niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 28


***** Kilka dni później... *****
          
          Chodziła nerwowo po holu lotniska i czekała na swojego tatę, który przyjeżdża dzisiaj z Kanady. Samolot wylądował już 10 minut temu, a Grzegorza nadal nie było... Amelka zaczynała się coraz bardziej denerwować i już wyciągała telefon, żeby zadzwonić do taty, ale w tym samym momencie podszedł do niej mężczyzna.
          - Cześć córeczko! - zawołał i mocno przytulił do siebie Melę.
          - Nareszcie, już się zaczynałam martwić o ciebie. - powiedziała dziewczyna, całując tatę w policzek. 
          - Jak widać nie potrzebnie... Gdzie mama?
          - W domu, czeka na nas. - powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się delikatnie.
          - Sama przyjechałaś? - zapytał mężczyzna, a szatynka tylko przytaknęła. - Nie wierzę... Moja córka zdała egzamin. 
          - Nie mów, że we mnie nie wierzyłeś. 
          - Oj wierzyłem, wierzyłem. Trzymałem przecież za ciebie kciuki... No to co, jedziemy do domu? 
          - Jasne. Chodźmy. - uśmiechnęła się Amelia i razem z tatą opuścili lotnisko. (...)

          - A co słychać u Alana? - zapytał Grzegorz, przerywając ciszę panującą w samochodzie. Amelia spojrzała na niego załzawionymi oczami i pokręciła przecząco głową, dając tacie znak, że nie chce o tym rozmawiać. - Ok. Już o nic nie pytam, ale... Wieczorem masz mi wszystko opowiedzieć, jasne? 
          - Dobrze tatku, ale na razie nie mówmy o tym... Kiedy wracasz do Kanady? - zapytała dziewczyna, chcąc zmienić temat. 
          - Dopiero przyjechałem, a ty już pytasz, kiedy wracam?
          - Oj, chcę po prostu wiedzieć ile mam czasu, żeby nacieszyć się moim tatusiem. - powiedziała z uśmiechem Mela.
          - Zostaję całe 2 tygodnie. - zakomunikował Grzegorz. - Mam nadzieję, że ze mną wytrzymacie. 
          - No nie wiem, nie wiem. Już przyzwyczaiłyśmy się, że cię nie ma... Żartuję. - zaśmiała się szatynka, parkując przed domem i wysiadła z samochodu, a po chwili to samo uczynił Grzegorz i wyjął z bagażnika walizkę, po czym razem z córką wszedł do domu. Od razu po przekroczeniu progu przywitał ich Fado, który zaczął skakać po nogach Grzegorza. - Tak, Fado też się za tobą stęsknił. - uśmiechnęła się Amelka. - Mamo! Jesteśmy! - zawołała dziewczyna, a już po chwili w przedpokoju pojawiła się Marta. 
          - Cześć kochanie. - uśmiechnął się Grzegorz i przytulił żonę, całując ją w policzek. 
          - Tęskniłam. - stwierdziła Marta, odsuwając się od męża.
          - Ja też, cholernie za wami tęskniłem. Ale teraz całe 2 tygodnie spędzimy razem. - uśmiechnął się mężczyzna przytulając Martę i Amelię. 
          - Super... Chodźcie, obiad jest już gotowy. - powiedziała mama Amelki odsuwając się od męża i poszła do kuchni, a za nią wszedł Grzegorz i ich córka. (...) 

**********


          W domu Amelii rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Dziewczyna niechętnie podniosła się z kanapy w salonie, gdzie siedziała razem z rodzicami i oglądała z nimi film. Podeszła do drzwi i otworzyła je, a jej oczom ukazała się Lola i Ksawery. 
          - Hej. - uśmiechnęli się obydwoje.
          - Cześć. - Mela odwzajemniła gest. - Wejdźcie. - dodała wpuszczając przyjaciół do środka.
          - Przeszkadzamy? Wiemy, że twój tata przyjechał i... - zaczęła Karolina.
          - Nie, nie przeszkadzacie. Spędziliśmy całe po południe w trójkę. Powinni się chwilę sami sobą nacieszyć... Chodźcie na górę. - uśmiechnęła się Amelka. 
          - Córciu, kto to? - z salonu dobiegł głos Marty. 
          - Karolina i Ksawery. - odpowiedziała dziewczyna, a jej przyjaciele weszli do salonu i przywitali się z rodzicami Amelii. 
          - Dobry wieczór. - powiedzieli równocześnie. - Miło pana widzieć. 
          - Dobry wieczór... Was też. - uśmiechnął się Grzegorz. 
          - Tak... A teraz my was przeprosimy, pójdziemy do mnie. - powiedziała Mela, na co jej rodzice przytaknęli tylko głowami. A Grzegorz posłał córce znaczące spojrzenie, na co dziewczyna tylko skinęła głową, że pamięta o rozmowie, która ich czeka i razem z przyjaciółmi weszła po schodach na górę. (...)

          - Co was do mnie sprowadza? - zapytała, kiedy całą trójką siedzieli już w jej pokoju.
          - Chodzi o Alana. - zaczął Ksawery, a Amelka zmierzyła go dziwnym spojrzeniem i z wielkim świstem wypuściła powietrze. 
          - Nie chcę o tym rozmawiać, dobrze o tym wiecie. Rozmowy o nim w ostatnim czasie nie prowadzą do niczego dobrego. - powiedziała szatynka i spojrzała na Lolę.
          - Wiemy, ale... Mela tak nie może być! - stwierdził chłopak. 
          - Jak?! - zapytała z wyrzutem szatynka.
          - Amelka ty nie widzisz tego jak on się zmienił odkąd nie jesteście razem. Nie spędzasz z nim czasu tak, jak my... - westchnęła Lola. - On nie jest już tym samym Alanem. Zamknął się w sobie... Nie uśmiecha się, nie chce z nami rozmawiać. 
          - I to jest moja wina, tak? 
          - My tego nie powiedzieliśmy. - zareagował Ksawi.
          - Nie, ale też nie zaprzeczyliście... Nie chciałam go doprowadzić do takiego stanu. Ale trudno, stało się... Czasu nie cofnę, a uwierzcie, że bardzo bym chciała. Gdybym mogła cofnąć się do tamtego cholernego wieczora, kiedy to się zaczęło to zrobiłabym to i nie dopuściłabym do tego, żeby spotkać się wtedy z Wojtkiem. 
          - Mela... Możesz przecież to wszystko odkręcić. Możesz odbudować wasz związek! 
          - Nie Ksawery, nie mogę! - skwitowała Amelia, a w jej oczach zabłysnęły łzy. - Przepraszam was, ale nie poruszajmy już nigdy tego tematu. Alan Sanchez już mnie nie obchodzi... - dodała po chwili i głęboko westchnęła.
          - Jakoś nie chce mi się w to wierzyć Mela. - stwierdził Ksawi wpatrując się w przyjaciółkę. 
          - Uwierz... - powiedziała pewnie Amelia, chociaż w głębi siebie sama w to nie wierzyła. - Przepraszam, ale... Nie żebym was wyganiała, czy coś, ale jestem zmęczona. 
          - Jasne, już idziemy. - uśmiechnęła się Lola i wstała z miejsca. - Widzimy się jutro w szkole, tak? 
          - Oczywiście. - powiedziała Mela z uśmiechem i przytuliła przyjaciół na pożegnanie. 
          - To w takim razie do jutra. - powiedział Ksawery i razem z Karoliną wyszedł z pokoju przyjaciółki, a następnie, żegnając się z rodzicami Amelii, z jej domu. (...)

