Wszyscy uczniowie razem z panią Dufarge weszli do hotelu Mercure Paris Centre Tour Eiffel i udali się do recepcji.
- Usiądźcie sobie tutaj, a ja pójdę po klucze do naszych pokoi, a później je wam rozdam. - powiedziała nauczycielka i podeszła do lady, za którą stał młody mężczyzna - recepcjonista, a uczniowie zajęli miejsca na kanapach stojących w hallu hotelu.
- Wiedziałam, że ta suka sobie go nie odpuści... Podobno kocha Marcina i z nim jest, ale nawet to jej nie przeszkadza w podrywaniu innych chłopaków. - powiedziała Mela widząc jak Milena klei się do Alana. - Trzymajcie mnie, bo zaraz jej coś zrobię...
- Spokojnie Meli. Przecież on poza tobą świata nie widzi. - stwierdziła Lola i uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- O, idzie pani Madeline. - zauważył Ksawery i wszyscy uczniowie jak na zawołanie wstali z zajmowanych miejsc, a swoje oczy utkwili w sylwetce nauczycielki.
- Dobrze. Mam już klucze do wszystkich pokoi... Są dwuosobowe, więc teraz dobierzcie się dwójkami... - pani Dufarge nie skończyła nawet zdania, a jej podopieczni zaczęli szukać sobie współlokatorów. - Ale uwzględnijcie to, że współlokator musi być tej samej płci. - dodała kobieta widząc, że Amelka i Alan oraz Karolina i Ksawery chcieli dostać wspólne pokoje... - No to jak, gotowi?
- Tak. - zakomunikowali zgodnie uczniowie.
- No to w takim razie rozdaję klucze... Jest teraz 12:30, więc macie czas dla siebie. Odpocznijcie i widzimy się w tym miejscu o 17:30, rozumiemy się?
- Jak najbardziej proszę pani.
- Cieszę się... Idźcie do pokoi, odpocznijcie i tak jak mówiłam o 17:30 się tutaj spotykamy. Jakbyście czegoś potrzebowali to jestem w pokoju 312. - powiedziała nauczycielka i wszyscy rozeszli się do swoich pokoi.
- Stary łap. - powiedział Ksawery rzucając klucze Alanowi. - Idź do pokoju, a ja pomogę dziewczynom z ich walizkami.
- Od kiedy ty taki pomocny się zrobiłeś? - zapytała Amelka patrząc podejrzliwie na przyjaciela.
- Przecież zawsze taki byłem... - powiedział chłopak łapiąc za rączkę od walizki Karoliny. - Mela, dawaj tą walizkę.
- Ja się ciebie boję. - zaśmiała się szatynka podając walizkę Ksawiemu. (...)
Alan wszedł do pokoju i odstawił walizki koło drzwi, a następnie wyszedł z pomieszczenia kierując się do pokoju Amelii i Karoliny. Kiedy stał pod drzwiami zapukał, a po chwili usłyszał, że może wejść, więc nacisnął klamkę. Jak tylko wszedł do środka w oczy rzucił mu się kolor ścian.
- No nie! Czy wy zawsze musicie mieć fioletowe ściany? - zapytał z udawaną ironią i usiadł na łóżku obok swojej dziewczyny obejmując ją ramieniem.
- Widocznie musimy. - powiedziała Lola. - Ale same się dziwiłyśmy, że taki pokój dostałyśmy.
- Oj tam... A wasz pokój jaki ma kolor ścian? - zapytała Mela.
- Zielony... Przynajmniej się nie wyzabijamy, bo zieleń uspokaja. - zaśmiał się Alan.
- Chciałeś się ze mną pobić? - zapytał Ksawery, ale nie uzyskał odpowiedzi. (...)
**********
- Dzień dobry śpiochy! - zawołał Alan wchodząc razem z Ksawerym do pokoju dziewczyn. - Wy już nie śpicie?
