***** Kilka dni później... *****
Chodziła nerwowo po holu lotniska i czekała na swojego tatę, który przyjeżdża dzisiaj z Kanady. Samolot wylądował już 10 minut temu, a Grzegorza nadal nie było... Amelka zaczynała się coraz bardziej denerwować i już wyciągała telefon, żeby zadzwonić do taty, ale w tym samym momencie podszedł do niej mężczyzna.
- Cześć córeczko! - zawołał i mocno przytulił do siebie Melę.
- Nareszcie, już się zaczynałam martwić o ciebie. - powiedziała dziewczyna, całując tatę w policzek.
- Jak widać nie potrzebnie... Gdzie mama?
- W domu, czeka na nas. - powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się delikatnie.
- Sama przyjechałaś? - zapytał mężczyzna, a szatynka tylko przytaknęła. - Nie wierzę... Moja córka zdała egzamin.
- Nie mów, że we mnie nie wierzyłeś.
- Oj wierzyłem, wierzyłem. Trzymałem przecież za ciebie kciuki... No to co, jedziemy do domu?
- Jasne. Chodźmy. - uśmiechnęła się Amelia i razem z tatą opuścili lotnisko. (...)
- A co słychać u Alana? - zapytał Grzegorz, przerywając ciszę panującą w samochodzie. Amelia spojrzała na niego załzawionymi oczami i pokręciła przecząco głową, dając tacie znak, że nie chce o tym rozmawiać. - Ok. Już o nic nie pytam, ale... Wieczorem masz mi wszystko opowiedzieć, jasne?
- Dobrze tatku, ale na razie nie mówmy o tym... Kiedy wracasz do Kanady? - zapytała dziewczyna, chcąc zmienić temat.
- Dopiero przyjechałem, a ty już pytasz, kiedy wracam?
- Oj, chcę po prostu wiedzieć ile mam czasu, żeby nacieszyć się moim tatusiem. - powiedziała z uśmiechem Mela.
- Zostaję całe 2 tygodnie. - zakomunikował Grzegorz. - Mam nadzieję, że ze mną wytrzymacie.
- No nie wiem, nie wiem. Już przyzwyczaiłyśmy się, że cię nie ma... Żartuję. - zaśmiała się szatynka, parkując przed domem i wysiadła z samochodu, a po chwili to samo uczynił Grzegorz i wyjął z bagażnika walizkę, po czym razem z córką wszedł do domu. Od razu po przekroczeniu progu przywitał ich Fado, który zaczął skakać po nogach Grzegorza. - Tak, Fado też się za tobą stęsknił. - uśmiechnęła się Amelka. - Mamo! Jesteśmy! - zawołała dziewczyna, a już po chwili w przedpokoju pojawiła się Marta.
- Cześć kochanie. - uśmiechnął się Grzegorz i przytulił żonę, całując ją w policzek.
- Tęskniłam. - stwierdziła Marta, odsuwając się od męża.
- Ja też, cholernie za wami tęskniłem. Ale teraz całe 2 tygodnie spędzimy razem. - uśmiechnął się mężczyzna przytulając Martę i Amelię.
- Super... Chodźcie, obiad jest już gotowy. - powiedziała mama Amelki odsuwając się od męża i poszła do kuchni, a za nią wszedł Grzegorz i ich córka. (...)
**********
W domu Amelii rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Dziewczyna niechętnie podniosła się z kanapy w salonie, gdzie siedziała razem z rodzicami i oglądała z nimi film. Podeszła do drzwi i otworzyła je, a jej oczom ukazała się Lola i Ksawery.
- Hej. - uśmiechnęli się obydwoje.
- Cześć. - Mela odwzajemniła gest. - Wejdźcie. - dodała wpuszczając przyjaciół do środka.
- Przeszkadzamy? Wiemy, że twój tata przyjechał i... - zaczęła Karolina.
- Nie, nie przeszkadzacie. Spędziliśmy całe po południe w trójkę. Powinni się chwilę sami sobą nacieszyć... Chodźcie na górę. - uśmiechnęła się Amelka.
- Córciu, kto to? - z salonu dobiegł głos Marty.
- Karolina i Ksawery. - odpowiedziała dziewczyna, a jej przyjaciele weszli do salonu i przywitali się z rodzicami Amelii.
- Dobry wieczór. - powiedzieli równocześnie. - Miło pana widzieć.
- Dobry wieczór... Was też. - uśmiechnął się Grzegorz.
- Tak... A teraz my was przeprosimy, pójdziemy do mnie. - powiedziała Mela, na co jej rodzice przytaknęli tylko głowami. A Grzegorz posłał córce znaczące spojrzenie, na co dziewczyna tylko skinęła głową, że pamięta o rozmowie, która ich czeka i razem z przyjaciółmi weszła po schodach na górę. (...)
- Co was do mnie sprowadza? - zapytała, kiedy całą trójką siedzieli już w jej pokoju.
- Chodzi o Alana. - zaczął Ksawery, a Amelka zmierzyła go dziwnym spojrzeniem i z wielkim świstem wypuściła powietrze.
- Nie chcę o tym rozmawiać, dobrze o tym wiecie. Rozmowy o nim w ostatnim czasie nie prowadzą do niczego dobrego. - powiedziała szatynka i spojrzała na Lolę.
- Wiemy, ale... Mela tak nie może być! - stwierdził chłopak.
- Jak?! - zapytała z wyrzutem szatynka.
- Amelka ty nie widzisz tego jak on się zmienił odkąd nie jesteście razem. Nie spędzasz z nim czasu tak, jak my... - westchnęła Lola. - On nie jest już tym samym Alanem. Zamknął się w sobie... Nie uśmiecha się, nie chce z nami rozmawiać.
- I to jest moja wina, tak?
- My tego nie powiedzieliśmy. - zareagował Ksawi.
- Nie, ale też nie zaprzeczyliście... Nie chciałam go doprowadzić do takiego stanu. Ale trudno, stało się... Czasu nie cofnę, a uwierzcie, że bardzo bym chciała. Gdybym mogła cofnąć się do tamtego cholernego wieczora, kiedy to się zaczęło to zrobiłabym to i nie dopuściłabym do tego, żeby spotkać się wtedy z Wojtkiem.
- Mela... Możesz przecież to wszystko odkręcić. Możesz odbudować wasz związek!
- Nie Ksawery, nie mogę! - skwitowała Amelia, a w jej oczach zabłysnęły łzy. - Przepraszam was, ale nie poruszajmy już nigdy tego tematu. Alan Sanchez już mnie nie obchodzi... - dodała po chwili i głęboko westchnęła.
- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć Mela. - stwierdził Ksawi wpatrując się w przyjaciółkę.
- Uwierz... - powiedziała pewnie Amelia, chociaż w głębi siebie sama w to nie wierzyła. - Przepraszam, ale... Nie żebym was wyganiała, czy coś, ale jestem zmęczona.
- Jasne, już idziemy. - uśmiechnęła się Lola i wstała z miejsca. - Widzimy się jutro w szkole, tak?
- Oczywiście. - powiedziała Mela z uśmiechem i przytuliła przyjaciół na pożegnanie.
- To w takim razie do jutra. - powiedział Ksawery i razem z Karoliną wyszedł z pokoju przyjaciółki, a następnie, żegnając się z rodzicami Amelii, z jej domu. (...)