          "Tata nareszcie przyjechał! Jak ja się cieszę, że jest z nami i zostaje całe 2 tygodnie! :) Mam nadzieję, że zdążymy się nim z mamą nacieszyć, bo następnym razem przyjedzie dopiero na ten długi majowy weekend... Chociaż i tak wcześniej się będziemy z nim widzieć, bo Wielkanoc spędzamy w Kanadzie. <3 Ech... Ale nie o tym chciałam pisać. Za chwilę pewnie tata tu przyjdzie. Obiecałam mu rozmowę na temat 'mnie i Alana' - boję się tego trochę, bo wiem, że Alan był (i jest) dla taty jak jego własny syn i dlatego właśnie ta rozmowa będzie mega trudna, ale mam nadzieję, że dam radę... :) + Wieczorem odwiedzili mnie Karolina i Ksawery. Mówili coś, że Alan się zmienił, zamknął się w sobie, nie chce z nikim gadać... I obwiniali o to MNIE! W sumie może to i trochę moja wina, ale bez przesady! Jakoś jak go tydzień temu widziałam w parku to nie wyglądał na przybitego, wręcz przeciwnie... Kurde, czemu ja się tak wkurzam?! Zazdrosna jestem? [...]" 
          - Mela, mogę wejść? - zza drzwi dobiegł głos Grzegorza. Amelka natychmiast zamknęła pamiętnik i schowała go pod poduszkę. 
          - Tak, tato, wchodź! - zawołała dziewczyna, a już po chwili do pokoju wszedł jej tata z uśmiechem na ustach. 
          - No to... Opowiadaj. O co chodzi? - zapytał mężczyzna siadając obok córki, głaszcząc, leżącego na łóżku Fada. 
          - Nie bardzo wiem od czego zacząć. - stwierdziła Mela spuszczając wzrok. 
          - Kochanie, nie chcę znać całej historii... Powiedz mi tylko to, co najważniejsze. Wyobrażam sobie jakie to może być dla ciebie trudne. 
          - Ech... Chodzi o Wojtka - pamiętasz, opowiadałam ci o nim, to ten nowy uczeń. - zaczęła Amelka, a Grzegorz przytaknął głową, na znak, że pamięta... - No więc... W pewnym sensie przez niego zerwałam z Alanem. Znaczy... Nie ja zerwałam z nim, tylko on ze mną, ale ja sama się o to prosiłam. 
          - Czekaj, czekaj. Czyli... Zdradziłaś Alana z Wojtkiem, on się o tym dowiedział i z tobą zerwał. Dobrze zrozumiałem?
          - Tak, tak to wygląda w wielkim skrócie. - przytaknęła Amelia. 
          - Oj córcia... Na pewno domyślasz się co ja o tym myślę. - westchnął Grzegorz, spoglądając na córkę. - Wiesz, że traktowałem Alana jak własnego syna i ciężko mi zrozumieć to jak... 
          - Wiem, tato. Mnie też z tym ciężko, ale... Sama się o to w pewnym sensie prosiłam. 
          - W tym akurat masz rację... A teraz jesteś z tym Wojtkiem chociaż? 
          - Ehe... Pewnie chcesz go poznać, co? - zapytała Mela przygryzając wargę. 
          - Jakoś niespecjalnie mnie do tego ciągnie. - zaśmiał się mężczyzna. - A jesteś szczęśliwa? 
          - Tak tato, jestem. - powiedziała, ale jakoś bez przekonania, Amelia. Grzegorz to zauważył, ale postanowił to przemilczeć.
          - W takim razie... Nie mam nic do dodania. Nie będę ci tu prawił kazań, bo zaraz będzie, że w tej Kanadzie mi się coś stało i jestem starym, zrzędliwym zgredem.
          - Wcale bym tak nie pomyślała! - oburzyła się Mela.
          - Dobra, dobra... Zostawmy to już. Idź już lepiej spać, bo prawie północ i nie wstaniesz jutro do szkoły. - powiedział Grzegorz i pocałował córkę w czoło. 
          - Tato... - powiedziała Mela, kiedy mężczyzna był już przy drzwiach. - Kocham cię i... dziękuję.
          - Nie dziękuj, bo nie masz za co... Też cię kocham, śpij dobrze. - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju Amelki, a ona już po chwili odpłynęła. (...)


**********


          Obudził ją jakiś szmer nad łóżkiem. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą sylwetkę swojego taty... Przeciągnęła się na łóżku i przetarła dłońmi oczy, po czym uśmiechnęła się w stronę Grzegorza. 
          - Przepraszam, nie chciałem cię obudzić, ale... 
          - Nic się nie stało. Która godzina? 
          - 6:15. - powiedział mężczyzna zerkając na zegarek. - Co chcesz na śniadanie? 
          - Nic... - wzruszyła ramionami dziewczyna, ale napotkała groźne spojrzenie taty. - To znaczy w tym sensie, że zjem płatki. 
          - O nie... Może mama pozwala ci jeść płatki, ale ja tak nie zrobię. Tosty, omlet, jajecznica? A może coś innego?
          - Tato... - jęknęła Amelka. 
          - Nie ma żadnego tato, tylko co jesz na śniadanie. 
          - Powiedziałam: płatki. - westchnęła Mela i chciała wstać z łóżka, ale jak tylko się podniosła została brutalnie rzucona z powrotem na materac i Grzegorz zawisł nad nią łaskocząc ją po brzuchu. - Tato... Pro-proszę! Prze-przestań! - krzyczała przez śmiech dziewczyna. 
          - Nie. 
          - Mamo! Ratunku! 
          - Mama ci nie pomoże... - zaśmiał się Grzegorz. - Przestanę jak powiesz co chcesz na śniadanie. I nie przyjmuję odpowiedzi, że płatki. Płatki to nie śniadanie. - stwierdził przestając łaskotać córkę, ale nadal przytrzymywał ją na łóżku. 
          - Ech... Dobra. Chcę jajecznicę z pomidorami. - Amelia wytknęła język w stronę taty i delikatnie się uśmiechnęła. 
          - Dobra odpowiedź. - powiedział mężczyzna schodząc z łóżka i wyszedł z pokoju córki, schodząc na dół. Mela natomiast uśmiechnęła się do siebie i wstała z łóżka podchodząc do szafy. Otworzyła ją i wyjęła ubrania, które zabrała ze sobą do łazienki... Tam wzięła szybki prysznic, ubrała się, zrobiła delikatny makijaż, a włosy związała w luźny warkocz na lewym ramieniu. Po wykonaniu tych wszystkich czynności wróciła do pokoju, zabrała torbę z książkami, telefon i zbiegła na dół. 
          - Cześć mamuś. - uśmiechnęła się do rodzicielki i usiadła do stołu, a już po chwili przed nią stał talerz z jajecznicą. (...) 

          - Dobra, ja lecę. Wojtek już przyjechał. - zakomunikowała Amelka, zakładając kurtkę. Dziewczyna już chciała wychodzić, kiedy zatrzymała ją Marta. 
          - Dobrze córeczko, ale... Chciałabym, żebyś wróciła do domu zaraz po szkole, ok?
          - Jasne, ale... Stało się coś? 
          - Nie, wszystko ok. Po prostu jedziemy do dziadków na obiad. 
          - Aha. Trzeba było tak od razu. - zaśmiała się szatynka. - Nie strasz mnie więcej... A teraz już muszę lecieć, papa. - uśmiechnęła się i pocałowała kobietę w policzek, a do taty pomachała i wyszła z domu. Kiedy zamknęła za sobą drzwi zerknęła na drugą stronę ulicy i zobaczyła, że Alan też wychodzi z domu i on również patrzył na nią... Dziewczyna już chciała do niego pomachać, ale zrezygnowała, kiedy zobaczyła, że chłopak kręci z dezaprobatą głową. Westchnęła tylko i wsiadła do samochodu Wojtka. 
          - Cześć kotek. - uśmiechnął się chłopak i pocałował ją w usta, na co tylko słodko się uśmiechnęła. - Jesteś cała i zdrowa, więc żadnej kolizji wczoraj nie było, tak?
          - Oczywiście, dowiozłam tatę całego i zdrowego. - uśmiechnęła się Mela, zapinając pasy.
          - Zuch dziewczynka. - powiedział Wojtek i odjechał spod domu Amelii, kierując się do szkoły. - Jakieś plany na wieczór? - zapytał po chwili, przerywając ciszę, panującą w samochodzie.
          - Plany są, ale tobie się one nie spodobają, bo nie jesteś uwzględniony. - stwierdziła dziewczyna, zerkając na Wojtka.
          - To znaczy?
          - Jadę z rodzicami na obiad do dziadków. A z racji tego, że jest piątek to pewnie zostaniemy do samego wieczora. 
          - Uuuu... Myślałem, że gdzieś razem wyjdziemy, no ale trudno. Obiad u dziadków ważna rzecz. - uśmiechnął się chłopak. 
          - Ale jak chcesz cały jutrzejszy dzień mogę zarezerwować dla ciebie. - uśmiechnęła się delikatnie Amelka i zagryzła wargę, uświadamiając jak dwuznacznie to mogło zabrzmieć. 
          - Zastanowię się nad tym... - uśmiechnął się szatyn, spoglądając w lewo, po czym cicho się zaśmiał. - Lubię jak to robisz. 
          - Jak robię co? - zaciekawiła się Mela.
          - Jak przygryzasz wargi... - odparł chłopak, parkując przed szkołą. - Wyglądasz wtedy bardzo seksownie. - dodał tuż przy ustach Amelii, po czym namiętnie ją pocałował. 
          - Doprawdy...? - zaśmiała się Amelka odsuwając się od Wojtka i wysiadła z samochodu, kierując się do wejścia do szkoły. (...)


