środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 19


          Rano, kiedy Amelka otworzyła oczy ujrzała przed sobą uśmiechniętego Alana, który trzymał w dłoni szklankę wody. 
          - Dzień dobry. - powiedział chłopak. - Pomyślałem, że na pewno będzie ci dokuczał ból głowy, więc... Proszę. - podał Meli wodę i małą, białą tabletkę. 
          - Dziękuję. - wychrypiała dziewczyna i zażyła lekarstwo. - Mogę ci zadać jedno pytanie? 
          - Pewnie, pytaj. - przytaknął Alan i ukucnął przy łóżku przyjaciółki.
          - Co ty tu w ogóle robisz? 
          - Naprawdę nie pamiętasz? - zapytał Alan, a Mela pokręciła przecząco głową. - Przesadziłaś trochę z alkoholem na imprezie. Odwiozłem cię do domu i chciałem iść do siebie, ale chciałaś, żebym został z tobą na noc, więc zostałem... 
          - Aha... A czy... Czy my...
          - Tak. Nawet nie wiesz jak było przyjemnie. - powiedział szatyn i patrzył na reakcję Amelii, która otworzyła usta ze zdziwienia.
          - Alan, ja... Poważnie? 
          - Nie, nie spaliśmy ze sobą. Ale jakbyś widziała swoją minę, bezcenne. - zaśmiał się chłopak, za co dostał w ramię od przyjaciółki.
          - Zabiję cię kiedyś. - powiedziała dziewczyna i odetchnęła z ulgą. - Wyglądam okropnie.
          - Czy ja wiem. Jak normalny człowiek na kacu. - wzruszył ramionami Alan.
          - Bardzo śmieszne, naprawdę... Idę się ogarnąć. - zakomunikowała Mela i wstała z łóżka. Podeszła do szafy, i wyjmując z niej ubrania skierowała się do łazienki. (...)

          Kiedy dziewczyna wróciła do pokoju podeszła do biurka i zabrała z niego telefon, a następnie chciała zejść na dół na śniadanie, ale jej wzrok padł na niezbyt duże pudełko, które leżało na jej łóżku. Zaciekawiona podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju otwierając delikatnie wieczko. Po chwili jej oczom ukazał się czarny szczeniak. Dziewczyna wyjęła zwierzaka z pudełka i razem z nim na rękach zeszła na dół. W kuchni zastała Alana.
          - Alan... - powiedziała stając w progu pomieszczenia, na co chłopak się odwrócił i z ogromnym uśmiechem na ustach podszedł do dziewczyny.
          - Podoba ci się prezent? - zapytał drapiąc szczeniaka za uchem.
          - Prezent? To znaczy, że... On jest mój?
          - Dokładnie tak... Jak go nazwiesz? 
          - Hmmm... Fado. - uśmiechnęła się Mela i przytuliła psiaka do siebie. 
          - Ładnie. A mogę wiedzieć dlaczego akurat tak? 
          - Nie wiem... Jakoś tak. Moja babcia miała psa, który się tak wabił. Bardzo go lubiłam, ale był chory i zdechł... 
          - Aha, rozumiem. - uśmiechnął się delikatnie Alan. - Jesteś głodna?
          - Yhym. Właśnie miałam pytać co tak pachnie. 
          - Zrobiłem tosty, siadaj... Twoi rodzice pojechali do tego baru jeszcze coś załatwić, więc zostaniesz sama... Ja już niestety będę musiał lecieć, a tobie życzę smacznego. - powiedział szatyn i zaczął zakładać kurtkę. 
          - Musisz iść? - zapytała Amelka, idąc za przyjacielem do przedpokoju.
          - Niestety tak. Ale jak chcesz możemy iść wieczorem na spacer z Fadem, co ty na to? 
          - Ok. To... Przyjdź koło 18:00, dobra? 
          - Jasne, będę. Do wieczora. - Alan pocałował przyjaciółkę w policzek i podszedł do drzwi, nacisnął na klamkę, uśmiechnął się jeszcze do dziewczyny i wyszedł z jej domu...
          - No to zostaliśmy sami Fado. - westchnęła Amelka i usiadła przy stole, zaczynając jeść przygotowane przez Alana tosty. (...)

          "Za godzinę idę z Alanem i Fadem na spacer. Fado to mój piesek - dostałam go od Alana. :) Od zawsze marzyłam o psie i to się spełniło... Rodzicom to nie przeszkadza, więc Ali musiał się z nimi konsultować chyba w tej sprawie. Dobrze, że się zgodzili... Impreza przebiegła bardzo fajnie. W sumie nie pamiętam jak się skończyła, jak dotarłam do domu, jak znalazłam się w swoim łóżku, ale to chyba za sprawą mojego przyjaciela, bo rano jak się obudziłam to on był przy mnie. Nawet na początku się przestraszyłam, że między nami do czegoś doszło, ale uspokoił mnie, że nic się nie stało... :) Rozmawiałam z Lolą, mówiła, że wszyscy kazali mi przekazać, że impreza im się bardzo podobała - podniosło mi to samoocenę haha xd. Ech... Idę się ogarnąć i poczekam na Alana. [...]" 
          Dziewczyna zamknęła pamiętnik, pogłaskała, leżącego obok niej Fada, i zabierając wcześniej przygotowane ubrania z fotela poszła do łazienki. Po kilkunastu minutach wróciła do pokoju i zabrała się za rozczesywanie swoich długich włosów, a następnie zaplotła luźnego warkocza na prawym ramieniu. Zrobiła delikatny makijaż, na koniec musnęła usta błyszczykiem i była gotowa. Zerknęła na okna Alana i dostrzegła jego postać. Wszedł właśnie do pokoju i rozmawiał z kimś przez telefon. Mela uśmiechnęła się na ten widok i spakowała do torebki telefon i chusteczki, a następnie, zabierając smycz zeszła razem ze swoim psem na dół. 
          - Wychodzisz gdzieś? - zapytał Grzegorz widząc, że córka zakłada buty.
          - Tak. Idę z Alanem na spacer, zabieramy jeszcze Fada. A dlaczego pytasz? 
          - Tak tylko... Coś się pomiędzy wami zmieniło? 
          - W jakim sensie? 
          - No czy jesteście razem czy...
          - Nie, nie jesteśmy razem. Jesteśmy przyjaciółmi tato. - uśmiechnęła się Amelka, a na jej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce.
          - Dobrze, już o nic nie pytam. Ubierz się ciepło, bo na dworze jest zimno. 
          - Jasne tatku... - w tym samym momencie w całym domu rozbrzmiał dzwonek. - To pewnie Ali, pójdę otworzyć. 
          - Cześć Mel, jesteś już gotowa? - zapytał Alan, całując przyjaciółkę w policzek na powitanie. 
          - Hej. Tak, muszę tylko założyć kurtkę. Wejdź. 
          - Dzięki... Dobry wieczór. - szatyn przywitał się z panem Grzegorzem.
          - Dobry wieczór. - uśmiechnął się mężczyzna. 
          - Fado, idziemy! - zawołała Amelka, zapinając kurtkę pod szyją, po chwili podbiegł do niej piesek, zapięła mu smycz i razem z Alanem wyszła przed dom. (...)