- No jak widać nie. - uśmiechnęła się Lola zapinając sweterek, po czym podeszła do Ksawerego i się do niego przytuliła, a on pocałował ją w czoło. - Amelka jest jeszcze w łazience, ale mam nadzieję, że za chwilę wyjdzie, bo... inaczej spóźnimy się na śniadanie!
- Już wychodzę... Nie widać? - zapytała Mela zamykając za sobą drzwi od łazienki. - Cześć Ksawi. - uśmiechnęła się do przyjaciela. - Cześć kochanie.
- Cześć. - Alan podszedł do dziewczyny i czule pocałował ją w usta. - Jak się spało?
- Dobrze, ale... Miałam dziwny sen. Śniło mi się, że złamałam tutaj w Paryżu rękę.
- Wiesz, że sen z pierwszej nocy w nowym miejscu się z reguły spełnia? - zapytała Lola.
- No, fajnie mi życzysz. Żebym sobie rękę złamała! - zaśmiała się szatynka.
- Ja ci wcale tego nie życzę, po prostu mówię, że tak jest.
- Dobra dziewczyny, już się nie kłóćcie. Chodźmy lepiej na śniadanie. - powiedział Ksawery i pozostała trójka mu przytaknęła, po czym wszyscy udali się na śniadanie. (...)
Przy śniadaniu praktycznie nikt się nie odzywał. Wszyscy w spokoju i ciszy jedli posiłek, a jak tylko skończyli pani Dufarge zakomunikowała, że za pół godziny wszyscy mają stawić się w hallu i ruszają zwiedzać kolejne, paryskie zabytki...
- Cześć mamo. - powiedziała z uśmiechem Amelia przykładając telefon do ucha.
- Cześć kochanie. Co tam u was? - zapytała Marta.
- Wszystko w porządku. Za pół godziny idziemy zwiedzać jakieś zabytki, nawet nie wiem co mamy dzisiaj w planach. A co u ciebie?
- Wszystko ok.
- Cieszę się... - uśmiechnęła się dziewczyna. - Tęsknię.
- Ja też skarbie. A Fado to sobie nie może miejsca znaleźć od kiedy wyjechaliście. Ciągle leży w przedpokoju pod drzwiami i się w nie wpatruje.
- Jeszcze tylko nie całe 4 dni, wytrzymamy. - powiedziała Amelia.
- Oczywiście, że wytrzymamy... A, właśnie. Tata kazał ci przekazać, żebyś do niego zadzwoniła, bo się stęsknił.
- Dobrze, zadzwonię do niego na Skype jak wrócimy do hotelu.
- Super... Pozdrów Karolinę, Ksawerego i Alana.
- Jasne, a ty dziadków i ich ode mnie ucałuj.
- Dobrze. No to na razie, kochanie.
- Tak, papa... Mamo?
- Tak?
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, Amelko. Do usłyszenia.
- Pa. - powiedziała Mela i odłożyła telefon na stolik. - Macie pozdrowienia od mojej mamy. - uśmiechnęła się dziewczyna siadając na kolanach Alana.
- A dziękujemy, dziękujemy. Też ją pozdrów jak będziesz z nią rozmawiać. - uśmiechnęła się Lola.
- Ok. - odpowiedziała uśmiechem Mela.
- Dobra, ubierajcie się, bo za 10 minut wychodzimy. - powiedział Ksawery.
- No już, już. - zaśmiał się Alan i cała czwórka założyła kurtki i zamykając pokój zeszli do hallu. (...)
**********
- Dobrze teraz wejdziemy do katedry Notre Dame, będziemy tutaj około 1,5 godziny. Po zakończonym zwiedzaniu będziecie mieli czas wolny, więc okazja do kupienia pamiątek jak najbardziej będzie. I myślę, że koło 16:30 spotkamy się w tym miejscu... Pamiętajcie, że nie chodzicie pojedynczo tylko albo całą grupą, albo kilkuosobowymi grupkami, żeby się nie zgubić. I pilnujecie czasu... - zakomunikowała pani Dufarge i w tym samym momencie podeszła do nich pani przewodnik i zaprosiła do wnętrza katedry... Po 1,5-godzinnym zwiedzaniu uczniowie wraz z nauczycielką opuścili Notre Dame. - Pamiętajcie. O 16:30 spotykamy się dokładnie w tym miejscu. - przypomniała pani Dufarge i wszyscy rozeszli się w swoje strony. (...)
