piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 17

          "Jestem już po obiedzie, a jest dopiero 14:00. Hah xd Pospieszyłyśmy się dziś z mamą... Za 2 godziny jestem umówiona z Alanem - jadę z nim do szpitala. Jutro ma kolejną chemię i wraca do domu we wtorek. Współczuję mu... :/ No, ale to dla jego dobra... :) Zostały mu jeszcze tylko 3 wizyty w szpitalu na chemioterapii i wszystko powinno już być dobrze - i ja mam taką nadzieję... Mama woła i mówi, że ktoś do mnie przyszedł - ciekawe kto taki. [...]" 
          Amelia zbiegła po schodach na dół i weszła do kuchni.
          - Mamo... Gdzie ten mój gość?
          - W salonie. - powiedziała kobieta nawet nie patrząc na córkę. Mela wzięła głęboki oddech i z lekkim uśmiechem na ustach weszła do salonu. Tam na kanapie siedział Alan z gitarą w ręku.
          - Cześć Alan. Stało się coś? - zapytała dziewczyna całując przyjaciela w policzek. 
          - Hej... Nie, nic się nie stało. Po prostu chciałem ci coś zagrać. - uśmiechnął się szatyn. 
          - Zagrać? Napisałeś nową piosenkę? 
          - Ehe... W sumie to było już dawno, ale dopiero teraz ułożyłem muzykę i chciałem, żebyś powiedziała mi co o tym myślisz. 
          - Ok. W takim razie idź do mojego pokoju, a ja przyniosę nam coś do picia. - zakomunikowała Amelka i poszła do kuchni, natomiast Alan poszedł do pokoju dziewczyny... - No jestem. Jaki ta piosenka ma tytuł? - zapytała brązowooka odstawiając szklanki z sokiem na biurko i usiadła na jednej z puf stojących obok łóżka. 
          - "Die in your arms". - powiedział Alan i przejechał opuszkami palców po strunach. - Gotowa? 
          - Jasne mistrzu. Graj. - uśmiechnęła się Amelka, a szatyn zaczął grać melodię, a po chwili zaczął śpiewać:


"Powiedz, że mnie kochasz... 
Tak bardzo jak ja Ciebie, tak...
Mogłabyś mnie zranić? Czy mogłabyś mi to zrobić?
Kochanie czy byś mnie okłamała? Bo prawda boli dużo bardziej
Czy robiłabyś rzeczy, które mnie doprowadzają do szału?
Zostawiłabyś moje serce przed drzwiami?
Nie mogę nic na to poradzić, jestem samolubny 
Nie ma opcji żebym się Tobą dzielił
To by złamało moje serce na kawałki
Bo szczerze prawda jest taka, że...

Jeśli mógłbym umrzeć w Twoich ramionach, nie miałbym nic przeciwko, bo kiedy mnie dotykasz, ja po prostu...
Umieram w Twoich ramionach, czuję się tak świetnie 
Więc kochanie, proszę nie przestawaj

Kochanie, wiem, że kochanie Ciebie nie jest łatwe, ale jest warte spróbowania
Jeśli to, że kocham za mocno, jest powodem żeby nazywać mnie głupkiem to czy są tu jakieś zasady, kochanie?
Jeśli to jest lekcja, to naucz mnie jak się zachowywać
Po prostu powiedz mi, co muszę zrobić żeby stać obok Ciebie
Nie mogę nic na to poradzić, jestem samolubny 
Nie ma opcji żebym się Tobą dzielił
To by złamało moje serce na kawałki
Bo szczerze prawda jest taka, że

Jeśli mógłbym umrzeć w Twoich ramionach, nie miałbym nic przeciwko, bo kiedy mnie dotykasz, ja po prostu...
Umieram w Twoich ramionach, czuję się tak świetnie 
Więc kochanie proszę nie przestawaj 
W zasadzie mówię, że nie mogę żyć bez mojej ukochanej
Kochanie Ciebie jest dla mnie cholernie proste
Nie potrzebuję zastanowienia, obiecaj mi tylko, że nie będziesz mi kazała czekać
Powiedz mi, że jestem wszystkim, czego potrzebujesz

