piątek, 1 marca 2013

Rozdział 30 [+18!]


          Po wyjściu Karoliny i Ksawerego Ali zszedł do salonu, żeby pooglądać telewizję. Wszedł do pomieszczenia i zastał tam swoją mamę. Uśmiechnął się w jej stronę, siadając na kanapie i włączył telewizor na jakimś kanale sportowym...
          - Czemu Amelka wybiegła z płaczem? - zapytała nagle Sylwia, a Alan spojrzał na nią pytającym wzrokiem... - No co tak patrzysz? Stało się coś?
          - To... To ona tutaj była?! - zapytał zdziwiony chłopak, podnosząc się z kanapy i podszedł do okna.
          - No tak... Wpuściłam ją i poszła do was na górę. 
          - Ja pierdole... - szepnął szatyn i złapał się za głowę. - Mamo, ja... Zaraz wracam. - zakomunikował i wybiegł z domu, kierując się do Amelki. Kiedy był już pod drzwiami jej domu chciał nacisnąć na dzwonek, ale szybko zrezygnował. Wrócił do siebie, ale nie wszedł do domu tylko usiadł na schodkach przed drzwiami. - Ech... Musiała słyszeć tą piosenkę. - westchnął Ali i wrócił do domu, od razu kierując się do swojego pokoju. (...)

**********

          W domu Karoliny rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Dziewczyna z racji tego, że była sama w domu musiała iść otworzyć... Wyszła ze swojego pokoju i schodząc po schodach pisała SMS'a do Amelii. Po chwili blondynka straciła równowagę i spadła ze schodów, ale szybko wstała i zrobiła kilka kroków, przez co skrzywiła się z bólu... Podeszła do drzwi i je otworzyła, a jej oczom ukazał się Ksawery.
          - Hej kochanie. - uśmiechnął się chłopak. - Stało się coś? Czemu masz taką minę? - zapytał z troską.
          - Spadłam ze schodów. - zakomunikowała Lola i cicho się zaśmiała, ale natychmiast się skrzywiła. 
          - Boli cię coś? 
          - Kostka i podbrzusze... 
          - Jedziemy do szpitala. - stwierdził chłopak, podając blondynce kurtkę, a następnie pomógł jej wyjść z domu i razem udali się do szpitala. (...)

          Kiedy byli już na miejscu lekarze zabrali Karolinę na jakieś badania, a Ksawi został na korytarzu. Po kilkudziesięciu minutach jedne z drzwi się otworzyły, a z pomieszczenia wyszedł lekarz, który przyjmował blondynkę. Ksawery jak tylko zobaczył mężczyznę wstał z miejsca i do niego podszedł. Doktor zmierzył chłopaka wzrokiem po czym pokręcił tylko głową i westchnął:
          - Kim jesteś dla tej dziewczyny? - zapytał mężczyzna.
          - Jestem jej chłopakiem. Co z nią? - zapytał przejęty Ksawi. 
          - Nic takiego... Ma skręconą kostkę, ale kilkanaście dni w szynie i będzie w porządku. - uśmiechnął się delikatnie lekarz, ale Ksawery wyczuł, że to nie wszystko...
          - Panie doktorze, coś nie tak? Mam wrażenie, że nie powiedział pan wszystkiego.
          - Taak... Wiedziałeś, że pacjentka jest w ciąży? - zapytał mężczyzna, a pod blondynem nogi się ugięły... Nie mógł wydusić z siebie ani słowa, a jego oddech zaczął bardzo przyspieszać... Po chwili chłopak się otrząsnął i tylko przytaknął głową, patrząc wyczekująco na lekarza... 
          - Coś nie tak z dzieckiem? - Ksawery już nie panował nad emocjami i po jego policzku spłynęła pierwsza łza, którą szybko starł i spojrzał na lekarza przerażonym wzrokiem.
          - Nie będę cię okłamywał... - zaczął mężczyzna, ale nie musiał kończyć, Ksawi już wiedział do czego zmierza. - Idź do niej, potrzebuje cię teraz. - stwierdził doktor i wskazał na drzwi sali, w której była w tym momencie Lola... Chłopak głęboko odetchnął, chcąc chociaż trochę się uspokoić i niepewnie chwycił za klamkę. Nacisnął ją, po czym wszedł do pomieszczenia. Kiedy przekroczył próg jego wzrok niekontrolowanie padł na Karolinę, siedzącą na łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach... 
          - Kochanie... - szepnął Ksawery, a jego dziewczyna natychmiast zerwała się z łóżka i spojrzała na niego załzawionymi oczami. Chłopak bez ani chwili namysłu podszedł do blondynki i mocno ją do siebie przytulił. (...) 

