piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 29

          "Drrrrrrrrrrrrrrrrrrryń!" - w pokoju Amelii rozbrzmiał dźwięk budzika, ale dziewczyna go zignorowała  zakryła głowę poduszką, próbując ponownie zasnąć. Niestety po kilku minutach, gdy już ogarniała ją senność do pokoju weszła pani Marta i zdjęła z córki kołdrę. 
          - Rozumiem, że chce ci się spać, ale wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły. - westchnęła kobieta, patrząc na córkę. - My już musimy wychodzić.
          - Gdzie wy znowu idziecie, beze mnie? - zapytała Mela, przecierając zaspane i podpuchnięte od płaczu oczy. 
          - Musimy załatwić kilka rzeczy na mieście... Jak wrócisz ze szkoły to pewnie nas jeszcze nie będzie, więc będziesz musiała sobie sama poradzić. - uśmiechnęła się przepraszająco Marta. - Wstawaj. - dodała i zaśmiała się.
          - Już, już... - westchnęła Amelka i wstała z łóżka, po czym skierowała się do łazienki. 
          - No... Nie zapomnij zamknąć drzwi jak będziesz wychodzić do szkoły. Do zobaczenia po południu! - zawołała kobieta i opuściła pokój córki, a Amelia oparła się plecami o ścianę w łazience i zjechała po niej na podłogę. Wzięła kilka głębszych oddechów i wróciła do pokoju, podchodząc do okna. Wyjrzała przez nie na ulicę i kiedy zauważyła, że spod domu odjeżdża samochód uśmiechnęła się w duchu i westchnęła... Nie miała zamiaru iść do szkoły, więc to, że jej rodzice musieli załatwić jakieś sprawy na mieście było zbawieniem, bo inaczej musiała by im wciskać, że źle się czuje czy coś podobnego. Kiedy tak stała przy oknie zauważyła też, że z domu wychodzi Alan. Chłopak poprawił torbę na ramieniu i wyjął z kieszeni kluczyki do samochodu, po czym je otworzył i wsiadł do środka, a już po chwili odjechał w stronę szkoły... Natomiast Amelia położyła się do łóżka i wyjęła z szufladki swój pamiętnik. Otworzyła go na czystej stronie i zaczęła pisać:
          "Mam szczęście, że rodzice pojechali do miasta i zostawili mnie samą w domu... Nie mam ochoty iść do szkoły, a to byłoby trudne, gdyby byli w domu... Prawie całą noc przepłakałam, a teraz jak tylko sobie przypomnę wydarzenia z wczoraj pod powiekami zbierają mi się łzy... Przez to wszystko prawie w ogóle nie zmrużyłam oka, zasnęłam dopiero koło 5:00. Jak ja mogłam być taka głupia i uwierzyć, że Wojtkowi nie chodzi tylko o seks?! Mogłam się spodziewać, że taki chłopak jak on myśli tylko o jednym, ale nie! Ech... Głupia jesteś Amelia, oj głupia... Mam za swoje, następnym razem będę uważać... Jestem wdzięczna Alanowi za to, że zabrał mnie stamtąd wczoraj i odwiózł do domu. Mam nadzieję, że w końcu mi to wybaczy i będziemy się chociaż przyjaźnić, bo... Potrzebuję go. I chyba nawet nadal go kocham. [...]" (...)

 
**********
 
          - Co wy macie takie miny? Stało się coś? - uśmiechnął się Alan podchodząc do przyjaciół siedzących pod klasą. 
          - To ty nam lepiej powiedz co się stało... Nie było was, ani ciebie, ani Meli na lekcjach po lunchu wczoraj. Wojtek chodził wkurzony i warczał na każdego, kto się do niego odezwał, a poza tym ma złamany nos... O co chodzi? - zapytał Ksawery mierząc dziwnym wzrokiem szatyna.
          - Nie chcecie wiedzieć. - westchnął Sanchez. - Lola, jak się czujesz? - zapytał, chcąc zmienić temat.
          - Jest ok, ale dzisiaj mam wizytę u ginekologa... A ty nie zmieniaj tematu. Gadaj co jest? 
          - Nie odpuścicie, prawda? 
          - Oj, nie stary... Nie ma mowy. - Ksawi pokiwał przecząco głową i spojrzał na kumpla wyczekująco.
          - Temu kretynowi chodziło tylko o to, żeby zaciągnąć ją do łóżka... Prawie mu się to udało, ale Mela się w porę ocknęła i do niczego nie doszło. A on z nią tak po prostu zerwał... A wczoraj na lunchu jak poszliście do higienistki... On i ta jego banda głupich przyjaciół śmiali się z Amelii, a ona tego nie wytrzymała i wybiegła z płaczem... Wtedy mi o tym wszystkim powiedziała no i... Pobiłem się z nim. A jakby tego było mało nazwał ją dziwką... - powiedział Alan, zaciskając dłonie w pięści. 
          - Nie wierzę... - westchnęła Lola, zakrywając usta dłonią, a Ksawery się nie odzywał.
          - Też nie mogłem uwierzyć, chociaż od początku wiedziałem, że to się tak skończy. 
          - A jak Mela się czuje? 
          - Jak ją odwoziłem do domu wczoraj to cały czas płakała, ale powiedziała, że sobie poradzi, więc... A dzisiaj to nie... - Alanowi przerwał dźwięk telefonu, oznajmujący, że dostał SMS'a. - Amelka? - wyszeptał i otworzył wiadomość: "Cześć Alan. Przepraszam, że Cię o to proszę, ale... Mógłbyś wpaść do mnie po szkole? Potrzebuję kogoś, kto po prostu ze mną posiedzi i nie będzie o nic pytał... To jak? Przyjdziesz?" - przeczytał chłopak i zmarszczył brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Po chwili głęboko westchnął i odpisał krótkie: "Ok, będę." i po wysłaniu wiadomości oparł się wygodnie o ścianę, przymykając oczy. - To Amelka. Chciała, żebym do niej wpadł po szkole. - wytłumaczył, bo wiedział, że Karolina i Ksawery patrzą na niego oczekując wyjaśnień do kogo pisał. Kiedy usłyszeli odpowiedź przytaknęli tylko głowami i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek, oznajmujący rozpoczęcie się lekcji. (...)
 
**********
 
          Leżała cała zapłakana na kanapie w salonie, oglądając jakiś film, który w ogóle jej nie interesował, aż nagle usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. Wstała jak oparzona z kanapy i natychmiast pobiegła otworzyć. Złapała za klamkę i jak tylko drzwi się otworzyły, a ona zauważyła przed sobą Alana rzuciła mu się na szyję...
          - Dziękuję, że przyszedłeś. - wyszeptała, łkając. Szatyn nic nie powiedział tylko objął dziewczynę, mocno do siebie przytulając i wszedł z nią do środka, zamykając nogą drzwi. Po chwili Mela się od niego odsunęła i otarła mokre policzki, ale i tak nic to nie dało, bo po kilku sekundach pojawiły się nowe łzy... - Napijesz się czegoś? - zapytała zachrypniętym głosem. Alan spojrzał na nią i pokręcił przecząco głową, delikatnie się uśmiechając, co Amelia z wielkim trudem odwzajemniła... Między nimi można było dostrzec napiętą atmosferę, ale oboje próbowali ją przełamać, niestety nieudolnie... - Chodź do salonu. - westchnęła szatynka i weszła do pomieszczenia, a za nią podążył Alan. Obydwoje usiedli na kanapie i oglądali film, a koło nich na podłodze leżał Fado, który nawet nie zauważył, że przyszedł Ali. Po kilku minutach Amelia ponownie wybuchnęła płaczem, a Alan nie mogąc na to patrzeć przysunął się do niej i niepewnie objął ją ramieniem, delikatnie kołysząc jej ciałem, żeby się uspokoiła. 
          - Nie płacz, proszę... - wyszeptał, całując dziewczynę w głowę. - Ten dupek nie jest tego wart... - dodał po chwili. 
          - Przepraszam. - powiedziała Amelka.
          - Za nic nie przepraszaj... Nie musisz. - skwitował chłopak.
          - Nie prawda. Alan ja...
          - Ciii... Nic nie mów, ok? To nie jest rozmowa na teraz. - stwierdził szatyn i ponownie pocałował dziewczynę w głowę, nadal kołysząc jej ciałem. Po kilkunastu minutach Amelka zaczęła spokojnie i równo oddychać, więc Ali zorientował się, że zasnęła. Ułożył ją wygodnie na kanapie, przykrył kocem, po czym chciał wyjść z domu dziewczyny, ale uniemożliwił mu to Fado, który się obudził i zaczął wesoło skakać po nogach chłopaka. - Już, już... - zaśmiał się Ali i pogłaskał psiaka. - Gdzie ta smycz... - zastanowił się głośno, a jak tylko dostrzegł fioletową smycz zapiął ją przy obroży Fada i wyszedł z nim na spacer... (...)
 
          Po około 20 minutach spacerowania z Fadem, Alan postanowił wrócić do domu Amelki. Kiedy był jakieś 50 metrów od domu na podjazd wjechali rodzice dziewczyny. Szatyn podszedł do nich i przywitał się z nimi. 
          - Dzień dobry. - uśmiechnął się chłopak. - Miło pana widzieć. - dodał, zwracając się do Grzegorza.
          - Ciebie też, Alanie... A co ty tutaj robisz z Fadem? - zapytał mężczyzna.
          - A no tak, bo państwo nic nie wiedzą... - westchnął szatyn. 
          - O czym nie wiemy? - zapytała już lekko zdenerwowana Marta.
          - Proszę się nie denerwować... Amelka na pewno wszystko państwu wyjaśni jak tylko ochłonie. - uśmiechnął się nikło Alan. - Ale ja już muszę iść, do widzenia. - dodał i oddając smycz w ręce Grzegorza odwrócił się i chciał pójść do siebie, ale zatrzymał go głos Marty. 
          - Alan... Znasz Amelię. Ona na pewno nie będzie chciała nam o tym powiedzieć... Możesz nam to wyjaśnić? - zapytała kobieta.
          - Nie wiem czy to dobry pomysł... - westchnął chłopak.
          - Proszę. 
          - Ech... No dobrze. 
          - No to zapraszam na herbatę. - uśmiechnęła się Marta. (...)
 
          - I tak to właśnie wygląda... Tylko proszę nie mówić o tym, że państwu to powiedziałem, Amelii, bo mnie chyba zabije. - Alan zakończył właśnie opowiadać wydarzenia z ostatnich trzech dni rodzicom dziewczyny. 
          - Jasne, jasne... Ale, jak on tak mógł? - westchnęła Marta, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. 
          - Wojtek to typ takiego casanovy, który dąży do jednego... Może na takiego nie wygląda, ale to właśnie jest jego prawdziwy charakter. 
          - Nie mogę uwierzyć, że coś takiego spotkało moją córkę. - westchnęła Marta, spoglądając na śpiącą Amelkę. 
          - Niech się pani nie przejmuje. Nic złego się nie stało, Amelka niedługo ochłonie i wszystko wróci do normy. - uśmiechnął się delikatnie Alan. - Ale... Proszę pozwolić jej zostać w domu przez kilka dni. 
          - Oczywiście. - uśmiechnęła się delikatnie mama Amelii. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale uniemożliwił jej to telefon Alana, który w tym momencie zaczął dzwonić. Chłopak spojrzał na wyświetlacz i odrzucił połączenie. 
          - Przepraszam, to mama. Muszę już iść... Jeszcze raz proszę nic nie mówić Meli. Do widzenia. - uśmiechnął się szatyn.
          - Oczywiście, nic jej nie powiemy. Do widzenia, Alanie. - powiedziała Marta i również się uśmiechnęła. 
          - Odprowadzę cię do drzwi. - zaproponował Grzegorz i razem z Alim wyszli do przedpokoju. - Alan, mogę o coś zapytać? 
          - Jasne. Niech pan pyta. 
          - Czemu to zrobiłeś? Przecież cię zraniła. Nie musiałeś...
          - Musiałem. Tak, to prawda - zraniła mnie, ale... To nie zmieniło faktu, że ją kocham. Nie mogłem na to wszystko patrzeć. Po prostu czułem, że muszę to zrobić... - wyjaśnił chłopak, na co na twarzy Grzegorza pojawił się uśmiech. 
          - Wiesz, że jesteś dla mnie jak syn... Jestem ci bardzo wdzięczny za to, co zrobiłeś. - powiedział mężczyzna i poklepał Alana po ramieniu. 
          - Nie musi mi być pan wdzięczny. To było dla dobra Amelii. - uśmiechnął się szatyn. - Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść. Do widzenia. - dodał po chwili i wyszedł z domu Starskich, kierując się do swojego domu. (...)
 