          Spacerowali po parku, z nieba prószył delikatnie śnieg, a Fado dreptał obok Amelki co chwilę, zatrzymując się i obwąchując drzewa. Po chwili Alan zatrzymał się i spojrzał w niebo, zaciągając się ostrym, mroźnym powietrzem. 
          - Czuć już zbliżające się święta. - powiedział i z lekkim uśmiechem na ustach spojrzał na Amelkę. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i delikatnie przytaknęła głową. - Stało się coś?
          - Nie... Wszystko ok. Nie podziękowałam ci za prezent.  
          - Nie musisz dziękować, cieszę się, że ci się podoba.
          - No pewnie, spełniłeś moje marzenie. - powiedziała z uśmiechem na ustach, co Alan odwzajemnił. - Wracamy? - zapytała Amelka.
          - Ok. Chodźmy. - uśmiechnął się chłopak, obejmując przyjaciółkę ramieniem. (...)

          - Może wejdziesz na herbatę? - zaproponowała Mela, kiedy stali pod jej domem. 
          - Nie, dziękuję. Jutro szkoła, a jakoś tak... późno się zrobiło. - zaśmiał się chłopak. 
          - Jakoś tak... W miłym towarzystwie czas szybciej mija. 
          - Czuję się jakbym przeżył deja vu.
          - Czemu? - zapytała zaciekawiona szatynka.
          - To samo powiedziałaś mi, kiedy pierwszy raz wracaliśmy razem do domu w pierwszy dzień szkoły, pamiętasz? 
          - Pewnie, że tak. Myślisz, że dlaczego tak teraz powiedziałam...? - dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała na przyjaciela, który również się uśmiechał.
          - Zimno ci, idź już do domu. - zauważył chłopak.
          - Nie. Pójdę dopiero jak ty pójdziesz. 
          - Nie ma mowy. Nie ruszę się stąd dopóki nie zobaczę, że wchodzisz do domu.
          - No to sobie tak chyba postoimy. 
          - Ech... Mam pomysł. Na "trzy, cztery" idziemy do swoich domów, ok? - zapytał Alan, a Amelka przytaknęła. - Super. Więc... Widzimy się jutro w szkole. - uśmiechnął się chłopak i przytulił przyjaciółkę, po czym odsunął się od niej z uśmiechem. 
          - Tak, widzimy się jutro. - uśmiechnęła się słodko Amelka. - No to w takim razie... Trzy...
          - Czte... 
          - Ry... - powiedzieli wspólnie i Mela skierowała się do drzwi. Kiedy miała nacisnąć klamkę odwróciła się i zobaczyła, że Alan nadal stoi pod jej domem.
          - Nie powinieneś przypadkiem iść do domu? 
          - Wolałem zostać i być pewny, że weszłaś bezpiecznie do domu, ale jeśli ci to przeszkadza to już się zmywam. - powiedział chłopak i odwrócił się w celu udania się do domu, ale zatrzymał go dotyk na jego dłoni - to była Mela. - Stało się coś?
          - Nie... Zapomniałam o jednej rzeczy. - uśmiechnęła się dziewczyna i pocałowała chłopaka w policzek, zahaczając delikatnie o kącik jego ust. - Do zobaczenia jutro. - powiedziała i z delikatnymi rumieńcami weszła do domu... Alan stał jeszcze chwilę pod domem Amelii i dłoń trzymał w miejscu, w którym dotknęły go jej usta, a następnie z szerokim uśmiechem wrócił do domu. (...)

**********

          Obudził ją Fado, który szarpał jej kołdrę merdając przy tym ogonem. Amelka otworzyła oczy i zerknęła na wyświetlacz telefonu w celu sprawdzenia godziny. 
          - Fado... Nie masz serca. 5:30, a ty mnie już budzisz. Nie dobry pies. - powiedziała z delikatną chrypką w głosie dziewczyna i zwlokła się z łóżka, wkładając na nogi ciepłe kapcie, następnie opatuliła się ciepłym szlafrokiem i zeszła z psem na dół, a następnie wyszła z nim na dwór. Jak tylko otworzyła drzwi uderzyło w nią mroźne powietrze, a wiatr delikatnie rozwiał jej włosy. Dziewczyna odruchowo zerknęła na dom Alana, zauważyła, że z budynku wychodzi tata chłopaka. Mężczyzna był lekko zdenerwowany, ale jak zobaczył przyjaciółkę syna stojącą w drzwiach uśmiechnął się i do niej pomachał. Mela odwzajemniła gesty, a po chwili podbiegł do niej Fado i trącając nosem jej stopę dał znać, że chce wrócić do środka. Brązowooka cicho się zaśmiała i otworzyła drzwi domu, weszła do środka, a następnie wróciła do pokoju. Na zegarku była 5:45. - No to już nie pójdę spać... Hmmm, co by tu założyć? - zastanowiła się podchodząc do szafy. Po chwili wyjęła ubrania i z lekkim uśmiechem weszła do łazienki... Po kilkunastu minutach wróciła do pokoju. Spakowała do torby potrzebne na dzisiejszy dzień książki i zabierając telefon zeszła na śniadanie.
          - Cześć mamo, cześć tato! - zawołała Mela i przytuliła rodziców.
          - Cześć córciu. - uśmiechnął się Grzegorz. - Jak się czujesz? - zapytał i puścił córce oczko. Szatynka przewróciła teatralnie oczami.
          - Bardzo dobrze, tato... Co jest na śniadanie? - zapytała dziewczyna, chcąc zmienić temat.
          - No nie wątpię, że dobrze. - powiedział mężczyzna.
          - Tato...! 
          - O co wam chodzi? Tak od rana się kłócicie... Na śniadanie jest jajecznica. - powiedziała Marta i postawiła przed córką talerzyk ze śniadaniem i szklankę soku. 
          - Dziękuję, mamo. - uśmiechnęła się dziewczyna i zaczęła jeść, nie zwracając już uwagi na tatę. (...)