"Tata nareszcie przyjechał! Jak ja się cieszę, że jest z nami i zostaje całe 2 tygodnie! :) Mam nadzieję, że zdążymy się nim z mamą nacieszyć, bo następnym razem przyjedzie dopiero na ten długi majowy weekend... Chociaż i tak wcześniej się będziemy z nim widzieć, bo Wielkanoc spędzamy w Kanadzie. <3 Ech... Ale nie o tym chciałam pisać. Za chwilę pewnie tata tu przyjdzie. Obiecałam mu rozmowę na temat 'mnie i Alana' - boję się tego trochę, bo wiem, że Alan był (i jest) dla taty jak jego własny syn i dlatego właśnie ta rozmowa będzie mega trudna, ale mam nadzieję, że dam radę... :) + Wieczorem odwiedzili mnie Karolina i Ksawery. Mówili coś, że Alan się zmienił, zamknął się w sobie, nie chce z nikim gadać... I obwiniali o to MNIE! W sumie może to i trochę moja wina, ale bez przesady! Jakoś jak go tydzień temu widziałam w parku to nie wyglądał na przybitego, wręcz przeciwnie... Kurde, czemu ja się tak wkurzam?! Zazdrosna jestem? [...]"
- Mela, mogę wejść? - zza drzwi dobiegł głos Grzegorza. Amelka natychmiast zamknęła pamiętnik i schowała go pod poduszkę.
- Tak, tato, wchodź! - zawołała dziewczyna, a już po chwili do pokoju wszedł jej tata z uśmiechem na ustach.
- No to... Opowiadaj. O co chodzi? - zapytał mężczyzna siadając obok córki, głaszcząc, leżącego na łóżku Fada.
- Nie bardzo wiem od czego zacząć. - stwierdziła Mela spuszczając wzrok.
- Kochanie, nie chcę znać całej historii... Powiedz mi tylko to, co najważniejsze. Wyobrażam sobie jakie to może być dla ciebie trudne.
- Ech... Chodzi o Wojtka - pamiętasz, opowiadałam ci o nim, to ten nowy uczeń. - zaczęła Amelka, a Grzegorz przytaknął głową, na znak, że pamięta... - No więc... W pewnym sensie przez niego zerwałam z Alanem. Znaczy... Nie ja zerwałam z nim, tylko on ze mną, ale ja sama się o to prosiłam.
- Czekaj, czekaj. Czyli... Zdradziłaś Alana z Wojtkiem, on się o tym dowiedział i z tobą zerwał. Dobrze zrozumiałem?
- Tak, tak to wygląda w wielkim skrócie. - przytaknęła Amelia.
- Oj córcia... Na pewno domyślasz się co ja o tym myślę. - westchnął Grzegorz, spoglądając na córkę. - Wiesz, że traktowałem Alana jak własnego syna i ciężko mi zrozumieć to jak...
- Wiem, tato. Mnie też z tym ciężko, ale... Sama się o to w pewnym sensie prosiłam.
- W tym akurat masz rację... A teraz jesteś z tym Wojtkiem chociaż?
- Ehe... Pewnie chcesz go poznać, co? - zapytała Mela przygryzając wargę.
- Jakoś niespecjalnie mnie do tego ciągnie. - zaśmiał się mężczyzna. - A jesteś szczęśliwa?
- Tak tato, jestem. - powiedziała, ale jakoś bez przekonania, Amelia. Grzegorz to zauważył, ale postanowił to przemilczeć.
- W takim razie... Nie mam nic do dodania. Nie będę ci tu prawił kazań, bo zaraz będzie, że w tej Kanadzie mi się coś stało i jestem starym, zrzędliwym zgredem.
- Wcale bym tak nie pomyślała! - oburzyła się Mela.
- Dobra, dobra... Zostawmy to już. Idź już lepiej spać, bo prawie północ i nie wstaniesz jutro do szkoły. - powiedział Grzegorz i pocałował córkę w czoło.
- Tato... - powiedziała Mela, kiedy mężczyzna był już przy drzwiach. - Kocham cię i... dziękuję.
- Nie dziękuj, bo nie masz za co... Też cię kocham, śpij dobrze. - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju Amelki, a ona już po chwili odpłynęła. (...)
**********
Obudził ją jakiś szmer nad łóżkiem. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą sylwetkę swojego taty... Przeciągnęła się na łóżku i przetarła dłońmi oczy, po czym uśmiechnęła się w stronę Grzegorza.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić, ale...
- Nic się nie stało. Która godzina?
- 6:15. - powiedział mężczyzna zerkając na zegarek. - Co chcesz na śniadanie?
- Nic... - wzruszyła ramionami dziewczyna, ale napotkała groźne spojrzenie taty. - To znaczy w tym sensie, że zjem płatki.
- O nie... Może mama pozwala ci jeść płatki, ale ja tak nie zrobię. Tosty, omlet, jajecznica? A może coś innego?
- Tato... - jęknęła Amelka.
- Nie ma żadnego tato, tylko co jesz na śniadanie.
- Powiedziałam: płatki. - westchnęła Mela i chciała wstać z łóżka, ale jak tylko się podniosła została brutalnie rzucona z powrotem na materac i Grzegorz zawisł nad nią łaskocząc ją po brzuchu. - Tato... Pro-proszę! Prze-przestań! - krzyczała przez śmiech dziewczyna.
- Nie.
- Mamo! Ratunku!
- Mama ci nie pomoże... - zaśmiał się Grzegorz. - Przestanę jak powiesz co chcesz na śniadanie. I nie przyjmuję odpowiedzi, że płatki. Płatki to nie śniadanie. - stwierdził przestając łaskotać córkę, ale nadal przytrzymywał ją na łóżku.
- Ech... Dobra. Chcę jajecznicę z pomidorami. - Amelia wytknęła język w stronę taty i delikatnie się uśmiechnęła.
- Dobra odpowiedź. - powiedział mężczyzna schodząc z łóżka i wyszedł z pokoju córki, schodząc na dół. Mela natomiast uśmiechnęła się do siebie i wstała z łóżka podchodząc do szafy. Otworzyła ją i wyjęła ubrania, które zabrała ze sobą do łazienki... Tam wzięła szybki prysznic, ubrała się, zrobiła delikatny makijaż, a włosy związała w luźny warkocz na lewym ramieniu. Po wykonaniu tych wszystkich czynności wróciła do pokoju, zabrała torbę z książkami, telefon i zbiegła na dół.
- Cześć mamuś. - uśmiechnęła się do rodzicielki i usiadła do stołu, a już po chwili przed nią stał talerz z jajecznicą. (...)
- Dobra, ja lecę. Wojtek już przyjechał. - zakomunikowała Amelka, zakładając kurtkę. Dziewczyna już chciała wychodzić, kiedy zatrzymała ją Marta.
- Dobrze córeczko, ale... Chciałabym, żebyś wróciła do domu zaraz po szkole, ok?
- Jasne, ale... Stało się coś?
- Nie, wszystko ok. Po prostu jedziemy do dziadków na obiad.
- Aha. Trzeba było tak od razu. - zaśmiała się szatynka. - Nie strasz mnie więcej... A teraz już muszę lecieć, papa. - uśmiechnęła się i pocałowała kobietę w policzek, a do taty pomachała i wyszła z domu. Kiedy zamknęła za sobą drzwi zerknęła na drugą stronę ulicy i zobaczyła, że Alan też wychodzi z domu i on również patrzył na nią... Dziewczyna już chciała do niego pomachać, ale zrezygnowała, kiedy zobaczyła, że chłopak kręci z dezaprobatą głową. Westchnęła tylko i wsiadła do samochodu Wojtka.
- Cześć kotek. - uśmiechnął się chłopak i pocałował ją w usta, na co tylko słodko się uśmiechnęła. - Jesteś cała i zdrowa, więc żadnej kolizji wczoraj nie było, tak?
- Oczywiście, dowiozłam tatę całego i zdrowego. - uśmiechnęła się Mela, zapinając pasy.