**********
 
          Rano Alan obudził się już przed budzikiem. Podniósł się do pozycji siedzącej na łóżku i przetarł zaspane oczy, po czym wziął do ręki telefon i sprawdził, która godzina. 
          - Dopiero 5:20? Ech... Mogłem spokojnie spać jeszcze przynajmniej godzinę. - westchnął chłopak i odłożył komórkę na szafkę obok łóżka i położył się na boku, wpatrując się w okno. Leżał tak kilka minut, ale szybko mu się to znudziło i wstał z łóżka, po czym poszedł do łazienki. Tam wziął prysznic, który do końca go rozbudził i wyszedł z kabiny wycierając ciało ręcznikiem, który po chwili obwiązał w pasie i wrócił do pokoju. Z jednej z szuflad w komodzie wyjął czystą bieliznę, którą szybko na siebie założył, a następnie z szafy wyciągnął ubrania i je również założył. Zerknął na zegarek, który wskazywał już 6:30, więc spakował książki potrzebne na ten dzień do szkoły i biorąc telefon do ręki wyszedł z pokoju i skierował swoje kroki do kuchni... Jak tylko przekroczył próg pomieszczenia zauważył Javiera robiącego śniadanie. 
          - Cześć tato. - przywitał się szatyn i wyjął z szafki miseczkę i szklankę. - Ja chyba podziękuję za śniadanie w twoim wykonaniu. - zaśmiał się i nalał sobie soku, a do miseczki wsypał płatki, po czym zalał je zimnym mlekiem. 
          - Trudno. Będzie więcej dla mnie i mamy... - uśmiechnął się mężczyzna. - Alan, mogę coś zapytać? 
          - Ehe... O co chodzi? - zapytał chłopak zaczynając jeść przygotowane śniadanie. 
          - Dzwonił do mnie dyrektor i powiedział, że zerwałeś się we wtorek z lekcji. - zaczął Javier, a Ali momentalnie zakrztusił się tym, co miał w buzi. - Spokojnie, synu... Powiedz mi dlaczego to zrobiłeś po prostu. Przecież nie dam ci za to szlabanu, bo skoro się zerwałeś to musiałeś mieć ważny powód. 
          - Tak, to był bardzo ważny powód. Musiałem pomóc Amelii... - wytłumaczył Alan, ale napotkał pytające spojrzenie ojca. - No nie patrz tak, bo nie mogę powiedzieć ci całej historii. Po prostu musiałem ją odwieźć do domu, tyle. 
          - Ok, już o nic więcej nie pytam. - uśmiechnął się mężczyzna i powrócił do przygotowywania śniadania. Po kilku minutach Alan wstał od stołu i włożył do zlewu brudne naczynia, po czym założył na ramię plecak i chwycił do ręki kluczyki od samochodu. 
          - Lecę do szkoły, na razie! - zakomunikował chłopak i wyszedł z domu. (...)
 
Przerwa obiadowa... 
 

          - Halo, halo! Proszę o ciszę! Chciałabym coś ogłosić! - w całej stołówce rozbrzmiały właśnie te słowa, a wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu ucichli i skierowali swoje głowy w stronę niewielkiego głośnika, zawieszonego pod sufitem. - Na początku chciałabym, żebyście wysłuchali wszystkiego, co mam do powiedzenia i nie zadawali się z tą podłą, dwulicową dziw... dziewczyną! A więc... Wszyscy na pewno znacie Luizę Szilberg. Tak to właśnie ta z 2A, która do niedawna BYŁA moją przyjaciółką! Zapewne teraz w waszych głowach pojawiło się pytanie: "dlaczego BYŁA?" To bardzo proste... Oszukała mnie! W rzeczywistości nie jest taka bogata za jaką się podaje. Mieszka w zwykłym szarym bloku, a mnie powiedziała, że w willi na jednym z najbogatszych osiedli we Wrocławiu. Zresztą nieważne... Najważniejsze jest to, żebyście się z nią nie zadawali, z taką oszustką nie warto! - zakończyła swój monolog Milena, a na stołówce ponownie podniosły się głosy. Teraz głównym tematem była Luiza... Wszyscy patrzyli na nią z wrogością wypisaną na twarzy i wytykali ją palcami, a ona stała w jednym miejscu i nie wiedziała co ma zrobić, nie była w stanie się ruszyć... Alan siedział przy stoliku i nie zwracał uwagi na to wszystko, po chwili poczuł delikatne szarpnięcie za ramię i podniósł głowę. 
          - Ty o tym wiedziałeś! - stwierdził Ksawery. - Ale... ale skąd?! 
          - Siostra mojej mamy mieszka niedaleko. Zawsze jak ją odwiedzam przechodzę koło tego bloku... Spotkałem tam kiedyś Luizę jak wychodziła z klatki, nie wyglądała jak ona, bo miała na sobie zwykły dres... Jak byłem u cioci zapytałem ją, czy zna rodzinę Luizy, a ona mi wtedy wszystko opowiedziała. - powiedział Ali i wzruszył ramionami. - Jej ojciec był cenionym prawnikiem... Któregoś dnia jak wrócił do domu wyrzucił swoją żonę i dzieci na bruk, a sam do domu sprowadził sobie jakąć młodą dziewczynę. Teraz on co noc ma inną laskę, ma kasę na wszystko, a matka Luizy nie ma nawet na chleb. - dodał po chwili. 
          - Wow... Nie myślałam, że Luiza ma rozbitą rodzinę. - westchnęła Karolina. 
          - Jak widać, pozory mylą. - skwitował Sanchez i wstał od stolika. - Idę się przewietrzyć. Widzimy się na angielskim. - uśmiechnął się i opuścił stołówkę, wychodząc na szkolne boisko. Wyszedł na trybuny i usiadł na jednym z krzesełek. Po chwili jego wzrok padł na dziewczynę, siedzącą kilka rzędów niżej, chłopak niemal natychmiast zorientował się, że to Luiza i wstał ze swojego miejsca i podszedł do dziewczyny. - Hej... Mogę? - zapytał przyjaznym głosem. Luiza podniosła głowę i spojrzała na Alana zdziwionym wzrokiem, po czym wzruszyła ramionami i wytarła mokre policzki. - Nie płacz. Z powodu Mileny nie warto. 
          - Czemu to robisz? - zapytała dziewczyna, pociągając nosem.
          - Ale co? 
          - Rozmawiasz ze mną. Przecież jestem podłą i dwulicową dziwką. - powiedziała Luiza, cytując słowa Mileny. - Według dziewczyny, która była rzekomo moją przyjaciółką dowiedziałam się, że jestem oszustką! Ba, nie tylko ja się o tym dowiedziałam, ale cała szkoła. 
          - Gdybyś jej o tym powiedziała już dawno nie byłoby teraz takiej sytuacji. - westchnął Alan.
          - Łatwo ci mówić... Gdybym jej o tym powiedziała nie miałabym miejsca w gronie jej przyjaciół... 
          - Tak, wiem... Ale chyba lepiej mieć prawdziwych przyjaciół, niż fałszywych, takich jak Milena. Przecież gdyby ona naprawdę traktowała cię jak swoją przyjaciółkę nigdy by tak nie zrobiła... 
          - Nie znasz jej. Dla niej jak nie masz konta w banku, na którym jest conajmniej pięciocyfrowa liczba - nie istniejesz. 
          - To po co się z nią 'przyjaźniłaś'? 
          - Sama nie wiem... - wzruszyła ramionami Luiza. 
          - A jak ona się o tym dowiedziała? - zapytał Alan, a dziewczyna spojrzała na niego pytającym wzrokiem. - Przecież wiem, że jej tego nie powiedziałaś... Mnie możesz o tym powiedzieć, wiedziałem o tym już dawno... 
          - Tak, wiem... Od twojej ciotki. Swoją drogą z niej też jest niezłe ziółko. Przyjaźni się z moją matką, a rozpowiada naszą historię. - zaśmiała się ironicznie Szilberg. 
          - Nieprawda. Nalegałem, żeby mi o tym powiedziała... A zresztą po co ja ci się tłumaczę? Ech... Nie chcesz, nie mów, ale...
          - Uspokój się! Powiem ci... Poszłyśmy razem na zakupy...
 
~*~ retrospekcja ~*~ 
 
          Luiza podeszła do przyjaciółki, siedzącej przy fontannie w galerii i natychmiast się z nią przywitała, całując ją w policzek, po czym obydwie udały się do jedengo z ich ulubionych sklepów. Jak tylko weszły do środka wzrok Mileny padł na, wiszącą na jednym z wieszaków sukienkę. Zachwycona dziewczyna natychmiast do niej podeszła i wzięła do ręki wieszak.
          - Lui, zobacz jaka śliczna. Akurat twój rozmiar, idź przymierz. - pisnęła i wyciągnęła rękę w kierunku przyjaciółki. 
          - Lenka, nie mam ochoty nic mierzyć... W ogóle nie mam ochoty na zakupy. Przepraszam. - westchnęła Luiza i uśmiechnęła się nikło do przyjaciółki. 
          - Ale... Czemu? Stało się coś? - zapytała Wolarek, odwieszając sukienkę na miejsce. Luiza nic nie odpowiedziała tylko wzruszyła ramionami...
          - Wiesz co? Ja chzba wrócę do domu... I tak ci dzisiaj nie pomogę w wybraniu czegoś sensownego, więc... Przepraszam, do zobaczenia. - uśmiechnęła się dziewczyna i pożegnała z przyjaciółką, po czym opuściła sklep i skierowała się do wyjścia z galerii. Milena stała zdezorientowana po środku butiku, ale po chwili się ocknęła i postanowiła pójść za Luizą - domyślała się, że coś jest nie tak i pomyślała, że jak będzie śledzić dziewczynę to się czegoś dowie. Wyszła z galerii i założyła okulary przeciwsłoneczne na nos, po czym rozglądnęła się do okoła. Kiedy wzrokiem odszukała Luizę poszła za nią... Po kilkunastu minutach chodzenia za Luizą Milena dotarła pod jeden z wrocławskich bloków, a po tym, co zobaczyła przez jakiś czas nie mogła się ruszyć... Jej przyjaciółka podeszła do małego chłopca, który bawił się przed blokiem i pocałowała go w głowę, po czym zapytała:
          - Mama jest na górze? 
          - Tak, tak... Luiza! Dobrze, że już wróciłaś, bo z mamą nie najlepiej. - powiedział chłopiec i przytulił się do siostry, po czym obydwoje weszli do budynku... Milena stała pod blokiem i wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała jej przyjaciółka.
          - Jak ona mogła mi powiedzieć, że... Boże! Co za podła, dwulicowa suka! - wysyczała przez zęby dziewczyna. Prychnęła pod nosem i skierowała swoje kroki do domu. (...) 
 
~*~ koniec retrospekcji ~*~
 
          - No, a póżniej się do mnie nie odzywała, ignorowała mnie, aż dzisiaj... Sam wiesz. - westchnęła Luiza, kończąc opowiadać. Alan tylko skinął głową i wypuścił mocno powietrze z płuc. 
          - Nie przejmuj się... Ludzie pogadają, a za chwilę znajdą inną sensację i zapomną o tej całej sytuacji. - stwierdził chłopak i uśmiechnął się do dziewczyny, siedzącej obok niego. - Ale teraz chodźmy na lekcję. Zaraz będzie dzwonek. - dodał po chwili i wstał z miejsca, a zaraz po nim to samo uczyniła Luiza i obydwoje wrócili do szkoły. (...)
 