**********


          Wyszedł ze szkoły z Karoliną i Ksawerym, którzy ciągle się z czegoś śmiali, jednak jemu od kilku dni nie było do śmiechu, a to dlatego, że stan Justyny z dnia na dzień się pogarszał. Lekarze mówili, że śmierć jest nieunikniona, jej organizm nie wytrzymał walki z rakiem... Zamyślony chłopak, kierował się do swojego samochodu, kiedy poczuł lekkie szarpnięcie za ramię. Podniósł głowę i napotkał wzrok Ksawerego.
          - Ali, pytałem o coś. Słuchasz mnie w ogóle? - zapytał blondyn.
          - Przepraszam, zamyśliłem się. O co pytałeś?
          - Tak, zauważyłem. Ostatnio ciągle chodzisz jakiś nieobecny. Co jest? 
          - Nic, nie ważne... O co pytałeś, bo nie ukrywam, że trochę mi się spieszy. - stwierdził Alan.
          - Masz jakieś plany na wieczór? Może wpadłbyś do mnie? Obejrzelibyśmy mecz... Hiszpania gra towarzysko z Włochami. 
          - Sorry, stary, ale spasuję. Jadę do szpitala do Justyny. - zakomunikował Alan i otworzył drzwi samochodu. - Innym razem. Na razie. - pożegnał się i wsiadł do samochodu, a już po chwili odjechał ze szkolnego parkingu... Po 10 minutach był już pod domem. Wyszedł z samochodu i wbiegł do domu.
          - Alan?! - usłyszał głos mamy.
          - Tak! Ale ja tylko na moment, wpadłem po gitarę i jadę do Iki. - powiedział chłopak i pobiegł do swojego pokoju. Zabrał instrument do ręki i zszedł z powrotem na dół. Kierował się już do drzwi, kiedy zatrzymała go Sylwia. 
          - Obiad jest gotowy, chodź. 
          - Mamo, ale...
          - Synek, 10 minut. Zjesz i już cię nie będę zatrzymywać. - uśmiechnęła się kobieta nalewając zupy na talerz. (...)

          - O której wrócisz? - zapytała Sylwia, kiedy Alan wychodził z domu. - Nie chcę kolejnego wieczora spędzić sama.
          - Wrócę jak najszybciej się da, obiecuję. - uśmiechnął się chłopak i pocałował mamę w policzek. Odwrócił się i wyszedł z domu, a na podjeździe zobaczył samochód Javiera. - Cześć tato! Co ty robisz tak wcześnie w domu? - zapytał z uśmiechem. 
          - Cześć synu. - Javier odwzajemnił uśmiech. - Skończyliśmy wcześniej i mamy cały weekend wolny, nareszcie spędzę z wami trochę czasu... Jedziesz do Justyny? - zapytał po chwili mężczyzna, widząc, że Alan trzyma w ręce gitarę.
          - Tak, nie najlepiej z nią i chcę z nią trochę posiedzieć. Miałem wrócić wcześniej niż zwykle, bo zapowiadało się, że mama kolejny wieczór spędzi sama, no ale... Skoro jesteś ty to...
          - Jasne, nie tłumacz się. Uściskaj ją ode mnie. - Javier poklepał syna po ramieniu i wszedł do domu. A  Ali wsiadł do samochodu i pojechał do szpitala. Po 20 minutach chłopak zaparkował na szpitalnym parkingu i zabierając ze sobą gitarę wszedł do budynku. Od razu udał się do windy i nacisnął odpowiedni guzik. Po chwili winda ruszyła i Alan trafił na oddział onkologiczny. 
          - Dzień dobry Alanie. - uśmiechnęła się pani Ania i przytuliła chłopaka.
          - Dzień dobry. Jak ona się czuje? - zapytał szatyn, wskazując drzwi sali, w której leżała Ika. 
          - Moim zdaniem z minuty na minutę jest coraz gorzej, ale ona ciągle mówi, że czuje się cudownie i ciągle się uśmiecha. 
          - Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnął się Alan. - Mogę?
          - Oczywiście. Już na ciebie czeka. 
          - Dziękuję. - powiedział chłopak i delikatnie nacisnął klamkę, po czym wszedł do sali. - Cześć Ika. - uśmiechnął się podchodząc do łóżka przyjaciółki.
          - Ali... Już myślałam, że nie przyjdziesz. - westchnęła dziewczyna, również się uśmiechając. - Przyniosłeś gitarę. Zaśpiewasz mi coś? 
          - Daj odetchnąć... Jak się czujesz? - zapytał, siadając na krzesełku obok łóżka i wyjął gitarę z pokrowca.
          - Dobrze. Nawet bardzo... Co śpiewamy? - zapytała podekscytowana Justyna podnosząc się delikatnie na łóżku. 
          - Ależ ty jesteś niecierpliwa. - Alan pokręcił głową i przejechał palcami po strunach. - Ty coś wybierz.  
          - Nie wiem, może... "Don't cry"? - zapytała rudowłosa na co Ali delikatnie przytaknął i zaczął grać utwór. Przesuwał palcami po strunach w wielkim skupieniu, a po chwili zaczął również śpiewać:


Talk to me softly / Mów do mnie łagodniej
There's something in your eyes / Jest coś w twoich oczach
Don't hang your head in sorrow / Nie zwieszaj głowy w rozpaczy
And please don't cry / I proszę, nie płacz
I know how you feel inside I've / Wiem jak się czujesz w środku
I've been there before / Byłem tam przedtem
Somethin's changin' inside you / Coś się w tobie zmienia
And don't you know / I czy nie wiesz tego?

