizę jak wychodziła z klatki, nie wyglądała jak ona, bo miała na sobie zwykły dres... Jak byłem u cioci zapytałem ją, czy zna rodzinę Luizy, a ona mi wtedy wszystko opowiedziała. - powiedział Ali i wzruszył ramionami. - Jej ojciec był cenionym prawnikiem... Któregoś dnia jak wrócił do domu wyrzucił swoją żonę i dzieci na bruk, a sam do domu sprowadził sobie jakąć młodą dziewczynę. Teraz on co noc ma inną laskę, ma kasę na wszystko, a matka Luizy nie ma nawet na chleb. - dodał po chwili.
- Wow... Nie myślałam, że Luiza ma rozbitą rodzinę. - westchnęła Karolina.
- Jak widać, pozory mylą. - skwitował Sanchez i wstał od stolika. - Idę się przewietrzyć. Widzimy się na angielskim. - uśmiechnął się i opuścił stołówkę, wychodząc na szkolne boisko. Wyszedł na trybuny i usiadł na jednym z krzesełek. Po chwili jego wzrok padł na dziewczynę, siedzącą kilka rzędów niżej, chłopak niemal natychmiast zorientował się, że to Luiza i wstał ze swojego miejsca i podszedł do dziewczyny. - Hej... Mogę? - zapytał przyjaznym głosem. Luiza podniosła głowę i spojrzała na Alana zdziwionym wzrokiem, po czym wzruszyła ramionami i wytarła mokre policzki. - Nie płacz. Z powodu Mileny nie warto.
- Czemu to robisz? - zapytała dziewczyna, pociągając nosem.
- Ale co?
- Rozmawiasz ze mną. Przecież jestem podłą i dwulicową dziwką. - powiedziała Luiza, cytując słowa Mileny. - Według dziewczyny, która była rzekomo moją przyjaciółką dowiedziałam się, że jestem oszustką! Ba, nie tylko ja się o tym dowiedziałam, ale cała szkoła.
- Gdybyś jej o tym powiedziała już dawno nie byłoby teraz takiej sytuacji. - westchnął Alan.
- Łatwo ci mówić... Gdybym jej o tym powiedziała nie miałabym miejsca w gronie jej przyjaciół...
- Tak, wiem... Ale chyba lepiej mieć prawdziwych przyjaciół, niż fałszywych, takich jak Milena. Przecież gdyby ona naprawdę traktowała cię jak swoją przyjaciółkę nigdy by tak nie zrobiła...
- Nie znasz jej. Dla niej jak nie masz konta w banku, na którym jest conajmniej pięciocyfrowa liczba - nie istniejesz.
- To po co się z nią 'przyjaźniłaś'?
- Sama nie wiem... - wzruszyła ramionami Luiza.
- A jak ona się o tym dowiedziała? - zapytał Alan, a dziewczyna spojrzała na niego pytającym wzrokiem. - Przecież wiem, że jej tego nie powiedziałaś... Mnie możesz o tym powiedzieć, wiedziałem o tym już dawno...
- Tak, wiem... Od twojej ciotki. Swoją drogą z niej też jest niezłe ziółko. Przyjaźni się z moją matką, a rozpowiada naszą historię. - zaśmiała się ironicznie Szilberg.
- Nieprawda. Nalegałem, żeby mi o tym powiedziała... A zresztą po co ja ci się tłumaczę? Ech... Nie chcesz, nie mów, ale...
- Uspokój się! Powiem ci... Poszłyśmy razem na zakupy...
~*~ retrospekcja ~*~
- Lui, zobacz jaka śliczna. Akurat twój rozmiar, idź przymierz. - pisnęła i wyciągnęła rękę w kierunku przyjaciółki.
- Lenka, nie mam ochoty nic mierzyć... W ogóle nie mam ochoty na zakupy. Przepraszam. - westchnęła Luiza i uśmiechnęła się nikło do przyjaciółki.
- Ale... Czemu? Stało się coś? - zapytała Wolarek, odwieszając sukienkę na miejsce. Luiza nic nie odpowiedziała tylko wzruszyła ramionami...