          - Spoufalasz się z wrogiem? Sanchez odbiło ci? - zapytał Ksawery, widząc, że Alan wrócił do szkoły razem z Luizą. 
          - Stary, zejdź ze mnie, co? 
          - No, ale... Bez przesady. Obchodzimy jakiś dzień dobroci dla złych ludzi? 
          - Przestań. Nie znasz jej... Nie wiesz jaka jest, kiedy nie jest z Mileną.
          - Ty też nie. Spędziłeś z nią 15 minut i myślisz, że ją poznałeś? Alan... Ocknij się człowieku! - naskoczył na kumpla Ksawi. 
          - Nie twierdzę, że ją poznałem. Przecież nic takiego nie powiedziałem... Po prostu moim zdaniem Luiza zyskuje przy bliższym poznaniu. - skwitował szatyn i wyminął przyjaciela, kierując się do klasy... Kiedy chłopak postawił kilka kroków zaczęło kręcić mu się w głowie, a on sam zsunął się po szafkach na podłogę. 
          - Alan! Stary, co jest? - Ksawery natychmiast podbiegł do przyjaciela i uklęknął obok niego. 
          - Wszystko ok... Po prostu zakręciło mi się w głowie. Nic takiego. - uśmiechnął się delikatnie Sanchez. - Chodźmy lepiej na ten angielski. 
          - Ale na pewno jest ok? Może zwolnić cię i odwieźć do domu? 
          - Nie, nic mi nie jest... Jeszcze tylko dwie lekcje. Wytrzymam. - Alan uspokoił Ksawerego i obaj poszli na lekcję. (...) 
 
**********
 
          "Spędziłam kolejny dzień w domu. O dziwo rodzice nie protestowali, ale nie wnikałam o co chodzi. Cieszyłam się po prostu z tego, że nie muszę oglądać tej parszywej mordy Wojtka i tej całej bandy idiotów... Brrr... Aż na samą myśl o nich robi mi się nie dobrze. ;/ Ech... Podobno w szkole była dzisiaj niezła akcja. Nic więcej nie wiem, bo Lola w SMS'ie napisała tylko, że opowie mi wieczorem. Nie wiem jak ona chce to zrobić, no ale... W ogóle sama nie chcę nikogo widywać, ale... W końcu będę musiała się przełamać. W poniedziałek idę już do szkoły i aż się boję co tam zastanę... Ale w sumie mam przyjaciół, którzy będą ze mną. Chociaż... Ja ich nadal mam? Nie spędzałam z nimi ostatnio tyle czasu, ile powinnam - ważniejszy był ten... Nie wiem nawet jak go nazwać. Nie ważne... Oho, słyszę dzwonek do drzwi. Ktoś przyszedł... Ciekawe kto to? Nikogo się nie spodziewamy przecież. [...]"  (...)
 
          - Hej kochana! - zawołała z uśmiechem Lola, wpadając prosto w ramiona przyjaciółki. - Jak się czujesz? 
          - Hej Lola. - uśmiechnęła się Mela. - Gdybym powiedziała, że świetnie to bym skałamała, ale mówiąc, że nie jest źle zawrę wszystko to, co czuję. - powiedziała filozoficznie szatynka, a Karolina spojrzała na nią dziwnym wzrokiem. - Oj, no nie patrz tak, już mi na mózg padło... Czuję się przeciętnie? Jeśli samopoczucie można tak określić. 
          - Dobra, rozumiem... Kiedy wracasz do szkoły. Bo tam normalnie takie akcje ostatnio, że... 
          - W poniedziałek. No właśnie, a propo tych akcji to... Co tam dzisiaj ciekawego się wydarzyło? 
          - Milena zerwała przyjaźń z Luizą. 
          - Co?! - Amelia z wrażenia aż otworzyła usta. 
          - Tak... Podobno dowiedziała się, że Luiza jednak jest biedna czy coś i się wkurzyła, a na przerwie obiadowej taki monolog wygłosiła, że po prostu głowa mała. - zaśmiała się Lola.
          - Zaraz, zaraz... Jak to Luiza biedna? O czym ty gadasz?
          - No normalnie. Nie znam szczegółów, Ali wie więcej, bo matka Luizy przyjaźni się z jego ciotką czy coś... A poza tym to on gadał o tym wszystkim z Szilberg, więc... A zresztą nie wiem, nie zagłębiałam się w to.  
          - Alan rozmawiał o tym z Luizą? - zapytała Mela, nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli. 
          - No... No tak. - przytaknęła Lola, spoglądając na przyjaciółkę. - Ej, Meli co jest? 
          - Nie, nic... Wiesz. Nie chcę cię wyganiać, ale... Chciałabym zostać sama. Odezwę się. - uśmiechnęła się smutno Amelka, a Karola tylko przytaknęła. 
          - Jasne, rozumiem. Trzymaj się mała. - uśmiechnęła się blondynka i wyszła z domu przyjaciółki... Jak tylko Karolina wyszła Amelka rozpłakała się i uciekła do swojego pokoju, i kładąc się na łóżku ukryła twarz w poduszce, mocząc ją łzami. (...)
 
**********
 
          Alana obudził dzwoniący telefon. Szatyn podniósł się i usiadł na łóżku, przecierając dłońmi oczy i chwycił do ręki komórkę, po czym nie patrząc na wyświetlacz - odebrał.
          - Halo? - zapytał zachrypniętym głosem i wstał z łóżka, wychodząc na balkon, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. 
          - Dzień dobry Alanie. Obudziłem cię? - w słuchawce rozbrzmiał głos ordynatora oddziału onkologicznego, którego Ali był pacjentem. 
          - Nie, nie obudził mnie pan... Dzień dobry. Stało się coś? Zmienił się termin wizyty, czy...?
          - Nie, spokojnie. Dzwonię tylko, żeby ci przypomnieć o dzisiejszej wizycie u nas i... Prosiłbym cię, żebyś zabrał ze sobą ostatnie wyniki badań, dobrze? Będę musiał je porównać. 
          - Dobrze, wezmę... Jeszcze coś, panie doktorze?
          - Nie, to wszystko. W takim razie widzimy się o 15:00. Miłego dnia. - zakomunikował mężczyzna i rozłączył się, a Alan tylko westchnął i oparł się o poręcz balkonu. Spuścił głowę w dół i wzrok wbił w trawnik przed domem, a z jego oczu mimowolnie wypłynęło kilka słonych łez. Chłopak potrząsnął energicznie głową i wrócił do pokoju, po czym podszedł do szafy, z której wyjął ubrania i razem z nimi wszedł do łazienki. (...)
 
          Kiedy wrócił do pokoju było kilka minut po siódmej, więc spakował się i zabrał telefon, a następnie zbiegł na śniadanie. Plecak zostawił w przedpokoju i wszedł do kuchni, witając się z rodzicami, po czym usiadł przy stole naprzeciw taty.     
          - Mamo... - powiedział po chwili, spoglądając na rodzicielkę, która w tym momencie odwróciła się z uśmiechem w jego stronę. 
          - Słucham synku.
          - Idę dzisiaj na badania, mówiłem wam... I potrzebuję ostatnie wyniki. Gdzie je włożyłaś? 
          - A no tak... W salonie w pierwszej szufladzie w komodzie. - uśmiechnęła się Sylwia i postawiła przed synem talerz z naleśnikami. - Smacznego. 
          - Dziękuję. - powiedział z uśmiechem chłopak i wziął się za jedzenie śniadania... Po kilku minutach talerz był już pusty, a Ali wstał od stołu i skierował się do salonu po wyniki. Kiedy miał je już w ręce wrócił do kuchni i pożegnał się z rodzicami, po czym założył plecak na ramię i wyszedł z domu, kierując się do samochodu i odjechał do szkoły. (...) 
 
**********
 
          - Robimy coś dzisiaj? - zapytała Lola, kiedy razem z Ksawerym i Alanem wychodzili ze szkoły. Chłopaki spojrzeli na nią i wzruszyli tylko ramionami. - Ej, róbmy coś! Piątek jest! 
          - Ech... Róbcie co chcecie ja idę dzisiaj na badania, ale od 17:00 jestem wolny. - uśmiechnął się Ali i skierował się do swojego samochodu. 
          - Badania? Coś nie tak? - zapytał Ksawery, tak, żeby tylko Alan mógł to usłyszeć.
          - No właśnie jeszcze tego nie wiem stary... - odpowiedział równie cicho szatyn i uśmiechnął się do Loli. - Jak chcecie możecie wpaść do mnie. 
          - Uważaj, bo zaraz zechcemy! - zaśmiała się Karolina, całując przyjaciela w policzek. 
          - Możecie zechcieć, mnie to nie przeszkadza... Ale wiecie, dopiero koło 17:30, ok? 
          - Jasne, jasne... W takim razie widzimy się wieczorem. - uśmiechnął się Ksawi, a Alan odwzajemnił gest i odpalił silnik, po czym pomachał przyjaciołom na pożegnanie i odjechał w stronę szpitala... Po kilkunastu minutach był już pod budynkiem. Wziął do ręki wyniki i wysiadł z samochodu, by po chwili wejść do szpitala. Kiedy tylko przekroczył próg budynku do jego wspomnień powrócił obraz dnia, kiedy poznał Ikę, a w jego oczach pojawiły się łzy... - Sanchez ogarnij się kretynie! Za dużo płaczesz w ostatnim czasie! - skarcił się w myślach i ruszył do windy, którą wjechał na drugie piętro i natychmiast udał się do gabinetu ordynatora. Zapukał do drzwi, a kiedy usłyszał, że może wejść nacisnął na klamkę. 
          - O, witam mojego ulubionego pacjenta. - uśmiechnął się mężczyzna i uścisnął dłoń Alana. 
          - Dzień dobry panie doktorze. - Ali odwzajemnił gesty i zajął miejce naprzeciwko doktora Kamińskiego. - Przyniosłem te wyniki, o które pan prosił. 
          - Dziękuję, ale może najpierw... Jak się czujesz?
          - Pyta pan o ogólne samopoczucie, czy w tym momencie? 
          - Ech... O ogólne. Domyślam się jak możesz się czuć przez ostatnie dni... Uwierz, że nam wszystkim tutaj jest bardzo przykro z powodu śmierci Jus...
          - Jest dobrze... Naprawdę, pogodziłem się już z jej śmiercią. A co do mojego samopoczucia to ostatnio miałem dużo stresujących sytuacji i zdarzało mi się tracić przytomność, ale poza tym jest wszystko w porządku. 
          - Tracić przytomność? - zastanowił się lekarz. - A często ci się to zdarzało?
          - Raz na kilka dni, ostatni raz wczoraj w szkole. - zakomunikował Alan i spojrzał na mężczyznę, siedzącego naprzeciwko niego. - Coś nie tak? 
          - Tego jeszcze nie wiem... Zaraz się o tym przekonamy, zapraszam na badania. - uśmiechnął się Kamiński i wskazał Alanowi drzwi. 
          - Dziękuję... Panie doktorze? 
          - Tak? Słucham Alanie. 
          - Bo... jeszcze o jednym pan nie wie. - powiedział szatyn i spuścił głowę w dół. Mężczyzna połozył mu dłoń na ramieniu dając znak, żeby chłopak kontynuował. - W dniu pogrzebu Justyny... Kiedy wróciłem do domu... Miałem krwotok. 
          - Obfity? Czy delikatny? To jest ważne. 
          - Delikatny... Zaczynam się bać, panie doktorze. - wyszeptał Alan.
          - Nic się nie martw. Jesteśmy tu po to, żeby ci pomóc. Chodźmy już... - stwierdził lekarza, a Ali tylko przytaknął głową. (...)
 
          "Już piątek... Znowu zostałam w domu, ale szczerze mówiąc - cholernie mi się nudzi. -,- Chciałabym gdzieś dziś wyjść, ale... Nie mam najzwyczajniej w świecie z kim. Loli nie będę o to prosić, bo z pewnością umówiła się z Ksawim. Zostaje Alan, ale... Ech, pomiędzy nami nie jest już tak jak dawniej, nie jesteśmy już chyba przyjaciółmi. :( W sumie obwiniać o to mogę tylko i wyłącznie siebie, więc... Zresztą, nie ważne. Już po 15:00, a ja nadal siedzę w piżamie. :) Wypadałoby się chyba przebrać, a wieczorem... Idę do Alana! Tak postanowiłam... Muszę z nim pogadać, wyjaśnić to wszystko, prosić o kolejną szansę, czy coś... Nie mogę tego wszystkiego tak zostawić! 
          PS. Tata we wtorek wraca do Kanady... :( [...]"
          Amelia zamknęła pamiętnik i zeskoczyła z parapetu, na którym siedziała. Odłożyła zeszyt na jego miejsce i podeszła do szafy. Otworzyła ją i po kilku minutach przeglądania ubrań wyjęła strój i weszła do łazienki. Tam wzięła prysznic, założyła ubrania, zrobiła makijaż i wyprostowała włosy. Kiedy była już gotowa uśmiechnęła się do swojego odbicia i wróciła do pokoju. Do kieszeni spodni schowała telefon i zeszła na dół do salonu, w którym byli jej rodzice. 
          - Jak się czujesz? - zapytała natychmiast Marta.
          - Wszystko w porządku. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Co oglądamy?
          - "Nocny lot". - zakomunikował Grzegorz i uśmiechnął się do córki, co Mela natychmiast odwzajemniła i usiadła na fotelu, podciągając nogi do brzucha. (...)
 