**********

          "Chce mi się płakać! :( I to teraz już z dwóch powodów! Jednym jest to, że już we wtorek wyjeżdża tata, a drugim... Drugim jest to, że... Lola poroniła. :( Ksawery właśnie do mnie dzwonił... Boże, ja sobie nawet nie wyobrażam jak ona się teraz musi czuć... ;/ Chciałabym ją teraz przytulić, ale zakazała komukolwiek się do niej zbliżać, toleruje tylko Ksawiego, który swoją drogą nie jest teraz dla niej dobrym oparciem, bo on też cierpi. :( Ech... Nie mogę się na niczym skupić. Leżę na łóżku z laptopem na kolanach, z włączonym facebook'iem... O, właśnie przyszło jakieś powiadomienie... Adrian* zaprosił mnie na imprezę! ;O Nie wiem, czy pójdę... To dopiero w sobotę, więc... Jak moi przyjaciele będą się wybierać to ja zapewne też, ale nic jeszcze nie wiem... Dobra, kończę, bo piszę bez sensu kompletnie. :) [...]"

**********

          Nie spał już od ponad godziny, ale ciągle leżał w łóżku. Przez cały weekend nie wychodził z domu i dzisiaj też chciał w nim zostać, ale niestety był poniedziałek i musiał iść do szkoły. Niechętnie wstał z łóżka i wyjął z szafy ubrania, z którymi wszedł do łazienki... Po ok. 20 minutach gotowy do wyjścia do szkoły wrócił do pokoju. Zabrał plecak i telefon, po czym zbiegł na dół. Wszedł do kuchni i pierwsze co rzuciło mu się w oczy to mały talerzyk, na którym leżało dużo tabletek... Alan skrzywił się na sam ich widok i podszedł do szafki, z której wyjął miseczkę, do której po chwili nasypał płatki i zalał je zimnym mlekiem. W tym samym czasie do pomieszczenia wszedł tata chłopaka.
          - Cześć synu. - uśmiechnął się Javier, co szatyn odwzajemnił. - Znowu płatki...
          - Nie mam ochoty na nic innego. - wzruszył ramionami chłopak, zaczynając jeść... - Przerażają mnie te leki. 
          - Ech... Synek, to dla twojego dobra. 
          - Wiem, ale... To nie jest normalne, żeby o 7:40 zażywać siedem różnych tabletek, o 13:00 cztery, a o 18:30 trzy... Nie mam normalnego życia od trzech dni. Jem tylko te tabletki, a i tak nie wiem czy mi pomogą! - krzyknął zdenerwowany Alan i odsunął od siebie swoje śniadanie. 
          - Alan... Rozumiem cię, ale obiecałeś komuś, że będziesz walczył, pamiętasz? 
          - Wiem... A właśnie, wrócę dzisiaj trochę później. - westchnął chłopak i wstał od stołu. Włożył do zlewu brudne naczynia, po czym złapał butelkę z wodą i zażył tabletki. 
          - Wybierasz się gdzieś? - zapytał Javier.
          - Tak, na cmentarz. - uśmiechnął się delikatnie i założył plecak na jedno ramię, i wziął do ręki kluczyki od jego samochodu. - Lecę, pa tato! 
          - Cześć! - zawołał Javier, po czym Alan wyszedł z domu. (...)

Przerwa obiadowa...

          - Idziemy na imprezę do Adriana? - zapytała Lola, kiedy podczas lunchu całą czwórką siedzieli przy stoliku. Tak, Amelka i Alan siedzieli przy jednym stoliku, ale nie rozmawiali ze sobą...
          - Na pewno chcesz tam iść? - zapytał Ksawi, spoglądając na swoją dziewczynę.
          - Ksawery, straciłam dziecko, ale to nie jest powód do tego, żeby od razu rezygnować z imprezy u kolegi z klasy! I tak, chcę tam iść... Muszę chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim i wrócić do normalności. - skwitowała blondynka i głęboko odetchnęła.
          - Karola, spokojnie... - uśmiechnęła się Mela. - Ja tam mogę iść, dawno nigdzie nie wychodziłam, więc... 
          - Jak wy idziecie, to ja też... - uśmiechnął się Ksawi. - Ali, a ty?
          - Co? A tak... Ja idę, ale nie dla przyjemności... Adi poprosił mnie, żebym zajął się muzyką i tak dalej. Ale z pewnością się tam zobaczymy. - uśmiechnął się chłopak i podniósł wzrok, rozglądając się po stołówce. Kiedy zauważył, że do pomieszczenia weszła zapłakana Luiza jego mina trochę spochmurniała  - Przepraszam was, na moment. - powiedział i wstał z miejsca, kierując się w stronę Luizy. Amelia spojrzała smutnym wzrokiem w miejsce, gdzie teraz znajdował się Ali i spuściła wzrok, wbijając go w swoje dłonie. 
          - Nie przejmuj się... On cię nadal kocha. - uśmiechnął się Ksawery i złapał przyjaciółkę za dłonie. 
          - Jasne... 
          - Amelia, nie przesadzaj. Kocha cię, wiem co mówię. 
          - Niech ci będzie... Lola, co byś powiedziała na zakupy dzisiaj po południu? Trzeba coś kupić na tą imprezę u Adriana. - zaproponowała Mela, a Karolina tylko przytaknęła i uśmiechnęła się delikatnie w kierunku przyjaciółki. (...)