- Zuch dziewczynka. - powiedział Wojtek i odjechał spod domu Amelii, kierując się do szkoły. - Jakieś plany na wieczór? - zapytał po chwili, przerywając ciszę, panującą w samochodzie.
- Plany są, ale tobie się one nie spodobają, bo nie jesteś uwzględniony. - stwierdziła dziewczyna, zerkając na Wojtka.
- To znaczy?
- Jadę z rodzicami na obiad do dziadków. A z racji tego, że jest piątek to pewnie zostaniemy do samego wieczora.
- Uuuu... Myślałem, że gdzieś razem wyjdziemy, no ale trudno. Obiad u dziadków ważna rzecz. - uśmiechnął się chłopak.
- Ale jak chcesz cały jutrzejszy dzień mogę zarezerwować dla ciebie. - uśmiechnęła się delikatnie Amelka i zagryzła wargę, uświadamiając jak dwuznacznie to mogło zabrzmieć.
- Zastanowię się nad tym... - uśmiechnął się szatyn, spoglądając w lewo, po czym cicho się zaśmiał. - Lubię jak to robisz.
- Jak robię co? - zaciekawiła się Mela.
- Jak przygryzasz wargi... - odparł chłopak, parkując przed szkołą. - Wyglądasz wtedy bardzo seksownie. - dodał tuż przy ustach Amelii, po czym namiętnie ją pocałował.
- Doprawdy...? - zaśmiała się Amelka odsuwając się od Wojtka i wysiadła z samochodu, kierując się do wejścia do szkoły. (...)
**********
Wyszedł ze szkoły z Karoliną i Ksawerym, którzy ciągle się z czegoś śmiali, jednak jemu od kilku dni nie było do śmiechu, a to dlatego, że stan Justyny z dnia na dzień się pogarszał. Lekarze mówili, że śmierć jest nieunikniona, jej organizm nie wytrzymał walki z rakiem... Zamyślony chłopak, kierował się do swojego samochodu, kiedy poczuł lekkie szarpnięcie za ramię. Podniósł głowę i napotkał wzrok Ksawerego.
- Ali, pytałem o coś. Słuchasz mnie w ogóle? - zapytał blondyn.
- Przepraszam, zamyśliłem się. O co pytałeś?
- Tak, zauważyłem. Ostatnio ciągle chodzisz jakiś nieobecny. Co jest?
- Nic, nie ważne... O co pytałeś, bo nie ukrywam, że trochę mi się spieszy. - stwierdził Alan.
- Masz jakieś plany na wieczór? Może wpadłbyś do mnie? Obejrzelibyśmy mecz... Hiszpania gra towarzysko z Włochami.
- Sorry, stary, ale spasuję. Jadę do szpitala do Justyny. - zakomunikował Alan i otworzył drzwi samochodu. - Innym razem. Na razie. - pożegnał się i wsiadł do samochodu, a już po chwili odjechał ze szkolnego parkingu... Po 10 minutach był już pod domem. Wyszedł z samochodu i wbiegł do domu.
- Alan?! - usłyszał głos mamy.
- Tak! Ale ja tylko na moment, wpadłem po gitarę i jadę do Iki. - powiedział chłopak i pobiegł do swojego pokoju. Zabrał instrument do ręki i zszedł z powrotem na dół. Kierował się już do drzwi, kiedy zatrzymała go Sylwia.
- Obiad jest gotowy, chodź.
- Mamo, ale...
- Synek, 10 minut. Zjesz i już cię nie będę zatrzymywać. - uśmiechnęła się kobieta nalewając zupy na talerz. (...)
- O której wrócisz? - zapytała Sylwia, kiedy Alan wychodził z domu. - Nie chcę kolejnego wieczora spędzić sama.
- Wrócę jak najszybciej się da, obiecuję. - uśmiechnął się chłopak i pocałował mamę w policzek. Odwrócił się i wyszedł z domu, a na podjeździe zobaczył samochód Javiera. - Cześć tato! Co ty robisz tak wcześnie w domu? - zapytał z uśmiechem.
- Cześć synu. - Javier odwzajemnił uśmiech. - Skończyliśmy wcześniej i mamy cały weekend wolny, nareszcie spędzę z wami trochę czasu... Jedziesz do Justyny? - zapytał po chwili mężczyzna, widząc, że Alan trzyma w ręce gitarę.
- Tak, nie najlepiej z nią i chcę z nią trochę posiedzieć. Miałem wrócić wcześniej niż zwykle, bo zapowiadało się, że mama kolejny wieczór spędzi sama, no ale... Skoro jesteś ty to...
- Jasne, nie tłumacz się. Uściskaj ją ode mnie. - Javier poklepał syna po ramieniu i wszedł do domu. A Ali wsiadł do samochodu i pojechał do szpitala. Po 20 minutach chłopak zaparkował na szpitalnym parkingu i zabierając ze sobą gitarę wszedł do budynku. Od razu udał się do windy i nacisnął odpowiedni guzik. Po chwili winda ruszyła i Alan trafił na oddział onkologiczny.
- Dzień dobry Alanie. - uśmiechnęła się pani Ania i przytuliła chłopaka.
- Dzień dobry. Jak ona się czuje? - zapytał szatyn, wskazując drzwi sali, w której leżała Ika.
- Moim zdaniem z minuty na minutę jest coraz gorzej, ale ona ciągle mówi, że czuje się cudownie i ciągle się uśmiecha.
- Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnął się Alan. - Mogę?
- Oczywiście. Już na ciebie czeka.
- Dziękuję. - powiedział chłopak i delikatnie nacisnął klamkę, po czym wszedł do sali. - Cześć Ika. - uśmiechnął się podchodząc do łóżka przyjaciółki.
- Ali... Już myślałam, że nie przyjdziesz. - westchnęła dziewczyna, również się uśmiechając. - Przyniosłeś gitarę. Zaśpiewasz mi coś?
- Daj odetchnąć... Jak się czujesz? - zapytał, siadając na krzesełku obok łóżka i wyjął gitarę z pokrowca.
- Dobrze. Nawet bardzo... Co śpiewamy? - zapytała podekscytowana Justyna podnosząc się delikatnie na łóżku.
- Ależ ty jesteś niecierpliwa. - Alan pokręcił głową i przejechał palcami po strunach. - Ty coś wybierz.
- Nie wiem, może... "Don't cry"? - zapytała rudowłosa na co Ali delikatnie przytaknął i zaczął grać utwór. Przesuwał palcami po strunach w wielkim skupieniu, a po chwili zaczął również śpiewać:
Talk to me softly / Mów do mnie łagodniej
There's something in your eyes / Jest coś w twoich oczach
Don't hang your head in sorrow / Nie zwieszaj głowy w rozpaczy
And please don't cry / I proszę, nie płacz
I know how you feel inside I've / Wiem jak się czujesz w środku
I've been there before / Byłem tam przedtem
Somethin's changin' inside you / Coś się w tobie zmienia
And don't you know / I czy nie wiesz tego?