          Po wyśpiewaniu tych słów spojrzał na Justynę, a po chwili ona dołączyła do niego i śpiewali razem:


Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
I still love you baby / Nadal Cię kocham, skarbie
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy 
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy 
There's a heaven above you baby / Nad Tobą wiszą niebiosa
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy

          Alan spojrzał na Ikę, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy... Chłopak chciał przestać grać, ale dziewczyna pokiwała przecząco głową, chcąc, aby Alan kontynuował. Przymknęła powieki i pozwoliła łzom swobodnie płynąć po jej policzkach:


Give me a whisper / Podaruj mi szept
And give me a sign / Daj mi znak
Give me a kiss before you / Uracz mnie pocałunkiem zanim
tell me goodbye / Powiesz: 'żegnaj'
Don't you take it so hard now / Nie znoś tego tak ciężko
And please don't take it so bad / I proszę, nie znoś tego tak źle 
I'll still be thinkin' of you / Nadal będę o Tobie myślał
And the times we had... baby / I o czasach które mieliśmy... kochanie

          Teraz Alan również poczuł, że pod powiekami zbierają mu się łzy, widząc jak Justyna płacze. Ale nie chciał pokazać jej swojej słabości... Nie chciał tego, więc przymknął powieki i śpiewał dalej: 


Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy 
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy 
There's a heaven above you baby / Nad Tobą wiszą niebiosa
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy

          Nie spodziewał się, że ta jedna piosenka wywoła u niego aż takie emocje. Nie spodziewał się, że aż tak bardzo się rozklei widząc bezsilność Justyny... Ponownie naszła go myśl, żeby przestać śpiewać i grać, bo przez płynące po policzkach łzy nic nie widział i z trudem wydobywał z siebie głos, ale za każdym razem jak przerywał choćby na chwilę Isia spoglądała na niego swoimi zielonymi oczami, a on... On nie był w stanie jej 'odmówić' i nadal grał i śpiewał: 


And please remember that I never lied / I proszę pamiętaj, że nigdy nie kłamałem
And please remember / I proszę pamiętaj
how I felt inside now honey / Jak się czułem, teraz kochanie
You gotta make it your own way / Musisz iść własną drogą
But you'll be alright now sugar / Ale dasz radę, skarbie
You'll feel better tomorrow / Poczujesz się lepiej jutro
Come the morning light now baby / Niech teraz przyjdzie poranny blask, kochanie

          Na ostatni refren Justyna się włączyła i razem zaśpiewali końcówkę piosenki:


And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy 
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy 
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy 
There's a heaven above you baby / Nad Tobą wiszą niebiosa
And don't you cry / Nie płacz...
Don't you ever cry / Nigdy nie płacz...
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy...
Baby maybe someday / Kochanie...może kiedyś...
Don't you cry / Nie płacz...
Don't you ever cry / Nigdy nie płacz...
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy...

          Chłopak ostatni raz przesunął palcami po strunach i głęboko odetchnął. Włożył gitarę do pokrowca i odłożył ją obok krzesła, po czym spojrzał na Justynę, która patrzyła na niego zamglonym od łez wzrokiem. 
          - To nasza piosenka. - wyszeptała dziewczyna. 
          - Nasza? - zapytał zaciekawiony Alan.
          - Moja i Kuby... Pierwszy raz pocałował mnie właśnie przy tej piosence. - Ika uśmiechnęła się na to wspomnienie, a po jej policzkach ponownie zaczęły płynąć łzy. Alan, nie mogąc na to dłużej patrzeć usiadł na łóżku przyjaciółki i mocno ją przytulił. 
          - Przesuń się trochę. - uśmiechnął się, a kiedy dziewczyna wykonała jego prośbę położył się obok niej i przytulił do siebie. 
          - Był tutaj dzisiaj... 
          - Kuba? - zapytał Ali, a Isia tylko pokiwała twierdząco głową. - Czego chciał? 
          - Przeprosił mnie i takie tam. Nie ważne... Lepiej mi powiedz co z tobą. 
          - A co ma być? - wzruszył ramionami chłopak.
          - Sanchez... Mam oczy, nowotwór mi ich nie zajął i na całe szczęście, bo mogę widzieć co się z tobą dzieje. 
          - Ika... - westchnął szatyn podnosząc się i usiadł na skraju łóżka, ukrywając twarz w dłoniach. Po chwili na plecach poczuł dotyk ręki rudowłosej. - Nie chcę cię tracić... 
          - Alan, tak będzie dla mnie lepiej, zrozum to. Dla mnie już nie ma ratunku... Ale dla twojego związku z Amelią jest. - wyszeptała dziewczyna, osuwając się na poduszkę. Alan natychmiast zerwał się na równe nogi i spojrzał przerażony na przyjaciółkę.
          - Justyna... Co... Co się dzieje? 
          - To nic takiego... - powiedziała dziewczyna głęboko oddychając. - Walcz o wasz związek Ali... Przecież wy nadal się kochacie. - dodała zamykając oczy.
          - Ika! Do cholery, otwórz oczy! Nie zostawiaj mnie, bez ciebie sobie z tym nie poradzę! - krzyczał Alan, łapiąc zielonooką za dłoń. Dziewczyna ścisnęła ją jak najmocniej potrafiła i otworzyła z trudem oczy. - Idę po lekarza. 
          - Nie! Ali... Ja już umieram. Żaden lekarz mi nie pomoże. Teraz będzie tylko lepiej... Już nie będę musiała cierpieć, nic mnie nie będzie boleć... - mówiła, a z każdym jej słowem głos coraz bardziej się jej łamał, a uścisk dłoni stawał się coraz słabszy... Natomiast z oczu Alana płynęło coraz więcej łez, których nie potrafił powstrzymać. - Alan... Weź sobie do serca moje słowa... Walcz o ten związek, walcz o tą miłość, bo jak nie to będę cię po nocach straszyć! - uśmiechnęła się dziewczyna. Aż dziwne, że w takiej chwili potrafiła jeszcze żartować, ale ona teraz już nic nie czuła... Nie czuła bólu, cierpienia, nic... - Kocham cię Ali, żegnaj. - wyszeptała z trudem i w tym momencie jej oczy się zamknęły, a z jednej z aparatur, znajdujących się obok łóżka dało się słyszeć przeraźliwy, ciągły pisk... Alan stał zdezorientowany i patrzył jak do sali wbiegają lekarze, dopiero kiedy jeden z mężczyzn nim potrząsnął ocknął się i zabierając gitarę wybiegł na korytarz. Pod ścianą zobaczył zapłakaną mamę Justyny. Natychmiast do niej podbiegł i mocno do siebie przytulił, a kobieta zaniosła się jeszcze większym szlochem. (...)

          Siedział pod szpitalną salą razem z panią Anią, jakby Justyna nadal tam leżała... Ale jej już nie było, przewieźli ją do prosektorium... Jej mama wciąż płakała wpatrując się w jeden punkt na ścianie, a on siedział na podłodze, oparty o ścianę z głową ukrytą w dłoniach... 
          - Jedź do domu. I tak już nic tu po nas. - usłyszał głos pani Ani. Spojrzał na nią i zauważył, że kobieta zakłada kurtkę. 
          - Racja... - westchnął zachrypniętym głosem. - Może panią odwiozę? Nie będzie się pani tłukła autobusem. - zaproponował.
          - Dobrze, dziękuję. - powiedziała kobieta i razem z szatynem wyszła ze szpitala. (...) 

**********


          Wjechał na podjazd, zgasił silnik i bezwładnie oparł głowę o kierownicę dając upust łzom. Już dawno chciał to zrobić, ale nie chciał pokazywać, że tak bardzo cierpi przy pani Ani... Nie chciał, żeby ona też się rozkleiła... Siedział tak, oparty o kierownicę i płakał, przypominając sobie wszystkie chwile spędzone z Justyną. Nie wiedział ile czasu tak spędził, ale kiedy zaczęło mu się robić zimno postanowił wejść do domu. Złapał gitarę do ręki i wszedł do domu. Zamknął drzwi chciał przemknąć niezauważony do swojego pokoju, ale niestety mu się to nie udało, bo zatrzymał go głos Sylwii:
          - Nareszcie wróciłeś. Jak Justynka? - zapytała, wychodząc z salonu, a zaraz za nią pojawił się Javier. Alan, kiedy usłyszał jej imię znieruchomiał, a z jego oczu popłynęły łzy, po raz kolejny tego wieczora nie poradził sobie z emocjami. Nic nie odpowiedział tylko wtulił się w ciało mamy jak mały, pięcioletni chłopiec, a Sylwia zdezorientowana odwzajemniła uścisk. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale Javier dał jej znak, żeby na razie nic nie mówiła i objął ich oboje delikatnie ich kołysząc... Stali w takim uścisku kilka minut, aż w końcu Alan odsunął się delikatnie od rodziców i z ogromnym bólem w oczach powiedział te 3 słowa, które paliły go w gardło:
          - Ona nie żyje... - i kolejna porcja łez wypłynęła z jego oczu, chłopak zachwiał się i gdyby nie to, że Javier go złapał zapewne by się przewrócił... (...) 