          Kiedy Amelka i Karolina weszły do szkoły od razu zauważyły Ksawerego, siedzącego na parapecie z słuchawkami w uszach. Chłopak ich nie zauważył, więc dziewczyny poszły do szatni zostawić kurtki i przebrać buty, a po chwili udały się na główny korytarz szkoły, gdzie siedział Ksawi. 
          - Cześć Skwarku! - zawołała Mela, wyjmując jedną słuchawkę z ucha przyjaciela. 
          - Cześć Małpo. - zaśmiał się chłopak i przytulił przyjaciółkę. - Ale za tą skwarkę nie żyjesz...
          - Jasne, jasne... A ty za tą małpę. - brązowooka wytknęła język w stronę blondyna. 
          - Ekhem... Ja też tu jestem. - "oburzyła" się Karolina i podeszła do swojego chłopaka. 
          - Nie mogłem zapomnieć. - powiedział Ksawi i pocałował dziewczynę. 
          - No dobra, już się przywitaliście... Co słuchasz Skwareczku? - zapytała Amelia i po chwili wybuchnęła śmiechem. - Dobra, przepraszam. Ale co słuchasz? 
          - Guns'n'Roses. A co cię tak nagle wzięło na to co słucham? 
          - A bo ja wiem... 
          - Co mamy na pierwszej? - zapytała Lola. 
          - Francuski. - uśmiechnęła się Mela. - Chodźcie pod klasę... Ksawery? 
          - Tak?
          - Będzie dzisiaj Alan? 
          - Nie mam pojęcia... Od soboty się z nim nie widziałem, ani z nim nie rozmawiałem... 
          - Aha... - westchnęła Mela i razem z przyjaciółmi ruszyła pod klasę. (...)

          Siedzieli pod klasą i czekali na dzwonek - francuski nie sprawiał im problemów, więc, kiedy rozbrzmiał ten dźwięk, którego większość uczniów nienawidzi, ucieszyli się. Niestety ich entuzjazmu nie podzielał Alan, który dopiero doszedł pod klasę. 
          - Boże... Dopiero przyszedłem i już dzwonek. - westchnął chłopak i opadł na ławkę stojącą pod drzwiami. 
          - Oj tam, nie przesadzaj... Przecież to francuski. - powiedział Ksawery.
          - Taak... Siedzę z Melą, więc jakoś chyba przeżyję. - szatyn uśmiechnął się do przyjaciółki, a ona odwzajemniła gest. W tym samym momencie do grupy uczniów podeszła pani Dufarge [czyt. Dufarsze].
          - Witam kochani, jak się udał weekend? - zapytała nauczycielka, kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca w ławkach. 
          - Co ona ma taki dobry humor od rana? - zapytał Alan.
          - Nie mam pojęcia, też mnie to dziwi. - zaśmiała się Amelka. 
          - Amelia, Alan chcecie się z nami czymś podzielić? - zapytała kobieta.
          - Nie, przepraszamy. - powiedziała Mela.
          - Dobrze, nic nie szkodzi. - uśmiechnęła się nauczycielka. - Mam dla was niespodziankę... Pan dyrektor postanowił zorganizować dla was wycieczkę zapoznawczą z kulturą francuską. 
          - To znaczy? - zapytała zaciekawiona Karolina. 
          - To znaczy, że macie okazję pojechać na tydzień do Paryża. - uśmiechnęła się pani Dufarge. - A ja pojadę tam z wami jako wasz opiekun... 
          - A przepraszam bardzo, gdzie my będziemy mieszkać w tym Paryżu? - zapytała Milena. - Bo wie pani, ja jestem bardzo wrażliwym na otoczenie człowiekiem i...
          - Będziemy mieszkać w hotelu, jednym z najlepszych w Paryżu, więc nie masz się czego obawiać. - skwitowała nauczycielka.
          - Całe szczęście... - westchnęła Wolarek i sztucznie się uśmiechnęła. 
          - Macie jeszcze jakieś pytania? 
          - Tak... Kiedy jest ten wyjazd? - tym razem pytanie padło z ust Ksawiego. 
          - Poczekaj Ksawery, do tego zaraz dojdę... Nie macie innych pytań? - zapytała nauczycielka, a w odpowiedzi uzyskała przeczące kręcenie głową uczniów. - A więc... Wyjazd będzie najprawdopodobniej 11 stycznia, czyli w poniedziałek, a wrócimy 15 stycznia... Z racji tego, że w środę rozpoczyna się przerwa świąteczna, to jutro wszyscy chętni zgłaszają się do mnie po plan wycieczki i zgody na wyjazd, rozumiemy się? 
          - Oczywiście! - zawołali wszyscy uczniowie. 
          - Cieszę się. A teraz przechodzimy już do nowego tematu lekcji. Ale zanim to... Poproszę do odpowiedzi numer 11 - Luiza. 
          - Cholera. - wysyczała Schilberg i wstała z ławki podchodząc do biurka nauczycielki. (...) 

**********

          Amelka wróciła do domu godzinę wcześniej, ponieważ odwołali im ostatnią lekcję. Kiedy dziewczyna weszła do domu nie zastała tam nikogo oprócz Fada. Zaskoczona tym faktem weszła do kuchni, na stole zauważyła kartkę napisaną przez jej mamę. "Pojechaliśmy z tatą na zakupy świąteczne. Myślę, że wrócimy dopiero wieczorem. Obiad masz w lodówce, odgrzej sobie." 
          - Jakby nie mogli zadzwonić albo napisać SMS'a. - westchnęła szatynka i pokręciła z rozbawieniem głową... Odgrzała sobie obiad, a kiedy zjadła pozmywała po sobie i zabrała Fada na spacer... Kiedy wyszła z domu zauważyła Ksawerego wychodzącego z domu Alana. 
          - Już się za nim stęskniłeś i musiałeś do niego iść? - zapytała Mela.
          - Nie, nudziło mi się i tak jakoś do niego poszedłem. Ale nie ma go w domu. Nie mówił ci, gdzie się wybiera?
          - Nie, nic nie wiedziałam o tym, że gdzieś wychodzi... Ale skoro tobie się nudzi, a jego nie ma to może pójdziemy po Lolę i pójdziemy na spacer? 
          - Dobry pomysł, chodźmy. - uśmiechnął się Ksawi. (...) 

          "Ale zmarzłam... Byłam na spacerze z Lolą, Ksawim i Fadem. Spontany najlepsze! :) Ech... Rodziców chyba szał świątecznych zakupów wciągnął, bo jeszcze ich nie ma, a jest już 20:30. Zabalowali! Muszę ogarnąć czy nie miałam jakiegoś zadania na jutro - co prawda ostatni dzień przed przerwą świąteczną, ale mogli coś zadać przecież... A no i dobrze by było jakby rodzice już wrócili, bo muszę z nimi pogadać o tej wycieczce do Paryża. <3 Lubię naszego dyrektora głównie za to, że organizuje nam takie wycieczki - takie wyjazdy mamy praktycznie co roku, więc... O, chyba przyjechali, bo słyszę samochód. Lecę z nimi pogadać, potem ogarnę szkolne sprawy, szybki prysznic i do łóżeczka. [...]" (...)