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
I still love you baby / Nadal Cię kocham, skarbie
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy
There's a heaven above you baby / Nad Tobą wiszą niebiosa
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
Give me a whisper / Podaruj mi szept
And give me a sign / Daj mi znak
Give me a kiss before you / Uracz mnie pocałunkiem zanim
tell me goodbye / Powiesz: 'żegnaj'
Don't you take it so hard now / Nie znoś tego tak ciężko
And please don't take it so bad / I proszę, nie znoś tego tak źle
I'll still be thinkin' of you / Nadal będę o Tobie myślał
And the times we had... baby / I o czasach które mieliśmy... kochanie
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy
There's a heaven above you baby / Nad Tobą wiszą niebiosa
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
Nie spodziewał się, że ta jedna piosenka wywoła u niego aż takie emocje. Nie spodziewał się, że aż tak bardzo się rozklei widząc bezsilność Justyny... Ponownie naszła go myśl, żeby przestać śpiewać i grać, bo przez płynące po policzkach łzy nic nie widział i z trudem wydobywał z siebie głos, ale za każdym razem jak przerywał choćby na chwilę Isia spoglądała na niego swoimi zielonymi oczami, a on... On nie był w stanie jej 'odmówić' i nadal grał i śpiewał:
And please remember that I never lied / I proszę pamiętaj, że nigdy nie kłamałem
And please remember / I proszę pamiętaj
how I felt inside now honey / Jak się czułem, teraz kochanie
You gotta make it your own way / Musisz iść własną drogą
But you'll be alright now sugar / Ale dasz radę, skarbie
You'll feel better tomorrow / Poczujesz się lepiej jutro
Come the morning light now baby / Niech teraz przyjdzie poranny blask, kochanie
Na ostatni refren Justyna się włączyła i razem zaśpiewali końcówkę piosenki:
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
There's a heaven above you baby / Nad Tobą wiszą niebiosa
And don't you cry / Nie płacz...
Don't you ever cry / Nigdy nie płacz...
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy...
Baby maybe someday / Kochanie...może kiedyś...
Don't you cry / Nie płacz...
Don't you ever cry / Nigdy nie płacz...
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy...
Chłopak ostatni raz przesunął palcami po strunach i głęboko odetchnął. Włożył gitarę do pokrowca i odłożył ją obok krzesła, po czym spojrzał na Justynę, która patrzyła na niego zamglonym od łez wzrokiem.
- To nasza piosenka. - wyszeptała dziewczyna.
- Nasza? - zapytał zaciekawiony Alan.
- Moja i Kuby... Pierwszy raz pocałował mnie właśnie przy tej piosence. - Ika uśmiechnęła się na to wspomnienie, a po jej policzkach ponownie zaczęły płynąć łzy. Alan, nie mogąc na to dłużej patrzeć usiadł na łóżku przyjaciółki i mocno ją przytulił.
- Przesuń się trochę. - uśmiechnął się, a kiedy dziewczyna wykonała jego prośbę położył się obok niej i przytulił do siebie.
- Był tutaj dzisiaj...
- Kuba? - zapytał Ali, a Isia tylko pokiwała twierdząco głową. - Czego chciał?
- Przeprosił mnie i takie tam. Nie ważne... Lepiej mi powiedz co z tobą.
- A co ma być? - wzruszył ramionami chłopak.
- Sanchez... Mam oczy, nowotwór mi ich nie zajął i na całe szczęście, bo mogę widzieć co się z tobą dzieje.
- Ika... - westchnął szatyn podnosząc się i usiadł na skraju łóżka, ukrywając twarz w dłoniach. Po chwili na plecach poczuł dotyk ręki rudowłosej. - Nie chcę cię tracić...
- Alan, tak będzie dla mnie lepiej, zrozum to. Dla mnie już nie ma ratunku... Ale dla twojego związku z Amelią jest. - wyszeptała dziewczyna, osuwając się na poduszkę. Alan natychmiast zerwał się na równe nogi i spojrzał przerażony na przyjaciółkę.
- Justyna... Co... Co się dzieje?
- To nic takiego... - powiedziała dziewczyna głęboko oddychając. - Walcz o wasz związek Ali... Przecież wy nadal się kochacie. - dodała zamykając oczy.
- Ika! Do cholery, otwórz oczy! Nie zostawiaj mnie, bez ciebie sobie z tym nie poradzę! - krzyczał Alan, łapiąc zielonooką za dłoń. Dziewczyna ścisnęła ją jak najmocniej potrafiła i otworzyła z trudem oczy. - Idę po lekarza.
- Nie! Ali... Ja już umieram. Żaden lekarz mi nie pomoże. Teraz będzie tylko lepiej... Już nie będę musiała cierpieć, nic mnie nie będzie boleć... - mówiła, a z każdym jej słowem głos coraz bardziej się jej łamał, a uścisk dłoni stawał się coraz słabszy... Natomiast z oczu Alana płynęło coraz więcej łez, których nie potrafił powstrzymać. - Alan... Weź sobie do serca moje słowa... Walcz o ten związek, walcz o tą miłość, bo jak nie to będę cię po nocach straszyć! - uśmiechnęła się dziewczyna. Aż dziwne, że w takiej chwili potrafiła jeszcze żartować, ale ona teraz już nic nie czuła... Nie czuła bólu, cierpienia, nic... - Kocham cię Ali, żegnaj. - wyszeptała z trudem i w tym momencie jej oczy się zamknęły, a z jednej z aparatur, znajdujących się obok łóżka dało się słyszeć przeraźliwy, ciągły pisk... Alan stał zdezorientowany i patrzył jak do sali wbiegają lekarze, dopiero kiedy jeden z mężczyzn nim potrząsnął ocknął się i zabierając gitarę wybiegł na korytarz. Pod ścianą zobaczył zapłakaną mamę Justyny. Natychmiast do niej podbiegł i mocno do siebie przytulił, a kobieta zaniosła się jeszcze większym szlochem. (...)
Siedział pod szpitalną salą razem z panią Anią, jakby Justyna nadal tam leżała... Ale jej już nie było, przewieźli ją do prosektorium... Jej mama wciąż płakała wpatrując się w jeden punkt na ścianie, a on siedział na podłodze, oparty o ścianę z głową ukrytą w dłoniach...
- Jedź do domu. I tak już nic tu po nas. - usłyszał głos pani Ani. Spojrzał na nią i zauważył, że kobieta zakłada kurtkę.
- Racja... - westchnął zachrypniętym głosem. - Może panią odwiozę? Nie będzie się pani tłukła autobusem. - zaproponował.
- Dobrze, dziękuję. - powiedziała kobieta i razem z szatynem wyszła ze szpitala. (...)
**********
Wjechał na podjazd, zgasił silnik i bezwładnie oparł głowę o kierownicę dając upust łzom. Już dawno chciał to zrobić, ale nie chciał pokazywać, że tak bardzo cierpi przy pani Ani... Nie chciał, żeby ona też się rozkleiła... Siedział tak, oparty o kierownicę i płakał, przypominając sobie wszystkie chwile spędzone z Justyną. Nie wiedział ile czasu tak spędził, ale kiedy zaczęło mu się robić zimno postanowił wejść do domu. Złapał gitarę do ręki i wszedł do domu. Zamknął drzwi chciał przemknąć niezauważony do swojego pokoju, ale niestety mu się to nie udało, bo zatrzymał go głos Sylwii:
- Nareszcie wróciłeś. Jak Justynka? - zapytała, wychodząc z salonu, a zaraz za nią pojawił się Javier. Alan, kiedy usłyszał jej imię znieruchomiał, a z jego oczu popłynęły łzy, po raz kolejny tego wieczora nie poradził sobie z emocjami. Nic nie odpowiedział tylko wtulił się w ciało mamy jak mały, pięcioletni chłopiec, a Sylwia zdezorientowana odwzajemniła uścisk. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale Javier dał jej znak, żeby na razie nic nie mówiła i objął ich oboje delikatnie ich kołysząc... Stali w takim uścisku kilka minut, aż w końcu Alan odsunął się delikatnie od rodziców i z ogromnym bólem w oczach powiedział te 3 słowa, które paliły go w gardło:
- Ona nie żyje... - i kolejna porcja łez wypłynęła z jego oczu, chłopak zachwiał się i gdyby nie to, że Javier go złapał zapewne by się przewrócił... (...)