**********


          Alan przez cały weekend nie wychodził z domu. Siedział zamknięty w swoim pokoju i nikogo do siebie nie wpuszczał. Słuchał muzyki, śpiewał, płakał, wspominał, spał i tak w kółko... Aż w końcu w niedzielę po południu odebrał SMS'a od Ksawerego: "Stary, nie wiem co się z tobą dzieje cały weekend, ale wiem, że za 10 minut jestem u ciebie i nie przyjmuję sprzeciwu!"  Szatyn po przeczytaniu tej wiadomości tylko głęboko odetchnął i wstał z łóżka. Zszedł na dół, żeby tam poczekać na przyjaciela i pogadać z rodzicami, ale niestety ich nie zastał. Na stole w kuchni zauważył kartkę, napisaną przez Sylwię: "Synku. Pojechaliśmy z tatą do dziadków, wrócimy wieczorem. Nie pytaliśmy, czy chcesz jechać, bo i tak doskonale znaliśmy odpowiedź. Mam nadzieję, że poradzisz sobie przez te kilka godzin... Dzwoniła mama Jus pani Ania, kazała ci przekazać, że pogrzeb jest jutro o 14:00. PS. Kocham, Mama ;*" Przeczytał wiadomość i zgniótł kartkę, po czym wyrzucił ją do kosza. Nalał sobie wody do szklanki w tym samym momencie usłyszał dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć i w jednej chwili do jego domu wparował Ksawery.
          - Alan, co się z tobą dzieje do cholery?! - zapytał na wstępie blondyn.
          - Ej, ej, ej... Też miło cię widzieć. Napijesz się czegoś? Woda, sok, kawa, herbata, piwo? - zapytał ze spokojem Alan.
          - Woda... Powiesz mi co się dzieje? 
          - Trzymaj. - powiedział szatyn, podając kumplowi szklankę z wodą. - A co ma się dziać? - dodał, wzruszając ramionami. 
          - Od piątku nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na SMS'y. Stało się coś? Coś z Jus...
          - Nie wypowiadaj tego imienia! - krzyknął Ali, a po jego policzkach mimowolnie zaczęły płynąć łzy. 
          - O cholera, Alan... - Ksawery zakrył usta dłonią. - Tak mi przykro stary. - dodał i dotknął ramienia przyjaciela. Jak tylko Alan poczuł ten dotyk wtulił się w ciało Ksawerego i zaniósł ogromnym szlochem. - Spokojnie Ali... 
          - Jak ja mam być spokojny? Straciłem drugą osobę, na której mi cholernie zależało! - krzyknął chłopak i strącił ze stołu szklanki z wodą, które rozsypały się w drobny mak.
          - Alan! Uspokój się stary! Siłą niczego nie naprawisz... 
          - Tak, masz rację... Wiesz, Ksawi.
          - Hmmm? - zapytał blondyn, sprzątając szkło z podłogi.
          - Bo jutro jest jej pogrzeb i... Nie będzie mnie w szkole, rozumiesz. - powiedział szatyn, na co Ksawery przytaknął. - Gdyby ktoś pytał co się stało to... Po prostu nie mów o tym nikomu, ok? Mogę na ciebie liczyć?
          - Jasna sprawa. - uśmiechnął się Ksawery i poklepał przyjaciela po ramieniu. (...) 

**********


          "No i kolejny weekend dobiegł końca. :( Wczorajszy dzień bardzo miło spędziłam z Wojtkiem. :) Najpierw byliśmy na basenie, później na obiedzie, w kinie i na długim spacerze. *.* A dzisiaj natomiast z rodzicami byliśmy za miastem na pikniku. :D Kocham wiosnę... ;> Nie mam siły pisać, bo oczy mi się zamykają, jestem mega zmęczona i śpiąca. Fado już dawno chrapie na drugiej połowie mojego łóżka, a ja jeszcze nie zasnęłam... Jutrzejsze popołudnie zapowiada się ciekawie, ale niestety nie dla mnie... ;< Rodzice mają 23 rocznicę ślubu i z tej oto okazji jadą sobie gdzieś na cały dzień i wracają dopiero we wtorek po południu, a ja zostaję sama w domu. ;/ Może zaproszę Lolę na noc? O tak, to jest bardzo dobry pomysł. Jutro z nią o tym pogadam. :) A teraz zmykam spać... [...]"

**********


Przerwa obiadowa...

          - Hej. - uśmiechnęła się Amelia, podchodząc do stolika, przy którym siedziała Lola i Ksawery. 
          - Cześć. - odpowiedzieli zgodnie i spojrzeli pytającym wzrokiem na przyjaciółkę. 
          - A no tak... Gdzie jest Alan? 
          - No skoro go nie ma w szkole to pewnie jest w domu. - powiedział Ksawery wzruszając ramionami.
          - Tak, ale... Dlaczego? 
          - Nie wiemy, nie spowiada się nam. - powiedziała Karolina. - Ale nie przyszłaś po to. O co chodzi? - dodała i uśmiechnęła się do szatynki, a ona natychmiast to odwzajemniła. 
          - Tak, tak. No, bo... Mam dzisiaj wolną chatę i... Może byś wpadła do mnie na noc? Zrobimy sobie taki babski wieczór, pogadamy, co? 
          - Mela... Bardzo bym chciała, ale niestety nie mogę. Nocuję dziś u Ksawerego. - powiedziała blondynka i zerknęła na chłopaka, a on przytaknął. - Przepraszam.
          - Nie, nic się nie stało. Rozumiem... W takim razie... Wracam do Wojtka, pa. - powiedziała Amelka i wróciła do swojego chłopaka...
          - Czemu jej powiedziałaś, że nocujesz dziś u mnie? O co chodzi? - zapytał Ksawery, kiedy Amelia zniknęła mu z pola widzenia.
          - Tak po prostu... Nie wnikaj w to, ok? - zapytała Lola i pogładziła chłopaka po policzku. 
          - Ech... Nigdy nie zrozumiem kobiet. - zaśmiał się Ksawi. (...)

          Zbliżała się 14:00, a on nadal siedział na łóżku w swoim pokoju i nie wiedział czy iść na pogrzeb, czy sobie odpuścić i zostać w domu. Bił się z myślami już od dobrych kilku minut. Chciał się z nią pożegnać, ale wiedział też, że jeśli tam pójdzie to się rozklei... Po chwili podjął decyzję. Wstał z łóżka i zakładając kurtkę (strój) wyszedł z pokoju...
          - Już myślałam, że nie zejdziesz. - powiedziała Sylwia i przytuliła syna. - Odwiozę cię. I tak jadę do babci, a to po drodze. - dodała zabierając torebkę. Alan wzruszył tylko ramionami i wyszedł z domu, kierując się do samochodu. Po chwili obok niego pojawiła się jego mama i odjechali... Po niecałych 10 minutach byli pod kościołem. Ali siedział nadal w samochodzie i tępym wzrokiem wpatrywał się w świątynię. - Iść z tobą? - zapytała Sylwia, przerywając ciszę panującą w samochodzie. Chłopak spojrzał na nią smutnym wzrokiem i pokiwał przecząco głową. - Dobrze. Ale później zadzwoń to przyjadę po ciebie, ok?
          - Nie mamo. Zostań u babci, ja sobie poradzę. - uśmiechnął się nikło szatyn i przytulił mamę, po czym wysiadł i skierował się do kościoła. Jak tylko wszedł do środka jego wzrok padł na, stojącą na środku świątyni trumnę, a jego oczy zaszły łzami. Przymknął powieki i spuścił głowę w dół, kierując się do ławki. Nie chciał się rozpłakać na samym początku, bo wiedział, że później będzie mu jeszcze trudniej się opanować. Odetchnął głęboko i zajął swoje miejsce, a już po chwili z zakrystii wyszedł ksiądz i rozpoczęła się msza. (...)