- Wiesz co? Ja chzba wrócę do domu... I tak ci dzisiaj nie pomogę w wybraniu czegoś sensownego, więc... Przepraszam, do zobaczenia. - uśmiechnęła się dziewczyna i pożegnała z przyjaciółką, po czym opuściła sklep i skierowała się do wyjścia z galerii. Milena stała zdezorientowana po środku butiku, ale po chwili się ocknęła i postanowiła pójść za Luizą - domyślała się, że coś jest nie tak i pomyślała, że jak będzie śledzić dziewczynę to się czegoś dowie. Wyszła z galerii i założyła okulary przeciwsłoneczne na nos, po czym rozglądnęła się do okoła. Kiedy wzrokiem odszukała Luizę poszła za nią... Po kilkunastu minutach chodzenia za Luizą Milena dotarła pod jeden z wrocławskich bloków, a po tym, co zobaczyła przez jakiś czas nie mogła się ruszyć... Jej przyjaciółka podeszła do małego chłopca, który bawił się przed blokiem i pocałowała go w głowę, po czym zapytała:
- Mama jest na górze?
- Tak, tak... Luiza! Dobrze, że już wróciłaś, bo z mamą nie najlepiej. - powiedział chłopiec i przytulił się do siostry, po czym obydwoje weszli do budynku... Milena stała pod blokiem i wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała jej przyjaciółka.
- Jak ona mogła mi powiedzieć, że... Boże! Co za podła, dwulicowa suka! - wysyczała przez zęby dziewczyna. Prychnęła pod nosem i skierowała swoje kroki do domu. (...)
~*~ koniec retrospekcji ~*~
- No, a póżniej się do mnie nie odzywała, ignorowała mnie, aż dzisiaj... Sam wiesz. - westchnęła Luiza, kończąc opowiadać. Alan tylko skinął głową i wypuścił mocno powietrze z płuc.
- Nie przejmuj się... Ludzie pogadają, a za chwilę znajdą inną sensację i zapomną o tej całej sytuacji. - stwierdził chłopak i uśmiechnął się do dziewczyny, siedzącej obok niego. - Ale teraz chodźmy na lekcję. Zaraz będzie dzwonek. - dodał po chwili i wstał z miejsca, a zaraz po nim to samo uczyniła Luiza i obydwoje wrócili do szkoły. (...)
- Spoufalasz się z wrogiem? Sanchez odbiło ci? - zapytał Ksawery, widząc, że Alan wrócił do szkoły razem z Luizą.
- Stary, zejdź ze mnie, co?
- No, ale... Bez przesady. Obchodzimy jakiś dzień dobroci dla złych ludzi?
- Przestań. Nie znasz jej... Nie wiesz jaka jest, kiedy nie jest z Mileną.
- Ty też nie. Spędziłeś z nią 15 minut i myślisz, że ją poznałeś? Alan... Ocknij się człowieku! - naskoczył na kumpla Ksawi.
- Nie twierdzę, że ją poznałem. Przecież nic takiego nie powiedziałem... Po prostu moim zdaniem Luiza zyskuje przy bliższym poznaniu. - skwitował szatyn i wyminął przyjaciela, kierując się do klasy... Kiedy chłopak postawił kilka kroków zaczęło kręcić mu się w głowie, a on sam zsunął się po szafkach na podłogę.
- Alan! Stary, co jest? - Ksawery natychmiast podbiegł do przyjaciela i uklęknął obok niego.
- Wszystko ok... Po prostu zakręciło mi się w głowie. Nic takiego. - uśmiechnął się delikatnie Sanchez. - Chodźmy lepiej na ten angielski.
- Ale na pewno jest ok? Może zwolnić cię i odwieźć do domu?
- Nie, nic mi nie jest... Jeszcze tylko dwie lekcje. Wytrzymam. - Alan uspokoił Ksawerego i obaj poszli na lekcję. (...)
