Leżeli wtuleni w siebie na szpitalnym łóżku. Między nimi panowała cisza, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. W pewnym momencie usłyszeli ciche pukanie do drzwi, a po chwili do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale za chwilę zaczyna się obchód. - zakomunikowała z lekkim uśmiechem na ustach.
- Już? Ojej... No to ja pójdę. - powiedziała Amelka i wyswobodziła się z ramion Alana, a chłopak popatrzył na nią ze smutnym wyrazem twarzy. - No co tak patrzysz?
- Musisz iść?
- Ali... Przecież wiesz, że zostać tu nie mogę. Wpadnę juro z Karoliną i Ksawerym, ok?
- No dobra... Ale pożegnałabyś się jakoś. - powiedział, kiedy Amelia zmierzała do drzwi.
- Oj, no przepraszam. - dziewczyna wróciła do łóżka i pocałowała przyjaciela w policzek. - Do zobaczenia jutro... Do widzenia.
- Do widzenia... Twoja dziewczyna? - zapytała pielęgniarka, kiedy Amelia opuściła salę.
- Przyjaciółka...
- Czyżby? - zapytała podejrzliwie kobieta.
- Ech... - Alan pokręcił głową z dezaprobatą, na co kobieta się zaśmiała.
- Dobra, już o nic nie pytam... Zaraz przyjdzie do ciebie lekarz. - zakomunikowała i wyszła z sali. Po około 5 minutach drzwi pomieszczenia otworzyły się ponownie i do środka wszedł lekarz.
- Jak się czuje mój ulubiony pacjent? - zapytał mężczyzna z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Dziękuję, już jest dobrze. - odwzajemnił uśmiech Alan. - Kiedy będę mógł wrócić do domu?
- Spokojnie... Wszystko po kolei. Najpierw musimy zacząć chemioterapię i zaobserwować jak twój organizm będzie na nią reagował, a dopiero później będę mógł ci powiedzieć, kiedy wyjdziesz.
- Rozumiem. A kiedy mam mieć pierwszą chemię?
- Jutro... Myślałem, że rodzice ci to przekazali.
- No właśnie nie przekazali. W sumie to nie mieli za bardzo okazji..
- Możemy ją przełożyć na poniedziałek, nie ma problemu, ale im wcześniej zaczniemy... - lekarz nie dokończył, bo przerwał mu szatyn.
- Nie, nie... Niech już zostanie tak jak jest. - uśmiechnął się delikatnie Ali.
- Dobrze, to ja już pójdę. Spokojnej nocy.
- Nawzajem panie doktorze. - uśmiechnął się szatyn i opadł na poduszkę. (...)
"Wróciłam właśnie ze szpitala. Trochę się tam zasiedziałam, ale było tak przyjemnie... *-* Pisałam już, że go kocham? Na pewno nie raz i jeszcze wiele razy to tu napiszę... Dzisiaj jak weszłam na salę to spał i tak siedziałam obok niego i się w niego wpatrywałam i stwierdziłam, że... On jest idealny. <3 "Wyznałam" mu nawet moje uczucia, ale tego nie słyszał - mam nadzieję. :) Mama mnie woła na kolację. Zjem i szybko biegnę pod prysznic, a potem może jakiś film i do łóżeczka. [...]"
**********
Obudził ją, padający deszcz. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 9:40 i niechętnie wstała z łóżka. Założyła kapcie, a na ramiona zarzuciła szlafrok i zeszła do kuchni. Jak tylko przekroczyła próg swojego pokoju dotarł do niej zapach pieczonego ciasta...
- Cześć mamo. - uśmiechnęła się szatynka i usiadła przy stole.
- Cześć kochanie. Jak się spało? - zapytała Marta, wycierając ręce.
- Dobrze, spałabym pewnie jeszcze dłużej, ale deszcz mnie obudził... A to ciasto to z jakiej okazji?
- Bez okazji. - kobieta wzruszyła ramionami.
- Na pewno? - Amelia spojrzała podejrzliwie na rodzicielkę.
- Ech... No dobra. Babcia Basia zapowiedziała wizytę, a dobrze wiesz, że nie mam z nią za dobrych kontaktów.
- No wiem, wiem. I chcesz się tym ciastem trochę podlizać, tak?