**********

          "Tak, to już dzisiaj... Tata wraca do Kanady. :( Nie chcę, żeby wyjeżdżał... Zaraz jedziemy z mamą odwieźć go na lotnisko - z tego powodu nie poszłam do szkoły - ZNOWU! -,- Dużo opuszczam ostatnio, ale to jest ważniejsze niż jakaś tam klasówka z matematyki, którą dzisiaj właśnie moja klasa pisze... Ech, nie ważne... Wczorajsze zakupy z Lolą jak najbardziej udane. :) Strój na imprezę gotowy i teraz tylko czekamy na sobotę. :D Szczerze mówiąc to już się nie mogę doczekać. Pierwszy raz będę u Adriana... Dziwne, bo od 6 lat chodzimy do jednej klasy i wiele razy robiliśmy jakieś projekty wspólnie i miałam okazję tam być, ale nigdy z niej nie skorzystałam. Haha xdd W ogóle po co ja to piszę w pamiętniku, skoro ja to wiem... ;O Nie ważne... Idę już, bo za pół godziny wyjeżdżamy, a muszę się jeszcze ogarnąć. :) [...]"

          Mela odłożyła pamiętnik na jego miejsce i wstała z łóżka. Wzięła do ręki przygotowane wcześniej ubrania i weszła z nimi do łazienki... Po kilkunastu minutach dziewczyna wróciła do pokoju i zabierając torebkę i telefon zeszła na dół, gdzie byli już jej rodzice. 
          - No to jak Starscy, jedziemy? - zapytała, chwytając kluczyki do samochodu. - No co macie takie miny?
          - Będziesz prowadzić? - zapytała Marta.
          - Tak mamo, będę prowadzić. - zaśmiała się Mela. - Nie bój się, nie zabiję nas. 
          - Nawet tak nie żartuj! 
          - Spokojnie... Lepiej sprawdźcie, czy tata ma wszystko, bo nie dobrze jest się wracać do domu...
          - Mam wszystko, sprawdzałem już pięć razy. Możemy jechać. - zakomunikował Grzegorz i całą trójką wyszli z domu. (...)

          - Musisz jechać? - zapytała Amelka, przytulając się do taty. 
          - Wiesz, że tak... Ale widzimy się w święta w Kanadzie. - uśmiechnął się Grzegorz. - To tylko 3 tygodnie. 
          - Taak, wiem. W takim razie do zobaczenia, tatku. - powiedziała Mela i pocałowała mężczyznę w policzek. Po niej z Grzegorzem pożegnała się Marta i tata Amelii ruszył do bramek, a kiedy za nimi zniknął szatynka i jej mama opuściły lotnisko i wróciły do domu. (...)

***** Sobota - dzień imprezy... *****

          "Jest już 16:00, a ja siedzę w piżamie. :) Jeszcze nie zdążyłam od rana się ogarnąć... Ale co tam, zaraz muszę zacząć się szykować na tą imprezę, bo umówiłam się z Lolą i Ksawim, że o 17:30 po mnie wpadną... A raczej DO mnie, bo jedziemy moim samochodem. Hahah xdd Impreza co prawda zaczyna się o 19:00, ale musimy jeszcze zdążyć dojechać na miejsce. Jak się wczoraj okazało to wszystko odbywało się będzie gdzieś za miastem na działkach. Ksawi mnie pokieruje, bo już tam był, więc będzie ok. :) [...]"