**********
Alan przez cały weekend nie wychodził z domu. Siedział zamknięty w swoim pokoju i nikogo do siebie nie wpuszczał. Słuchał muzyki, śpiewał, płakał, wspominał, spał i tak w kółko... Aż w końcu w niedzielę po południu odebrał SMS'a od Ksawerego: "Stary, nie wiem co się z tobą dzieje cały weekend, ale wiem, że za 10 minut jestem u ciebie i nie przyjmuję sprzeciwu!" Szatyn po przeczytaniu tej wiadomości tylko głęboko odetchnął i wstał z łóżka. Zszedł na dół, żeby tam poczekać na przyjaciela i pogadać z rodzicami, ale niestety ich nie zastał. Na stole w kuchni zauważył kartkę, napisaną przez Sylwię: "Synku. Pojechaliśmy z tatą do dziadków, wrócimy wieczorem. Nie pytaliśmy, czy chcesz jechać, bo i tak doskonale znaliśmy odpowiedź. Mam nadzieję, że poradzisz sobie przez te kilka godzin... Dzwoniła
- Alan, co się z tobą dzieje do cholery?! - zapytał na wstępie blondyn.
- Ej, ej, ej... Też miło cię widzieć. Napijesz się czegoś? Woda, sok, kawa, herbata, piwo? - zapytał ze spokojem Alan.
- Woda... Powiesz mi co się dzieje?
- Trzymaj. - powiedział szatyn, podając kumplowi szklankę z wodą. - A co ma się dziać? - dodał, wzruszając ramionami.
- Od piątku nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na SMS'y. Stało się coś? Coś z Jus...
- Nie wypowiadaj tego imienia! - krzyknął Ali, a po jego policzkach mimowolnie zaczęły płynąć łzy.
- O cholera, Alan... - Ksawery zakrył usta dłonią. - Tak mi przykro stary. - dodał i dotknął ramienia przyjaciela. Jak tylko Alan poczuł ten dotyk wtulił się w ciało Ksawerego i zaniósł ogromnym szlochem. - Spokojnie Ali...
- Jak ja mam być spokojny? Straciłem drugą osobę, na której mi cholernie zależało! - krzyknął chłopak i strącił ze stołu szklanki z wodą, które rozsypały się w drobny mak.
- Alan! Uspokój się stary! Siłą niczego nie naprawisz...
- Tak, masz rację... Wiesz, Ksawi.
- Hmmm? - zapytał blondyn, sprzątając szkło z podłogi.
- Bo jutro jest jej pogrzeb i... Nie będzie mnie w szkole, rozumiesz. - powiedział szatyn, na co Ksawery przytaknął. - Gdyby ktoś pytał co się stało to... Po prostu nie mów o tym nikomu, ok? Mogę na ciebie liczyć?
- Jasna sprawa. - uśmiechnął się Ksawery i poklepał przyjaciela po ramieniu. (...)
**********
"No i kolejny weekend dobiegł końca. :( Wczorajszy dzień bardzo miło spędziłam z Wojtkiem. :) Najpierw byliśmy na basenie, później na obiedzie, w kinie i na długim spacerze. *.* A dzisiaj natomiast z rodzicami byliśmy za miastem na pikniku. :D Kocham wiosnę... ;> Nie mam siły pisać, bo oczy mi się zamykają, jestem mega zmęczona i śpiąca. Fado już dawno chrapie na drugiej połowie mojego łóżka, a ja jeszcze nie zasnęłam... Jutrzejsze popołudnie zapowiada się ciekawie, ale niestety nie dla mnie... ;< Rodzice mają 23 rocznicę ślubu i z tej oto okazji jadą sobie gdzieś na cały dzień i wracają dopiero we wtorek po południu, a ja zostaję sama w domu. ;/ Może zaproszę Lolę na noc? O tak, to jest bardzo dobry pomysł. Jutro z nią o tym pogadam. :) A teraz zmykam spać... [...]"
**********
Przerwa obiadowa...
- Hej. - uśmiechnęła się Amelia, podchodząc do stolika, przy którym siedziała Lola i Ksawery.
- Cześć. - odpowiedzieli zgodnie i spojrzeli pytającym wzrokiem na przyjaciółkę.
- A no tak... Gdzie jest Alan?
- No skoro go nie ma w szkole to pewnie jest w domu. - powiedział Ksawery wzruszając ramionami.
- Tak, ale... Dlaczego?
- Nie wiemy, nie spowiada się nam. - powiedziała Karolina. - Ale nie przyszłaś po to. O co chodzi? - dodała i uśmiechnęła się do szatynki, a ona natychmiast to odwzajemniła.
- Tak, tak. No, bo... Mam dzisiaj wolną chatę i... Może byś wpadła do mnie na noc? Zrobimy sobie taki babski wieczór, pogadamy, co?
- Mela... Bardzo bym chciała, ale niestety nie mogę. Nocuję dziś u Ksawerego. - powiedziała blondynka i zerknęła na chłopaka, a on przytaknął. - Przepraszam.
- Nie, nic się nie stało. Rozumiem... W takim razie... Wracam do Wojtka, pa. - powiedziała Amelka i wróciła do swojego chłopaka...
- Czemu jej powiedziałaś, że nocujesz dziś u mnie? O co chodzi? - zapytał Ksawery, kiedy Amelia zniknęła mu z pola widzenia.
- Tak po prostu... Nie wnikaj w to, ok? - zapytała Lola i pogładziła chłopaka po policzku.
- Ech... Nigdy nie zrozumiem kobiet. - zaśmiał się Ksawi. (...)
Zbliżała się 14:00, a on nadal siedział na łóżku w swoim pokoju i nie wiedział czy iść na pogrzeb, czy sobie odpuścić i zostać w domu. Bił się z myślami już od dobrych kilku minut. Chciał się z nią pożegnać, ale wiedział też, że jeśli tam pójdzie to się rozklei... Po chwili podjął decyzję. Wstał z łóżka i zakładając kurtkę (strój) wyszedł z pokoju...
- Już myślałam, że nie zejdziesz. - powiedziała Sylwia i przytuliła syna. - Odwiozę cię. I tak jadę do babci, a to po drodze. - dodała zabierając torebkę. Alan wzruszył tylko ramionami i wyszedł z domu, kierując się do samochodu. Po chwili obok niego pojawiła się jego mama i odjechali... Po niecałych 10 minutach byli pod kościołem. Ali siedział nadal w samochodzie i tępym wzrokiem wpatrywał się w świątynię. - Iść z tobą? - zapytała Sylwia, przerywając ciszę panującą w samochodzie. Chłopak spojrzał na nią smutnym wzrokiem i pokiwał przecząco głową. - Dobrze. Ale później zadzwoń to przyjadę po ciebie, ok?
- Nie mamo. Zostań u babci, ja sobie poradzę. - uśmiechnął się nikło szatyn i przytulił mamę, po czym wysiadł i skierował się do kościoła. Jak tylko wszedł do środka jego wzrok padł na, stojącą na środku świątyni trumnę, a jego oczy zaszły łzami. Przymknął powieki i spuścił głowę w dół, kierując się do ławki. Nie chciał się rozpłakać na samym początku, bo wiedział, że później będzie mu jeszcze trudniej się opanować. Odetchnął głęboko i zajął swoje miejsce, a już po chwili z zakrystii wyszedł ksiądz i rozpoczęła się msza. (...)