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - zapytała Karolina rozglądając się dookoła.
- Nie wiem, zaraz znajdziemy drogę do katedry, spokojnie. - zapewnił dziewczynę Ksawery. - Alan...
- Czekajcie. - uśmiechnął się szatyn i pobiegł do jednego ze sklepów znajdujących się po drugiej stronie ulicy.
- Gdzie on poszedł?
- Sklep muzyczny. - uśmiechnęła się Mela. - Nie przepuściłby takiej okazji...
- Boże. On już ma fioła na punkcie tej muzyki.
- Zejdź z niego, co? A ty na punkcie tańca to niby nie? - Amelka spojrzała podejrzliwie na przyjaciółkę.
- No dobra, już nic nie mówię...
- No jestem. - uśmiechnął się Alan podchodząc do przyjaciół z pokrowcem na gitarę na plecach.
- Eeee... Stary, o ile mnie pamięć nie myli to ty masz już gitarę.
- No, bo mam, ale... Żaden szanujący się muzyk nie ma tylko jednej gitary. - zaśmiał się Alan. - A poza tym spójrzcie... Jak tylko tam wszedłem przykuła moją uwagę. Nie mogłem jej nie kupić. - dodał z przejęciem patrząc na nowo zakupiony instrument.
- Odbiło ci. - skwitował Ksawery.
- Może i tak, ale... To moja pasja, więc wiecie... Dobra, a teraz musimy jakoś znaleźć drogę pod katedrę. Zostało nam 20 minut do zbiórki. - powiedział Alan i rozglądnął się dookoła. - Pamięta któreś z was jak szliśmy?
- Nie panie mądralo. - zaśmiała się Lola.
- Karolina. To nie jest śmieszne... - uśmiechnął się pod nosem Ali. - Jak na mój gust powinniśmy iść w... tamtą stronę. - powiedział chłopak wskazując ręką kierunek, w którym według niego powinni się udać.
- Ale przyszliśmy tutaj od drugiej strony. - powiedziała Amelia.
- Jesteśmy w Paryżu. Tutaj którą drogą byś nie poszła wszędzie dojdziesz. - powiedział Ksawery.
- No chyba nie bardzo...
- Dobra, dobra. Zapytajmy może kogoś o drogę, co wy na to?
- O, bardzo dobry pomysł. - uśmiechnęła się Lola i podeszła do dwóch chłopaków siedzących na ławce. - Przepraszam bardzo. Moglibyście nam pomóc? Zgubiliśmy się i nie wiemy jak dojść do katedry Notre Dame.* - powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się.
- Do Notre Dame? *- zapytał jeden z chłopaków.
- Tak. To daleko stąd? *- zapytał tym razem Ksawery.
- Nie, nie daleko... Wy nie jesteście stąd, prawda? * - tym razem pytanie zadał drugi z chłopaków.
- Tak. Jesteśmy z Polski, przyjechaliśmy na wycieczkę.* - powiedział Alan.
- Mogłem się domyślić, że jesteście z Polski. Nigdzie indziej nie ma takich pięknych dziewczyn jak u was.* - uśmiechnął się blondyn spoglądając na Amelkę i Karolinę, które tylko delikatnie się uśmiechnęły.
- Dobra. Pomożecie nam?* - zapytał Ksawi.
- Jasne, chodźcie.* - uśmiechnął się szatyn. (...)
- Dziękujemy za pomoc.* - uśmiechnęła się Amelka, kiedy znajdowali się już pod katedrą.
- Nie macie za co dziękować.* - wzruszył ramionami Theo
- Ja tam uważam, że jednak mamy. Gdyby nie wy nie znaleźlibyśmy drogi.* - powiedziała Karolina.