          Alan był już po wszystkich badaniach. Siedział zestresowany na korytarzu i ściskał w dłoni kubek wypełniony wodą... Nagle drzwi od gabinetu doktora Kamińskiego otworzyły się i stanął w nich mężczyzna. Z jego wyrazu twarzy nie można było nic wypisać - nie wyrażał w tym momencie żadnych emocji. Alan spojrzał na niego pytającym wzrokiem, na co mężczyzna zaprosił go do środka... 
          - I co, panie doktorze? Jak wyniki? - zapytał na wstępie szatyn, siadając przy biurku lekarza. 
          - Spokojnie, wszystko po kolei... Twoje wyniki zmieniły się, ale nieznacznie. To jest dobra wiadomość... 
          - Czyli jest też zła... - szepnął Alan, wpatrując się swoimi brązowymi oczami w doktora, który w tym momencie wstał z zajmowanego miejsca i podszedł do okna.
          - Tak jest zła, ale nie tragiczna... - stwierdził, po czym odwrócił się w stronę chłopaka i kontynuował. - To nie jest wyrok, Alan... Wyszedłeś z tego raz, wyjdziesz i drugi. Tym bardziej, że twój stan nie jest taki jak wtedy... Myślę, że na początek zastosujemy lekarstwa. - powiedział, podchodząc do biurka. - Wypisałem ci już recepty... Nie kupisz ich w pierwszej lepszej aptece, tutaj masz adres... A tutaj zalecenia jak masz stosować leki. - mężczyzna podał Alanowi kilka kartek i spojrzał na niego przyjaznym wzrokiem. - Nie smuć się. Masz dla kogo żyć... Nie chcę przechodzić przez tą rozmowę po raz kolejny, nie z tobą. Ty już to wszystko wiesz i mam nadzieję, że będziesz walczył... 
          - Tak, będę walczył. Obiecałem to komuś... Obiecałem, że choćby nie wiem jak było źle nie będę się poddawał. - uśmiechnął się delikatnie szatyn. 
          - No i na taką postawę czekałem... Widzimy się za dwa tygodnie... A, no i proszę cię. Jak najmniej nerwów... - poprosił mężczyzna. 
          - Postaram się. - uśmiechnął się Ali. - Dziękuję panie doktorze. 
          - Nie dziękuj, po to jestem. 
          - To w takim razie ja pojadę do tej apteki... Do widzenia. - pożegnał się Alan i opuścił gabinet ordynatora, po czym wyszedł z budynku szpitala. (...)
 
**********
 
          Wrócił do domu i natychmiast udał się do kuchni po szklankę wody... W pomieszczeniu zastał rodziców, którzy zawzięcie nad czymś dyskutowali. Jak zauważyli Alana umilkli i spojrzeli na niego wyczekująco. 
          - Co tak patrzycie? - zapytał chłopak nalewając wody do szklanki, ale rodzice nic nie odpowiedzieli. - Ech... Nawrót. Wiem, że nie to chcieliście usłyszeć, ja też, ale to nie jest tragedia. Dam radę. - stwierdził Alan, odstawiając już pustą szklankę na blat. - Mam jakieś leki. Cholernie tego dużo, ale mają pomóc... 
          - Synku... - szepnęła Sylwia z załzawionymi oczami.
          - Mamo, nie płacz. Doktor Kamiński powiedział, że z tego wyjdę. Ja też w to wierzę, a poza tym obiecałem Ice, że będę walczył. Nie mogę jej zawieść... A teraz was przeproszę, muszę się przebrać... Za pół godziny przychodzi Lola i Ksawery. - zakomunikował chłopak i wybiegł z kuchni, kierując się do swojego pokoju i natychmiast podszedł do szafy, z której wyjął ubrania i zniknął z nimi w łazience. Po kilkunastu minutach wrócił do pokoju i zszedł ponownie do kuchni. Zabrał szklanki, jakiś sok i coś do jedzenia, wrócił do siebie i czekał na przyjaciół... (...)
 
          - No siema, siema Sanchez! - do pokoju Alana weszła Karolina, a za nią Ksawery z ogromnym uśmiechem na ustach. 
          - Hej, hej. - uśmiechnął się szatyn i przytulił przyjaciółkę, a Ksaweremu przybił piątkę. 
          - No i jak? - zapytał prosto z mostu Jankowski. 
          - Pytasz o badania? - zapytał Ali, żeby się upewnić, a w odpowiedzi dostał twierdzące kiwnięcie głową. - Nawrót... Ale błagam nie litujcie się, nie mówcie, że wam przykro, bo mi nie jest... Stało się, nie wyleczyłem się po prostu do końca z tego cholerstwa i tyle w tym temacie... Dostałem jakieś leki, które mają pomóc i będę je zażywał. Muszę walczyć... 
          - Jasne... To może zmieńmy temat, co? - zapytał Ksawi, a reszta się tylko uśmiechnęła. Lola wstała z łóżka Alana i przeszła się po jego pokoju, napotykając leżącą na podłodze obok kosza kartkę. Podniosła ją i rozwinęła, a jej oczom ukazał się tekst piosenki... (...)
 
***** W tym samym czasie... *****
 
          Mela wyszła z domu i przeszła na drugą stronę ulicy, kierując się do drzwi domu Alana. Zadzwoniła dzwonkiem, a już po chwili drzwi otworzyła jej Sylwia. Szatynka uśmiechnęła się do kobiety, co ona szybko odwzajemniła.
          - Dobry wieczór. Zastałam Alana? - zapytała dziewczyna.
          - Dobry wieczór. Tak, jest u siebie z Karoliną i Ksawerym... - powiedziała kobieta i wpuściła Melę do środka.
          - Dziękuję... To ja do nich pójdę. 
          - Dobrze, jakbyście czegoś potrzebowali jestem w salonie. - powiedziała Sylwia, na co Amelka przytaknęła i weszła po schodach na górę... Już miała pukać do drzwi, kiedy usłyszała rozmowę przyjaciół...: 
          - Co to jest? - zapytała Lola, machając znalezioną kartką. Alan spojrzał na nią z uśmiechem i wzruszył ramionami.
          - Piosenka. Napisałem niedawno... Ale mi się nie spodobała, więc wyrzuciłem. 
          - Jest dla Amelii, tak? - dopytywała Karolina, siadając obok szatyna. 
          - No tak, dla Amelii... - westchnął chłopak. 
          - Zagraj ją... - uśmiechnęła się Lola, a Ali spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.
          - Wolałbym nie. - skwitował i wstał z miejsca. 
          - Stary, nie daj się prosić... Zaśpiewaj nam chociaż kawałek. - wtrącił Ksawery.
          - Prosimy. - powiedziała słodko Lola.
          - Boże, co ja z wami mam... Dobra, zagram. - zaśmiał się Alan i wziął do ręki gitarę, zaczynając grać... A po chwili zaczął też śpiewać:
 

"Kiedy zadzwonić ty wiesz i płakać na ramieniu

O każdej porze nocy i dnia
Do kogo zwrócić się wiesz, bo tylko ja naiwny
Do ciebie zdążę nim spłynie łza
A gdy już wszystko dobrze, niepotrzebny
Odchodzę w cień całkiem sam
I widzę ciebie z innym, kolejnym
I nigdy to nie będę ja
Przyjaciel nic więcej, nic więcej, więcej nic
Przyjaciel blisko tak, blisko, daleko zbyt
By znaczyć dla ciebie tyle co dla mnie ty
Co takiego widziałaś w nim
Ja dałbym wszystko by z tobą być
Kocham twoje słodkie łzy
Bo tylko wtedy dzwonisz bym posłuchał co u ciebie nie tak
Czekam na twój znak
Od czego jest przyjaciel
By zwierzyć się i powiedzieć pa
A gdy już wszystko dobrze, niepotrzebny
Odchodzę w cień całkiem sam
I widzę ciebie z innym, kolejnym
I nigdy to nie będę ja..."
 
          Mela, która to wszystko słyszała za drzwiami zadrżała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Dziewczyna oparła się o ścianę, po której zsunęła się na podłogę i zaczynając płakać słuchała dalej tego, co śpiewał Alan, a z każdym słowem z jej oczu płynęło coraz więcej łez... 
 

"Przyjaciel nic więcej, nic więcej, więcej nic

Przyjaciel blisko tak, blisko, daleko zbyt
By znaczyć dla ciebie tyle co dla mnie ty
Co takiego widziałaś w nim
Kiedyś zobaczysz, kiedyś zrozumiesz
W końcu uwierzysz w nas
To czego szukam było tak blisko
To co tak dobrze znasz
Kiedy zobaczysz, kiedy zrozumiesz
Ja będę czekał tam
Otworzysz oczy, otworzysz serce
Przy tobie będę ja
Kiedy zrozumiesz ja będę czekał tam 
Otworzysz serce, 
Przy tobie będę ja
Przyjaciel nic więcej, nic więcej, więcej nic
Przyjaciel blisko tak, blisko, daleko zbyt
By znaczyć dla ciebie tyle co dla mnie ty
Co takiego widziałaś w nim (2x)
Ja dałbym wszystko by z tobą być..."
 
          Alan skończył grać i śpiewać, a na twarzach Karoliny i Ksawerego pojawił się uśmiech... Natomiast Mela, która nadal była pod drzwiami, wstała z podłogi i z płaczem zbiegła po schodach, po czym wybiegła z domu Alana... (...)


______________________________________________________________


nareszcie napisałam! *o* długo mi zeszło, no ale...
ech... to już jest koniec! znaczy jeszcze 30 rozdział i epilog ;<


nie będę się rozpisywać, bo szczerze to mi się nie chce... w poniedziałek do szkoły! za jakie grzechy?! ;/ #whatever

dobra... więc - jak się podobał rozdział? wiem, że krótki, ale niestety nic więcej nie zdołałam już z siebie "wycisnąć" -,- zabieram się już za pisanie kolejnego, więc mam nadzieję, że pojawi się szybciej niż ten! :D

Nikaa. ♥



CZYTASZ = KOMENTUJESZ

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 28


***** Kilka dni później... *****
          
          Chodziła nerwowo po holu lotniska i czekała na swojego tatę, który przyjeżdża dzisiaj z Kanady. Samolot wylądował już 10 minut temu, a Grzegorza nadal nie było... Amelka zaczynała się coraz bardziej denerwować i już wyciągała telefon, żeby zadzwonić do taty, ale w tym samym momencie podszedł do niej mężczyzna.
          - Cześć córeczko! - zawołał i mocno przytulił do siebie Melę.
          - Nareszcie, już się zaczynałam martwić o ciebie. - powiedziała dziewczyna, całując tatę w policzek. 
          - Jak widać nie potrzebnie... Gdzie mama?
          - W domu, czeka na nas. - powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się delikatnie.
          - Sama przyjechałaś? - zapytał mężczyzna, a szatynka tylko przytaknęła. - Nie wierzę... Moja córka zdała egzamin. 
          - Nie mów, że we mnie nie wierzyłeś. 
          - Oj wierzyłem, wierzyłem. Trzymałem przecież za ciebie kciuki... No to co, jedziemy do domu? 
          - Jasne. Chodźmy. - uśmiechnęła się Amelia i razem z tatą opuścili lotnisko. (...)