Jeśli mógłbym umrzeć w Twoich ramionach, nie miałbym nic przeciwko, bo kiedy mnie dotykasz, ja po prostu...
Umieram w twoich ramionach, czuję się tak świetnie 
Więc kochanie proszę nie przestawaj

Jeśli mógłbym umrzeć w twoich ramionach
(Sprawię, że uwierzysz kochanie )
Nie miałbym nic przeciwko...

Nie przestawaj, kochanie...

To właśnie co ze mną robisz
Woahhh oh no no no
Kochanie proszę nie odchodź..."            

          Alan skończył śpiewać i odłożył gitarę na łóżko, po czym swój wzrok przeniósł na Amelię. Dziewczyna siedziała bez ruchu i wpatrywała się w przyjaciela, a jej oczy błyszczały od łez. 
          - Tylko mi się tu nie rozpłacz. - uśmiechnął się szatyn i rozłożył ramiona, w których po chwili znalazła się Amelka. 
          - Ta piosenka jest śliczna... - wyszeptała dziewczyna i delikatnie się uśmiechnęła. - Pisałeś ją z myślą o kimś konkretnym czy tak sobie po prostu? 
          - Pisząc ją myślałem o jednej, bardzo ważnej dla mnie osobie, ale nie mogę niestety zdradzić o kogo chodzi. Dowiesz się kiedyś. 
          - Jasne. Rozumiem... Jest już wpół do czwartej, za pół godziny jedziemy do szpitala. - powiedziała Mela i podeszła do szafy. - Pozwolisz, że się przebiorę? Nie pojadę przecież w dresie. 
          - Ok. Idź, ale jak na mój gust mogłabyś jechać w tym dresie. Ładnie wyglądasz. 
          - Jasne... - brązowooka pokręciła głową z dezaprobatą i zabierając ubrania weszła do łazienki. (...) 

          Siedzieli w szpitalnej sali i czekali na mamę szatyna. Chłopak bawił się nerwowo rękawem bluzy i nie zwracał nawet uwagi na swoją przyjaciółkę. Po chwili Amelka złapała go za rękę i mocno ją ścisnęła - w ten sposób zmusiła Alana, żeby na nią spojrzał.
          - Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze.
          - Nie dam rady Meli, nie wytrzymam tego. - westchnął chłopak.
          - Nie mów tak, przecież dobrze wiesz, że to co mówisz jest nieprawdą... Pamiętasz jak się poznaliśmy? Jak cię nie lubiłam i mówiłam, że nie chcę polubić? Pomyślałbyś wtedy, że teraz będziemy najlepszymi przyjaciółmi? - zapytała Amelka.
          - Pamiętam i nie, nie pomyślałbym, że zostaniemy przyjaciółmi, ale co to ma do rzeczy?
          - Dużo Ali, bardzo dużo. To, że się zaprzyjaźniliśmy można nazwać cudem... I ja wierzę, że coś podobnego stanie się z twoją chorobą. 
          - Zaprzyjaźni się ze mną? 
          - Nie. - zaśmiała się szatynka. - Myślisz, że nie dasz rady wygrać z tym rakiem, ale to nieprawda. Jesteś silny, masz dla kogo żyć. Wygrasz z tym - obiecuję ci to. 
          - Nie obiecuj, przecież to nie zależy od ciebie... Meli?
          - Słucham. 
          - Mogę się przytulić? - zapytał nieśmiało Alan, na co Amelka tylko się uśmiechnęła i mocno przytuliła przyjaciela... Po chwili usłyszeli pukanie do drzwi, a następnie do pomieszczenia weszła pani Sylwia. 
          - Amelko, my już chyba pojedziemy do domu. - powiedziała kobieta uśmiechając się delikatnie w stronę nastolatków. 
          - Oczywiście... Ali trzymam kciuki i przestań o tym myśleć. - brązowooka pocałowała chłopaka w policzek i jeszcze wyszeptała mu do ucha: - Na początku choroby się tak nie bałeś. Spróbuj się cofnąć do tamtego czasu i zachowuj się tak samo. - uśmiechnęła się i wyszła z sali, a za nią wyszła mama szatyna. (...)