          Amelia odłożyła pamiętnik i wstając z łóżka skierowała się do łazienki. Będąc w pomieszczeniu wzięła długi prysznic, po czym wtarła w swoje ciało truskawkowy balsam i założyła bieliznę. Rozczesała swoje długie włosy, które po chwili wysuszyła i delikatnie podkręciła lokówką, spinając grzywkę do tyłu. Kiedy uporała się już z fryzurą zajęła się makijażem, który już po nie całych 15 minutach był gotowy. Mela uśmiechnęła się do swojego odbicia i wróciła do pokoju. Tam założyła na siebie wcześniej przygotowany strój i spryskała się ulubionymi perfumami. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 17:10. 
          - Zdążyłam. - stwierdziła i cicho się zaśmiała, po czym chwyciła do ręki torebkę, do której wrzuciła chusteczki, malutką kosmetyczkę z najpotrzebniejszymi kosmetykami, dokumenty, klucze do domu i telefon. Do drugiej ręki wzięła kurtkę i zeszła na dół... Dziewczyna od razu swoje kroki skierowała do salonu, w którym była jej mama. Jak Marta zobaczyła swoją córkę na jej twarz wkradł się szeroki uśmiech.
          - Ślicznie wyglądasz, córeczko. - stwierdziła kobieta. 
          - Dziękuję, mamo. - uśmiechnęła się Amelka. - Nie wiesz gdzie są moje kluczyki? - zapytała rozglądając się po salonie. 
          - W kuchni na blacie... Zamierzasz prowadzić w takich butach? 
          - Mamo, nie przesadzaj. Poradzę sobie. - zaśmiała się Mela i poszła po kluczyki. Kiedy miała je już w ręce usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. - To pewnie Lola i Ksawery, otworzę! - zawołała i podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę i jej oczom ukazali się uśmiechnięci przyjaciele. - Hej. Wejdźcie. Wezmę tylko torebkę i kurtkę i możemy jechać. 
          - Jasne... Mela. 
          - Tak?
          - Ślicznie wyglądasz. - stwierdziła Karolina uśmiechając się do przyjaciółki. 
          - Ty też. - Mela puściła oczko blondynce i weszła do salonu. 
          - Mamo, to my już się zbieramy... Wrócę pewnie dopiero jutro, więc się o mnie nie martw. 
          - Dobrze, córeczko, ale... Uważaj na siebie, dobrze? 
          - Obiecuję, będę uważać. - uśmiechnęła się dziewczyna i pocałowała rodzicielkę w policzek. - To, pa. - dodała i razem z przyjaciółmi wyszła z domu. (...)

***** W tym samym czasie... ***** 

          Alan wyszedł właśnie spod prysznica i w samym ręczniku wszedł do pokoju. Wziął do ręki przygotowane wcześniej ubrania i ponownie wrócił do łazienki... Kiedy był już ubrany ułożył tylko włosy i wrócił do pokoju, z którego zabrał dokumenty, telefon i klucze do domu jak i samochodu i szybko zbiegł na dół. W kuchni zastał swoich rodziców...
          - Ja już muszę lecieć. Nocuję u Adriana, więc wracam dopiero jutro, nie martwcie się. - uśmiechnął się szatyn zakładając na siebie czarną, skórzaną kurtkę. 
          - Jasne, synu... Tylko pamiętaj o... - zaczęła Sylwia. 
          - O właśnie... Zapomniałbym, dzięki mamo. - powiedział Alan i podszedł do szafki, w której znajdowały się jego lekarstwa. Wziął do ręki dwa małe pojemniczki i do jednego z nich włożył trzy tabletki, a do drugiego siedem. - Gotowe. - uśmiechnął się i włożył przygotowane lekarstwa do wewnętrznej kieszeni kurtki. 
          - Masz je przy sobie, ale nie zapomnij ich zażyć i...
          - Mam przypomnienie w telefonie, nie zapomnę. I tak, pamiętam, żadnego alkoholu. - zaśmiał się Ali, na co jego rodzice się uśmiechnęli. - To ja lecę. Do jutra. - zawołał i wyszedł z domu, kierując się do garażu, po czym wsiadł do swojego samochodu i odjechał. (...) 

**********

          Impreza trwała już od 40 minut, gości przychodziło coraz więcej, wszyscy dobrze się bawili... Adrian zadbał o to, żeby każdy znalazł tutaj jakąś rozrywkę dla siebie... Alan zajął się muzyką - skomponował kilka playlist, które miały włączać się automatycznie, a on mógł trochę odetchnąć... W pewnym momencie podszedł do niego Adi z drinkiem w ręce. 
          - No stary, dobra robota. - uśmiechnął się brunet. - Jesteś wolny, możesz iść na parkiet, czy coś. - dodał, podając Alanowi szklankę z alkoholem. 
          - Jasne... Ale za drinka podziękuję, nie piję. - uśmiechnął się Alan i szukał wzrokiem przyjaciół. 
          - Alan, jeden drink...
          - Nie Adrian, nie namawiaj mnie, bo i tak się nie napiję. Przepraszam. 
          - Ok, jak chcesz. - uśmiechnął się brunet, co Ali odwzajemnił i podszedł do Ksawerego.  
          - No i jak? Gdzie zgubiłeś dziewczyny? - zapytał szatyn, nalewając sobie do szklanki soku. 
          - Poszły do łazienki. Wiesz jak to dziewczyny...    
          - Taa, wiem... - westchnął Sanchez i napił się soku, a jego wzrok padł na Amelię, która weszła właśnie do salonu razem z Karoliną... - Ślicznie wygląda. - wyszeptał chłopak, mając nadzieję, że Ksawery tego nie usłyszał, ale blondyn się uśmiechnął i przytaknął.
          - Walcz o nią... Obydwoje się kochacie przecież. - stwierdził chłopak i podszedł do Karoli, prosząc ją do tańca. Dziewczyna się zgodziła, a Mela podeszła do barku, żeby się czegoś napić... Wzięła do ręki szklankę i nalała do niej wody mineralnej, po czym wrzuciła do niej plasterek cytryny. 
          - Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytała, spoglądając na Alana.
          - Tak po prostu... Ładnie wyglądasz. - wzruszył ramionami szatyn i delikatnie się uśmiechnął.
          - Dziękuję. - powiedziała Amelia i odstawiła szklankę na stolik. - Możemy pogadać? 
          - Nie mamy o czym.
          - Mamy Alan... To jak?
          - Dobra, ale nie tutaj. Chodź na zewnątrz. - stwierdził chłopak i biorąc do ręki swoją kurtkę, spojrzał na Melę, która również założyła swoją i wzięła do ręki torebkę. Chciała jeszcze odszukać wzrokiem Lolę i Ksawiego, żeby przekazać im, że idzie z Alanem, ale było to trudne, więc zrezygnowała i wyszła z chłopakiem na zewnątrz. (...)