          - A co słychać u Alana? - zapytał Grzegorz, przerywając ciszę panującą w samochodzie. Amelia spojrzała na niego załzawionymi oczami i pokręciła przecząco głową, dając tacie znak, że nie chce o tym rozmawiać. - Ok. Już o nic nie pytam, ale... Wieczorem masz mi wszystko opowiedzieć, jasne? 
          - Dobrze tatku, ale na razie nie mówmy o tym... Kiedy wracasz do Kanady? - zapytała dziewczyna, chcąc zmienić temat. 
          - Dopiero przyjechałem, a ty już pytasz, kiedy wracam?
          - Oj, chcę po prostu wiedzieć ile mam czasu, żeby nacieszyć się moim tatusiem. - powiedziała z uśmiechem Mela.
          - Zostaję całe 2 tygodnie. - zakomunikował Grzegorz. - Mam nadzieję, że ze mną wytrzymacie. 
          - No nie wiem, nie wiem. Już przyzwyczaiłyśmy się, że cię nie ma... Żartuję. - zaśmiała się szatynka, parkując przed domem i wysiadła z samochodu, a po chwili to samo uczynił Grzegorz i wyjął z bagażnika walizkę, po czym razem z córką wszedł do domu. Od razu po przekroczeniu progu przywitał ich Fado, który zaczął skakać po nogach Grzegorza. - Tak, Fado też się za tobą stęsknił. - uśmiechnęła się Amelka. - Mamo! Jesteśmy! - zawołała dziewczyna, a już po chwili w przedpokoju pojawiła się Marta. 
          - Cześć kochanie. - uśmiechnął się Grzegorz i przytulił żonę, całując ją w policzek. 
          - Tęskniłam. - stwierdziła Marta, odsuwając się od męża.
          - Ja też, cholernie za wami tęskniłem. Ale teraz całe 2 tygodnie spędzimy razem. - uśmiechnął się mężczyzna przytulając Martę i Amelię. 
          - Super... Chodźcie, obiad jest już gotowy. - powiedziała mama Amelki odsuwając się od męża i poszła do kuchni, a za nią wszedł Grzegorz i ich córka. (...) 

**********


          W domu Amelii rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Dziewczyna niechętnie podniosła się z kanapy w salonie, gdzie siedziała razem z rodzicami i oglądała z nimi film. Podeszła do drzwi i otworzyła je, a jej oczom ukazała się Lola i Ksawery. 
          - Hej. - uśmiechnęli się obydwoje.
          - Cześć. - Mela odwzajemniła gest. - Wejdźcie. - dodała wpuszczając przyjaciół do środka.
          - Przeszkadzamy? Wiemy, że twój tata przyjechał i... - zaczęła Karolina.
          - Nie, nie przeszkadzacie. Spędziliśmy całe po południe w trójkę. Powinni się chwilę sami sobą nacieszyć... Chodźcie na górę. - uśmiechnęła się Amelka. 
          - Córciu, kto to? - z salonu dobiegł głos Marty. 
          - Karolina i Ksawery. - odpowiedziała dziewczyna, a jej przyjaciele weszli do salonu i przywitali się z rodzicami Amelii. 
          - Dobry wieczór. - powiedzieli równocześnie. - Miło pana widzieć. 
          - Dobry wieczór... Was też. - uśmiechnął się Grzegorz. 
          - Tak... A teraz my was przeprosimy, pójdziemy do mnie. - powiedziała Mela, na co jej rodzice przytaknęli tylko głowami. A Grzegorz posłał córce znaczące spojrzenie, na co dziewczyna tylko skinęła głową, że pamięta o rozmowie, która ich czeka i razem z przyjaciółmi weszła po schodach na górę. (...)

          - Co was do mnie sprowadza? - zapytała, kiedy całą trójką siedzieli już w jej pokoju.
          - Chodzi o Alana. - zaczął Ksawery, a Amelka zmierzyła go dziwnym spojrzeniem i z wielkim świstem wypuściła powietrze. 
          - Nie chcę o tym rozmawiać, dobrze o tym wiecie. Rozmowy o nim w ostatnim czasie nie prowadzą do niczego dobrego. - powiedziała szatynka i spojrzała na Lolę.
          - Wiemy, ale... Mela tak nie może być! - stwierdził chłopak. 
          - Jak?! - zapytała z wyrzutem szatynka.
          - Amelka ty nie widzisz tego jak on się zmienił odkąd nie jesteście razem. Nie spędzasz z nim czasu tak, jak my... - westchnęła Lola. - On nie jest już tym samym Alanem. Zamknął się w sobie... Nie uśmiecha się, nie chce z nami rozmawiać. 
          - I to jest moja wina, tak? 
          - My tego nie powiedzieliśmy. - zareagował Ksawi.
          - Nie, ale też nie zaprzeczyliście... Nie chciałam go doprowadzić do takiego stanu. Ale trudno, stało się... Czasu nie cofnę, a uwierzcie, że bardzo bym chciała. Gdybym mogła cofnąć się do tamtego cholernego wieczora, kiedy to się zaczęło to zrobiłabym to i nie dopuściłabym do tego, żeby spotkać się wtedy z Wojtkiem. 
          - Mela... Możesz przecież to wszystko odkręcić. Możesz odbudować wasz związek! 
          - Nie Ksawery, nie mogę! - skwitowała Amelia, a w jej oczach zabłysnęły łzy. - Przepraszam was, ale nie poruszajmy już nigdy tego tematu. Alan Sanchez już mnie nie obchodzi... - dodała po chwili i głęboko westchnęła.
          - Jakoś nie chce mi się w to wierzyć Mela. - stwierdził Ksawi wpatrując się w przyjaciółkę. 
          - Uwierz... - powiedziała pewnie Amelia, chociaż w głębi siebie sama w to nie wierzyła. - Przepraszam, ale... Nie żebym was wyganiała, czy coś, ale jestem zmęczona. 
          - Jasne, już idziemy. - uśmiechnęła się Lola i wstała z miejsca. - Widzimy się jutro w szkole, tak? 
          - Oczywiście. - powiedziała Mela z uśmiechem i przytuliła przyjaciół na pożegnanie. 
          - To w takim razie do jutra. - powiedział Ksawery i razem z Karoliną wyszedł z pokoju przyjaciółki, a następnie, żegnając się z rodzicami Amelii, z jej domu. (...)

          "Tata nareszcie przyjechał! Jak ja się cieszę, że jest z nami i zostaje całe 2 tygodnie! :) Mam nadzieję, że zdążymy się nim z mamą nacieszyć, bo następnym razem przyjedzie dopiero na ten długi majowy weekend... Chociaż i tak wcześniej się będziemy z nim widzieć, bo Wielkanoc spędzamy w Kanadzie. <3 Ech... Ale nie o tym chciałam pisać. Za chwilę pewnie tata tu przyjdzie. Obiecałam mu rozmowę na temat 'mnie i Alana' - boję się tego trochę, bo wiem, że Alan był (i jest) dla taty jak jego własny syn i dlatego właśnie ta rozmowa będzie mega trudna, ale mam nadzieję, że dam radę... :) + Wieczorem odwiedzili mnie Karolina i Ksawery. Mówili coś, że Alan się zmienił, zamknął się w sobie, nie chce z nikim gadać... I obwiniali o to MNIE! W sumie może to i trochę moja wina, ale bez przesady! Jakoś jak go tydzień temu widziałam w parku to nie wyglądał na przybitego, wręcz przeciwnie... Kurde, czemu ja się tak wkurzam?! Zazdrosna jestem? [...]" 
          - Mela, mogę wejść? - zza drzwi dobiegł głos Grzegorza. Amelka natychmiast zamknęła pamiętnik i schowała go pod poduszkę. 
          - Tak, tato, wchodź! - zawołała dziewczyna, a już po chwili do pokoju wszedł jej tata z uśmiechem na ustach. 
          - No to... Opowiadaj. O co chodzi? - zapytał mężczyzna siadając obok córki, głaszcząc, leżącego na łóżku Fada. 
          - Nie bardzo wiem od czego zacząć. - stwierdziła Mela spuszczając wzrok. 
          - Kochanie, nie chcę znać całej historii... Powiedz mi tylko to, co najważniejsze. Wyobrażam sobie jakie to może być dla ciebie trudne. 
          - Ech... Chodzi o Wojtka - pamiętasz, opowiadałam ci o nim, to ten nowy uczeń. - zaczęła Amelka, a Grzegorz przytaknął głową, na znak, że pamięta... - No więc... W pewnym sensie przez niego zerwałam z Alanem. Znaczy... Nie ja zerwałam z nim, tylko on ze mną, ale ja sama się o to prosiłam. 
          - Czekaj, czekaj. Czyli... Zdradziłaś Alana z Wojtkiem, on się o tym dowiedział i z tobą zerwał. Dobrze zrozumiałem?
          - Tak, tak to wygląda w wielkim skrócie. - przytaknęła Amelia. 
          - Oj córcia... Na pewno domyślasz się co ja o tym myślę. - westchnął Grzegorz, spoglądając na córkę. - Wiesz, że traktowałem Alana jak własnego syna i ciężko mi zrozumieć to jak... 
          - Wiem, tato. Mnie też z tym ciężko, ale... Sama się o to w pewnym sensie prosiłam. 
          - W tym akurat masz rację... A teraz jesteś z tym Wojtkiem chociaż? 
          - Ehe... Pewnie chcesz go poznać, co? - zapytała Mela przygryzając wargę. 
          - Jakoś niespecjalnie mnie do tego ciągnie. - zaśmiał się mężczyzna. - A jesteś szczęśliwa? 
          - Tak tato, jestem. - powiedziała, ale jakoś bez przekonania, Amelia. Grzegorz to zauważył, ale postanowił to przemilczeć.
          - W takim razie... Nie mam nic do dodania. Nie będę ci tu prawił kazań, bo zaraz będzie, że w tej Kanadzie mi się coś stało i jestem starym, zrzędliwym zgredem.
          - Wcale bym tak nie pomyślała! - oburzyła się Mela.
          - Dobra, dobra... Zostawmy to już. Idź już lepiej spać, bo prawie północ i nie wstaniesz jutro do szkoły. - powiedział Grzegorz i pocałował córkę w czoło. 
          - Tato... - powiedziała Mela, kiedy mężczyzna był już przy drzwiach. - Kocham cię i... dziękuję.
          - Nie dziękuj, bo nie masz za co... Też cię kocham, śpij dobrze. - uśmiechnął się i wyszedł z pokoju Amelki, a ona już po chwili odpłynęła. (...)


**********


          Obudził ją jakiś szmer nad łóżkiem. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą sylwetkę swojego taty... Przeciągnęła się na łóżku i przetarła dłońmi oczy, po czym uśmiechnęła się w stronę Grzegorza. 
          - Przepraszam, nie chciałem cię obudzić, ale... 
          - Nic się nie stało. Która godzina? 
          - 6:15. - powiedział mężczyzna zerkając na zegarek. - Co chcesz na śniadanie? 
          - Nic... - wzruszyła ramionami dziewczyna, ale napotkała groźne spojrzenie taty. - To znaczy w tym sensie, że zjem płatki. 
          - O nie... Może mama pozwala ci jeść płatki, ale ja tak nie zrobię. Tosty, omlet, jajecznica? A może coś innego?
          - Tato... - jęknęła Amelka. 
          - Nie ma żadnego tato, tylko co jesz na śniadanie. 
          - Powiedziałam: płatki. - westchnęła Mela i chciała wstać z łóżka, ale jak tylko się podniosła została brutalnie rzucona z powrotem na materac i Grzegorz zawisł nad nią łaskocząc ją po brzuchu. - Tato... Pro-proszę! Prze-przestań! - krzyczała przez śmiech dziewczyna. 
          - Nie. 
          - Mamo! Ratunku! 
          - Mama ci nie pomoże... - zaśmiał się Grzegorz. - Przestanę jak powiesz co chcesz na śniadanie. I nie przyjmuję odpowiedzi, że płatki. Płatki to nie śniadanie. - stwierdził przestając łaskotać córkę, ale nadal przytrzymywał ją na łóżku. 
          - Ech... Dobra. Chcę jajecznicę z pomidorami. - Amelia wytknęła język w stronę taty i delikatnie się uśmiechnęła. 
          - Dobra odpowiedź. - powiedział mężczyzna schodząc z łóżka i wyszedł z pokoju córki, schodząc na dół. Mela natomiast uśmiechnęła się do siebie i wstała z łóżka podchodząc do szafy. Otworzyła ją i wyjęła ubrania, które zabrała ze sobą do łazienki... Tam wzięła szybki prysznic, ubrała się, zrobiła delikatny makijaż, a włosy związała w luźny warkocz na lewym ramieniu. Po wykonaniu tych wszystkich czynności wróciła do pokoju, zabrała torbę z książkami, telefon i zbiegła na dół. 
          - Cześć mamuś. - uśmiechnęła się do rodzicielki i usiadła do stołu, a już po chwili przed nią stał talerz z jajecznicą. (...) 