**********
"Spędziłam kolejny dzień w domu. O dziwo rodzice nie protestowali, ale nie wnikałam o co chodzi. Cieszyłam się po prostu z tego, że nie muszę oglądać tej parszywej mordy Wojtka i tej całej bandy idiotów... Brrr... Aż na samą myśl o nich robi mi się nie dobrze. ;/ Ech... Podobno w szkole była dzisiaj niezła akcja. Nic więcej nie wiem, bo Lola w SMS'ie napisała tylko, że opowie mi wieczorem. Nie wiem jak ona chce to zrobić, no ale... W ogóle sama nie chcę nikogo widywać, ale... W końcu będę musiała się przełamać. W poniedziałek idę już do szkoły i aż się boję co tam zastanę... Ale w sumie mam przyjaciół, którzy będą ze mną. Chociaż... Ja ich nadal mam? Nie spędzałam z nimi ostatnio tyle czasu, ile powinnam - ważniejszy był ten... Nie wiem nawet jak go nazwać. Nie ważne... Oho, słyszę dzwonek do drzwi. Ktoś przyszedł... Ciekawe kto to? Nikogo się nie spodziewamy przecież. [...]" (...)
- Hej kochana! - zawołała z uśmiechem Lola, wpadając prosto w ramiona przyjaciółki. - Jak się czujesz?
- Hej Lola. - uśmiechnęła się Mela. - Gdybym powiedziała, że świetnie to bym skałamała, ale mówiąc, że nie jest źle zawrę wszystko to, co czuję. - powiedziała filozoficznie szatynka, a Karolina spojrzała na nią dziwnym wzrokiem. - Oj, no nie patrz tak, już mi na mózg padło... Czuję się przeciętnie? Jeśli samopoczucie można tak określić.
- Dobra, rozumiem... Kiedy wracasz do szkoły. Bo tam normalnie takie akcje ostatnio, że...
- W poniedziałek. No właśnie, a propo tych akcji to... Co tam dzisiaj ciekawego się wydarzyło?
- Milena zerwała przyjaźń z Luizą.
- Co?! - Amelia z wrażenia aż otworzyła usta.
- Tak... Podobno dowiedziała się, że Luiza jednak jest biedna czy coś i się wkurzyła, a na przerwie obiadowej taki monolog wygłosiła, że po prostu głowa mała. - zaśmiała się Lola.
- Zaraz, zaraz... Jak to Luiza biedna? O czym ty gadasz?
- No normalnie. Nie znam szczegółów, Ali wie więcej, bo matka Luizy przyjaźni się z jego ciotką czy coś... A poza tym to on gadał o tym wszystkim z Szilberg, więc... A zresztą nie wiem, nie zagłębiałam się w to.
- Alan rozmawiał o tym z Luizą? - zapytała Mela, nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli.
- No... No tak. - przytaknęła Lola, spoglądając na przyjaciółkę. - Ej, Meli co jest?
- Nie, nic... Wiesz. Nie chcę cię wyganiać, ale... Chciałabym zostać sama. Odezwę się. - uśmiechnęła się smutno Amelka, a Karola tylko przytaknęła.
- Jasne, rozumiem. Trzymaj się mała. - uśmiechnęła się blondynka i wyszła z domu przyjaciółki... Jak tylko Karolina wyszła Amelka rozpłakała się i uciekła do swojego pokoju, i kładąc się na łóżku ukryła twarz w poduszce, mocząc ją łzami. (...)
**********
Alana obudził dzwoniący telefon. Szatyn podniósł się i usiadł na łóżku, przecierając dłońmi oczy i chwycił do ręki komórkę, po czym nie patrząc na wyświetlacz - odebrał.
- Halo? - zapytał zachrypniętym głosem i wstał z łóżka, wychodząc na balkon, żeby odetchnąć świeżym powietrzem.
- Dzień dobry Alanie. Obudziłem cię? - w słuchawce rozbrzmiał głos ordynatora oddziału onkologicznego, którego Ali był pacjentem.
- Nie, nie obudził mnie pan... Dzień dobry. Stało się coś? Zmienił się termin wizyty, czy...?
- Nie, spokojnie. Dzwonię tylko, żeby ci przypomnieć o dzisiejszej wizycie u nas i... Prosiłbym cię, żebyś zabrał ze sobą ostatnie wyniki badań, dobrze? Będę musiał je porównać.
- Dobrze, wezmę... Jeszcze coś, panie doktorze?
- Nie, to wszystko. W takim razie widzimy się o 15:00. Miłego dnia. - zakomunikował mężczyzna i rozłączył się, a Alan tylko westchnął i oparł się o poręcz balkonu. Spuścił głowę w dół i wzrok wbił w trawnik przed domem, a z jego oczu mimowolnie wypłynęło kilka słonych łez. Chłopak potrząsnął energicznie głową i wrócił do pokoju, po czym podszedł do szafy, z której wyjął ubrania i razem z nimi wszedł do łazienki. (...)