          - No to... O czym chciałaś pogadać? - zapytał Ali, przerywając ciszę, która zapadła pomiędzy nimi. 
          - Chciałam cię przeprosić... Wiem, głupia jestem, ale Wojtek... Potrafi sobie każdego podporządkować. Po kilku rozmowach z nim, spotkaniach zaczęłam wątpić w to, czy cię kocham i... Tak jakoś wyszło. Przepraszam. - powiedziała Mela, patrząc prosto w oczy Alanowi. 
          - I myślisz, że zwykłe przepraszam to wszystko zmieni? Że zmieni to, że mnie okłamywałaś, że nie byłaś ze mną, kiedy najbardziej cię potrzebowałem?! Że... ech, nie ważne. To jest żałosne, Amelia! 
          - Alan, do cholery! Ja nad sobą nie panowałam! Kiedy byłam z nim... Ty nie miałeś dla mnie czasu. Liczyła się tylko i wyłącznie Justyna! - krzyknęła dziewczyna, a Alan lekko się skrzywił na dźwięk tego imienia.
          - Nic nie wiesz! Gdyby wtedy nie był dla ciebie ważniejszy ten idiota, wiedziałabyś dlaczego ona się wtedy liczyła! Ale nie, bo ty wolałaś spotykać się z nim, niż mnie wspierać! Nie tylko Ice było ciężko! - wybuchnął Alan, a po jego policzku spłynęła łza. - Zostaw mnie w spokoju... Ty nic nie wiesz. - dodał i ruszył w kierunku wyjścia z lasku, do którego właśnie doszli. Ale w tych ciemnościach nie wiedział, którędy ma iść... Wydawało mu się, że krąży w tym samym miejscu. Wyjął z kieszeni telefon, żeby choć trochę oświetlić sobie drogę, aż w pewnym momencie wpadł w... 
          - Śledzisz mnie?! - krzyknęła Amelia. 
          - O to samo mógłbym zapytać ciebie! - powiedział Ali również podniesionym głosem, a w tym samym momencie na niebie pojawiła się błyskawica. - No pięknie! Utknąłem w lesie podczas burzy! 
          - Gdybyś nie zauważył, nie jesteś tutaj sam. - prychnęła pod nosem Mela i ruszyła przed siebie. Alan wzruszył tylko ramionami i poszedł w przeciwnym kierunku niż dziewczyna. Po kilku minutach wyszedł z lasku i z radością zauważył, że jest na działce, na której odbywała się impreza. Nie miał ochoty wracać do środka, ale w kieszeni miał klucze do jednego z domków, które Adrian udostępnił gościom. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Domek nie był za duży, ale bardzo przytulnie urządzony. Było to jedno, duże pomieszczenie, podzielone na salon i kuchnię. W kącie pomieszczenia znajdował się kominek, a nieopodal niego stała ogromna kanapa, na przeciwko której znajdowało się dwoje drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, a drugie do niewielkiej sypialni, w której znajdowało się duże, dwuosobowe łóżko i niewielka szafa... Alan głęboko odetchnął i usiadł na podłodze w 'salonie', opierając się plecami o jedną z belek, podtrzymujących sufit. Siedział tak przez kilka minut, aż w pewnym momencie usłyszał, że drzwi domku się otwierają, a do środka wchodzi...
          - Znowu ty?! - warknął chłopak i zmierzył Melę gniewnym wzrokiem. Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko wzruszyła ramionami i usiadła w dokładnie takiej samej pozycji jak Alan, opierając się o tę samą belkę. (...)