**********

          
          Wróciła do domu w niezbyt dobrym humorze. W przedpokoju zdjęła kurtkę i poszła do kuchni napić się wody. Po chwili do pomieszczenia wbiegł uradowany Fado i zaczął skakać dziewczynie po nogach. Mela schyliła się i pogłaskała psiaka, a następnie wypuściła go na dwór, a sama poszła do salonu i włączyła telewizor na jakiejś muzycznej stacji... Po kilku minutach usłyszała drapanie w drzwi, więc wstała i wpuściła Fada z powrotem do domu, a następnie poszła do siebie do pokoju. Otworzyła szafę i wyjęła z niej luźniejsze ubrania, po czym się w nie przebrała i wróciła do salonu. Położyła się na kanapie i oglądała program muzyczny, a obok niej leżał Fado. (...)

          Na zegarze była godzina 17:30, a Alan dopiero wrócił do domu. Wszedł do środka, po czym nogą zatrzasnął drzwi. Nie 'bawił się' w kulturalne zamykanie drzwi, bo wiedział, że nikogo nie ma w domu. Zdjął kurtkę i rzucił ją na komodę w przedpokoju, a następnie pobiegł do swojego pokoju i od razu wyszedł na balkon. Zaciągnął się rześkim, wiosennym powietrzem i oparł się dłońmi o barierkę. Stał chwilę ze spuszczoną głową, ale po kilku minutach podniósł wzrok i skierował go w okna Amelii. Zauważył, że w jej pokoju świeci się tylko niewielka lampka przy łóżku, a po chwili do pokoju wchodzi dziewczyna, a za nią Wojtek. Chłopak zamknął drzwi i natychmiast zaczął całować szatynkę, kierując się z nią w stronę łóżka... Alan nie mógł na to patrzeć, wypuścił ze świstem powietrze z płuc, po czym wrócił do pokoju, zamykając drzwi balkonowe. (...)

          Leżeli na łóżku Amelki i namiętnie się całowali. Ręce Wojtka coraz pewniej 'badały' ciało dziewczyny, a po chwili znalazły się pod jej bluzką, a już po chwili Mela nie miała jej na sobie. Szatynka spojrzała na chłopaka, w którego oczach świeciły iskierki pożądania. Przygryzła delikatnie wargę i przyciągnęła go do siebie za róg jego koszulki, a już po chwili zaczęła ją z niego zdejmować. Kiedy T-shirt chłopaka leżał gdzieś na podłodze Mela złapała za pasek od jego spodni i odpięła go, a Wojtek zdjął z siebie spodnie, po czym zajął się Amelią. Zaczął całować ją po szyi, schodząc pocałunkami coraz niżej... Dziewczyna zaczęła coraz ciężej oddychać pod wpływem jego dotyku i odwróciła głowę w bok, a jej wzrok padł na ścianę, na której wisiało zdjęcie, które przedstawiało ją, Karolinę, Alana i Ksawerego. Całą czwórką siedzieli na szpitalnym łóżku i tworzyli zbiorowy uścisk. Wzrok Amelki mimowolnie padł na Alana... Siedział przygnębiony na tym łóżku z czapką na głowie, obejmując ją. Na ten widok w oczach Meli zabłysnęły łzy, ale dziewczyna nie pozwoliła im wypłynąć. Odwróciła wzrok od zdjęcia i spojrzała w okno i wtedy zauważyła Alana stojącego w oknie i wpatrującego się prosto w nią. Na ten widok dziewczyna odepchnęła od siebie Wojtka, a on spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
          - Przepraszam... Nie mogę. Nie jestem gotowa. - wyszeptała, unikając kontaktu wzrokowego z Wojtkiem. Dłonią odszukała swoją bluzkę, która leżała na podłodze i założyła ją na siebie, znowu zerkając w okna pokoju Alana. Chłopak zauważając to odwrócił wzrok i wyszedł z pokoju. (...)

          Po kilku minutach Ali wrócił do pokoju. Był wściekły tym, co zobaczył w pokoju Amelii, ale nie chciał tego po sobie pokazywać... Usiadł na łóżku, a jego wzrok mimowolnie padł na okno - kolejny już raz tego wieczoru - w tym samym momencie w oknach pokoju Amelii dostrzegł palące się światło i Wojtka, który zakładał spodnie i mówił coś do Meli. Szatyn wściekł się już nie na żarty widząc to wszystko, wstał z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju i kopać w co popadnie. Musiał się na czymś wyżyć. Chcąc się trochę opanować odchrząknął, a w kąciku ust poczuł słodki smak... krwi! Przetarł to miejsce palcem i przerażony domyślił się, że może to być nawrót choroby. W jego oczach ponownie pojawiły się łzy, zdjął z siebie koszulkę, ukazując tym samym idealne mięśnie brzucha i wytarł T-shirt'em twarz, a następnie rzucił go na komodę... Koszulka upadła tak niefortunnie, że z szafki spadła ramka ze zdjęciem, a szybka się rozbiła. Alan podszedł do komody i schylił się po ramkę, kiedy ją podniósł w jego ciele wzrosła wściekłość i rzucił zdjęciem na podłogę, po czym podszedł do okna, żeby zasunąć żaluzje. Zasuwając okno spojrzał jeszcze na pokój Amelii i zobaczył dziewczynę stojącą w oknie, kiedy zorientował się, że ona patrzy prosto na niego uciekł wzrokiem gdzieś w bok i zauważył Wojtka zakładającego koszulkę. Źrenice Alana w tym momencie się rozszerzyły, zerknął na Amelię ze wściekłością wymalowaną na twarzy i wrócił do zasuwania okna. Amelia spojrzała na szatyna zdziwiona, po czym odwróciła głowę i jak zauważyła Wojtka na jej twarzy pojawiły się rumieńce... Ali zasunął okno do końca i poszedł do łazienki, zabierając z szafy zwykłe czarne dresy i biały T-shirt. Będąc w pomieszczeniu wziął prysznic, przez co trochę się uspokoił i ochłonął... Po kilkunastu minutach wrócił do pokoju i kładąc się na łóżko wziął do ręki swojego iPod'a i włączył muzykę... Zamknął oczy i po prostu wsłuchał się w muzykę i słowa, śpiewane przez wokalistę...


I wish you were here tonight with me to see the northern lights / Chciałbym, żebyś tej nocy była tu ze mną aby zobaczyć światła północy
I wish you were here tonight with me / Chciałbym, żebyś tej nocy była ze mną
I wish I could have you by my side tonight when the sky is burning / Chciałbym móc mieć cię obok siebie dziś w nocy, kiedy niebo płonie
I wish I could have you by my side / Chciałbym móc mieć cię obok siebie

'cause I've been down and I've been crawling / Byłem na dnie i czołgałem się
Won't back down no more / Nie chcę wracać tam już nigdy

Can't you stop the lies falling from the skies down on me, / Nie możesz zatrzymać kłamstw spadających na mnie z nieba
I'm still standing / Ja wciąż stoję
Can't you roll the dice, I might be surprised / Nie możesz rzucić kostką, być może mnie to dziwi
Conscience clear, I'm still standing here / Z czystym sumieniem wciąż tu stoję

Burns like a thousand stars, though you're light years away / Płoniesz jak tysiąc gwiazd, chociaż jesteś lata świetlne stąd
Burns like a thousand stars or more / Płoniesz jak tysiąc gwiazd albo i więcej

You're up there, you're always with me / Jesteś tam w górze, zawsze jesteś ze mną
Smiling down on me / Uśmiechasz się w dół, do mnie

          Po tych słowach na twarzy Alana pojawił się delikatny uśmiech, otworzył oczy i wyjął swój telefon. Znalazł w nim zdjęcie, na którym był on i Justyna, a jego oczy zabłysły od łez... Pogładził opuszkami palców wyświetlacz i ponownie się uśmiechnął.
          - Mam nadzieję, że dobrze ci tam... I zostaniesz teraz moim aniołem stróżem... - pomyślał i pozwolił łzom swobodnie płynąć po policzkach, a on sam powrócił do wsłuchiwania się w słowa piosenki...