- No powiedzmy. - zaśmiała się Marta, a Mela jej zawtórowała.
- A o której babcia ma przyjechać? - zapytała brązowooka, wsypując płatki do miseczki, po czym zalała je mlekiem i zaczęła jeść.
- Mówiła, że będzie koło 15:00, ale znając ją wpadnie już na obiad. Dlatego robię tą kaczkę z żurawiną... A dlaczego pytasz? Masz jakieś plany na po południe?
- W sumie... Miałam iść z Karoliną i Ksawerym do Alana, ale mogą chyba pójść sami, bo ja byłam u niego wczoraj. Dotrzymam ci towarzystwa, no i babci... - uśmiechnęła się pokrzepiająco Amelka.
- Dziękuję. - Marta pogładziła córkę po głowie. (...)
Wróciła do pokoju i natychmiast podeszła do szafy. Wyjęła z niej strój i razem z nim weszła do łazienki. Tam wzięła szybki prysznic, a następnie zrobiła delikatny makijaż i spięła włosy w wysokiego kucyka. Jeszcze ostatni raz przejrzała się w lusterku i z uśmiechem weszła z powrotem do pokoju. Włączyła laptopa i zalogowała się na Facebook'u, zauważyła, że Lola jest na czacie, więc szybko do niej napisała:
M: Cześć kochana! ;*
L: Hej ;* Co tam?
M: A nic nadzwyczajnego. Babcia przyjeżdża i nie mogę iść z Tobą i Ksawim do Alana ;/
L: Szkoda, myślałam, że pójdziemy razem, no ale trudno... A która babcia?
M: Basia... No i tym bardziej muszę zostać, bo taty nie ma, a ona i moja mama za sobą nie przepadają. Jeszcze się wyzabijają i będę je mieć na sumieniu xdd
L: Może nie byłoby tak źle, no ale rozumiem, że musisz zostać. Przekazać coś Alanowi od Ciebie?
M: Hmmm... Raczej nie. Dobra, muszę kończyć. Pomogę mamie w obiedzie. :) Widzimy się jutro w szkole, pa ;*
L: Ok. Papa ;*
Dziewczyna sprawdziła jeszcze inne strony i wyłączyła laptopa, a następnie zabierając telefon zeszła na dół i udała się do kuchni. (...)
**********
Zbliżała się 14:00. Amelia siedziała w salonie i oglądała telewizję, a jej mama kończyła nakrywać do stołu. Nagle w całym domu rozbrzmiał dzwonek. Amelka wyłączyła pospiesznie telewizor i pobiegła otworzyć.
- Cześć babciu. - uśmiechnęła się szatynka, widząc starszą panią.
- Amelka. Jak ty urosłaś. - odwzajemniła uśmiech pani Starska i weszła do domu, ściskając wnuczkę.
- Przesadzasz. Wcale tak dużo nie urosłam od naszego ostatniego spotkania.
- Jestem innego zdania... Gdzie mama?
- W kuchni, chodź... Mamo, zobacz kto już przyjechał.
- Dzień dobry mamo. - uśmiechnęła się Marta i pocałowała teściową w policzek.
- Dzień dobry. Co tak ładnie pachnie? Czyżby kaczka z żurawiną?
- Tak, tak... Siadamy do stołu? - zapytała, a Amelka i Barbara tylko przytaknęły i zajęły miejsca przy stole. (...)
Siedział na łóżku z głową podpartą rękami i czekał na pielęgniarkę, która miała po niego przyjść, aby zaprowadzić go na pierwszą chemioterapię. Kiedy usłyszał pukanie do drzwi jego serce zaczęło bić szybciej - denerwował się.
- Proszę! - zawołał lekko ochrypniętym głosem. Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszła... - Karola, Ksawi? Ale co wy... A no tak, zapomniałem, że mieliście przyjść. A gdzie macie Amelkę?
- Stary wyluzuj. Może byś tak najpierw się przywitał, a potem zadawał takie trudne pytania, co? - zapytał z rozbawieniem w głosie Ksawery.
- Sorry. Cześć. - powiedział Alan i przybił piątkę przyjacielowi, a Karolinę przytulił.
- Mela niestety nie mogła przyjść, bo babcia jej złożyła niespodziewaną wizytę. - wytłumaczyła blondynka.