          Teraz obydwoje siedzieli w ciszy, która - o dziwo - wcale ich nie krępowała. Na dworze burza rozpętała się na dobre, a w domku było dość chłodno, przez co Amelka zaczęła trząść się z zimna. Alan, kiedy to zauważył wstał z miejsca i podszedł do kanapy, wziął z niej koc i podał go Amelii. W momencie, gdy dziewczyna chwyciła koc na dworze uderzyła ogromna błyskawica i dały się słyszeć głośny grzmot. Amelka od zawsze bała się burzy, więc ze strachu się rozpłakała. Ali nie mogąc patrzeć na jej łzy, usiadł obok niej i mocno ją do siebie przytulił, po czym zaczął delikatnie kołysać jej ciałem, żeby się uspokoiła. Po kilku minutach dziewczyna przestała drżeć i płakać, więc szatyn odsunął się od niej i wbił swój wzrok w podłogę...
          - Jak ci się układa z Justyną? - zapytała Mela, zanim pomyślała, że nie powinna o to pytać, bo już nie jest częścią życia Alana.
          - Co? - zapytał zaskoczony chłopak.
          - No, bo... Jesteście razem, prawda? Często widziałam was razem, po naszym zerwaniu. Spacerowaliście przytuleni, albo siedzieliście u ciebie w pokoju, a ty grałeś na gitarze... 
          - To były tylko przyjacielskie spotkania. Nie byliśmy razem... - westchnął Alan, z trudem opanowując chęć rozpłakania się.
          - Aha... A tak w ogóle to co u niej? - zapytała dziewczyna, chcąc podtrzymać rozmowę... Zabolało, cholernie zabolało... Alan westchnął i spuścił głowę w dół.
          - Nie żyje... - powiedział to, powiedział te dwa słowa, których tak bardzo nienawidził. A Amelka patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami i nie wiedziała co powiedzieć... Delikatnie objęła chłopaka ramieniem, a on wtulił się w nią - tak po prostu - i zaczął płakać...
          - Tak mi przykro, Alan... - wyszeptała Mela, jeszcze mocniej go przytulając. (...)

          Siedzieli tak kilka minut, aż w końcu Ali się uspokoił i odsunął się od dziewczyny. Chłopak wstał z miejsca i usiadł na kanapie, wbijając wzrok w okno... Amelka spojrzała na niego i również wstała ze swojego miejsca. Zabrała koc i usiadła obok Alana na kanapie i opierając się o ramię chłopaka przykryła ich kocem. W pewnym momencie szatyn zaczął kaszleć, zerwał się na równe nogi i spojrzał na Melę, która patrzyła na niego przerażonym wzrokiem... Chłopak poczuł, że w kąciku jego ust zbiera się krew, więc naciągnął na rękaw bluzy na dłoń i przyłożył ją do ust, chcąc wytrzeć krew. 
          - O mój Boże, Alan... - pisnęła Amelka i podeszła do chłopaka. - Czy ty... Nawrót? - zapytała dotykając chłodną dłonią rozgrzanego policzka chłopaka.
          - Niestety... - westchnął Ali. - Ale nie martw się... Nic mi nie będzie. Wyszedłem z tego raz, wyjdę i drugi. - uśmiechnął się delikatnie szatyn i spojrzał głęboko w oczy Amelii, w których dostrzegł niepokój, troskę i... miłość. 
          - Przepraszam cię. - szepnęła Mela.
          - Już ci wybaczyłem, mała. - powiedział chłopak i pogładził Amelkę po policzku, na co dziewczyna zareagowała uśmiechem, co Alan odwzajemnił. Przybliżył swoją twarz do twarzy Meli i przejechał kciukiem po jej ustach, po czym złączył ich usta w pocałunku. (...)