Kiedy wrócił do pokoju było kilka minut po siódmej, więc spakował się i zabrał telefon, a następnie zbiegł na śniadanie. Plecak zostawił w przedpokoju i wszedł do kuchni, witając się z rodzicami, po czym usiadł przy stole naprzeciw taty.
- Mamo... - powiedział po chwili, spoglądając na rodzicielkę, która w tym momencie odwróciła się z uśmiechem w jego stronę.
- Słucham synku.
- Idę dzisiaj na badania, mówiłem wam... I potrzebuję ostatnie wyniki. Gdzie je włożyłaś?
- A no tak... W salonie w pierwszej szufladzie w komodzie. - uśmiechnęła się Sylwia i postawiła przed synem talerz z naleśnikami. - Smacznego.
- Dziękuję. - powiedział z uśmiechem chłopak i wziął się za jedzenie śniadania... Po kilku minutach talerz był już pusty, a Ali wstał od stołu i skierował się do salonu po wyniki. Kiedy miał je już w ręce wrócił do kuchni i pożegnał się z rodzicami, po czym założył plecak na ramię i wyszedł z domu, kierując się do samochodu i odjechał do szkoły. (...)
**********
- Robimy coś dzisiaj? - zapytała Lola, kiedy razem z Ksawerym i Alanem wychodzili ze szkoły. Chłopaki spojrzeli na nią i wzruszyli tylko ramionami. - Ej, róbmy coś! Piątek jest!
- Ech... Róbcie co chcecie ja idę dzisiaj na badania, ale od 17:00 jestem wolny. - uśmiechnął się Ali i skierował się do swojego samochodu.
- Badania? Coś nie tak? - zapytał Ksawery, tak, żeby tylko Alan mógł to usłyszeć.
- No właśnie jeszcze tego nie wiem stary... - odpowiedział równie cicho szatyn i uśmiechnął się do Loli. - Jak chcecie możecie wpaść do mnie.
- Uważaj, bo zaraz zechcemy! - zaśmiała się Karolina, całując przyjaciela w policzek.
- Możecie zechcieć, mnie to nie przeszkadza... Ale wiecie, dopiero koło 17:30, ok?
- Jasne, jasne... W takim razie widzimy się wieczorem. - uśmiechnął się Ksawi, a Alan odwzajemnił gest i odpalił silnik, po czym pomachał przyjaciołom na pożegnanie i odjechał w stronę szpitala... Po kilkunastu minutach był już pod budynkiem. Wziął do ręki wyniki i wysiadł z samochodu, by po chwili wejść do szpitala. Kiedy tylko przekroczył próg budynku do jego wspomnień powrócił obraz dnia, kiedy poznał Ikę, a w jego oczach pojawiły się łzy... - Sanchez ogarnij się kretynie! Za dużo płaczesz w ostatnim czasie! - skarcił się w myślach i ruszył do windy, którą wjechał na drugie piętro i natychmiast udał się do gabinetu ordynatora. Zapukał do drzwi, a kiedy usłyszał, że może wejść nacisnął na klamkę.
- O, witam mojego ulubionego pacjenta. - uśmiechnął się mężczyzna i uścisnął dłoń Alana.
- Dzień dobry panie doktorze. - Ali odwzajemnił gesty i zajął miejce naprzeciwko doktora Kamińskiego. - Przyniosłem te wyniki, o które pan prosił.
- Dziękuję, ale może najpierw... Jak się czujesz?
- Pyta pan o ogólne samopoczucie, czy w tym momencie?
- Ech... O ogólne. Domyślam się jak możesz się czuć przez ostatnie dni... Uwierz, że nam wszystkim tutaj jest bardzo przykro z powodu śmierci Jus...
- Jest dobrze... Naprawdę, pogodziłem się już z jej śmiercią. A co do mojego samopoczucia to ostatnio miałem dużo stresujących sytuacji i zdarzało mi się tracić przytomność, ale poza tym jest wszystko w porządku.
- Tracić przytomność? - zastanowił się lekarz. - A często ci się to zdarzało?