          "Jejejeje! Jadę, jadę, jadę! Ale fajnie! :D Tak, wiem, że jestem dziwna, ale cieszę się, że jadę do Paryża. No i tym bardziej, że jadę tam z przyjaciółmi. :) Będzie się działo... Nie miałam nic zadane, więc poszłam szybko pod prysznic. Wyszłam jeszcze z Fadem na dwór, a jak wróciłam do pokoju to przygotowałam sobie ubrania do szkoły. No, a teraz leżę sobie w ciepłym łóżeczku pod kołderką z słuchawkami w uszach i piszę w pamiętniku... Widzę, że u Alana się jeszcze świeci, więc też nie śpi... A w ogóle ostatnio jakoś inaczej się w stosunku do mnie zachowuje. Tak jakby się krępował? Może mam jakieś schizy, ale tak mi się wydaje. Hmmm... Nie będę tym sobie zaprzątać głowy, idę lepiej spać. [...]" (...)

**********

          Alana obudziło dość głośne pukanie do drzwi jego pokoju. Chłopak otworzył oczy i leniwie podniósł się do pozycji siedzącej. 
          - Proszę! - zawołał ochrypniętym głosem, a już po chwili drzwi się otworzyły i w drzwiach stanęła Amelka. 
          - A ty Sanchez to się nie wybierasz dzisiaj do szkoły? - zapytała rozbawiona szatynka. 
          - Eee... Co? 
          - No jest już 7:30. Mieliśmy iść razem do szkoły, więc po ciebie przyszłam, a ty sobie śpisz w najlepsze. 
          - Już 7:30? 
          - Tak. Wstawaj i idź się ogarnąć, bo się spóźnimy. 
          - Ech... Dobra, daj mi 15 minut. - powiedział Alan i wstał z łóżka, a następnie zabrał pierwsze lepsze ubrania i poszedł do łazienki... Po 10 minutach wrócił do pokoju, zabrał plecak i telefon, i zbiegł po schodach na dół. 
          - Masz i chodź, bo za 15 minut dzwonek! - zawołała Mela, rzucając w stronę przyjaciela jabłko i wyszła z jego domu. Zdezorientowany chłopak szybko założył kurtkę i złapał kluczyki do swojego samochodu, a następnie wybiegł za Amelką. 
          - Mela! Zaczekaj! - zawołał, kiedy zamknął drzwi. - Chodź, pojedziemy samochodem. 
          - Nie rozbijesz się na pierwszym lepszym drzewie? - zażartowała brązowooka.
          - No wiesz... 
          - Dobra, dobra. Przeżyłam po imprezie to teraz też przeżyję... Ale chodź już, bo się spóźnimy, a na pierwszej lekcji mamy biologię. 
          - Boże... No to musimy się spieszyć, bo Zielińska nie toleruje spóźnień. - zaśmiał się Ali i wsiadł do samochodu. (...) 

          - Nie bałaś się z nim jechać? - zapytała Karolina. 
          - To nie był przecież pierwszy raz. Odwoził mnie już po imprezie, więc...
          - No tak, ale wtedy byłaś, że tak powiem w stanie takim, że było ci wszystko jedno. 
          - Lola! - zawołała ze śmiechem Amelka. - Może i było mi wszystko jedno, ale dzisiaj całkowicie świadomie się zgodziłam i powiem ci, że całkiem dobrze mu idzie. 
          - Co, komu dobrze idzie? - zapytał Alan, podchodząc do przyjaciółek. 
          - Tobie. Jazda samochodem. - wyjaśniła Karolina.
          - Aha. A to dziękuję. - uśmiechnął się szatyn. - Gdzie zgubiłyście Ksawerego? 
          - Poszedł do sklepiku. 
          - Aaa... Jeju, jak dobrze, że to już ostatnia lekcja. 
          - Oj tak. I dobrze, że od jutra mamy przerwę świąteczną. - uśmiechnęła się Mela.
          - Racja. Ej, właśnie... Trzeba zacząć planować sylwestra. - powiedziała Karolina.
          - Już o tym myślałem. - odezwał się Ksawery podchodząc do przyjaciół. 
          - I co wymyśliłeś? - zapytał Alan.
          - Na razie nic wam nie powiem, muszę jeszcze wszystko dokładnie posprawdzać. - powiedział blondyn i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek i wszyscy udali się na ostatnią lekcję. (...)

          Dzwonek oznajmujący koniec lekcji był wybawieniem na matematyce. Wszyscy uczniowie wybiegli na korytarz i poszli do szatni, żeby się przebrać i jak najszybciej opuścić szkołę. 
          - Meli, pójdziesz ze mną dziś na zakupy? Muszę kupić prezenty. - powiedziała Karolina, obwiązując szyję grubym szalem. 
          - Jasne. Ja też muszę jeszcze kupić kilka drobiazgów... A o której ?
          - Nie wiem. Może koło 16:00? 
          - Ok. - uśmiechnęła się Amelka i razem z przyjaciółką wyszła z szatni. 
          - No nareszcie, ile można na was czekać. Wskakujcie i jedziemy do domu. - powiedział Alan otwierając drzwi swojego samochodu. 
          - Ja mam wsiąść do twojego samochodu? 
          - Lola, nie przesadzaj. Wsiadaj. - rozbawiona Amelka popchnęła przyjaciółkę w stronę auta i po chwili już obie siedziały w środku. (...)

          - Cześć mamo, już jestem! - zawołał Alan wchodząc do kuchni, gdzie była jego mama. 
          - Cześć synku. - uśmiechnęła się Sylwia. - Dzwoniła Justyna. Prosiła, żebyś do niej przyjechał. 
          - Nie mogła zadzwonić do mnie?
          - Mówiła, że dzwoniła, ale masz wyłączony telefon.
          - Nie możliwe. - powiedział Alan i wyjął telefon z kieszeni spodni. - A no tak, rozładował się... A nie mówiła po co mam przyjechać? 
          - Nie, prosiła tylko, żebym ci przekazała, więc...
          - Ok, to ja lecę. 
          - Alan! A obiad? Kilkanaście minut cię nie zbawi. Zjesz i pojedziesz. 
          - Ech... Dobra, a jest już gotowy?
          - Tak, idź myj ręce. - powiedziała mama szatyna, a on wykonał jej polecenie. Po chwili wrócił do kuchni i zaczął jeść przygotowany przez kobietę obiad... 
          - Dziękuję, ale teraz już do niej pojadę. - powiedział Alan i wstał od stołu.
          - Dobra, jedź. Pozdrów ją... 
          - Ok. Będę wieczorem, pa. - zakomunikował chłopak i wyszedł z domu. (...) 