**********
Wróciła do domu w niezbyt dobrym humorze. W przedpokoju zdjęła kurtkę i poszła do kuchni napić się wody. Po chwili do pomieszczenia wbiegł uradowany Fado i zaczął skakać dziewczynie po nogach. Mela schyliła się i pogłaskała psiaka, a następnie wypuściła go na dwór, a sama poszła do salonu i włączyła telewizor na jakiejś muzycznej stacji... Po kilku minutach usłyszała drapanie w drzwi, więc wstała i wpuściła Fada z powrotem do domu, a następnie poszła do siebie do pokoju. Otworzyła szafę i wyjęła z niej luźniejsze ubrania, po czym się w nie przebrała i wróciła do salonu. Położyła się na kanapie i oglądała program muzyczny, a obok niej leżał Fado. (...)
Na zegarze była godzina 17:30, a Alan dopiero wrócił do domu. Wszedł do środka, po czym nogą zatrzasnął drzwi. Nie 'bawił się' w kulturalne zamykanie drzwi, bo wiedział, że nikogo nie ma w domu. Zdjął kurtkę i rzucił ją na komodę w przedpokoju, a następnie pobiegł do swojego pokoju i od razu wyszedł na balkon. Zaciągnął się rześkim, wiosennym powietrzem i oparł się dłońmi o barierkę. Stał chwilę ze spuszczoną głową, ale po kilku minutach podniósł wzrok i skierował go w okna Amelii. Zauważył, że w jej pokoju świeci się tylko niewielka lampka przy łóżku, a po chwili do pokoju wchodzi dziewczyna, a za nią Wojtek. Chłopak zamknął drzwi i natychmiast zaczął całować szatynkę, kierując się z nią w stronę łóżka... Alan nie mógł na to patrzeć, wypuścił ze świstem powietrze z płuc, po czym wrócił do pokoju, zamykając drzwi balkonowe. (...)
Leżeli na łóżku Amelki i namiętnie się całowali. Ręce Wojtka coraz pewniej 'badały' ciało dziewczyny, a po chwili znalazły się pod jej bluzką, a już po chwili Mela nie miała jej na sobie. Szatynka spojrzała na chłopaka, w którego oczach świeciły iskierki pożądania. Przygryzła delikatnie wargę i przyciągnęła go do siebie za róg jego koszulki, a już po chwili zaczęła ją z niego zdejmować. Kiedy T-shirt chłopaka leżał gdzieś na podłodze Mela złapała za pasek od jego spodni i odpięła go, a Wojtek zdjął z siebie spodnie, po czym zajął się Amelią. Zaczął całować ją po szyi, schodząc pocałunkami coraz niżej... Dziewczyna zaczęła coraz ciężej oddychać pod wpływem jego dotyku i odwróciła głowę w bok, a jej wzrok padł na ścianę, na której wisiało zdjęcie, które przedstawiało ją, Karolinę, Alana i Ksawerego. Całą czwórką siedzieli na szpitalnym łóżku i tworzyli zbiorowy uścisk. Wzrok Amelki mimowolnie padł na Alana... Siedział przygnębiony na tym łóżku z czapką na głowie, obejmując ją. Na ten widok w oczach Meli zabłysnęły łzy, ale dziewczyna nie pozwoliła im wypłynąć. Odwróciła wzrok od zdjęcia i spojrzała w okno i wtedy zauważyła Alana stojącego w oknie i wpatrującego się prosto w nią. Na ten widok dziewczyna odepchnęła od siebie Wojtka, a on spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Przepraszam... Nie mogę. Nie jestem gotowa. - wyszeptała, unikając kontaktu wzrokowego z Wojtkiem. Dłonią odszukała swoją bluzkę, która leżała na podłodze i założyła ją na siebie, znowu zerkając w okna pokoju Alana. Chłopak zauważając to odwrócił wzrok i wyszedł z pokoju. (...)
Po kilku minutach Ali wrócił do pokoju. Był wściekły tym, co zobaczył w pokoju Amelii, ale nie chciał tego po sobie pokazywać... Usiadł na łóżku, a jego wzrok mimowolnie padł na okno - kolejny już raz tego wieczoru - w tym samym momencie w oknach pokoju Amelii dostrzegł palące się światło i Wojtka, który zakładał spodnie i mówił coś do Meli. Szatyn wściekł się już nie na żarty widząc to wszystko, wstał z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju i kopać w co popadnie. Musiał się na czymś wyżyć. Chcąc się trochę opanować odchrząknął, a w kąciku ust poczuł słodki smak... krwi! Przetarł to miejsce palcem i przerażony domyślił się, że może to być nawrót choroby. W jego oczach ponownie pojawiły się łzy, zdjął z siebie koszulkę, ukazując tym samym idealne mięśnie brzucha i wytarł T-shirt'em twarz, a następnie rzucił go na komodę... Koszulka upadła tak niefortunnie, że z szafki spadła ramka ze zdjęciem, a szybka się rozbiła. Alan podszedł do komody i schylił się po ramkę, kiedy ją podniósł w jego ciele wzrosła wściekłość i rzucił zdjęciem na podłogę, po czym podszedł do okna, żeby zasunąć żaluzje. Zasuwając okno spojrzał jeszcze na pokój Amelii i zobaczył dziewczynę stojącą w oknie, kiedy zorientował się, że ona patrzy prosto na niego uciekł wzrokiem gdzieś w bok i zauważył Wojtka zakładającego koszulkę. Źrenice Alana w tym momencie się rozszerzyły, zerknął na Amelię ze wściekłością wymalowaną na twarzy i wrócił do zasuwania okna. Amelia spojrzała na szatyna zdziwiona, po czym odwróciła głowę i jak zauważyła Wojtka na jej twarzy pojawiły się rumieńce... Ali zasunął okno do końca i poszedł do łazienki, zabierając z szafy zwykłe czarne dresy i biały T-shirt. Będąc w pomieszczeniu wziął prysznic, przez co trochę się uspokoił i ochłonął... Po kilkunastu minutach wrócił do pokoju i kładąc się na łóżko wziął do ręki swojego iPod'a i włączył muzykę... Zamknął oczy i po prostu wsłuchał się w muzykę i słowa, śpiewane przez wokalistę...
I wish you were here tonight with me to see the northern lights / Chciałbym, żebyś tej nocy była tu ze mną aby zobaczyć światła północy
I wish you were here tonight with me / Chciałbym, żebyś tej nocy była ze mną
I wish I could have you by my side tonight when the sky is burning / Chciałbym móc mieć cię obok siebie dziś w nocy, kiedy niebo płonie
I wish I could have you by my side / Chciałbym móc mieć cię obok siebie
'cause I've been down and I've been crawling / Byłem na dnie i czołgałem się
Won't back down no more / Nie chcę wracać tam już nigdy
Can't you stop the lies falling from the skies down on me, / Nie możesz zatrzymać kłamstw spadających na mnie z nieba
I'm still standing / Ja wciąż stoję
Can't you roll the dice, I might be surprised / Nie możesz rzucić kostką, być może mnie to dziwi
Conscience clear, I'm still standing here / Z czystym sumieniem wciąż tu stoję
Burns like a thousand stars, though you're light years away / Płoniesz jak tysiąc gwiazd, chociaż jesteś lata świetlne stąd
Burns like a thousand stars or more / Płoniesz jak tysiąc gwiazd albo i więcej
You're up there, you're always with me / Jesteś tam w górze, zawsze jesteś ze mną
Smiling down on me / Uśmiechasz się w dół, do mnie
Po tych słowach na twarzy Alana pojawił się delikatny uśmiech, otworzył oczy i wyjął swój telefon. Znalazł w nim zdjęcie, na którym był on i Justyna, a jego oczy zabłysły od łez... Pogładził opuszkami palców wyświetlacz i ponownie się uśmiechnął.