          - Dobra, ja lecę. Wojtek już przyjechał. - zakomunikowała Amelka, zakładając kurtkę. Dziewczyna już chciała wychodzić, kiedy zatrzymała ją Marta. 
          - Dobrze córeczko, ale... Chciałabym, żebyś wróciła do domu zaraz po szkole, ok?
          - Jasne, ale... Stało się coś? 
          - Nie, wszystko ok. Po prostu jedziemy do dziadków na obiad. 
          - Aha. Trzeba było tak od razu. - zaśmiała się szatynka. - Nie strasz mnie więcej... A teraz już muszę lecieć, papa. - uśmiechnęła się i pocałowała kobietę w policzek, a do taty pomachała i wyszła z domu. Kiedy zamknęła za sobą drzwi zerknęła na drugą stronę ulicy i zobaczyła, że Alan też wychodzi z domu i on również patrzył na nią... Dziewczyna już chciała do niego pomachać, ale zrezygnowała, kiedy zobaczyła, że chłopak kręci z dezaprobatą głową. Westchnęła tylko i wsiadła do samochodu Wojtka. 
          - Cześć kotek. - uśmiechnął się chłopak i pocałował ją w usta, na co tylko słodko się uśmiechnęła. - Jesteś cała i zdrowa, więc żadnej kolizji wczoraj nie było, tak?
          - Oczywiście, dowiozłam tatę całego i zdrowego. - uśmiechnęła się Mela, zapinając pasy.
          - Zuch dziewczynka. - powiedział Wojtek i odjechał spod domu Amelii, kierując się do szkoły. - Jakieś plany na wieczór? - zapytał po chwili, przerywając ciszę, panującą w samochodzie.
          - Plany są, ale tobie się one nie spodobają, bo nie jesteś uwzględniony. - stwierdziła dziewczyna, zerkając na Wojtka.
          - To znaczy?
          - Jadę z rodzicami na obiad do dziadków. A z racji tego, że jest piątek to pewnie zostaniemy do samego wieczora. 
          - Uuuu... Myślałem, że gdzieś razem wyjdziemy, no ale trudno. Obiad u dziadków ważna rzecz. - uśmiechnął się chłopak. 
          - Ale jak chcesz cały jutrzejszy dzień mogę zarezerwować dla ciebie. - uśmiechnęła się delikatnie Amelka i zagryzła wargę, uświadamiając jak dwuznacznie to mogło zabrzmieć. 
          - Zastanowię się nad tym... - uśmiechnął się szatyn, spoglądając w lewo, po czym cicho się zaśmiał. - Lubię jak to robisz. 
          - Jak robię co? - zaciekawiła się Mela.
          - Jak przygryzasz wargi... - odparł chłopak, parkując przed szkołą. - Wyglądasz wtedy bardzo seksownie. - dodał tuż przy ustach Amelii, po czym namiętnie ją pocałował. 
          - Doprawdy...? - zaśmiała się Amelka odsuwając się od Wojtka i wysiadła z samochodu, kierując się do wejścia do szkoły. (...)


**********


          Wyszedł ze szkoły z Karoliną i Ksawerym, którzy ciągle się z czegoś śmiali, jednak jemu od kilku dni nie było do śmiechu, a to dlatego, że stan Justyny z dnia na dzień się pogarszał. Lekarze mówili, że śmierć jest nieunikniona, jej organizm nie wytrzymał walki z rakiem... Zamyślony chłopak, kierował się do swojego samochodu, kiedy poczuł lekkie szarpnięcie za ramię. Podniósł głowę i napotkał wzrok Ksawerego.
          - Ali, pytałem o coś. Słuchasz mnie w ogóle? - zapytał blondyn.
          - Przepraszam, zamyśliłem się. O co pytałeś?
          - Tak, zauważyłem. Ostatnio ciągle chodzisz jakiś nieobecny. Co jest? 
          - Nic, nie ważne... O co pytałeś, bo nie ukrywam, że trochę mi się spieszy. - stwierdził Alan.
          - Masz jakieś plany na wieczór? Może wpadłbyś do mnie? Obejrzelibyśmy mecz... Hiszpania gra towarzysko z Włochami. 
          - Sorry, stary, ale spasuję. Jadę do szpitala do Justyny. - zakomunikował Alan i otworzył drzwi samochodu. - Innym razem. Na razie. - pożegnał się i wsiadł do samochodu, a już po chwili odjechał ze szkolnego parkingu... Po 10 minutach był już pod domem. Wyszedł z samochodu i wbiegł do domu.
          - Alan?! - usłyszał głos mamy.
          - Tak! Ale ja tylko na moment, wpadłem po gitarę i jadę do Iki. - powiedział chłopak i pobiegł do swojego pokoju. Zabrał instrument do ręki i zszedł z powrotem na dół. Kierował się już do drzwi, kiedy zatrzymała go Sylwia. 
          - Obiad jest gotowy, chodź. 
          - Mamo, ale...
          - Synek, 10 minut. Zjesz i już cię nie będę zatrzymywać. - uśmiechnęła się kobieta nalewając zupy na talerz. (...)

          - O której wrócisz? - zapytała Sylwia, kiedy Alan wychodził z domu. - Nie chcę kolejnego wieczora spędzić sama.
          - Wrócę jak najszybciej się da, obiecuję. - uśmiechnął się chłopak i pocałował mamę w policzek. Odwrócił się i wyszedł z domu, a na podjeździe zobaczył samochód Javiera. - Cześć tato! Co ty robisz tak wcześnie w domu? - zapytał z uśmiechem. 
          - Cześć synu. - Javier odwzajemnił uśmiech. - Skończyliśmy wcześniej i mamy cały weekend wolny, nareszcie spędzę z wami trochę czasu... Jedziesz do Justyny? - zapytał po chwili mężczyzna, widząc, że Alan trzyma w ręce gitarę.
          - Tak, nie najlepiej z nią i chcę z nią trochę posiedzieć. Miałem wrócić wcześniej niż zwykle, bo zapowiadało się, że mama kolejny wieczór spędzi sama, no ale... Skoro jesteś ty to...
          - Jasne, nie tłumacz się. Uściskaj ją ode mnie. - Javier poklepał syna po ramieniu i wszedł do domu. A  Ali wsiadł do samochodu i pojechał do szpitala. Po 20 minutach chłopak zaparkował na szpitalnym parkingu i zabierając ze sobą gitarę wszedł do budynku. Od razu udał się do windy i nacisnął odpowiedni guzik. Po chwili winda ruszyła i Alan trafił na oddział onkologiczny. 
          - Dzień dobry Alanie. - uśmiechnęła się pani Ania i przytuliła chłopaka.
          - Dzień dobry. Jak ona się czuje? - zapytał szatyn, wskazując drzwi sali, w której leżała Ika. 
          - Moim zdaniem z minuty na minutę jest coraz gorzej, ale ona ciągle mówi, że czuje się cudownie i ciągle się uśmiecha. 
          - Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnął się Alan. - Mogę?
          - Oczywiście. Już na ciebie czeka. 
          - Dziękuję. - powiedział chłopak i delikatnie nacisnął klamkę, po czym wszedł do sali. - Cześć Ika. - uśmiechnął się podchodząc do łóżka przyjaciółki.
          - Ali... Już myślałam, że nie przyjdziesz. - westchnęła dziewczyna, również się uśmiechając. - Przyniosłeś gitarę. Zaśpiewasz mi coś? 
          - Daj odetchnąć... Jak się czujesz? - zapytał, siadając na krzesełku obok łóżka i wyjął gitarę z pokrowca.
          - Dobrze. Nawet bardzo... Co śpiewamy? - zapytała podekscytowana Justyna podnosząc się delikatnie na łóżku. 
          - Ależ ty jesteś niecierpliwa. - Alan pokręcił głową i przejechał palcami po strunach. - Ty coś wybierz.  
          - Nie wiem, może... "Don't cry"? - zapytała rudowłosa na co Ali delikatnie przytaknął i zaczął grać utwór. Przesuwał palcami po strunach w wielkim skupieniu, a po chwili zaczął również śpiewać:


Talk to me softly / Mów do mnie łagodniej
There's something in your eyes / Jest coś w twoich oczach
Don't hang your head in sorrow / Nie zwieszaj głowy w rozpaczy
And please don't cry / I proszę, nie płacz
I know how you feel inside I've / Wiem jak się czujesz w środku
I've been there before / Byłem tam przedtem
Somethin's changin' inside you / Coś się w tobie zmienia
And don't you know / I czy nie wiesz tego?

          Po wyśpiewaniu tych słów spojrzał na Justynę, a po chwili ona dołączyła do niego i śpiewali razem:


Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
I still love you baby / Nadal Cię kocham, skarbie
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy 
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy 
There's a heaven above you baby / Nad Tobą wiszą niebiosa
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy

          Alan spojrzał na Ikę, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy... Chłopak chciał przestać grać, ale dziewczyna pokiwała przecząco głową, chcąc, aby Alan kontynuował. Przymknęła powieki i pozwoliła łzom swobodnie płynąć po jej policzkach:


Give me a whisper / Podaruj mi szept
And give me a sign / Daj mi znak
Give me a kiss before you / Uracz mnie pocałunkiem zanim
tell me goodbye / Powiesz: 'żegnaj'
Don't you take it so hard now / Nie znoś tego tak ciężko
And please don't take it so bad / I proszę, nie znoś tego tak źle 
I'll still be thinkin' of you / Nadal będę o Tobie myślał
And the times we had... baby / I o czasach które mieliśmy... kochanie

          Teraz Alan również poczuł, że pod powiekami zbierają mu się łzy, widząc jak Justyna płacze. Ale nie chciał pokazać jej swojej słabości... Nie chciał tego, więc przymknął powieki i śpiewał dalej: 


Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy 
Don't you cry tonight / Nie płacz dziś w nocy 
There's a heaven above you baby / Nad Tobą wiszą niebiosa
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy

          Nie spodziewał się, że ta jedna piosenka wywoła u niego aż takie emocje. Nie spodziewał się, że aż tak bardzo się rozklei widząc bezsilność Justyny... Ponownie naszła go myśl, żeby przestać śpiewać i grać, bo przez płynące po policzkach łzy nic nie widział i z trudem wydobywał z siebie głos, ale za każdym razem jak przerywał choćby na chwilę Isia spoglądała na niego swoimi zielonymi oczami, a on... On nie był w stanie jej 'odmówić' i nadal grał i śpiewał: 


And please remember that I never lied / I proszę pamiętaj, że nigdy nie kłamałem
And please remember / I proszę pamiętaj
how I felt inside now honey / Jak się czułem, teraz kochanie
You gotta make it your own way / Musisz iść własną drogą
But you'll be alright now sugar / Ale dasz radę, skarbie
You'll feel better tomorrow / Poczujesz się lepiej jutro
Come the morning light now baby / Niech teraz przyjdzie poranny blask, kochanie

          Na ostatni refren Justyna się włączyła i razem zaśpiewali końcówkę piosenki:


And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy 
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy 
And don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy 
There's a heaven above you baby / Nad Tobą wiszą niebiosa
And don't you cry / Nie płacz...
Don't you ever cry / Nigdy nie płacz...
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy...
Baby maybe someday / Kochanie...może kiedyś...
Don't you cry / Nie płacz...
Don't you ever cry / Nigdy nie płacz...
Don't you cry tonight / Nie płacz dzisiejszej nocy...