**********

          "Wróciłam przed chwilą z zakupów. Byłam z Lolą w galerii po prezenty itd. Mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałam i wszyscy będą zadowoleni z prezentów. Karola już wie co dostanie, bo sama pomagała mi wybierać ten prezent, tak samo jak ja wiem co dostanę od niej. :) Nie będę tu pisać co kupiłam wszystkim po kolei, bo nie chce mi się... Muszę jeszcze wyjść z Fadem na dwór, dać rodzicom do podpisania zgodę na wyjazd do Paryża, bo przez ten cały świąteczno-noworoczny szał mogę zapomnieć, i będę miała wszystko z głowy. Jutro jeszcze spotykam się z przyjaciółmi - wtedy dam im te prezenty itd. - no i jeszcze musimy omówić sprawę sylwestra. Ciekawa jestem co Ksawery wymyślił. :) [...]" (...)

***** Kilka dni później... *****

          - Mamo, jesteś?! - zawołała Amelka, zbiegając po schodach do przedpokoju trzymając w ręce kurtkę.
          - Jestem. O co chodzi? - zapytała Marta wychodząc z salonu.
          - Bo wiesz... Przepraszam, że zostawiam cię samą z całą resztą porządków, ale... Umówiłam się z przyjaciółmi i...
          - Idź. - zaśmiała się kobieta. - Tylko postaraj się wrócić przed 20:00. 
          - Dobrze, mamo. Będę jak najwcześniej się da. - uśmiechnęła się Mela, pocałowała rodzicielkę w policzek i wyszła z domu. Jak tylko zamknęła za sobą drzwi zauważyła idącego w jej stronę Alana. - Miałam właśnie po ciebie iść. 
          - Jak widać byłem szybszy. - zaśmiał się chłopak. - Gdzie się mamy spotkać z naszymi gołąbkami? 
          - Nad rzeką. Nie wiem które z nich to wymyśliło, ale... Powiem krótko - trzeźwi to chyba nie byli. Tam będzie cholernie zimno. 
          - Do tego to zdolny jest tylko...
          - Ksawery. - dokończyła dziewczyna i wspólnie się zaśmiali. - Nie rozumiem tego chłopaka czasami.
          - Nie tylko ty. - powiedział Alan i resztę drogi pokonali w ciszy. (...)

          - Zimno mi, możemy iść gdzieś indziej? - zapytała Amelka chuchając na zimne dłonie. 
          - No w sumie to możemy iść, bo już wam wszystko opowiedziałem. - powiedział Ksawery wstając z ławeczki. 
          - Super. - uśmiechnęła się Mela i również wstała, ale szybko tego pożałowała, bo dostała śnieżką w plecy. - Który debil to zrobił?! - krzyknęła, ale w odpowiedzi uzyskała tylko głośny śmiech przyjaciół. - Aha, dobrze wiedzieć... - westchnęła i obrażona ruszyła w stronę domu. 
          - Gdzie ty idziesz? - zapytała Lola.
          - Do domu. - wzruszyła ramionami brązowooka. 
          - O nie, nie ma mowy kochana. - powiedział Alan i wziął przyjaciółkę na ręce. 
          - Alan, puszczaj mnie! - zawołała Mela, ale chłopak nic sobie z tego nie robił. - Cholera, Alan puszczaj mnie! 
          - Jak sobie życzysz. - westchnął chłopak i podszedł do jednej z największych zasp.
          - O nie, nie, nie, kochany. Nie tutaj.
          - Hmm... Dobra, ale powiedz, że mnie kochasz. - postawił warunek chłopak.
          - Co? Zwariowałeś? - oburzyła się Mela.
          - To w takim razie lądujesz w tej jakże pięknej zaspie. - powiedział szatyn i już chciał puszczać Melę, ale...
          - Dobraaa! Kocham cię Alan! 
          - Grzeczna dziewczynka. - uśmiechnął się chłopak i postawił przyjaciółkę na ziemi, przytulając ją do siebie.
          - Dobrze się czujesz? Co ty jarałeś? - zapytała Amelka, wyrywając się z uścisku Alana. - A wy z czego się śmiejecie? 
          - Z... Z... Z was... - powiedziała z trudem Karolina i ponownie wybuchnęła śmiechem. 
          - Hahaha. Bardzo śmieszne, naprawdę... Ale ja poważnie muszę iść do domu. Obiecałam mamie, że wrócę możliwie najwcześniej, więc... Przepraszam. 
          - Spoko, rozumiemy. My też musimy już wracać. Chodźcie. - powiedział Ksawery i cała czwórka ruszyła do swoich domów. (...) 


***** WIGILIA... *****

          - Amelka! Do ciebie! - Mela usłyszała głos mamy dochodzący z przedpokoju. 
          - Moment! - krzyknęła dziewczyna i do kieszeni spodni schowała telefon, a następnie ostatni raz przeglądnęła się w lustrze i stwierdziła, że całkiem ładnie wygląda w tym stroju. Przygładziła jeszcze włosy i zeszła na dół... - O, cześć Alan. - uśmiechnęła się dziewczyna, kiedy weszła do salonu i zobaczyła przyjaciela siedzącego na kanapie. 
          - Hej. - powiedział chłopak i również się uśmiechnął.
          - Coś się stało, że przyszedłeś? 
          - W sumie... 
          - W sumie... Co?
          - Wiesz, że Wysocki przyjaźni się z moim tatą, prawda? 
          - No wiem, ale co to ma do rzeczy?
          - To, że... Do naszej klasy ma dołączyć jakiś nowy uczeń. - powiedział Alan.
          - Co? Tak w połowie roku? Oni są jacyś nienormalni! - zbulwersowała się Mela.
          - Też jestem tego zdania. 
          - A wiesz chociaż jak się nazywa, czy coś? 
          - Nie, wiem tylko, że ma dołączyć do naszej klasy na początku drugiego półrocza.
          - Boże... No to zapowiada się ciekawie... - westchnęła Amelka. - Ale zaraz, zaraz... Tylko po to przyszedłeś? Żeby mi to powiedzieć?
          - Dokładnie. Ale chciałem też złożyć ci życzenia - osobiście. - uśmiechnął się chłopak. - Wszystkiego najlepszego Melu. Zdrowia, szczęścia, pomyślności, spełnienia marzeń i te inne bzdety. - powiedział i przytulił przyjaciółkę. 
          - Dziękuję. Nawzajem Ali. - dziewczyna odwzajemniła uścisk i również się uśmiechnęła. 
          - Dobra, to ja lecę. Do zobaczenia. - Alan pożegnał się z przyjaciółką i wyszedł z jej domu. (...)