- Rozumiem... - westchnął szatyn - wolałby, żeby Mela teraz tu była, dodałaby mu choć trochę odwagi... - i w tym samym momencie na salę weszła pielęgniarka.
- Oooo... Przepraszam, widzę, że masz gości, ale dziś lekarz ci chyba nie odpuści. Wyraziłeś zgodę, więc... - powiedziała pielęgniarka stając w drzwiach.
- Tak, tak. Już idę... Przepraszam was, ale chyba będziecie musieli iść. - powiedział ze smutkiem w głosie Alan.
- Ok. Ale... wszystko w porządku, tak? - zapytała Karolina.
- Tak, tak w jak najlepszym porządku.
- No dobra, to my już idziemy. Trzymaj się Alan, wpadniemy jutro. - uśmiechnął się Ksawery i razem z Karoliną wyszedł z sali.
- Przepraszam, ale musiałam. - powiedziała pielęgniarka.
- Nic się nie stało... Idziemy?
- Tak, chodź. - Alan wstał z łóżka i razem z pielęgniarką wyszedł z sali. (...)
**********
- No mówię ci, normalnie nas wywalił... Coś jest nie tak, ja to czuję. - powiedziała Karolina do telefonu.
- Mówiłaś, że pielęgniarka po niego przyszła, tak? - upewniła się Amelka.
- Yhym...
- No to może musiał iść jeszcze na jakieś badania... To normalne, uspokój się.
- Ech... Obyś miała rację, martwię się o niego.
- Ja też się martwię.
- Dobra, koniec o Alanie. Jak wizyta babci?
- Nawet było spokojnie. I o dziwo była strasznie miła dla mamy. - zaśmiała się Mela.
- Może ma pokojowe zamiary...?
- Ale wymyśliłaś. W święta znowu będą rywalizować jak tata przyjedzie. To taka cisza przed burzą.
- Ty to masz jeszcze gorsze pomysły niż ja... Przepraszam, muszę kończyć. Widzimy się jutro, pa.
- Papa. - Amelia pożegnała się z przyjaciółką i odłożyła telefon na stolik. Podeszła do szafki nocnej, i siadając na łóżku wyjęła pamiętnik. Otworzyła go na czystej stronie i zaczęła pisać:
"Właśnie rozmawiałam z Karoliną. Była z Ksawerym u Alana, ale przyszła po niego pielęgniarka i ich wyprosił... Domyślam się o co mogło chodzić, ale nie chciałam, a raczej nie mogłam tego powiedzieć Loli. Ali by mnie zabił... Ech... Będę musiała jutro go odwiedzić, muszę się zrehabilitować za dziś. xd No, a tak w ogóle to wizyta babci była całkiem przyjemna. Nie kłóciła się z mamą, a była dla niej miła, ale przed świętami jak tata przyjedzie wszystko wróci do normy. Właśnie, dawno nie rozmawiałam z tatą... Jest 22:00 czyli w Kanadzie teraz jest 16:00. Zadzwonię do niego i idę spać, bo jutro poniedziałek -,- [...]" (...)
**********
"Przed chwilą się obudziłam. Jest dopiero 6:00, więc mogę sobie pozwolić na to, żeby zostać jeszcze chwilę w łóżku. Zanim zasnęłam zadzwoniłam do taty - bardzo się ucieszył z tego powodu. Pogadałam z nim trochę, opowiedziałam co u mnie (ale nie wspominałam, że Ali ma raka), a później on opowiedział co słychać w Kanadzie. Powiedział, że na święta przyjedzie już 15 grudnia i zostaje do 5 stycznia! :) Cieszę się, bo spędzi z nami prawie cały miesiąc i będzie przy tych wszystkich świątecznych przygotowaniach i tak dalej. :) Ech... Na dworze już czuć nadchodzącą zimę, więc trzeba zakładać już cieplejsze swetry...Dlatego właśnie na dziś mam taki trochę 'babciny' sweter, ale bardzo go lubię, bo jest cieplutki. *-* No dobra, chyba będę powoli wstawać, bo się nie wyrobię... Idę po szkole do Alana - sama, nie chcę zabierać Karoliny i Ksawerego, bo muszę z nim pogadać - bardzo poważnie. [...]"