          "No i ten najfajnieszy weekend dobiega właśnie końca. Jest już 23:00 i zaraz idę spać. Dzisiejszy dzień mnie zadziwił, a najbardziej zachowanie Alana. o.O Wpadł do mnie kilka minut po 14:00 z gitarą, bo chciał mi zaśpiewać piosenkę. Swoją drogą - piękną piosenkę - jak skończył śpiewać to miałam łzy w oczach. *-* A później w szpitalu odbyliśmy bardzo trudną rozmowę... Nie rozumiem dlaczego on myśli, że nie przeżyje. Stracił to pozytywne nastawienie, które miał jeszcze 3 tygodnie temu. :( Jak na niego patrzę to serce mi się kraje... Dobra, dość tego. Idę spać - muszę się wyspać, bo przecież jutro poniedziałek. [...]"

**********


          Czekał na lekarza, który miał wpaść do niego i sprawdzić czy wszystko w porządku i czy na pewno może wracać już do domu. Czas dłużył mu się niemiłosiernie, ale musiał czekać na doktora. Znudzony tym czekaniem wstał z łóżka i podszedł do okna. Na dworze z minuty na minutę było coraz ciemniej - nie ma się co dziwić, w końcu to już koniec listopada. Nagle Alan usłyszał puknie do drzwi, odwrócił się od okna i lekko ochrypniętym głosem zawołał:
          - Proszę! - gdy chłopak wypowiedział to słowo drzwi się uchyliły i do pomieszczenia wszedł siwy mężczyzna. 
          - Dzień dobry Alanie. Widzę, że jesteś już spakowany i gotowy do wyjścia. - uśmiechnął się lekarz.
          - Tak. Mam nadzieję, że będę mógł wrócić już dzisiaj. - uśmiechnął się szatyn. Doktor sprawdził coś w karcie Alana wiszącej na ramie łóżka i delikatnie się uśmiechnął.
          - Aż tak ci się spieszy do dziewczyny? Daj jej trochę swobody.
          - Panie doktorze... - powiedział z lekkim oburzeniem Alan. - Lepiej niech mi pan powie czy mogę wrócić do domu. 
          - Ech... Możesz, możesz. Widzimy się w przyszłym tygodniu na przedostatniej chemii. - uśmiechnął się mężczyzna i wyszedł z sali. Po wyjściu lekarza Ali dopakował do torby, którą miał ze sobą kosmetyczkę i wyszedł z sali z uśmiechem na ustach... Wychodząc ze szpitala potrącił dość ładną, nie wysoką, rudą dziewczynę*.
          - Przepraszam, nie zauważyłem cię. Nic ci nie jest? - zapytał chłopak pomagając wstać zielonookiej.
          - Nic się nie stało. Tak, wszystko ok. - odpowiedziała dziewczyna i obdarzyła Alana promiennym uśmiechem. 
          - Hmmm... Może w ramach przeprosin dałabyś się zaprosić na gorącą czekoladę? W kawiarni na przeciwko jest naprawdę dobra. 
          - Nie musisz mnie zapraszać na gorącą czekoladę, tym bardziej nie w ramach przeprosin. Przecież ci powiedziałam, że nic się nie stało. - uśmiechnęła się rudowłosa.
          - Nie daj się prosić. - uśmiechnął się Ali. - A tak w ogóle to jestem Alan, ale jak wolisz możesz mówić Ali - tak nazywają mnie przyjaciele. - dodał chłopak wyciągając rękę w kierunku towarzyszki.
          - Justyna, dla przyjaciół Ika lub Isia - jak kto woli. - uśmiechnęła się dziewczyna i uścisnęła dłoń Alana.
          - No dobra, formalną część mamy za sobą. A teraz idziemy na gorącą czekoladę. I to nie było pytanie tylko stwierdzenie. 
          - Ech... Ok. - uśmiechnęła się Ika i razem z Alim opuściła szpital. (...) 