          Amelka stała przy oknie i wypatrywała pierwszej gwiazdki. Grzegorz układał pod choinką ostatnie prezenty, a Marta krzątała się w kuchni. 
          - Dziadkowie na pewno nie przyjadą? - zapytała Mela spoglądając na ojca.
          - Nie wiem córciu. Jak dzwoniłem do dziadka to mówił, że dziś raczej nie dadzą rady. - westchnął Grzegorz podchodząc do córki. Po chwili obydwoje usłyszeli dźwięk dzwonka. Popatrzyli na siebie i Amelka z uśmiechem podbiegła do drzwi. Kiedy je otworzyła zobaczyła przed sobą dziadków. 
          - Cześć babciu, cześć dziadku. - uśmiechnęła się dziewczyna i przytuliła rodziców swojego taty. - Myślałam, że nie przyjedziecie. 
          - Mieliśmy taki zamiar, znaczy ja miałem. Ale babcia się uwzięła, żeby do was przyjechać no i tak wyszło. - wytłumaczył pan Lucjan. 
          - Babcia, babcia... Zawsze babcia. - zaśmiała się pani Basia. - Amelciu, kochanie jak ty ślicznie wyglądasz. 
          - Babciu, nie przesadzaj. Wyglądam normalnie... Lepiej chodźcie do jadalni, zaraz siadamy do stołu. - powiedziała Amelka i razem z dziadkami ruszyła do jadalni. (...)

          Po kolacji wigilijnej Amelia, jej rodzice i dziadkowie przenieśli się do salonu. Usiedli przy kominku i patrząc na palące się na choince lampki śpiewali kolędy i rozmawiali. 
          - Znam tego chłopca? - zapytała szeptem pani Barbara. 
          - Jakiego chłopca babciu? - zapytała zdezorientowana Amelia.
          - No to ja pytam jakiego... Tego, dzięki, któremu tak promieniejesz.
          - Babciu, nie ma żadnego chłopaka... 
          - Ja tam swoje wiem... Znam go? 
          - Ech... Alan, mój przyjaciel, mieszka naprzeciwko. Myślę, że go kojarzysz. 
          - Sanchez? Oczywiście, że go kojarzę. Co prawda dawno go nie widziałam, ale... Cieszę się. - uśmiechnęła się kobieta, a Mela odwzajemniła ten gest. 
          - O czym tam tak plotkujecie? - zapytał Grzegorz. 
          - O niczym ważnym tato... Mam pomysł, może byśmy tak rozpakowali prezenty? - zapytała Amelia i podeszła do choinki wyjmując spod niej jeden z pakunków. (...) 

          "Dzisiejszy dzień... Był dość zwariowany. Ostatnie 'poprawki', żeby dobrze przeżyć te święta. Wizyta Alana i ta wiadomość, którą mi przekazał. Ech... Dlaczego to zawsze do NASZEJ klasy musi przychodzić nowy uczeń?! No w sumie Ali to... Gdyby on nie doszedł do naszej klasy dziś pewnie nie przyjaźnilibyśmy się, więc... Ale ten chłopak, który ma dojść od drugiego półrocza - to będzie porażka... Jutro jedziemy do dziadków do Poznania i wracamy w niedzielę po południu. Babcia Basia i dziadek Lucjan byli u nas na Wigilii, bo mieszkają na drugim końcu Wrocławia, więc nie mają daleko. Co innego babcia Zosia i dziadek Antoni, dlatego to my jedziemy do nich. :) No dobra, to ja lecę pod prysznic, a później poczytam może "Pamiętnik" - kocham film, a niedawno w bibliotece znalazłam książkę i stwierdziłam, że muszę ją przeczytać - no, a później spać, bo jutro czeka mnie ciężki dzień. :D [...]" (...)

***** Kilka dni później... WTOREK... *****

          Zbiegł po schodach i zakładając kurtkę wszedł do kuchni, gdzie była jego mama. 
          - Mamo, jadę do Justyny. - powiedział Alan.
          - Jasne. Ale wróć na obiad... 
          - Postaram się. - uśmiechnął się chłopak.
          - Pozdrów ją! - zawołała Sylwia za wychodzącym synem.
          - Ok! - odkrzyknął szatyn i wyszedł z domu. - Cześć Mel! - zawołał i pomachał do wychodzącej z domu przyjaciółki.
          - Hej! Dokąd to panie Sanchez? - zaśmiała się dziewczyna.
          - A tu i tam... Muszę załatwić kilka spraw. A ty dokąd się wybierasz? 
          - Idę z Karolą na zakupy. Musimy kupić sukienki na sylwestra i inne takie duperele. 
          - Rozumiem. To kup sobie jakąś ładną sukienkę, żeby wszystkim szczęki opadły. - zaśmiał się chłopak.
          - Nie wiem czy taką znajdę. 
          - Poradzisz sobie, tym bardziej, że będzie z tobą Lola... Dobra, przepraszam cię, ale muszę lecieć. Pa. - powiedział Alan i wsiadł do samochodu. (...)

          Po kilkunastu minutach Alan był pod domem Iki. Podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem, po chwili usłyszał zgrzyt przekręcanego zamka i w drzwiach pojawiła się mama rudowłosej dziewczyny.
          - Dzień dobry pani Aniu. Jest Justyna? - zapytał chłopak i delikatnie się uśmiechnął.
          - Dzień dobry. Dobrze, że przyjechałeś... Jest u siebie w pokoju. - odpowiedziała kobieta, po czym wpuściła chłopaka do środka. On natomiast od razu ruszył schodami na górę do pokoju przyjaciółki. Kiedy stanął przed drzwiami głęboko odetchnął i zapukał, ale niestety odpowiedziała mu głucha cisza, więc nacisnął na klamkę i wszedł do pomieszczenia. Justyna siedziała skulona na łóżku i patrzyła w okno. Alan usiadł obok niej i delikatnie objął ją ramieniem na co dziewczyna się zatrzęsła.
          - Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony Alan.
          - Tak. Ale przytul mnie. - wyszeptała Ika i mocno wtuliła się w ramiona przyjaciela, po czym się rozpłakała.
          - Justyna, gdyby wszystko było w porządku to chyba byś nie płakała. Mnie możesz powiedzieć. 
          - On... Zerwał ze mną, rozumiesz?! Powiedział, że moja choroba go przerasta! Że nie może żyć ze świadomością, że ja umieram! 
          - Ciii... Widocznie nie był ciebie wart. Nie ma co rozpaczać. Znajdziesz innego chłopaka, który cię pokocha. 
          - Nie znajdę innego chłopaka! Alan, ja umieram! Nie rozumiesz jeszcze? 
          - Ika, do cholery! Nie umierasz! - krzyknął szatyn.
          - I tak wiem swoje... - westchnęła dziewczyna i oderwała się od przyjaciela... - Ale koniec tego... Nie będę cię zadręczać moimi problemami. Chyba miałeś do mnie jakąś sprawę, chodzi o Amelię? 
          - Jesteś pewna? Przecież wiesz, że zawsze cię wysłucham. Jak chcesz to mów.
          - Jestem pewna, ale dziękuję. - uśmiechnęła się blado. - A teraz gadaj. Miałam rację, chodzi o nią?
          - No tak...
          - Wiedziałam! Opowiadaj... (...)