- Raz na kilka dni, ostatni raz wczoraj w szkole. - zakomunikował Alan i spojrzał na mężczyznę, siedzącego naprzeciwko niego. - Coś nie tak?
- Tego jeszcze nie wiem... Zaraz się o tym przekonamy, zapraszam na badania. - uśmiechnął się Kamiński i wskazał Alanowi drzwi.
- Dziękuję... Panie doktorze?
- Tak? Słucham Alanie.
- Bo... jeszcze o jednym pan nie wie. - powiedział szatyn i spuścił głowę w dół. Mężczyzna połozył mu dłoń na ramieniu dając znak, żeby chłopak kontynuował. - W dniu pogrzebu Justyny... Kiedy wróciłem do domu... Miałem krwotok.
- Obfity? Czy delikatny? To jest ważne.
- Delikatny... Zaczynam się bać, panie doktorze. - wyszeptał Alan.
- Nic się nie martw. Jesteśmy tu po to, żeby ci pomóc. Chodźmy już... - stwierdził lekarza, a Ali tylko przytaknął głową. (...)
"Już piątek... Znowu zostałam w domu, ale szczerze mówiąc - cholernie mi się nudzi. -,- Chciałabym gdzieś dziś wyjść, ale... Nie mam najzwyczajniej w świecie z kim. Loli nie będę o to prosić, bo z pewnością umówiła się z Ksawim. Zostaje Alan, ale... Ech, pomiędzy nami nie jest już tak jak dawniej, nie jesteśmy już chyba przyjaciółmi. :( W sumie obwiniać o to mogę tylko i wyłącznie siebie, więc... Zresztą, nie ważne. Już po 15:00, a ja nadal siedzę w piżamie. :) Wypadałoby się chyba przebrać, a wieczorem... Idę do Alana! Tak postanowiłam... Muszę z nim pogadać, wyjaśnić to wszystko, prosić o kolejną szansę, czy coś... Nie mogę tego wszystkiego tak zostawić!
PS. Tata we wtorek wraca do Kanady... :( [...]"
Amelia zamknęła pamiętnik i zeskoczyła z parapetu, na którym siedziała. Odłożyła zeszyt na jego miejsce i podeszła do szafy. Otworzyła ją i po kilku minutach przeglądania ubrań wyjęła strój i weszła do łazienki. Tam wzięła prysznic, założyła ubrania, zrobiła makijaż i wyprostowała włosy. Kiedy była już gotowa uśmiechnęła się do swojego odbicia i wróciła do pokoju. Do kieszeni spodni schowała telefon i zeszła na dół do salonu, w którym byli jej rodzice.
- Jak się czujesz? - zapytała natychmiast Marta.
- Wszystko w porządku. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Co oglądamy?
- "Nocny lot". - zakomunikował Grzegorz i uśmiechnął się do córki, co Mela natychmiast odwzajemniła i usiadła na fotelu, podciągając nogi do brzucha. (...)
Alan był już po wszystkich badaniach. Siedział zestresowany na korytarzu i ściskał w dłoni kubek wypełniony wodą... Nagle drzwi od gabinetu doktora Kamińskiego otworzyły się i stanął w nich mężczyzna. Z jego wyrazu twarzy nie można było nic wypisać - nie wyrażał w tym momencie żadnych emocji. Alan spojrzał na niego pytającym wzrokiem, na co mężczyzna zaprosił go do środka...
- I co, panie doktorze? Jak wyniki? - zapytał na wstępie szatyn, siadając przy biurku lekarza.
- Spokojnie, wszystko po kolei... Twoje wyniki zmieniły się, ale nieznacznie. To jest dobra wiadomość...
- Czyli jest też zła... - szepnął Alan, wpatrując się swoimi brązowymi oczami w doktora, który w tym momencie wstał z zajmowanego miejsca i podszedł do okna.