          Justyna i Alan spędzili bardzo miło czas w kawiarni. Okazało się, że mają wiele wspólnego, a jedną z czołowych rzeczy, która ich łączy jest... choroba. Dziewczyna również ma raka i musi przyjmować chemioterapię. Tyle, że jej przypadek jest poważniejszy - rak został wykryty w późniejszym stadium niż u Alana, a Ika dopiero za kilka dni miała zacząć chemioterapię...
          - Boisz się? - zapytała rudowłosa, kiedy wychodzili z kawiarni. 
          - Czego? - zapytał Alan nie rozumiejąc o co chodzi nowej koleżance.
          - Tego, że... umrzesz. 
          - Już nie... Miałem taki moment jeszcze wczoraj, ale już mi przeszło. Co ma być, to będzie... A ty, boisz się?
          - Trudno mówić o tym czy się boję. Ten rak w porównaniu z tym, co przeszłam to pikuś. - westchnęła dziewczyna. - Boże, jak już późno. - dodała spoglądając na zegarek, który wskazywał kilka minut po 20:00. - Muszę już chyba lecieć, mama się będzie martwić. 
          - Jasne, rozumiem... Spotkamy się jeszcze? 
          - Na pewno. Nie raz i nie dwa... Oddział onkologiczny nie jest przecież tak duży. - uśmiechnęła się Justyna. - No to... Do zobaczenia Alan. 
          - Do zobaczenia. - pożegnali się i każde poszło w swoją stronę. (...)

          - Nareszcie! Gdzieś ty tyle był?! My tu z mamą od zmysłów odchodzimy! - jak tylko Alan przekroczył próg domu takimi słowami przywitał go Javier. 
          - Cześć tato, też się cieszę, że cię widzę. - uśmiechnął się szatyn ignorując słowa ojca i tak po prostu go przytulił. W tym momencie z Javiera uleciała cała złość i oddał uścisk. - Tęskniłem za tobą. 
          - Ja za tobą też synku. - mężczyzna poklepał szatyna po plecach. - Ale teraz powiedz mi gdzie byłeś. 
          - Jak wychodziłem ze szpitala spotkałem dziewczynę, w sumie to ją potrąciłem i przeze mnie się przewróciła, więc w ramach przeprosin zaprosiłem ją na gorącą czekoladę. Zagadaliśmy się po prostu. Ona też jest chora, a poza tym jest dużo innych rzeczy, które nas łączą. Przepraszam, wiem, że mogłem zadzwonić, ale nie sądziłem, że aż tyle czasu spędzimy na rozmowie. - wytłumaczył Alan. 
          - Rozumiem. - uśmiechnął się tata chłopaka. - Dobra, na pewno jesteś zmęczony. Idź odpocznij, a jutro pogadamy. 
          - Ok. Dobranoc tato. 
          - Dobranoc synu... (...)