          - Boże, jestem wykończona. - westchnęła Karolina opadając na łóżko Amelki. 
          - Kochana, to dopiero początek. Sylwester to nic, musimy wybrać się jeszcze na zakupy przed wyjazdem do Paryża. - powiedziała Mela wieszając nowo-zakupioną sukienkę w szafie. 
          - Po co? Szafa ci się kobieto nie domyka, a ty chcesz jeszcze na zakupy iść? 
          - Oj tam... Jutro zrobię w niej porządki. Ubrania, w których nie chodzę oddam potrzebującym i w ten sposób miejsce się znajdzie. - uśmiechnęła się dziewczyna.
          - Oj ty zakupoholiczko. - zaśmiała się Lola. 
          - Nie jestem zakupoholiczką! 
          - A wcale i w ogóle... 
          - Ech... Nie chcę się kłócić, ale swojego zdania nie zmienię. 
          - Dobra, dobra... A tak w ogóle to powiedz mi co wpłynęło na aż tak radykalną zmianę w tobie?
          - Jaką zmianę? Wyrażaj się w bardziej konkretny sposób, bo jakoś nie bardzo ogarniam o co ci chodzi. - zaśmiała się Mela. 
          - No bo jeszcze pod koniec sierpnia wołami trzeba było cię ciągnąć na zakupy, a teraz? No i jeszcze wtedy, żebyś założyła sukienkę, czy szpilki to trzeba było cię zmuszać. To ma jakiś związek z Alanem? 
          - Boże, następna! Przetrwałam jakoś czwartkowy wywiad babci Basi, ale tego wywiadu nie przetrwam... Co ty się tak tego Alana czepiłaś? 
          - Mela... Przecież na kilometr widać, że to przez niego. I nie widzę tego tylko ja... Dziwne, że Ali się jeszcze nie zorientował. 
          - Karolina... - Amelce przerwał dzwoniący telefon jej przyjaciółki. Lola odebrała i po kilku minutach oznajmiła Meli, że musi już iść. 
          - Widzimy się w czwartek, bo z twoich planów wynika, że jutro nie będziesz miała dla mnie czasu.
          - Może i bym go znalazła, ale wolę jednak nie... - zaśmiała się brązowooka. 
          - Osz ty małpo jedna! - Karolina również się zaśmiała, po czym przytuliła przyjaciółkę. - To do zobaczenia. 
          - Papa. - powiedziała Amelka i przyjaciółka opuściła jej dom. (...) 

          "Już w czwartek Sylwester... Dzisiaj z Karoliną miałyśmy maraton po centrum handlowym. :D Ale kupiłyśmy wszystko co chciałyśmy i już jesteśmy w pełni gotowe na powitanie Nowego Roku. Na jutro zaplanowałam sobie 'porządki' w szafie... Już się nie domyka, więc trzeba coś z tym zrobić. Oddam zapewne te ubrania, w których nie chodzę, potrzebującym - im się przydadzą, a ja i tak ich już nie założę. :) A poza tym trzeba zrobić miejsce na nowe 'łupy', bo wybieramy się z Lolą (chociaż ona jest sceptycznie nastawiona do tego pomysłu) na zakupy przed wyjazdem do Paryża. Hmmm... Dobra, lecę pod prysznic, a później z tatą będziemy oglądać 'The Ring' - nie lubię horrorów, ale jeśli oglądam je z tatą to stają się komedią, więc... :)  [...]" (...)


***** CZWARTEK - SYLWESTER... *****

          - No to co, najpierw makijaż czy fryzura? - zapytała Karolina, stając za Amelią, która siedziała naprzeciwko lustra. 
          - Może fryzura? Nie wiem... - westchnęła Mela. - W ogóle jakoś przeszła mi ochota, żeby gdziekolwiek wychodzić... 
          - Kochana dzisiaj to już się nie wymigasz. No to fryzura? 
          - Tak, tak, fryzura. - odpowiedziała szatynka i 'oddała się w ręce' przyjaciółki... Po około 20 minutach Lola skończyła swoją pracę i Amelka mogła podziwiać dzieło blondynki. 
          - Podoba się? 
          - Jeszcze pytasz? Oczywiście, że się podoba. - uśmiechnęła się brązowooka. - Teraz weź się za makijaż, bo zostało nam tylko 45 minut, a muszę się jeszcze przebrać. 
          - Wiem, wiem... Dobra, no to zaczynamy. - Lola klasnęła w ręce i zaczęła malować przyjaciółkę. (...)

          Punktualnie o 19:00 w domu Amelki rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Dziewczyna będąca już w salonie szybko otworzyła drzwi, okazało się, że to Alan i Ksawery. 
          - Wow, Starska jak ty ślicznie wyglądasz. - powiedział z uśmiechem Alan
          - Ty też niczego sobie Sanchez. - zaśmiała się dziewczyna. - Lola, chodź już. Chłopaki przyszli!
          - Już idę, idę... Wow. - Karolina aż otworzyła usta z wrażenia, kiedy zobaczyła Alana i Ksawerego. - Kto wam wybierał te ubrania? 
          - No jak to kto? Sami. - odpowiedział dumnie Ksawi. 
          - Jakoś mi się wierzyć nie chce. 
          - Uwierz kochanie. - powiedział blondyn i pocałował swoją dziewczynę w policzek. - Jesteście gotowe? 
          - Oczywiście. Musimy tylko wziąć torebki, założyć płaszcze i możemy jechać. - uśmiechnęła się Mela.
          - Ok. To się pospieszcie, bo mamy godzinę na dojazd, a ja niestety nie za bardzo wiem jak tam dojechać. 
          - Co?! 
          - Spokojnie, damy radę. - zaśmiał się Alan, a dziewczyny kręcąc z dezaprobatą głowami poszły po torebki i płaszcze. (...)

          - Stary, gdzie ty nas wywiozłeś do cholery?! - zapytał Ksawery widząc, że na około nich znajduje się tylko las. 
          - Spokojnie, zaraz dojedziemy. Mam nadzieję. - powiedział Alan, spoglądając na GPS.
          - Czemu debilu wcześniej tam nie pojechałeś?
          - Mela, nie wyzywaj mnie od debili, bo za chwilę się wkurzę i pójdziecie na piechotę. 
          - Dobra, już nic nie mówię, ale lepiej znajdź drogę, bo za chwilę się spóźnimy. 
          - I tak na początku nic się ciekawego nie dzieje. - skwitował Alan. - O, widzicie. Sanchez ma łeb na karku. Patrzcie na tamto wzgórze. To tam. - dodał, wskazując ruchem głowy oświetlony budynek.
          - No to teraz kombinuj mistrzuniu jak tam się dostać. - powiedział Ksawi. (...)