          - Kocham cię. - wyszeptała Amelka, kiedy razem z Alanem leżeli przytuleni do siebie na łóżku. Chłopak nie odpowiedział tylko pocałował ją w czoło i szeroko się uśmiechnął. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała głęboko w oczy szatyna. - O czym myślisz? 
          - O tym, co było... - uśmiechnął się Ali.
          - A konkretniej? - zaśmiała się Mela, kładąc się na brzuchu i opierając brodę o tors chłopaka.
          - Wiesz, że zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia? Wiem, że to może dziwnie brzmieć, ale to prawda... Kochałem cię, kocham i będę kochać. - powiedział z uśmiechem Alan i pocałował Amelkę... Kiedy chciał się od niej oderwać ona mu na to nie pozwoliła, ale przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie, wplatając palce we włosy Alana. 
          - Brakowało mi tego. - wyszeptała Mela prosto w usta Alana i przygryzła jego dolną wargę. 
          - Mnie też. - uśmiechnął się chłopak i ponownie złączył swoje usta z ustami Amelii w jedno... Całowali się delikatnie muskając swoje wargi, ale starali się przekazać w tym jak najwięcej uczuć. Alan ułożył swoje dłonie na policzkach Meli i delikatnie gładził je kciukami, natomiast szatynka swoje dłonie wplotła we włosy chłopaka. Obydwoje zatracili się w tym pocałunku, żadne z nich nie chciało go przerywać... Ali podniósł się delikatnie i zawisł nad Amelką podpierając się rękami po obu stronach dziewczyny. Po chwili oderwał się od jej ust, na co zareagowała jękiem niezadowolenia, ale kiedy poczuła wargi chłopaka na swoim policzku, a później 'ścieżkę pocałunków, biegnącą od policzka do szyi na jej twarzy pojawił się uśmiech i niekontrolowanie przygryzła wargę. 
          - Alan... 
          - Ciii... Nic nie mów, ok? - uśmiechnął się Ali, całując delikatnie odsłoniętą część dekoltu dziewczyny... Po chwili jego dłonie znalazły się pod plecami Amelki i delikatnie uniósł ją do góry, całując zachłannie jej usta. Dłonie Meli powędrowały do zamka od bluzy Alana i zręcznie go rozsunęła, po czym powoli zsunęła ją z ramion chłopaka... Dłonie Alana gładziły talię i plecy Amelii, a po chwili dotarły do zamka od jej sukienki. Chłopak oderwał się od ust Meli i spojrzał jej w oczy, na co ona się uśmiechnęła i kiwnęła twierdząco głową, po czym Ali delikatnie rozsunął sukienkę dziewczyny i zsunął ją jej z ramion, delikatnie muskając je ustami... Kiedy Amelka nie miała na sobie sukienki zajęła się ubraniami Alana. Usiadła na nim okrakiem i całując jego twarz wsunęła swoje dłonie pod koszulkę chłopaka i gładziła nimi jego umięśniony brzuch. Po chwili oderwała się od niego i podwinęła koszulkę do góry, a Ali podniósł ręce i pozwolił Meli zdjąć T-shirt, a następnie pocałował ją w usta, kładąc ją na łóżku, a sam położył się na niej, całując każdy centymetr jej ciała... (...)

          Kiedy obydwoje byli w samej bieliźnie Alan spojrzał w oczy Amelii, szukając tam pozwolenia na zrobienie kolejnego kroku... Dziewczyna uśmiechnęła się, a Ali obdarował ją szybkim buziakiem w usta, a następnie całując jej szyję, dekolt i obojczyki przesunął dłonie do zapięcia od jej stanika... 
          - Jesteś pewna? - szepnął wprost do ucha szatynki, przygryzając lekko jego płatek.
          - Jestem, Alan... W stu procentach. - wyszeptała lekko drżącym z podniecenia głosem Mela. Natomiast Alan chwycił zapięcie od stanika dziewczyny i powoli go odpiął, po czym powoli zsuwając jego ramiączka po ramionach Amelki gładził je opuszkami palców, co wywoływało na ciele dziewczyny gęsią skórkę. Kiedy górna część bielizny Meli leżała już gdzieś daleko za Alanem dziewczyna, gładząc umięśnione plecy chłopaka zjechała dłońmi do jego bokserek. Wsunęła pod nie dłonie, dając tym samym znak szatynowi, że chce je z niego zdjąć. Chłopak uśmiechnął się zadziornie i pozwolił jej to zrobić, a już po chwili sam pozbył się majtek Amelii... Następnie złapał ją w talii i położył ją na łóżku, a sam zawisł nad nią tak, że ich twarze były na jednym poziomie, a ich oddechy mieszały się ze sobą...
          - Gotowa? - zapytał szatyn ledwo opanowując drżenie głosu. 
          - Taak... - szepnęła Mela i przymknęła powieki, przygryzając dolną wargę... Alan rozsunął w tym momencie jej uda i...
          - Kocham cię. - wyszeptał prosto w usta szatynki i w tym samym momencie wszedł w nią. Amelia cichutko jęknęła, a po chwili na jej usta wstąpił szeroki uśmiech. Zacisnęła swoje dłonie na plecach Alana, a on ukrył twarz w zagłębieniu w szyi Meli i składał tam delikatne pocałunki, z każdą sekundą przyspieszając swoje ruchy w dziewczynie... 
          - Alan! - krzyknęła Amelia i wygięła swoje ciało w łuk, zastygając w bezruchu. Alan wykonał jeszcze kilka ruchów i opadł na łóżku obok dziewczyny, ciężko dysząc, jakby przebiegł maraton... - To było... 
          - Niesamowite. - uśmiechnął się szatyn i obrócił się na bok, spoglądając na Amelkę. - Dziękuję... Jestem w tym momencie najszczęśliwszym facetem na całej kuli ziemskiej. - dodał po chwili, całując ją w czoło i rysując serduszka na jej ramieniu. 
          - To ja powinnam ci dziękować. - stwierdziła dziewczyna, podnosząc się na łokciach i całując Alana w usta. 
          - No to sobie podziękowaliśmy... - zaśmiał się chłopak, a Mela mu zawtórowała. - Kocham cię, najbardziej na świecie. 
          - Ja ciebie też kocham. - uśmiechnęła się brązowooka i wtuliła się w klatkę piersiową Alana. (...) 