          Chłopak ostatni raz przesunął palcami po strunach i głęboko odetchnął. Włożył gitarę do pokrowca i odłożył ją obok krzesła, po czym spojrzał na Justynę, która patrzyła na niego zamglonym od łez wzrokiem. 
          - To nasza piosenka. - wyszeptała dziewczyna. 
          - Nasza? - zapytał zaciekawiony Alan.
          - Moja i Kuby... Pierwszy raz pocałował mnie właśnie przy tej piosence. - Ika uśmiechnęła się na to wspomnienie, a po jej policzkach ponownie zaczęły płynąć łzy. Alan, nie mogąc na to dłużej patrzeć usiadł na łóżku przyjaciółki i mocno ją przytulił. 
          - Przesuń się trochę. - uśmiechnął się, a kiedy dziewczyna wykonała jego prośbę położył się obok niej i przytulił do siebie. 
          - Był tutaj dzisiaj... 
          - Kuba? - zapytał Ali, a Isia tylko pokiwała twierdząco głową. - Czego chciał? 
          - Przeprosił mnie i takie tam. Nie ważne... Lepiej mi powiedz co z tobą. 
          - A co ma być? - wzruszył ramionami chłopak.
          - Sanchez... Mam oczy, nowotwór mi ich nie zajął i na całe szczęście, bo mogę widzieć co się z tobą dzieje. 
          - Ika... - westchnął szatyn podnosząc się i usiadł na skraju łóżka, ukrywając twarz w dłoniach. Po chwili na plecach poczuł dotyk ręki rudowłosej. - Nie chcę cię tracić... 
          - Alan, tak będzie dla mnie lepiej, zrozum to. Dla mnie już nie ma ratunku... Ale dla twojego związku z Amelią jest. - wyszeptała dziewczyna, osuwając się na poduszkę. Alan natychmiast zerwał się na równe nogi i spojrzał przerażony na przyjaciółkę.
          - Justyna... Co... Co się dzieje? 
          - To nic takiego... - powiedziała dziewczyna głęboko oddychając. - Walcz o wasz związek Ali... Przecież wy nadal się kochacie. - dodała zamykając oczy.
          - Ika! Do cholery, otwórz oczy! Nie zostawiaj mnie, bez ciebie sobie z tym nie poradzę! - krzyczał Alan, łapiąc zielonooką za dłoń. Dziewczyna ścisnęła ją jak najmocniej potrafiła i otworzyła z trudem oczy. - Idę po lekarza. 
          - Nie! Ali... Ja już umieram. Żaden lekarz mi nie pomoże. Teraz będzie tylko lepiej... Już nie będę musiała cierpieć, nic mnie nie będzie boleć... - mówiła, a z każdym jej słowem głos coraz bardziej się jej łamał, a uścisk dłoni stawał się coraz słabszy... Natomiast z oczu Alana płynęło coraz więcej łez, których nie potrafił powstrzymać. - Alan... Weź sobie do serca moje słowa... Walcz o ten związek, walcz o tą miłość, bo jak nie to będę cię po nocach straszyć! - uśmiechnęła się dziewczyna. Aż dziwne, że w takiej chwili potrafiła jeszcze żartować, ale ona teraz już nic nie czuła... Nie czuła bólu, cierpienia, nic... - Kocham cię Ali, żegnaj. - wyszeptała z trudem i w tym momencie jej oczy się zamknęły, a z jednej z aparatur, znajdujących się obok łóżka dało się słyszeć przeraźliwy, ciągły pisk... Alan stał zdezorientowany i patrzył jak do sali wbiegają lekarze, dopiero kiedy jeden z mężczyzn nim potrząsnął ocknął się i zabierając gitarę wybiegł na korytarz. Pod ścianą zobaczył zapłakaną mamę Justyny. Natychmiast do niej podbiegł i mocno do siebie przytulił, a kobieta zaniosła się jeszcze większym szlochem. (...)

          Siedział pod szpitalną salą razem z panią Anią, jakby Justyna nadal tam leżała... Ale jej już nie było, przewieźli ją do prosektorium... Jej mama wciąż płakała wpatrując się w jeden punkt na ścianie, a on siedział na podłodze, oparty o ścianę z głową ukrytą w dłoniach... 
          - Jedź do domu. I tak już nic tu po nas. - usłyszał głos pani Ani. Spojrzał na nią i zauważył, że kobieta zakłada kurtkę. 
          - Racja... - westchnął zachrypniętym głosem. - Może panią odwiozę? Nie będzie się pani tłukła autobusem. - zaproponował.
          - Dobrze, dziękuję. - powiedziała kobieta i razem z szatynem wyszła ze szpitala. (...) 

**********


          Wjechał na podjazd, zgasił silnik i bezwładnie oparł głowę o kierownicę dając upust łzom. Już dawno chciał to zrobić, ale nie chciał pokazywać, że tak bardzo cierpi przy pani Ani... Nie chciał, żeby ona też się rozkleiła... Siedział tak, oparty o kierownicę i płakał, przypominając sobie wszystkie chwile spędzone z Justyną. Nie wiedział ile czasu tak spędził, ale kiedy zaczęło mu się robić zimno postanowił wejść do domu. Złapał gitarę do ręki i wszedł do domu. Zamknął drzwi chciał przemknąć niezauważony do swojego pokoju, ale niestety mu się to nie udało, bo zatrzymał go głos Sylwii:
          - Nareszcie wróciłeś. Jak Justynka? - zapytała, wychodząc z salonu, a zaraz za nią pojawił się Javier. Alan, kiedy usłyszał jej imię znieruchomiał, a z jego oczu popłynęły łzy, po raz kolejny tego wieczora nie poradził sobie z emocjami. Nic nie odpowiedział tylko wtulił się w ciało mamy jak mały, pięcioletni chłopiec, a Sylwia zdezorientowana odwzajemniła uścisk. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale Javier dał jej znak, żeby na razie nic nie mówiła i objął ich oboje delikatnie ich kołysząc... Stali w takim uścisku kilka minut, aż w końcu Alan odsunął się delikatnie od rodziców i z ogromnym bólem w oczach powiedział te 3 słowa, które paliły go w gardło:
          - Ona nie żyje... - i kolejna porcja łez wypłynęła z jego oczu, chłopak zachwiał się i gdyby nie to, że Javier go złapał zapewne by się przewrócił... (...) 

**********


          Alan przez cały weekend nie wychodził z domu. Siedział zamknięty w swoim pokoju i nikogo do siebie nie wpuszczał. Słuchał muzyki, śpiewał, płakał, wspominał, spał i tak w kółko... Aż w końcu w niedzielę po południu odebrał SMS'a od Ksawerego: "Stary, nie wiem co się z tobą dzieje cały weekend, ale wiem, że za 10 minut jestem u ciebie i nie przyjmuję sprzeciwu!"  Szatyn po przeczytaniu tej wiadomości tylko głęboko odetchnął i wstał z łóżka. Zszedł na dół, żeby tam poczekać na przyjaciela i pogadać z rodzicami, ale niestety ich nie zastał. Na stole w kuchni zauważył kartkę, napisaną przez Sylwię: "Synku. Pojechaliśmy z tatą do dziadków, wrócimy wieczorem. Nie pytaliśmy, czy chcesz jechać, bo i tak doskonale znaliśmy odpowiedź. Mam nadzieję, że poradzisz sobie przez te kilka godzin... Dzwoniła mama Jus pani Ania, kazała ci przekazać, że pogrzeb jest jutro o 14:00. PS. Kocham, Mama ;*" Przeczytał wiadomość i zgniótł kartkę, po czym wyrzucił ją do kosza. Nalał sobie wody do szklanki w tym samym momencie usłyszał dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć i w jednej chwili do jego domu wparował Ksawery.
          - Alan, co się z tobą dzieje do cholery?! - zapytał na wstępie blondyn.
          - Ej, ej, ej... Też miło cię widzieć. Napijesz się czegoś? Woda, sok, kawa, herbata, piwo? - zapytał ze spokojem Alan.
          - Woda... Powiesz mi co się dzieje? 
          - Trzymaj. - powiedział szatyn, podając kumplowi szklankę z wodą. - A co ma się dziać? - dodał, wzruszając ramionami. 
          - Od piątku nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na SMS'y. Stało się coś? Coś z Jus...
          - Nie wypowiadaj tego imienia! - krzyknął Ali, a po jego policzkach mimowolnie zaczęły płynąć łzy. 
          - O cholera, Alan... - Ksawery zakrył usta dłonią. - Tak mi przykro stary. - dodał i dotknął ramienia przyjaciela. Jak tylko Alan poczuł ten dotyk wtulił się w ciało Ksawerego i zaniósł ogromnym szlochem. - Spokojnie Ali... 
          - Jak ja mam być spokojny? Straciłem drugą osobę, na której mi cholernie zależało! - krzyknął chłopak i strącił ze stołu szklanki z wodą, które rozsypały się w drobny mak.
          - Alan! Uspokój się stary! Siłą niczego nie naprawisz... 
          - Tak, masz rację... Wiesz, Ksawi.
          - Hmmm? - zapytał blondyn, sprzątając szkło z podłogi.
          - Bo jutro jest jej pogrzeb i... Nie będzie mnie w szkole, rozumiesz. - powiedział szatyn, na co Ksawery przytaknął. - Gdyby ktoś pytał co się stało to... Po prostu nie mów o tym nikomu, ok? Mogę na ciebie liczyć?
          - Jasna sprawa. - uśmiechnął się Ksawery i poklepał przyjaciela po ramieniu. (...) 

**********


          "No i kolejny weekend dobiegł końca. :( Wczorajszy dzień bardzo miło spędziłam z Wojtkiem. :) Najpierw byliśmy na basenie, później na obiedzie, w kinie i na długim spacerze. *.* A dzisiaj natomiast z rodzicami byliśmy za miastem na pikniku. :D Kocham wiosnę... ;> Nie mam siły pisać, bo oczy mi się zamykają, jestem mega zmęczona i śpiąca. Fado już dawno chrapie na drugiej połowie mojego łóżka, a ja jeszcze nie zasnęłam... Jutrzejsze popołudnie zapowiada się ciekawie, ale niestety nie dla mnie... ;< Rodzice mają 23 rocznicę ślubu i z tej oto okazji jadą sobie gdzieś na cały dzień i wracają dopiero we wtorek po południu, a ja zostaję sama w domu. ;/ Może zaproszę Lolę na noc? O tak, to jest bardzo dobry pomysł. Jutro z nią o tym pogadam. :) A teraz zmykam spać... [...]"

**********


Przerwa obiadowa...

          - Hej. - uśmiechnęła się Amelia, podchodząc do stolika, przy którym siedziała Lola i Ksawery. 
          - Cześć. - odpowiedzieli zgodnie i spojrzeli pytającym wzrokiem na przyjaciółkę. 
          - A no tak... Gdzie jest Alan? 
          - No skoro go nie ma w szkole to pewnie jest w domu. - powiedział Ksawery wzruszając ramionami.
          - Tak, ale... Dlaczego? 
          - Nie wiemy, nie spowiada się nam. - powiedziała Karolina. - Ale nie przyszłaś po to. O co chodzi? - dodała i uśmiechnęła się do szatynki, a ona natychmiast to odwzajemniła. 
          - Tak, tak. No, bo... Mam dzisiaj wolną chatę i... Może byś wpadła do mnie na noc? Zrobimy sobie taki babski wieczór, pogadamy, co? 
          - Mela... Bardzo bym chciała, ale niestety nie mogę. Nocuję dziś u Ksawerego. - powiedziała blondynka i zerknęła na chłopaka, a on przytaknął. - Przepraszam.
          - Nie, nic się nie stało. Rozumiem... W takim razie... Wracam do Wojtka, pa. - powiedziała Amelka i wróciła do swojego chłopaka...
          - Czemu jej powiedziałaś, że nocujesz dziś u mnie? O co chodzi? - zapytał Ksawery, kiedy Amelia zniknęła mu z pola widzenia.
          - Tak po prostu... Nie wnikaj w to, ok? - zapytała Lola i pogładziła chłopaka po policzku. 
          - Ech... Nigdy nie zrozumiem kobiet. - zaśmiał się Ksawi. (...)