It's something sacred, something so beatiful / To jest coś tajemniczego, coś tak pięknego
Something quiet to ease my mind / Coś cichego, co uspokaja mój umysł
When the pressure's taking me over and over / Kiedy presja ciągle przejmuje nade mną kontrolę

'cause I've been down and I've been crawling / Bo byłem na dnie i czołgałem się
Pushed around and always falling / Popychany, zawsze upadałem
You're up there, you're always with me / Jesteś tam w górze, zawsze jesteś ze mną
Smiling down on me / Uśmiechasz się w dół, do mnie

Can't you stop the lies falling from the skies down on me, / Nie możesz zatrzymać kłamstw spadających na mnie z nieba
I'm still standing / Ja wciąż stoję
Can't you roll the dice, I might be surprised / Nie możesz rzucić kostką, być może mnie to dziwi
Conscience clear, I'm still standing here / Z czystym sumieniem wciąż tu stoję

Can't you stop the lies falling from the skies down on me, / Nie możesz zatrzymać kłamstw spadających na mnie z nieba
I'm still standing / Ja wciąż stoję
Can't you roll the dice, I might be surprised / Nie możesz rzucić kostką, być może mnie to dziwi
Conscience clear, I'm still standing here / Z czystym sumieniem wciąż tu stoję

Here... / Tutaj...

**********


          Leżał na łóżku wpatrując się w sufit... Na zegarze była już 23:00, a jemu nadal nie chciało się spać. Nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi, obrócił głowę w tamtą stronę i nie odzywał się, czekając aż ktoś wejdzie do środka. Po chwili w drzwiach zauważył swojego tatę, więc delikatnie się podniósł i uśmiechnął w kierunku Javiera.
          - Jak się czujesz? - zapytał mężczyzna, siadając na łóżku syna. Alan wzruszył tylko ramionami i przytulił się do ojca... Brakowało mu tego, tej bliskości z tatą... - Chciałem cię przeprosić, synu. Rozmowę z mamą mam już za sobą, zostałeś ty... - wyszeptał. Szatyn odsunął się od taty i spojrzał na niego pytającym wzrokiem. - Nie patrz tak, muszę ci chyba kilka rzeczy wyjaśnić. 
          - Tato... - westchnął chłopak, ale nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć. 
          - Wiem, że to nie jest najlepszy moment, ale później już mogę nie mieć odwagi... - powiedział Javier, patrząc na syna. Alan wzruszył tylko ramionami i dał znak głową, żeby mężczyzna kontynuował. - Nie jestem dobrym ojcem... 
          - Przez grzeczność nie zaprzeczę. - wyszeptał Alan, ale natychmiast pożałował tych słów, widząc wzrok ojca. - Przepraszam.
          - No importa... (Nie ważne...) - powiedział mężczyzna i machnął ręką, po czym kontynuował. - Po śmierci Theo... Sam wiesz jak było. 
          - Tak, wiem... Ale to nie był powód, żeby uciekać od rodziny. Razem z mamą wtedy najbardziej cię potrzebowaliśmy, a ty tak po prostu nas zostawiłeś z tym wszystkim samych! - wybuchnął Alan. - Nienawidziłem cię za to... Nie było cię całymi dniami w domu, na noc też rzadko wracałeś... Byłeś gościem we własnym domu, tato! Miałem 10 lat! 
          - Yo sé hijo! Perdóname! (czyt. Dzio se iho! Pardoname! ~ Wiem, synu! Przepraszam!)
          - Cholera jasna, tato prosiłem, żebyś nie mówił do mnie po hiszpańsku! - krzyknął Ali, wstając z łóżka. Javier wyszeptał tylko: "Przepraszam." i spojrzał na syna. - Przez to, że nie było cię ciągle w domu nie byłeś 'skazany' na słuchanie tego jak mama płacze! Były noce, kiedy nie zmrużyła oka, a ja razem z nią, bo ciągle słyszałem jej szloch! Nie chciałem jej martwić, więc nie wychodziłem z pokoju, ale... płakałem razem z nią... A ty?! Ty nie interesowałeś się tym jak MY sobie radzimy ze śmiercią Theo! Jak już wracałeś do domu to od razu szedłeś pod prysznic i kładłeś się spać! Nie interesowałeś się swoją rodziną! - mówił podniesionym głosem Alan, ciągle patrząc w oczy ojcu. - Co? Nic nie powiesz? - zapytał, ale odpowiedziała mu głucha cisza. - Tato, powiedz coś do cholery!
          - Przepraszam... Wiem, że to czasu nie cofnie, nie naprawi wszystkich błędów, które popełniłem 8 lat temu, ale może chociaż załagodzi ten ból, który sprawiłem tobie i mamie. - powiedział na jednym tchu mężczyzna, nie pozwalając łzom, które gromadziły mu się w oczach, wypłynąć. - Wybaczysz mi? - zapytał błagalnym głosem i spojrzał na Alana. - Hijo... Tfu! Synku... 
          - Nie wiem, co mam powiedzieć... - westchnął szatyn. - A mama? Mama ci wybaczyła? - zapytał, a w odpowiedzi dostał tylko twierdzące kiwnięcie głową. - Skoro ona ci wybaczyła to... ja też. - powiedział Alan. 
          - Dziękuję. - uśmiechnął się delikatnie mężczyzna... - Nadal mnie nienawidzisz? 
          - Nie... To było chwilowe... Kocham cię, tato. - zakomunikował Ali, wtulając się w ciało ojca.
          - Ja ciebie też, synku. - wyszeptał Javier wzmacniając uścisk. - Obiecuję, że będę mniej pracował... Będę więcej czasu spędzał z wami. Przysięgam. 
          - Nie przysięgaj, to tylko słowa... A ty, powiedzmy sobie szczerze, nie umiesz dotrzymywać obietnic... 
          - Ale tej dotrzymam. - uśmiechnął się Javier. - Gracias. (czyt. Grasjas. ~ Dziękuję.)
          - De nada, papá. (Nie ma za co, tato.) - powiedział szatyn i uśmiechnął się do mężczyzny. (...) 

**********


          Po tej rozmowie z tatą Alan zasnął niemalże od razu... Cieszył się, że tata zrozumiał to, co zrobił i postanowił w końcu zmienić to wszystko. Minęło 8 lat, ale lepiej późno niż wcale... Była już 7:00, ale Ali jeszcze spał. Budzik dzwonił już od pół godziny, ale chłopak za każdym razem go wyłączał. W końcu za 10 razem zirytowany szatyn wstał z łóżka i na lekko chwiejących się nogach poszedł do łazienki. Tam wziął szybki, chłodny prysznic i to postawiło go na nogi... Wrócił do pokoju w samych bokserkach i otworzył szafę, z której wyjął ubrania i pospiesznie je na siebie założył. Spakował do torby wszystkie potrzebne książki i zakładając ją na ramię złapał swój telefon i kluczyki od samochodu, po czym zbiegł po schodach na dół. Wszedł do kuchni i od razu na jego twarzy pojawił się uśmiech. Przy stole siedział Javier i pił kawę, czytając gazetę, a Sylwia smażyła jajecznicę. 
          - No i tak ma być już zawsze. - wyszeptał Alan, wchodząc do pomieszczenia z uśmiechem. Podszedł do mamy i pocałował ją w policzek, a kobieta obdarzyła go ciepłym uśmiechem. 
          - Siadaj i jedz. - powiedziała po chwili nakładając na talerz jajecznicę dla Alana. - Jak się czujesz? - zapytała po chwili.
          - Jest ok. W końcu wiedziałem, że to nastąpi... Tylko nie sądziłem, że tak szybko. - westchnął chłopak. - Ale skończmy ten temat. Nie chcę się rozpłakać i wyjść na beksę. - zaśmiał się, chcąc rozładować atmosferę. 
          - Jasne, jak chcesz. - uśmiechnęła się Sylwia i pocałowała syna w policzek. 
          - Dobra, na mnie już czas. - westchnął Javier, wstając od stołu, a Alan i Sylwia przenieśli na niego wzrok. - No co tak patrzycie? Wrócę koło 16:00. - uśmiechnął się mężczyzna, po czym pocałował żonę w policzek, a syna poklepał po ramieniu. - Podwieźć cię do szkoły?
          - Nie, dzięki tato. Pojadę swoim samochodem. - uśmiechnął się szatyn. 
          - Ok. To w takim razie do zobaczenia po południu. - zakomunikował mężczyzna i wyszedł z domu... 
          - Słyszałam waszą "rozmowę" wczoraj... Nie sądziłam, że aż tak to przeżywałeś...
          - Mamo... Nie mówmy o tym. To było 8 lat temu... 
          - Tak, wiem, ale... Czemu nie powiedziałeś mi, że tak to przeżywasz? Pomogłabym ci jakoś...
          - Nie, mamo. Ty wcale nie byłaś w lepszym stanie... Ale teraz już naprawdę skończmy ten temat. Było, minęło... Tata do nas 'wraca', będzie tak, jak przed wypadkiem. - uśmiechnął się Alan. - A teraz muszę już lecieć, bo na pierwszej biologia, a nauczycielka nie lubi jak się spóźniamy. Pa. - chłopak pocałował mamę w policzek i wyszedł z domu. (...)