- Mam nadzieję, że dobrze ci tam... I zostaniesz teraz moim aniołem stróżem... - pomyślał i pozwolił łzom swobodnie płynąć po policzkach, a on sam powrócił do wsłuchiwania się w słowa piosenki...
It's something sacred, something so beatiful / To jest coś tajemniczego, coś tak pięknego
Something quiet to ease my mind / Coś cichego, co uspokaja mój umysł
When the pressure's taking me over and over / Kiedy presja ciągle przejmuje nade mną kontrolę
'cause I've been down and I've been crawling / Bo byłem na dnie i czołgałem się
Pushed around and always falling / Popychany, zawsze upadałem
You're up there, you're always with me / Jesteś tam w górze, zawsze jesteś ze mną
Smiling down on me / Uśmiechasz się w dół, do mnie
Can't you stop the lies falling from the skies down on me, / Nie możesz zatrzymać kłamstw spadających na mnie z nieba
I'm still standing / Ja wciąż stoję
Can't you roll the dice, I might be surprised / Nie możesz rzucić kostką, być może mnie to dziwi
Conscience clear, I'm still standing here / Z czystym sumieniem wciąż tu stoję
Can't you stop the lies falling from the skies down on me, / Nie możesz zatrzymać kłamstw spadających na mnie z nieba
I'm still standing / Ja wciąż stoję
Can't you roll the dice, I might be surprised / Nie możesz rzucić kostką, być może mnie to dziwi
Conscience clear, I'm still standing here / Z czystym sumieniem wciąż tu stoję
Here... / Tutaj...
**********
Leżał na łóżku wpatrując się w sufit... Na zegarze była już 23:00, a jemu nadal nie chciało się spać. Nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi, obrócił głowę w tamtą stronę i nie odzywał się, czekając aż ktoś wejdzie do środka. Po chwili w drzwiach zauważył swojego tatę, więc delikatnie się podniósł i uśmiechnął w kierunku Javiera.
- Jak się czujesz? - zapytał mężczyzna, siadając na łóżku syna. Alan wzruszył tylko ramionami i przytulił się do ojca... Brakowało mu tego, tej bliskości z tatą... - Chciałem cię przeprosić, synu. Rozmowę z mamą mam już za sobą, zostałeś ty... - wyszeptał. Szatyn odsunął się od taty i spojrzał na niego pytającym wzrokiem. - Nie patrz tak, muszę ci chyba kilka rzeczy wyjaśnić.
- Tato... - westchnął chłopak, ale nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć.
- Wiem, że to nie jest najlepszy moment, ale później już mogę nie mieć odwagi... - powiedział Javier, patrząc na syna. Alan wzruszył tylko ramionami i dał znak głową, żeby mężczyzna kontynuował. - Nie jestem dobrym ojcem...
- Przez grzeczność nie zaprzeczę. - wyszeptał Alan, ale natychmiast pożałował tych słów, widząc wzrok ojca. - Przepraszam.
- No importa...
- Tak, wiem... Ale to nie był powód, żeby uciekać od rodziny. Razem z mamą wtedy najbardziej cię potrzebowaliśmy, a ty tak po prostu nas zostawiłeś z tym wszystkim samych! - wybuchnął Alan. - Nienawidziłem cię za to... Nie było cię całymi dniami w domu, na noc też rzadko wracałeś... Byłeś gościem we własnym domu, tato! Miałem 10 lat!
- Yo sé hijo! Perdóname!
- Cholera jasna, tato prosiłem, żebyś nie mówił do mnie po hiszpańsku! - krzyknął Ali, wstając z łóżka. Javier wyszeptał tylko: "Przepraszam." i spojrzał na syna. - Przez to, że nie było cię ciągle w domu nie byłeś 'skazany' na słuchanie tego jak mama płacze! Były noce, kiedy nie zmrużyła oka, a ja razem z nią, bo ciągle słyszałem jej szloch! Nie chciałem jej martwić, więc nie wychodziłem z pokoju, ale... płakałem razem z nią... A ty?! Ty nie interesowałeś się tym jak MY sobie radzimy ze śmiercią Theo! Jak już wracałeś do domu to od razu szedłeś pod prysznic i kładłeś się spać! Nie interesowałeś się swoją rodziną! - mówił podniesionym głosem Alan, ciągle patrząc w oczy ojcu. - Co? Nic nie powiesz? - zapytał, ale odpowiedziała mu głucha cisza. - Tato, powiedz coś do cholery!
- Przepraszam... Wiem, że to czasu nie cofnie, nie naprawi wszystkich błędów, które popełniłem 8 lat temu, ale może chociaż załagodzi ten ból, który sprawiłem tobie i mamie. - powiedział na jednym tchu mężczyzna, nie pozwalając łzom, które gromadziły mu się w oczach, wypłynąć. - Wybaczysz mi? - zapytał błagalnym głosem i spojrzał na Alana. - Hijo... Tfu! Synku...
- Nie wiem, co mam powiedzieć... - westchnął szatyn. - A mama? Mama ci wybaczyła? - zapytał, a w odpowiedzi dostał tylko twierdzące kiwnięcie głową. - Skoro ona ci wybaczyła to... ja też. - powiedział Alan.
- Dziękuję. - uśmiechnął się delikatnie mężczyzna... - Nadal mnie nienawidzisz?
- Nie... To było chwilowe... Kocham cię, tato. - zakomunikował Ali, wtulając się w ciało ojca.
- Ja ciebie też, synku. - wyszeptał Javier wzmacniając uścisk. - Obiecuję, że będę mniej pracował... Będę więcej czasu spędzał z wami. Przysięgam.
- Nie przysięgaj, to tylko słowa... A ty, powiedzmy sobie szczerze, nie umiesz dotrzymywać obietnic...
- Ale tej dotrzymam. - uśmiechnął się Javier. - Gracias.
- De nada, papá.
**********
Po tej rozmowie z tatą Alan zasnął niemalże od razu... Cieszył się, że tata zrozumiał to, co zrobił i postanowił w końcu zmienić to wszystko. Minęło 8 lat, ale lepiej późno niż wcale... Była już 7:00, ale Ali jeszcze spał. Budzik dzwonił już od pół godziny, ale chłopak za każdym razem go wyłączał. W końcu za 10 razem zirytowany szatyn wstał z łóżka i na lekko chwiejących się nogach poszedł do łazienki. Tam wziął szybki, chłodny prysznic i to postawiło go na nogi... Wrócił do pokoju w samych bokserkach i otworzył szafę, z której wyjął ubrania i pospiesznie je na siebie założył. Spakował do torby wszystkie potrzebne książki i zakładając ją na ramię złapał swój telefon i kluczyki od samochodu, po czym zbiegł po schodach na dół. Wszedł do kuchni i od razu na jego twarzy pojawił się uśmiech. Przy stole siedział Javier i pił kawę, czytając gazetę, a Sylwia smażyła jajecznicę.
- No i tak ma być już zawsze. - wyszeptał Alan, wchodząc do pomieszczenia z uśmiechem. Podszedł do mamy i pocałował ją w policzek, a kobieta obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
- Siadaj i jedz. - powiedziała po chwili nakładając na talerz jajecznicę dla Alana. - Jak się czujesz? - zapytała po chwili.
- Jest ok. W końcu wiedziałem, że to nastąpi... Tylko nie sądziłem, że tak szybko. - westchnął chłopak. - Ale skończmy ten temat. Nie chcę się rozpłakać i wyjść na beksę. - zaśmiał się, chcąc rozładować atmosferę.
- Jasne, jak chcesz. - uśmiechnęła się Sylwia i pocałowała syna w policzek.