- Ale to naprawdę nic takiego.* - uśmiechnął się Vincente
- Cześć.* - powiedzieli zgodnie Theo i Vincente.
- Cześć.*
- Dzieciaki, gdzie wy tyle byliście? Już chciałam na policję dzwonić! - zawołała pani Dufarge podbiegając do czwórki przyjaciół.
- Jak pani widzi nie było takiej potrzeby... Zgubiliśmy się po prostu. - powiedział Alan.
- Dobrze, dobrze... Na szczęście jakoś tu dotarliście. Wracamy do hotelu. - zarządziła nauczycielka i wszyscy razem udali się do miejsca ich noclegu. (...)
**********
- Cześć córeczko, już myślałem, że zapomniałaś o swoim staruszku. - zaśmiał się Grzegorz przesyłając córce buziaka. Szatynka uśmiechnęła się promiennie i powtórzyła gest.
- Nie zapomniałam, po prostu dużo się dzieje.
- Cześć skarbie. - uśmiechnął się Alan wchodząc do pokoju dziewczyny. - O, dobry wieczór. A w zasadzie dobry dzień, bo u pana jeszcze słoneczko na niebie. - uśmiechnął się chłopak w kierunku Grzegorza.
- Witaj Alan. No z tym słoneczkiem przesadziłeś, ale jest dopiero 15:30.
- I ty masz czas ze mną porozmawiać? - zdziwiła się Amelka.
- Dla mojej jedynej córeczki zawsze. - uśmiechnął się mężczyzna.
- Przepraszam, ja wam nie będę przeszkadzał... Jak skończycie to wpadnij do nas do pokoju. - Alan pocałował w policzek Amelkę i uśmiechnął się do Grzegorza, po czym wyszedł z pokoju.
- Coś nie tak?
- Nie, tato. Dlaczego pytasz?
- Bo tak szybko wyszedł... Stało się coś?
- Nie... Znaczy, według niego pewnie tak. Zgubiliśmy dzisiaj drogę na miejsce zbiórki i pomogli nam dwaj Francuzi, którzy cały czas kokietowali mnie i Karolinę, no i chłopaki są po prostu zazdrośni.
- Nie dziwię im się... Jesteście dla nich największymi skarbami, więc nie chcą was stracić.
- Mówisz tak jakbyśmy z Karolą ich zdradziły, czy coś w tym stylu.
- Nie prawda... - zaśmiał się Grzegorz. - Ech... Przepraszam cię kochanie, ale muszę kończyć. Odezwij się jeszcze do staruszka, bo tęsknię za tobą cholernie.
- Nie nazywaj siebie staruszkiem. - uśmiechnęła się Amelka.
- Oj no dobrze, dobrze... Uważaj na siebie.
- Ty na siebie też, tatku. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Papa.
- Pa. - Amelka pomachała do taty i zamknęła laptopa, po czym wstała z łóżka i zamykając pokój na klucz skierowała się do pokoju Alana i Ksawerego. (...)
**********
- Cześć kochanie. - powiedział i pocałował Amelkę w usta.
- Hej. Mogę wiedzieć co ja tu robię? - zapytała lekko ochrypniętym głosem brązowooka.
- Zasnęłaś, a ja nie miałem serca cię budzić, a skoro spałaś to pomyślałem, że możesz tu zostać. No i... Ale Lola też tutaj spała. - dodał chłopak widząc podejrzliwe spojrzenie dziewczyny.
- Wiem, z moim wzrokiem jeszcze nie jest tak źle. - zaśmiała się Mela.
- O, cześć... - uśmiechnęła się Karolina delikatnie się przeciągając. - Co ja tu robię?
- Spałyśmy tutaj dzisiaj.
- Aha... Ale chyba powinnyśmy wracać do siebie, musimy się ogarnąć, bo za... pół godziny jest śniadanie. - powiedziała Karola spoglądając na wyświetlacz komórki Ksawerego. - Zajmuję pierwsza łazienkę! - zawołała i wybiegła z pokoju chłopaków.