Przerwa obiadowa...

          - Lola, czemu masz taką dziwną minę? Boli cię coś? - zapytał Alan, kiedy dziewczyna usiadła obok niego na stołówce. 
          - Ehe... Brzuch, ale to na pewno nic takiego. Przejdzie za chwilę. - uśmiechnęła się, ale po chwili uśmiech zamienił się w grymas. 
          - Karolina, jesteś w ciąży. Nie można bagatelizować nawet najmniejszego bólu brzucha. Ksawi, zabierz ją do higienistki. - powiedział Alan, a Ksawery przytaknął.
          - No co wy?! Nic mi nie jest! - zawołała Lola, ale po chwili zmieniła zdanie: - No dobra, chodźmy do tej higienistki. - stwierdziła i razem ze swoim chłopakiem, skierowała się do gabinetu pielęgniarki, a Alan został sam przy stoliku. Chłopak rozglądał się po stołówce, a kiedy jego wzrok padł na Wojtka zdziwił się, że nie ma z nim Amelii... Błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu, aż w końcu ją znalazł. Siedziała sama w kącie stołówki z kolanami pod brodą i wpatrywała się w jeden punkt na przeciw niej... Po chwili chłopak spojrzał z powrotem na Wojtka, który siedział przy stoliku z Mileną, Luizą i Fabianem, i patrząc na Amelię coś do nich mówi i ciągle się śmieje. Alan zrozumiał, że chodzi o to wydarzenie z poprzedniego dnia... Kiedy Mela zorientowała się, że coś jest nie tak zalała się łzami i wybiegła ze stołówki, co spowodowało jeszcze większy śmiech Wojtka... Pięści Alana mimowolnie się zacisnęły, a on sam wstał i mierząc szatyna groźnym wzrokiem wybiegł za Amelią. Znalazł ją siedzącą na schodach z twarzą ukrytą w dłoniach. Chłopak niewiele myśląc usiadł obok niej i objął ją ramieniem delikatnie kołysząc jej ciałem. 
          - Co jest? - zapytał przyjaznym głosem, choć trudno było mu się na taki zdobyć, i spojrzał na zapłakaną dziewczynę. 
          - Widziałeś przecież wczoraj, więc po co pytasz... - wzruszyła ramionami Amelka. 
          - Widziałem tylko, że... A zresztą, nie ważne... Doszło do czegoś więcej? 
          - Nie... Na początku powiedział, że rozumie, że poczeka, a kilka godzin później wysłał SMS'a, że nie potrzebuje dziewczyny, która... Ech... po prostu ze mną zerwał, bo się z nim nie przespałam... A dzisiaj rano widziałam jak obściskiwał się z Mileną. - wyszlochała Amelia. 
          - Wiedziałem! Zabiję gnoja! - krzyknął Alan i zerwał się na równe nogi, po czym wbiegł na stołówkę i skierował się w stronę Wojtka. Amelia chciała go zatrzymać, ale nie zdążyła... Ali podszedł do Wojtka i z całej siły go popchnął, tak, że prawie spadł z krzesła.
          - Co ty kretynie robisz?! - zapytał wkurzony Wojtek. 
          - To, co już dawno powinienem zrobić! - wysyczał Alan i zamachnął się ręką zaciśniętą w pięść i uderzył szatyna prosto w nos, z którego po kilku sekundach zaczęła płynąć krew. 
          - Pojebało cię, Sanchez?! 
          - Nie! To chyba ciebie pojebało! Jak mogłeś coś takiego zrobić dziewczynie! Od początku wiedziałem, że chodzi ci tylko o to, żeby zaciągnąć ją do łóżka. O nic innego... - powiedział Ali i obrócił się na pięcie, chcąc jak najszybciej wyjść z tego pomieszczenia.
          - Jakoś specjalnie się nie opierała! - krzyknął Wojtek za odchodzącym Alanem. - Dopiero jak prawie byłem gotowy powiedziała, że nie chce... Mała dziwka! - dodał, po czym wybuchnął ironicznym śmiechem. Alan nie wytrzymał tych słów, zawrócił i złapał Mrozka za koszulkę, przypierając go do ściany. 
          - Jeszcze raz ją tak nazwiesz, to tak ci poharatam tą twoją piękną buźkę, że własna matka cię nie pozna. - wysyczał Alan i puścił Wojtka, rzucając go na stolik. - Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. - dodał na odchodne i podszedł do Amelki, obejmując ją ramieniem. - Już, spokojnie... Chodź. Jesteś samochodem? - zapytał, spoglądając na twarz dziewczyny, a ona pokiwała przecząco głową. - W takim razie cię odwiozę. - powiedział, podając jej torbę z książkami i, po wcześniejszej wizycie w szatni, wyszli ze szkoły. (...)

          - Dziękuję, ale nie musiałeś tego robić. - wyszeptała Amelka, kiedy Alan zaparkował przed jej domem. 
          - Wiem, ale chciałem... Mela... - zaczął chłopak, ale nie wiedział co miałby jej powiedzieć w tym momencie, więc zrezygnował. - Poradzisz sobie? 
          - Tak. Dam radę. - uśmiechnęła się delikatnie szatynka. - Jeszcze raz dziękuję. - dodała i nachyliła się do chłopaka, żeby pocałować go w policzek, ale Alan odsunął się od niej.
          - Nie ma za co... - uśmiechnął się w kierunku Amelii. Dziewczyna tylko westchnęła i wysiadła z samochodu, po czym skierowała się do drzwi, żeby wejść do domu... Odwróciła się jeszcze, żeby pomachać na pożegnanie Alanowi, ale jego już nie było. (...) 

______________________________________________________________


pisząc ten rozdział płakałam - dosłownie! ; ooooo wzruszyłam się... a może to nie to? może chodziło o to, że zostały TYLKO 2 rozdziały do napisania + epilog i koniec z tym opowiadaniem? ech... nie ważne...

mam dla Was 2 wiadomości: dobrą i złą...


dobra jest taka, że zacznę nową historię - zupełnie inną niż ta :)
a zła wiadomość jest taka, że... to był ostatni rozdział, który mam napisany! :( jestem w trakcie pisania kolejnego, ale idzie mi to "jak po grudzie" i nie mam pojęcia ile będziecie musieli czekać na 29 :C

tak... to by było na tyle tej jakże nudnej notki... :)

ZOSTAŁ OSTATNI TYDZIEŃ FERII! TRZEBA JAKOŚ POZYTYWNIE WYKORZYSTAĆ TEN CZAS! :D

+ JAK PODOBAŁ SIĘ ROZDZIAŁ??

Nikaa. ♥

CZYTASZ = KOMENTUJESZ