          Kilkanaście minut później byli już prawie na miejscu. Głośną muzykę można było usłyszeć z daleka, a kolorowe światła odbijały się od szyb samochodu. Alan wjechał na parking przed budynkiem i zaparkował, a następnie cała czwórka udała się do środka. 
          - Takiej przygody to jeszcze nigdy chyba nie mieliśmy. - zaśmiał się Ksawi splatając swoją dłoń z dłonią Karoliny. 
          - Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - powiedział Alan. 
          - Taaa... Ale przez to spóźniliśmy się na imprezę. 
          - Mała strata. No, ale jak już tu jesteśmy to wchodźmy do środka. 
          - Tak, chodźmy. - uśmiechnęła się Amelka i razem z przyjaciółmi weszła na salę, w której bawili się już inni ludzie będący na tej imprezie. (...) 

          Po 3 godzinach zabawy Alan podszedł do Meli i poprosił ją do tańca - akurat w głośnikach brzmiała wolna piosenka - idealna na 'romantyczny' taniec. Wyszli na środek parkietu i zaczęli tańczyć. Podczas tego tańca ciągle patrzyli się w swoje oczy i wymieniali się ciepłymi uśmiechami. Zajęci sobą nawet nie zauważyli, kiedy wszyscy zgromadzeni na tej imprezie utworzyli wokół nich koło... Kiedy piosenka dobiegała końca Alan zbliżył swoją twarz do twarzy Amelki i... już miał ją pocałować, ale stchórzył i najzwyczajniej w świecie uciekł. Mela stała chwilę w osłupieniu, ale szybko się ocknęła i wybiegła za chłopakiem. Niestety nigdzie nie mogła go znaleźć... Usiadła na kanapie w hallu i zaczęła płakać. 
          - Meli... Meli nie płacz. - powiedziała Karolina, obejmując przyjaciółkę. - Chodźmy na balkon. Za 5 minut rozpoczyna się Nowy Rok. - uśmiechnęła się delikatnie dziewczyna i otarła mokre od łez policzki Meli. - Chodź, trzeba godnie pożegnać ten rok. - dodała i łapiąc Amelię za rękę ruszyła na balkon, z którego był widok na jezioro... Po kilku minutach w tafli wody można było dostrzec odbijające się fajerwerki. 
          "Szczęśliwego Nowego Roku!" - dało się usłyszeć z ust wszystkich zgromadzonych. 
          - Ten rok powinien się inaczej rozpocząć. - pomyślała Amelka i głęboko odetchnęła, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Po chwili poczuła, że ktoś łapie ją za rękę i ciągnie w kierunku hallu - okazało się, że to Alan... Kiedy już znaleźli się w hallu, usiedli na kanapie i chłopak ułożył dłonie na gitarze pokazując swojej towarzyszce, żeby przez chwilę nic nie mówiła. Dziewczyna przytaknęła, a szatyn przejechał palcami po strunach gitary, a po chwili zaczął grać i śpiewać:


"Yes, she caught my eye, [Tak, przyciągnęła moją uwagę,] 
As we walked on by. [Kiedy mijaliśmy się.] 
She could see from my face that I was, [Mogła ujrzeć w mojej twarzy, że byłem,] 
Fucking high, [Cholernie odurzony,]
And I don't think that I'll see her again, [I nie sądzę, że ją jeszcze kiedyś zobaczę,]
But we shared a moment that will last till the end. [Ale dzieliliśmy chwile, które trwać będą do końca.] 

You're beautiful. You're beautiful. [Jesteś piękna. Jesteś piękna.] 
You're beautiful, it's true. [Jesteś piękna, to prawda.] 
I saw your face in a crowded place, [Zobaczyłem twoją twarz w zatłoczonym miejscu,] 
And I don't know what to do, [I nie wiem, co zrobić,] 
'Cause I'll never be with you. [Gdyż nigdy nie będę z tobą.] 

You're beautiful. You're beautiful. [Jesteś piękna. Jesteś piękna.] 
You're beautiful, it's true. [Jesteś piękna, to prawda.] 
There must be an angel with a smile on her face, [Gdzieś musi być anioł z uśmiechem na twarzy,]
When she thought up that I should be with you. [Gdy wymyślił, że powinienem być z tobą.]
But it's time to face the truth, [Lecz nadszedł czas, aby zmierzyć się z prawdą,] 
I will never be with you. [Że nigdy nie będę z tobą.]"

          Po raz ostatni uderzył dłonią o struny i zamilkł patrząc w zamglone łzami oczy Amelki. 
          - Alan...
          - Ciii... Już dawno chciałem ci o tym powiedzieć, ale... Nie miałem odwagi. Od twoich urodzin zacząłem się wręcz krępować w twojej obecności. Ale dziwi mnie to, że nie zauważyłaś tego, że się nie zorientowałaś...
          - Zorientowałam się! Zorientowałam się, że w ogóle cię nie obchodzę! Że traktujesz mnie tylko jak przyjaciółkę i nigdy nie będę dla ciebie kimś więcej! 
          - Nieprawda! To jest zupełnie inaczej!
          - Jak inaczej?! Alan, ty się w ogóle słyszysz?! Nie wiem jak ja mogłam być taka głupia i... Jak ja mogłam się łudzić, że czujesz to samo co ja?!
          - Mela, ja cię kocham do cholery! Nie rozumiesz tego?! Czuję to samo co ty! - krzyknął Alan łapiąc Amelkę za ramiona. - Już ci chyba za bardzo w głowie szumi, że tego nie ogarniasz... - dodał już ciszej.
          - Co? Co powiedziałeś? - zapytała zdezorientowana dziewczyna.
          - Że w głowie ci za bardzo szumi...
          - Nie, nie to... To wcześniej. Ali... To znaczy, że...
          - Kocham cię Amelka. - uśmiechnął się szatyn i pogładził dziewczynę po policzku. 
          - Ja ciebie też. - Mela odwzajemniła uśmiech, a już po kilku sekundach poczuła na swoich ustach ciepły dotyk warg Alana. (...) 

______________________________________________________________

macie ten najbardziej wyczekany przez Was moment - wyznanie miłości przez Alana ♥

mam nadzieję, że podobał się Wam (dłuższy niż zwykle) rozdział ;>  ja jestem z niego dumna - a nie zdarza mi się to często xdd

to już tylko 2 dni i będę pełnoprawną 16-latką :)
 a w sobotę 'świętujemy' z Domii i jeszcze resztą moich wariatek ♥ właśnie to wydarzenie :D

no to w takim razie 'jarajcie' się wyznaniem Alana, a ja się pożegnam... do następnego rozdziału kochani!
Nikaa. ;*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