**********
Wyszła ze szkoły w towarzystwie przyjaciół, ale szybko się z nimi pożegnała, mówiąc, że mama kazała jej po szkole zrobić zakupy. Karolina i Ksawery niczego nie podejrzewali, więc pożegnali się z Melą i razem ruszyli w stronę domów. Amelka poszła w przeciwnym kierunku i jak tylko przyjaciele zniknęli jej z oczu złapała taksówkę i pojechała do szpitala... Po kilkunastu minutach kierowca zatrzymał się pod budynkiem, a Mela zapłaciła mu i wysiadła z samochodu kierując się do drzwi wejściowych szpitala. Jak tylko znalazła się w środku ruszyła do sali, w której jeszcze w sobotę leżał Alan. Otworzyła drzwi i weszła do środka, ale nie zastała tam nikogo, a łóżko było zaścielone. Przestraszyła się trochę, ale wiedziała, że nic złego mu się nie stało, więc postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej w recepcji.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - przywitała ją z uśmiechem kobieta, siedząca za biurkiem.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się Amelia. - Mogłaby mi pani powiedzieć co stało się z Alanem Sanchezem?
- Jesteś kimś z rodziny?
- Nie... - zawiesiła głos Amelia. - Jestem jego dziewczyną. - zakomunikowała. Nie było to prawdą, ale dziewczyna dobrze wiedziała, że inaczej niczego się nie dowie.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się recepcjonistka. - Alan został wczoraj przeniesiony na oddział onkologiczny znajdujący się na drugim piętrze. Leży w sali numer 5.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się brązowooka i ruszyła na drugie piętro, a następnie znalazła salę, o której mówiła kobieta i delikatnie zapukała. Kiedy usłyszała ciche "Proszę." otworzyła drzwi i weszła do pomieszczenia.
- Cześć Ali. - uśmiechnęła się i podeszła do łóżka, na którym leżał jej przyjaciel.
- Mela. - uśmiechnął się szatyn. - Skąd wiedziałaś, że tu jestem?
- Od recepcjonistki. Ale musiałam jej powiedzieć, że jestem twoją dziewczyną, bo inaczej nic, by mi nie powiedziała. - zaśmiała się dziewczyna.
- Dobrze, że jesteś... - powiedział chłopak, a na twarzy Amelki pojawiły się niewielkie rumieńce, na co Alan cicho się zaśmiał.
- Jak się czujesz? - zapytała brązowooka, siadając na krzesełku obok łóżka.
- Dziwnie...
- To znaczy?
- Jestem trochę osłabiony, ale podobno to normalne. No i ciągle chce mi się spać.
- Przejdzie ci. - uśmiechnęła się Mela.
- Mam nadzieję... Karola i Ksawery są bardzo źli, że ich wczoraj wyprosiłem?
- Nie. Lola ciągle mówi, że musi się coś złego z tobą dziać skoro kazałeś im sobie iść i takie tam, ale nie są źli. Martwią się i tyle...
- Wiedziałem, że tak będzie. Muszę im w końcu powiedzieć, że mam raka, bo za niedługo wszystkie włosy mi wypadną przez tą chemię i sami się zorientują.
- Nie denerwuj się.
- Ale ja nie wiem jak oni to przyjmą. - powiedział chłopak, a jego oczy się delikatnie zaszkliły.
- Ali tylko się tu nie rozpłacz, bo ja zrobię to samo. - wyszeptała Mela i przytuliła przyjaciela.
- Dobra, nie płaczę. - uśmiechnął się Alan. - Przyprowadź ich tu jutro.
- Jesteś pewien? - upewniła się dziewczyna.
- Jak niczego innego na świecie.
- Dobra, to przyjdziemy po szkole... A kiedy wychodzisz?
- Jeszcze nie wiem, ale jutro na pewno nie. Lekarz powiedział, że muszą zaobserwować jak mój organizm reaguje na chemioterapię, więc to może trochę potrwać.
- Rozumiem. - powiedziała z uśmiechem Amelia. (...)
_______________________________________________________
no i macie 12 rozdział :) nie będę się za bardzo rozpisywać, bo nie mam niestety na to czasu -,-
do następnego rozdziału! ;***
CZYTASZ = KOMENTUJESZ