- Jak dziecko. - zaśmiała się Mela. - Ja też idę, widzimy się za pół godziny na dole. - dodała i posłała Alanowi buziaka, po czym wyszła z pokoju chłopaków. (...)
Wybrała ubrania na dzisiejszy dzień i weszła do łazienki, żeby wykonać wszystkie poranne czynności, ale zanim weszła pod prysznic otworzyła pamiętnik, który włożyła pomiędzy ubrania, i zaczęła pisać:
"Dzisiaj już ostatni dzień pobytu w Paryżu. Trzeba będzie wrócić do codzienności, ale przynajmniej plusem jest to, że za tydzień ferie. :) No i jadę do taty z osobami, które są dla mnie cholernie ważne... Dzisiaj nie mamy jakichś konkretnych planów. Mamy iść przejść się po Polach Elizejskich i to tyle atrakcji na dzisiejszy dzień. Później wracamy do hotelu, jemy obiad, zbieramy manatki i na lotnisko - wracamy do Wrocławia. W sumie to dobrze, bo stęskniłam się już za mamą, Fadem i moim pokojem. Chcę się w końcu wyspać we własnym łóżku! :) Dobra, kończę, bo mam nie dużo czasu, a jestem w kompletnej rozsypce. [...]"
Amelka skończyła pisać i zamknęła zeszyt, a następnie weszła pod prysznic. Po kilku minutach wytarła całe swoje ciało i założyła wcześniej przygotowane ubrania. Zrobiła delikatny makijaż, a włosy spięła w wysokiego kucyka, po czym opuściła łazienkę. (...)
**********
- Co tam się dzieje? - zapytała Karolina wskazując na grupkę osób otaczających Milenę.
- Kłóci się z Marcinem. Zerwał z nią, bo podobno kocha kogoś innego... Aż dziwne, bo przecież jeszcze niedawno to ją kochał. - powiedział Ksawery.
- Ouuu... No to słabo. Widocznie zobaczył jaka Milena jest naprawdę. - powiedział Alan chcąc przytulić się do Amelki.
- Przepraszam was na moment... - powiedziała Mela i podeszła do kłócących się Mileny i Marcina. - Możecie przestać?!
- Nie wtrącaj się kretynko! - krzyknęła Milena.
- Nie nazywaj jej tak! - wydarł się na dziewczynę Marcin. - Amelia, naprawdę będzie lepiej jeśli nie będziesz się wtrącać. - dodał kładąc ręce na ramionach szatynki.
- A może to o nią chodzi, co?! To ją kochasz i mnie masz teraz w dupie! Mam rację?! - wykrzyczała Milena, a kiedy nie uzyskała odpowiedzi westchnęła. - Wiedziałam. Jak ja mogłam być taka głupia i ci wierzyć?! Przecież to było do przewidzenia, że mnie nie kochasz! A ja cię kochałam, naprawdę! - dodała dziewczyna podchodząc do Meli i chwytając dziewczynę za włosy zaczęła się z nią szarpać.
- Lenka! Co ty robisz?! - krzyknęła Luiza. - Przestań! - dodała, ale Wolarek nie reagowała.
- Ej, Milena do cholery jasnej przestań nią tak szarpać! - zawołał Marcin i próbował oderwać Milenę od Amelki, niestety nieskutecznie. Po chwili Amelia upadła na chodnik, a Milena z dumną miną podeszła do Alana i zaczęła go całować. Zdezorientowany szatyn odepchnął dziewczynę od siebie i spojrzał na nią wrogim wzrokiem.
- Co ty wyprawiasz?! Teraz utwierdziłem się w moim przekonaniu, że jesteś zwykłą szmatą! Nie wiem jak... A zresztą, nie ważne. - powiedział Alan i podbiegł do Amelii siedzącej na chodniku w objęciach Marcina. - Dzięki stary, ale teraz już sobie poradzę.