***** 2 tygodnie później... 4 grudnia... *****



          "No i mamy właśnie 4 grudnia. Ale pogoda za oknem wcale nie wskazuje na to, że jest grudzień - wręcz przeciwnie, to, co dzieje się na zewnątrz wygląda na październik. :) Cieszę się, że już niedługo święta - dokładnie 20 dni do Wigilii, a 11 do powrotu taty! <3 Już nie mogę się doczekać... Mama już zaczyna robić listę produktów, które będzie potrzebować na przygotowanie świąt i w ogóle. Ja i tata mamy się zająć choinką - jak co roku... Hmm... Ale choinka to pikuś w porównaniu z prezentami. Kompletnie nie wiem co kupić rodzicom, dziadkom, a co dopiero przyjaciołom [?!] Nie mam pojęcia -,- Na Mikołajki już mam dla nich prezenty - co prawda może się to wydawać tandetne, ale zrobiłam nam z muliny identyczne bransoletki. Na coś bardziej ambitnego będą musieli poczekać do świąt. :D Ok, chyba już pójdę, bo mama woła mnie na kolację. No, a później szybki prysznic i do łóżeczka, bo jutro ciężki dzień. 
PS. W czwartek Alan ma ostatnią chemioterapię! :) [...]"


**********


          Obudził ją dźwięk budzika. Leniwie otworzyła oczy i podniosła się na łokciach. Spojrzała na krajobraz za oknem, a na jej usta wkradł się delikatny uśmiech. Na zewnątrz wszystko było pokryte białym puchem. Amelka wstała z łóżka i podeszła do szafy, z której wyciągnęła ubrania i weszła do łazienki, w której wykonała wszystkie poranne czynności...  Wróciła do pokoju i zabierając torebkę, telefon i ciepłą kurtkę zeszła do kuchni na śniadanie... Na stole zauważyła kartkę, którą zostawiła jej mama: "Amelko, pojechałam do babci. Wracam jutro po południu. Jak chcesz możesz zaprosić przyjaciół na noc - tylko nie roznieście domu. Całuję, mama." 
          - Niecałe trzy tygodnie do świąt, a mamie się zachciało odwiedzać babcię. - dziewczyna pokręciła głową z rozbawieniem. Wyjęła z szafki swoją ulubioną miseczkę, nasypała do niej płatków i zalała je zimnym mlekiem, a następnie usiadła do stołu i zaczęła jeść przygotowane śniadanie... Kiedy wkładała miseczkę do zlewu usłyszała dźwięk dzwonka. Zdziwiona tym, że ktoś o tej porze do niej przychodzi podeszła do drzwi zakładając kurtkę.
          - Cześć Mel. - uśmiechnęła się Karolina. 
          - O, hej. - odwzajemniła gest Amelia. - Nie umawiałyśmy się, że idziemy razem.
          - Wiem, ale Ksawerego dziś nie będzie w szkole, Alan pojechał do szpitala, bo jutro ma tą chemię no i zostałyśmy dziś same. 
          - Oj tam, poradzimy sobie. A co jest Ksawiemu? 
          - Szczerze mówiąc to sama nie wiem, ale chyba nic, bo był dziwnie zadowolony jak dzwonił i mówił, że go nie będzie. 
          - Dziwne... Dobra, chodźmy, bo się spóźnimy. - powiedziała Mela i zamknęła drzwi na klucz, a następnie razem z przyjaciółką ruszyła w stronę szkoły. (...)