**********

          Rano, kiedy Amelia otworzyła oczy zobaczyła przed sobą Alana podpartego na łokciu, z roztrzepanymi włosami, wpatrującego się w nią i rysującego jakieś kształty na jej nagich plecach. Chłopak jak tylko zauważył, że Mela się obudziła nachylił się do niej i pocałował ją w usta...
          - Która godzina? - zapytała dziewczyna po skończonym pocałunku. Ali spojrzał na zegar, wiszący naprzeciwko łóżka i odpowiedział:
          - Wpół do ósmej. - uśmiechnął się. - Jak się spało? 
          - Cudownie. - szepnęła Amelka, uśmiechając się słodko... - Muszę wziąć prysznic. - zaśmiała się, chowając twarz w poduszce. 
          - Jasne... A ja za 10 minut muszę wziąć leki. - skrzywił się Ali, podnosząc się do pozycji siedzącej. 
          - Jakie leki? - zapytała zdezorientowana dziewczyna.
          - Dostałem jakieś leki na tego raka... Nie wiem sam co to, ale ma pomóc. - wzruszył ramionami. 
          - Rozumiem... Dobra, ja idę pod prysznic. - stwierdziła Mela i pocałowała szybko Alana w usta, po czym zniknęła za drzwiami. (...)

          Wyszli z domku, dokładnie go zamykając i objęci ruszyli do domu Adriana... Kiedy byli już pod drzwiami zauważyli przez okno, że gospodarz imprezy właśnie zaczyna sprzątać. Weszli do środka i przywitali się z nim.
          - Coś wczoraj przegapiłem? - zapytał Adi, spoglądając na uśmiechniętych Amelię i Alana. 
          - Czemu pytasz? - zapytała Mela. 
          - No, bo... Wy. Razem. Uśmiechnięci. Coś mi nie pasuje, bo widziałem wczoraj jak gniewnymi wzrokami się mierzyliście. 
          - Dużo się zmieniło. - stwierdził Alan, uśmiechając się. - Trzeba ci w czymś pomóc? 
          - Nie, poradzę sobie... Ale dzięki za chęci. 
          - Nie ma za co... A nie wiesz przypadkiem, gdzie te nasze dwa gołąbeczki?
          - Karolina i Ksawery? Są na górze, zaraz zejdą. 
          - Ok... To my może w tym czasie ci jednak trochę pomożemy, co? - zaproponowała Amelia. 
          - Dobra, jak chcecie. - wzruszył ramionami Adrian i kontynuował sprzątanie, a Mela i Ali do niego dołączyli. (...) 

**********

          "Wczorajszy wieczór i noc były najwspanialszymi w moim życiu! <3 Nie będę się bardzo rozpisywać, ale napiszę tylko tyle, że... POGODZILIŚMY SIĘ Z ALANEM! I mało tego wczorajszą noc spędziliśmy razem! *o* Nigdy sobie nie wyobrażałam, że uczucie kochania się z najważniejszą osobą w twoim życiu może być takie przyjemne... Ach... *o* Kiedy wróciłam do domu mama od razu wiedziała, że coś się zmieniło, bo jak to ona powiedziała: "Szczerzę się jak mysz do sera." Hahah xdd A to wszystko za sprawą jednego krótkiego zdania z ust Alana: "Już ci wybaczyłem... Kocham cię." <3 Nigdy nie zapomnę tego dnia! :) [...]"

______________________________________________________________

* Adrian - kolega głównych bohaterów, chodzi z nimi do jednej klasy; 


PRZEPRASZAM! 

wiem, że obiecałam, że dodam ten rozdział na początku tygodnia, ale to nie zależało ode mnie... w poniedziałek wróciłam do szkoły po feriach, trudno było mi się przyzwyczaić do wczesnego wstawania itd. nie miałam po prostu czasu, ochoty, a co najważniejsze - weny, żeby skończyć pisać  dlatego bardzo Was przepraszam! ;***


to już ostatni rozdział ;< jak Wam się podoba? bo szczerze mówiąc to ja go nawet nie przeczytałam po napisaniu, tylko od razu go tutaj wstawiłam, więc... jak wrażenia? ;)


ok, to ja już kończę... jestem w trakcie pisania epilogu, ale kiedy go skończę - nie mam pojęcia... musicie być cierpliwi... 
no, to by było na tyle... do następnej notki, skarby moje! ;***

Nikaa. ♥



CZYTASZ = KOMENTUJESZ