- Jasne, ale chyba trzeba będzie pojechać z nią do szpitala. Ta kostka nie wygląda za dobrze. - powiedział Marcin.
- Masz rację... Kochanie wszystko ok?
- Ta-ak, ale ta kostka... Nie mogę nią poruszać. - skrzywiła się z bólu Mela.
- Spokojnie... Lola, idź po panią Dufarge.
- Ok, już idę. - powiedziała Karolina i poszła po nauczycielkę. (...)
Siedział na korytarzu w paryskim szpitalu i czekał na wyjście swojej dziewczyny z gabinetu. Po kilku minutach drzwi się otworzyły, a na korytarz wyszła Amelia i pani Dufarge. Alan natychmiast wstał z zajmowanego miejsca i podszedł do Meli.
- Wyjaśnisz mi jak to się stało, że Amelia złamała nogę? - zapytała nauczycielka zwracając się do szatyna.
- Ale to naprawdę nie ważne proszę pani. - protestowała Amelka.
- Nie sądzę. Przez kogo to?
- Dobrze, powiem pani... - westchnął Alan. - Milena i Marcin się kłócili, więc Amelia podeszła do nich, żeby ich uspokoić. Wtedy Milena zaczęła ją szarpać za włosy, a później 'rzuciła' nią o chodnik. No i Amelka upadła tak niefortunnie, że złamała nogę. - wytłumaczył chłopak.
- Rozumiem... Trzeba zadzwonić do twojej mamy. - dodała nauczycielka zwracając się tym razem do Meli.
- Ja się tym zajmę. - zaoferował Alan.
- Dobrze, a teraz chodźcie. Jedziemy do hotelu. Musicie się jeszcze spakować. - uśmiechnęła się nikło nauczycielka. (...)
***** Kilka godzin później... ******
"Jestem już w domu... Mama jak zobaczyła moją nogę w gipsie to aż się przestraszyła. - Na całe szczęście nie odbierała nas z lotniska, zrobiła to pani Sylwia - bo aż boję się pomyśleć co by to było jakby mama zobaczyła to na lotnisku. :D Fado cały czas leży koło mnie i 'czuwa'... Stęskniłam się za tym szczeniakiem. *_* Na jutro jestem już umówiona z Alanem, że przychodzi do mnie i robimy 'maraton filmowy', ciekawe tylko co z tego wszystkiego wyjdzie, bo jeszcze jedzie odwiedzić Justynę... Pojechałabym z nim, ale wolę z tą nogą się nigdzie nie ruszać przez weekend. W poniedziałek będę do tego zmuszona, ale przez te 2 dni na całe szczęście nie... A tak w ogóle to boli mnie cholernie -,- Ale lekarz mowił, że to normalne. Mam jakieś tabletki przeciwbólowe, ale nie chcę się faszerować lekami... Spać mi się chce, więc kładę się już do łóżka. [...]"
***** Następnego dnia... 17:30... *****
______________________________________________________________
* - rozmowa prowadzona w języku angielskim :)
no i jak Wam się podoba rozdział?
to już 21 :) szybko to minęło xD+ kończą mi się rozdziały -,- (zostało TYLKO 5 gotowych...) trzeba się zebrać i coś napisać... ale weny brak ;c
jestem wykończona wczorajszym dniem! ale wykończona w pozytywnym znaczeniu! :D najlepsze urodziny ever! ♥
a mój prezent? ech... dziewczyny przeszły same siebie - szczególnie z jednym elementem... hah xD
no dobra, koniec... ;p do napisania! ;***
Nikaa.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
to już 21 :) szybko to minęło xD
jestem wykończona wczorajszym dniem! ale wykończona w pozytywnym znaczeniu! :D najlepsze urodziny ever! ♥
a mój prezent? ech... dziewczyny przeszły same siebie - szczególnie z jednym elementem... hah xD
no dobra, koniec... ;p do napisania! ;***
Nikaa.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