**********


          - Może wpadłabyś dziś do mnie na noc? Mojej mamy nie ma, bo pojechała do babci i wraca dopiero jutro po południu. - powiedziała Mela, kiedy po ostatniej lekcji wychodziły ze szkoły. 
          - Czemu nie, mogę wpaść. - uśmiechnęła się Lola. 
          - To super... Ej, czy to przypadkiem nie Ksawery? - zapytała Amelka wskazując na chłopaka stojącego przy samochodzie. 
          - No Ksawery, ale... Coś mi nie pasuje. Skąd on wziął ten samochód? 
          - Nie wiem skąd, ale zaraz się dowiemy. Chodź. - Amelia pociągnęła przyjaciółkę w stronę chłopaka. - Cześć Ksawi. - dziewczyna pocałowała blondyna w policzek i uśmiechnęła się promiennie. 
          - Hej Meli. Cześć słońce. - powiedział Ksawery i pocałował swoją dziewczynę. 
          - Cześć... Czyj to samochód? 
          - Mój.
          - Eeee... Że co? - zapytały równocześnie dziewczyny. 
          - No to. Półtora tygodnia temu zdałem prawo jazdy, a ten samochód dostałem dzisiaj. 
          - Aha... To już rozumiem dlaczego cię nie było w szkole. - uśmiechnęła się Mela.
          - I dlaczego byłeś taki zadowolony jak do mnie dzwoniłeś. - dodała Karola.
          - No właśnie, rozgryzłyście mnie... Wskakujcie i jedziemy do domu. - Ksawery otworzył drzwi dziewczynom, a sam zajął miejsce za kierownicą. 
          - Nie zabijesz nas? - zapytała ze śmiechem Amelia.
          - Nie, nie musicie się bać. - odpowiedział chłopak przekręcając kluczyk w stacyjce. 
          - To dobrze... A właśnie. Ksawi może wpadniesz do mnie na noc? Mam wolną chatę. 
          - Eeee... Mela? Ja mam dziewczynę. - powiedział Ksawery, a Karolina i Amelia wybuchnęły śmiechem.
          - Tak, wiem, że masz dziewczynę. Ona też będzie. 
          - Aaaa... To trzeba było tak od razu. Pewnie, że wpadnę. O której? - zapytał parkując przed domem przyjaciółki. 
          - Nie wiem, bądźcie może o... 18:00? 
          - Dobra, będziemy. To do zobaczenia! - zawołała Karolina za wysiadającą z samochodu Amelią, a dziewczyna tylko się uśmiechnęła i pomachała na pożegnanie przyjaciołom. (...) 

          "Przeżyłyśmy dziś z Karolą szok. o.O Wychodzimy ze szkoły, a tu przed nami stoi Ksawery, ale najlepsze jest to, że stał koło samochodu... Jak się później okazało JEGO samochodu. Ja nawet nie wiedziałam, że on się zapisał na kurs prawa jazdy, a co dopiero, że zdał egzamin. :) Ale byłam miło zaskoczona... Hmmm... Mama pojechała do babci - dziwne tylko jest to, że tak nagle i nic mi nie powiedziała tylko zostawiła kartkę - mam nadzieję, że wszystko z babcią w porządku i to tylko takie zwykłe odwiedziny. :] A no i najważniejsze - za godzinę przychodzi Lola i Ksawi i zostają na noc. Szkoda tylko, że nie będzie z nami Alana, ale on jest w szpitalu... Jutro ma ostatnią chemię. :) Hmmm... Chyba pójdę przygotować coś do jedzenia, bo jak ci głodomorzy przyjdą to... Haha! [...]"

______________________________________________________________

Justyna Nowakowska - zwariowana 17-nastolatka; pochodzi z rozbitej rodziny - wychowuje ją tylko mama, ojciec stoczył się na dno przez nałóg - jest alkoholikiem; Justyna również choruje na raka; Alana poznaje w szpitalu - łączy ich choroba, którą trzeba leczyć onkologicznie, przez co zaprzyjaźniają się i wspierają w trudnym okresie.


nareszcie piątek! ♥ czekałam na ten dzień... :D
w szkole...? beznadziejnie... ;/ coraz częściej mam ochotę rzucić to WSZYSTKO w cholerę, ale niestety nie mogę -,- 

ale nie zanudzam Was moimi 'wywodami' :) trzeba się cieszyć weekendem ;)
no to... jak Wam się podoba tenże rozdział?  może się wydawać trochę krótki, ale już niedługo się zrehabilituję - obiecuję! :D

do moich urodzin zostało 7 dni! ♥ już się nie mogę doczekać... wchodzę w 'fazę' *SWEET SIXTEEN* hahah xdd

Nikaa. ;***

CZYTASZ = KOMENTUJESZ