- Tak jest zła, ale nie tragiczna... - stwierdził, po czym odwrócił się w stronę chłopaka i kontynuował. - To nie jest wyrok, Alan... Wyszedłeś z tego raz, wyjdziesz i drugi. Tym bardziej, że twój stan nie jest taki jak wtedy... Myślę, że na początek zastosujemy lekarstwa. - powiedział, podchodząc do biurka. - Wypisałem ci już recepty... Nie kupisz ich w pierwszej lepszej aptece, tutaj masz adres... A tutaj zalecenia jak masz stosować leki. - mężczyzna podał Alanowi kilka kartek i spojrzał na niego przyjaznym wzrokiem. - Nie smuć się. Masz dla kogo żyć... Nie chcę przechodzić przez tą rozmowę po raz kolejny, nie z tobą. Ty już to wszystko wiesz i mam nadzieję, że będziesz walczył...
- Tak, będę walczył. Obiecałem to komuś... Obiecałem, że choćby nie wiem jak było źle nie będę się poddawał. - uśmiechnął się delikatnie szatyn.
- No i na taką postawę czekałem... Widzimy się za dwa tygodnie... A, no i proszę cię. Jak najmniej nerwów... - poprosił mężczyzna.
- Postaram się. - uśmiechnął się Ali. - Dziękuję panie doktorze.
- Nie dziękuj, po to jestem.
- To w takim razie ja pojadę do tej apteki... Do widzenia. - pożegnał się Alan i opuścił gabinet ordynatora, po czym wyszedł z budynku szpitala. (...)
**********
Wrócił do domu i natychmiast udał się do kuchni po szklankę wody... W pomieszczeniu zastał rodziców, którzy zawzięcie nad czymś dyskutowali. Jak zauważyli Alana umilkli i spojrzeli na niego wyczekująco.
- Co tak patrzycie? - zapytał chłopak nalewając wody do szklanki, ale rodzice nic nie odpowiedzieli. - Ech... Nawrót. Wiem, że nie to chcieliście usłyszeć, ja też, ale to nie jest tragedia. Dam radę. - stwierdził Alan, odstawiając już pustą szklankę na blat. - Mam jakieś leki. Cholernie tego dużo, ale mają pomóc...
- Synku... - szepnęła Sylwia z załzawionymi oczami.
- Mamo, nie płacz. Doktor Kamiński powiedział, że z tego wyjdę. Ja też w to wierzę, a poza tym obiecałem Ice, że będę walczył. Nie mogę jej zawieść... A teraz was przeproszę, muszę się przebrać... Za pół godziny przychodzi Lola i Ksawery. - zakomunikował chłopak i wybiegł z kuchni, kierując się do swojego pokoju i natychmiast podszedł do szafy, z której wyjął ubrania i zniknął z nimi w łazience. Po kilkunastu minutach wrócił do pokoju i zszedł ponownie do kuchni. Zabrał szklanki, jakiś sok i coś do jedzenia, wrócił do siebie i czekał na przyjaciół... (...)
- No siema, siema Sanchez! - do pokoju Alana weszła Karolina, a za nią Ksawery z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Hej, hej. - uśmiechnął się szatyn i przytulił przyjaciółkę, a Ksaweremu przybił piątkę.
- No i jak? - zapytał prosto z mostu Jankowski.
- Pytasz o badania? - zapytał Ali, żeby się upewnić, a w odpowiedzi dostał twierdzące kiwnięcie głową. - Nawrót... Ale błagam nie litujcie się, nie mówcie, że wam przykro, bo mi nie jest... Stało się, nie wyleczyłem się po prostu do końca z tego cholerstwa i tyle w tym temacie... Dostałem jakieś leki, które mają pomóc i będę je zażywał. Muszę walczyć...
- Jasne... To może zmieńmy temat, co? - zapytał Ksawi, a reszta się tylko uśmiechnęła. Lola wstała z łóżka Alana i przeszła się po jego pokoju, napotykając leżącą na podłodze obok kosza kartkę. Podniosła ją i rozwinęła, a jej oczom ukazał się tekst piosenki... (...)
***** W tym samym czasie... *****
Mela wyszła z domu i przeszła na drugą stronę ulicy, kierując się do drzwi domu Alana. Zadzwoniła dzwonkiem, a już po chwili drzwi otworzyła jej Sylwia. Szatynka uśmiechnęła się do kobiety, co ona szybko odwzajemniła.
- Dobry wieczór. Zastałam Alana? - zapytała dziewczyna.
- Dobry wieczór. Tak, jest u siebie z Karoliną i Ksawerym... - powiedziała kobieta i wpuściła Melę do środka.
- Dziękuję... To ja do nich pójdę.