- Dobra, na mnie już czas. - westchnął Javier, wstając od stołu, a Alan i Sylwia przenieśli na niego wzrok. - No co tak patrzycie? Wrócę koło 16:00. - uśmiechnął się mężczyzna, po czym pocałował żonę w policzek, a syna poklepał po ramieniu. - Podwieźć cię do szkoły?
- Nie, dzięki tato. Pojadę swoim samochodem. - uśmiechnął się szatyn.
- Ok. To w takim razie do zobaczenia po południu. - zakomunikował mężczyzna i wyszedł z domu...
- Słyszałam waszą "rozmowę" wczoraj... Nie sądziłam, że aż tak to przeżywałeś...
- Mamo... Nie mówmy o tym. To było 8 lat temu...
- Tak, wiem, ale... Czemu nie powiedziałeś mi, że tak to przeżywasz? Pomogłabym ci jakoś...
- Nie, mamo. Ty wcale nie byłaś w lepszym stanie... Ale teraz już naprawdę skończmy ten temat. Było, minęło... Tata do nas 'wraca', będzie tak, jak przed wypadkiem. - uśmiechnął się Alan. - A teraz muszę już lecieć, bo na pierwszej biologia, a nauczycielka nie lubi jak się spóźniamy. Pa. - chłopak pocałował mamę w policzek i wyszedł z domu. (...)
Przerwa obiadowa...
- Lola, czemu masz taką dziwną minę? Boli cię coś? - zapytał Alan, kiedy dziewczyna usiadła obok niego na stołówce.
- Ehe... Brzuch, ale to na pewno nic takiego. Przejdzie za chwilę. - uśmiechnęła się, ale po chwili uśmiech zamienił się w grymas.
- Karolina, jesteś w ciąży. Nie można bagatelizować nawet najmniejszego bólu brzucha. Ksawi, zabierz ją do higienistki. - powiedział Alan, a Ksawery przytaknął.
- No co wy?! Nic mi nie jest! - zawołała Lola, ale po chwili zmieniła zdanie: - No dobra, chodźmy do tej higienistki. - stwierdziła i razem ze swoim chłopakiem, skierowała się do gabinetu pielęgniarki, a Alan został sam przy stoliku. Chłopak rozglądał się po stołówce, a kiedy jego wzrok padł na Wojtka zdziwił się, że nie ma z nim Amelii... Błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu, aż w końcu ją znalazł. Siedziała sama w kącie stołówki z kolanami pod brodą i wpatrywała się w jeden punkt na przeciw niej... Po chwili chłopak spojrzał z powrotem na Wojtka, który siedział przy stoliku z Mileną, Luizą i Fabianem, i patrząc na Amelię coś do nich mówi i ciągle się śmieje. Alan zrozumiał, że chodzi o to wydarzenie z poprzedniego dnia... Kiedy Mela zorientowała się, że coś jest nie tak zalała się łzami i wybiegła ze stołówki, co spowodowało jeszcze większy śmiech Wojtka... Pięści Alana mimowolnie się zacisnęły, a on sam wstał i mierząc szatyna groźnym wzrokiem wybiegł za Amelią. Znalazł ją siedzącą na schodach z twarzą ukrytą w dłoniach. Chłopak niewiele myśląc usiadł obok niej i objął ją ramieniem delikatnie kołysząc jej ciałem.
- Co jest? - zapytał przyjaznym głosem, choć trudno było mu się na taki zdobyć, i spojrzał na zapłakaną dziewczynę.
- Widziałeś przecież wczoraj, więc po co pytasz... - wzruszyła ramionami Amelka.
- Widziałem tylko, że... A zresztą, nie ważne... Doszło do czegoś więcej?
- Nie... Na początku powiedział, że rozumie, że poczeka, a kilka godzin później wysłał SMS'a, że nie potrzebuje dziewczyny, która... Ech... po prostu ze mną zerwał, bo się z nim nie przespałam... A dzisiaj rano widziałam jak obściskiwał się z Mileną. - wyszlochała Amelia.
- Wiedziałem! Zabiję gnoja! - krzyknął Alan i zerwał się na równe nogi, po czym wbiegł na stołówkę i skierował się w stronę Wojtka. Amelia chciała go zatrzymać, ale nie zdążyła... Ali podszedł do Wojtka i z całej siły go popchnął, tak, że prawie spadł z krzesła.
- Co ty kretynie robisz?! - zapytał wkurzony Wojtek.
- To, co już dawno powinienem zrobić! - wysyczał Alan i zamachnął się ręką zaciśniętą w pięść i uderzył szatyna prosto w nos, z którego po kilku sekundach zaczęła płynąć krew.
- Pojebało cię, Sanchez?!
- Nie! To chyba ciebie pojebało! Jak mogłeś coś takiego zrobić dziewczynie! Od początku wiedziałem, że chodzi ci tylko o to, żeby zaciągnąć ją do łóżka. O nic innego... - powiedział Ali i obrócił się na pięcie, chcąc jak najszybciej wyjść z tego pomieszczenia.
- Jakoś specjalnie się nie opierała! - krzyknął Wojtek za odchodzącym Alanem. - Dopiero jak prawie byłem gotowy powiedziała, że nie chce... Mała dziwka! - dodał, po czym wybuchnął ironicznym śmiechem. Alan nie wytrzymał tych słów, zawrócił i złapał Mrozka za koszulkę, przypierając go do ściany.
- Jeszcze raz ją tak nazwiesz, to tak ci poharatam tą twoją piękną buźkę, że własna matka cię nie pozna. - wysyczał Alan i puścił Wojtka, rzucając go na stolik. - Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. - dodał na odchodne i podszedł do Amelki, obejmując ją ramieniem. - Już, spokojnie... Chodź. Jesteś samochodem? - zapytał, spoglądając na twarz dziewczyny, a ona pokiwała przecząco głową. - W takim razie cię odwiozę. - powiedział, podając jej torbę z książkami i, po wcześniejszej wizycie w szatni, wyszli ze szkoły. (...)
- Dziękuję, ale nie musiałeś tego robić. - wyszeptała Amelka, kiedy Alan zaparkował przed jej domem.
- Wiem, ale chciałem... Mela... - zaczął chłopak, ale nie wiedział co miałby jej powiedzieć w tym momencie, więc zrezygnował. - Poradzisz sobie?
- Tak. Dam radę. - uśmiechnęła się delikatnie szatynka. - Jeszcze raz dziękuję. - dodała i nachyliła się do chłopaka, żeby pocałować go w policzek, ale Alan odsunął się od niej.
- Nie ma za co... - uśmiechnął się w kierunku Amelii. Dziewczyna tylko westchnęła i wysiadła z samochodu, po czym skierowała się do drzwi, żeby wejść do domu... Odwróciła się jeszcze, żeby pomachać na pożegnanie Alanowi, ale jego już nie było. (...)
______________________________________________________________
pisząc ten rozdział płakałam - dosłownie! ; ooooo wzruszyłam się... a może to nie to? może chodziło o to, że zostały TYLKO 2 rozdziały do napisania + epilog i koniec z tym opowiadaniem? ech... nie ważne...
mam dla Was 2 wiadomości: dobrą i złą...
dobra jest taka, że zacznę nową historię - zupełnie inną niż ta :)
a zła wiadomość jest taka, że... to był ostatni rozdział, który mam napisany! :( jestem w trakcie pisania kolejnego, ale idzie mi to "jak po grudzie" i nie mam pojęcia ile będziecie musieli czekać na 29 :C
ZOSTAŁ OSTATNI TYDZIEŃ FERII! TRZEBA JAKOŚ POZYTYWNIE WYKORZYSTAĆ TEN CZAS! :D
+ JAK PODOBAŁ SIĘ ROZDZIAŁ??
Nikaa. ♥
CZYTASZ = KOMENTUJESZ