- Dobrze, jakbyście czegoś potrzebowali jestem w salonie. - powiedziała Sylwia, na co Amelka przytaknęła i weszła po schodach na górę... Już miała pukać do drzwi, kiedy usłyszała rozmowę przyjaciół...:
- Co to jest? - zapytała Lola, machając znalezioną kartką. Alan spojrzał na nią z uśmiechem i wzruszył ramionami.
- Piosenka. Napisałem niedawno... Ale mi się nie spodobała, więc wyrzuciłem.
- Jest dla Amelii, tak? - dopytywała Karolina, siadając obok szatyna.
- No tak, dla Amelii... - westchnął chłopak.
- Zagraj ją... - uśmiechnęła się Lola, a Ali spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.
- Wolałbym nie. - skwitował i wstał z miejsca.
- Stary, nie daj się prosić... Zaśpiewaj nam chociaż kawałek. - wtrącił Ksawery.
- Prosimy. - powiedziała słodko Lola.
- Boże, co ja z wami mam... Dobra, zagram. - zaśmiał się Alan i wziął do ręki gitarę, zaczynając grać... A po chwili zaczął też śpiewać:
"Kiedy zadzwonić ty wiesz i płakać na ramieniu
O każdej porze nocy i dnia
Do kogo zwrócić się wiesz, bo tylko ja naiwny
Do ciebie zdążę nim spłynie łza
A gdy już wszystko dobrze, niepotrzebny
Odchodzę w cień całkiem sam
I widzę ciebie z innym, kolejnym
I nigdy to nie będę ja
Przyjaciel nic więcej, nic więcej, więcej nic
Przyjaciel blisko tak, blisko, daleko zbyt
By znaczyć dla ciebie tyle co dla mnie ty
Co takiego widziałaś w nim
Ja dałbym wszystko by z tobą być
Kocham twoje słodkie łzy
Bo tylko wtedy dzwonisz bym posłuchał co u ciebie nie tak
Czekam na twój znak
Od czego jest przyjaciel
By zwierzyć się i powiedzieć pa
A gdy już wszystko dobrze, niepotrzebny
Odchodzę w cień całkiem sam
I widzę ciebie z innym, kolejnym
I nigdy to nie będę ja..."
Mela, która to wszystko słyszała za drzwiami zadrżała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Dziewczyna oparła się o ścianę, po której zsunęła się na podłogę i zaczynając płakać słuchała dalej tego, co śpiewał Alan, a z każdym słowem z jej oczu płynęło coraz więcej łez...
"Przyjaciel nic więcej, nic więcej, więcej nic
Przyjaciel blisko tak, blisko, daleko zbyt
By znaczyć dla ciebie tyle co dla mnie ty
Co takiego widziałaś w nim
Kiedyś zobaczysz, kiedyś zrozumiesz
W końcu uwierzysz w nas
To czego szukam było tak blisko
To co tak dobrze znasz
Kiedy zobaczysz, kiedy zrozumiesz
Ja będę czekał tam
Otworzysz oczy, otworzysz serce
Przy tobie będę ja
Kiedy zrozumiesz ja będę czekał tam
Otworzysz serce,
Przy tobie będę ja
Przyjaciel nic więcej, nic więcej, więcej nic
Przyjaciel blisko tak, blisko, daleko zbyt
By znaczyć dla ciebie tyle co dla mnie ty
Co takiego widziałaś w nim (2x)
Ja dałbym wszystko by z tobą być..."
Alan skończył grać i śpiewać, a na twarzach Karoliny i Ksawerego pojawił się uśmiech... Natomiast Mela, która nadal była pod drzwiami, wstała z podłogi i z płaczem zbiegła po schodach, po czym wybiegła z domu Alana... (...)
______________________________________________________________
nareszcie napisałam! *o* długo mi zeszło, no ale...
ech... to już jest koniec! znaczy jeszcze 30 rozdział i epilog ;<
dobra... więc - jak się podobał rozdział? wiem, że krótki, ale niestety nic więcej nie zdołałam już z siebie "wycisnąć" -,- zabieram się już za pisanie kolejnego, więc mam nadzieję, że pojawi się szybciej niż ten! :D
Nikaa. ♥
CZYTASZ = KOMENTUJESZ