          Zbliżała się 14:00, a on nadal siedział na łóżku w swoim pokoju i nie wiedział czy iść na pogrzeb, czy sobie odpuścić i zostać w domu. Bił się z myślami już od dobrych kilku minut. Chciał się z nią pożegnać, ale wiedział też, że jeśli tam pójdzie to się rozklei... Po chwili podjął decyzję. Wstał z łóżka i zakładając kurtkę (strój) wyszedł z pokoju...
          - Już myślałam, że nie zejdziesz. - powiedziała Sylwia i przytuliła syna. - Odwiozę cię. I tak jadę do babci, a to po drodze. - dodała zabierając torebkę. Alan wzruszył tylko ramionami i wyszedł z domu, kierując się do samochodu. Po chwili obok niego pojawiła się jego mama i odjechali... Po niecałych 10 minutach byli pod kościołem. Ali siedział nadal w samochodzie i tępym wzrokiem wpatrywał się w świątynię. - Iść z tobą? - zapytała Sylwia, przerywając ciszę panującą w samochodzie. Chłopak spojrzał na nią smutnym wzrokiem i pokiwał przecząco głową. - Dobrze. Ale później zadzwoń to przyjadę po ciebie, ok?
          - Nie mamo. Zostań u babci, ja sobie poradzę. - uśmiechnął się nikło szatyn i przytulił mamę, po czym wysiadł i skierował się do kościoła. Jak tylko wszedł do środka jego wzrok padł na, stojącą na środku świątyni trumnę, a jego oczy zaszły łzami. Przymknął powieki i spuścił głowę w dół, kierując się do ławki. Nie chciał się rozpłakać na samym początku, bo wiedział, że później będzie mu jeszcze trudniej się opanować. Odetchnął głęboko i zajął swoje miejsce, a już po chwili z zakrystii wyszedł ksiądz i rozpoczęła się msza. (...)

**********

          
          Wróciła do domu w niezbyt dobrym humorze. W przedpokoju zdjęła kurtkę i poszła do kuchni napić się wody. Po chwili do pomieszczenia wbiegł uradowany Fado i zaczął skakać dziewczynie po nogach. Mela schyliła się i pogłaskała psiaka, a następnie wypuściła go na dwór, a sama poszła do salonu i włączyła telewizor na jakiejś muzycznej stacji... Po kilku minutach usłyszała drapanie w drzwi, więc wstała i wpuściła Fada z powrotem do domu, a następnie poszła do siebie do pokoju. Otworzyła szafę i wyjęła z niej luźniejsze ubrania, po czym się w nie przebrała i wróciła do salonu. Położyła się na kanapie i oglądała program muzyczny, a obok niej leżał Fado. (...)

          Na zegarze była godzina 17:30, a Alan dopiero wrócił do domu. Wszedł do środka, po czym nogą zatrzasnął drzwi. Nie 'bawił się' w kulturalne zamykanie drzwi, bo wiedział, że nikogo nie ma w domu. Zdjął kurtkę i rzucił ją na komodę w przedpokoju, a następnie pobiegł do swojego pokoju i od razu wyszedł na balkon. Zaciągnął się rześkim, wiosennym powietrzem i oparł się dłońmi o barierkę. Stał chwilę ze spuszczoną głową, ale po kilku minutach podniósł wzrok i skierował go w okna Amelii. Zauważył, że w jej pokoju świeci się tylko niewielka lampka przy łóżku, a po chwili do pokoju wchodzi dziewczyna, a za nią Wojtek. Chłopak zamknął drzwi i natychmiast zaczął całować szatynkę, kierując się z nią w stronę łóżka... Alan nie mógł na to patrzeć, wypuścił ze świstem powietrze z płuc, po czym wrócił do pokoju, zamykając drzwi balkonowe. (...)

          Leżeli na łóżku Amelki i namiętnie się całowali. Ręce Wojtka coraz pewniej 'badały' ciało dziewczyny, a po chwili znalazły się pod jej bluzką, a już po chwili Mela nie miała jej na sobie. Szatynka spojrzała na chłopaka, w którego oczach świeciły iskierki pożądania. Przygryzła delikatnie wargę i przyciągnęła go do siebie za róg jego koszulki, a już po chwili zaczęła ją z niego zdejmować. Kiedy T-shirt chłopaka leżał gdzieś na podłodze Mela złapała za pasek od jego spodni i odpięła go, a Wojtek zdjął z siebie spodnie, po czym zajął się Amelią. Zaczął całować ją po szyi, schodząc pocałunkami coraz niżej... Dziewczyna zaczęła coraz ciężej oddychać pod wpływem jego dotyku i odwróciła głowę w bok, a jej wzrok padł na ścianę, na której wisiało zdjęcie, które przedstawiało ją, Karolinę, Alana i Ksawerego. Całą czwórką siedzieli na szpitalnym łóżku i tworzyli zbiorowy uścisk. Wzrok Amelki mimowolnie padł na Alana... Siedział przygnębiony na tym łóżku z czapką na głowie, obejmując ją. Na ten widok w oczach Meli zabłysnęły łzy, ale dziewczyna nie pozwoliła im wypłynąć. Odwróciła wzrok od zdjęcia i spojrzała w okno i wtedy zauważyła Alana stojącego w oknie i wpatrującego się prosto w nią. Na ten widok dziewczyna odepchnęła od siebie Wojtka, a on spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
          - Przepraszam... Nie mogę. Nie jestem gotowa. - wyszeptała, unikając kontaktu wzrokowego z Wojtkiem. Dłonią odszukała swoją bluzkę, która leżała na podłodze i założyła ją na siebie, znowu zerkając w okna pokoju Alana. Chłopak zauważając to odwrócił wzrok i wyszedł z pokoju. (...)

          Po kilku minutach Ali wrócił do pokoju. Był wściekły tym, co zobaczył w pokoju Amelii, ale nie chciał tego po sobie pokazywać... Usiadł na łóżku, a jego wzrok mimowolnie padł na okno - kolejny już raz tego wieczoru - w tym samym momencie w oknach pokoju Amelii dostrzegł palące się światło i Wojtka, który zakładał spodnie i mówił coś do Meli. Szatyn wściekł się już nie na żarty widząc to wszystko, wstał z łóżka i zaczął nerwowo chodzić po pokoju i kopać w co popadnie. Musiał się na czymś wyżyć. Chcąc się trochę opanować odchrząknął, a w kąciku ust poczuł słodki smak... krwi! Przetarł to miejsce palcem i przerażony domyślił się, że może to być nawrót choroby. W jego oczach ponownie pojawiły się łzy, zdjął z siebie koszulkę, ukazując tym samym idealne mięśnie brzucha i wytarł T-shirt'em twarz, a następnie rzucił go na komodę... Koszulka upadła tak niefortunnie, że z szafki spadła ramka ze zdjęciem, a szybka się rozbiła. Alan podszedł do komody i schylił się po ramkę, kiedy ją podniósł w jego ciele wzrosła wściekłość i rzucił zdjęciem na podłogę, po czym podszedł do okna, żeby zasunąć żaluzje. Zasuwając okno spojrzał jeszcze na pokój Amelii i zobaczył dziewczynę stojącą w oknie, kiedy zorientował się, że ona patrzy prosto na niego uciekł wzrokiem gdzieś w bok i zauważył Wojtka zakładającego koszulkę. Źrenice Alana w tym momencie się rozszerzyły, zerknął na Amelię ze wściekłością wymalowaną na twarzy i wrócił do zasuwania okna. Amelia spojrzała na szatyna zdziwiona, po czym odwróciła głowę i jak zauważyła Wojtka na jej twarzy pojawiły się rumieńce... Ali zasunął okno do końca i poszedł do łazienki, zabierając z szafy zwykłe czarne dresy i biały T-shirt. Będąc w pomieszczeniu wziął prysznic, przez co trochę się uspokoił i ochłonął... Po kilkunastu minutach wrócił do pokoju i kładąc się na łóżko wziął do ręki swojego iPod'a i włączył muzykę... Zamknął oczy i po prostu wsłuchał się w muzykę i słowa, śpiewane przez wokalistę...


I wish you were here tonight with me to see the northern lights / Chciałbym, żebyś tej nocy była tu ze mną aby zobaczyć światła północy
I wish you were here tonight with me / Chciałbym, żebyś tej nocy była ze mną
I wish I could have you by my side tonight when the sky is burning / Chciałbym móc mieć cię obok siebie dziś w nocy, kiedy niebo płonie
I wish I could have you by my side / Chciałbym móc mieć cię obok siebie

'cause I've been down and I've been crawling / Byłem na dnie i czołgałem się
Won't back down no more / Nie chcę wracać tam już nigdy

Can't you stop the lies falling from the skies down on me, / Nie możesz zatrzymać kłamstw spadających na mnie z nieba
I'm still standing / Ja wciąż stoję
Can't you roll the dice, I might be surprised / Nie możesz rzucić kostką, być może mnie to dziwi
Conscience clear, I'm still standing here / Z czystym sumieniem wciąż tu stoję

Burns like a thousand stars, though you're light years away / Płoniesz jak tysiąc gwiazd, chociaż jesteś lata świetlne stąd
Burns like a thousand stars or more / Płoniesz jak tysiąc gwiazd albo i więcej

You're up there, you're always with me / Jesteś tam w górze, zawsze jesteś ze mną
Smiling down on me / Uśmiechasz się w dół, do mnie

          Po tych słowach na twarzy Alana pojawił się delikatny uśmiech, otworzył oczy i wyjął swój telefon. Znalazł w nim zdjęcie, na którym był on i Justyna, a jego oczy zabłysły od łez... Pogładził opuszkami palców wyświetlacz i ponownie się uśmiechnął.
          - Mam nadzieję, że dobrze ci tam... I zostaniesz teraz moim aniołem stróżem... - pomyślał i pozwolił łzom swobodnie płynąć po policzkach, a on sam powrócił do wsłuchiwania się w słowa piosenki...


It's something sacred, something so beatiful / To jest coś tajemniczego, coś tak pięknego
Something quiet to ease my mind / Coś cichego, co uspokaja mój umysł
When the pressure's taking me over and over / Kiedy presja ciągle przejmuje nade mną kontrolę

'cause I've been down and I've been crawling / Bo byłem na dnie i czołgałem się
Pushed around and always falling / Popychany, zawsze upadałem
You're up there, you're always with me / Jesteś tam w górze, zawsze jesteś ze mną
Smiling down on me / Uśmiechasz się w dół, do mnie

Can't you stop the lies falling from the skies down on me, / Nie możesz zatrzymać kłamstw spadających na mnie z nieba
I'm still standing / Ja wciąż stoję
Can't you roll the dice, I might be surprised / Nie możesz rzucić kostką, być może mnie to dziwi
Conscience clear, I'm still standing here / Z czystym sumieniem wciąż tu stoję

Can't you stop the lies falling from the skies down on me, / Nie możesz zatrzymać kłamstw spadających na mnie z nieba
I'm still standing / Ja wciąż stoję
Can't you roll the dice, I might be surprised / Nie możesz rzucić kostką, być może mnie to dziwi
Conscience clear, I'm still standing here / Z czystym sumieniem wciąż tu stoję

Here... / Tutaj...

**********


          Leżał na łóżku wpatrując się w sufit... Na zegarze była już 23:00, a jemu nadal nie chciało się spać. Nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi, obrócił głowę w tamtą stronę i nie odzywał się, czekając aż ktoś wejdzie do środka. Po chwili w drzwiach zauważył swojego tatę, więc delikatnie się podniósł i uśmiechnął w kierunku Javiera.
          - Jak się czujesz? - zapytał mężczyzna, siadając na łóżku syna. Alan wzruszył tylko ramionami i przytulił się do ojca... Brakowało mu tego, tej bliskości z tatą... - Chciałem cię przeprosić, synu. Rozmowę z mamą mam już za sobą, zostałeś ty... - wyszeptał. Szatyn odsunął się od taty i spojrzał na niego pytającym wzrokiem. - Nie patrz tak, muszę ci chyba kilka rzeczy wyjaśnić. 
          - Tato... - westchnął chłopak, ale nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć. 
          - Wiem, że to nie jest najlepszy moment, ale później już mogę nie mieć odwagi... - powiedział Javier, patrząc na syna. Alan wzruszył tylko ramionami i dał znak głową, żeby mężczyzna kontynuował. - Nie jestem dobrym ojcem... 
          - Przez grzeczność nie zaprzeczę. - wyszeptał Alan, ale natychmiast pożałował tych słów, widząc wzrok ojca. - Przepraszam.
          - No importa... (Nie ważne...) - powiedział mężczyzna i machnął ręką, po czym kontynuował. - Po śmierci Theo... Sam wiesz jak było. 
          - Tak, wiem... Ale to nie był powód, żeby uciekać od rodziny. Razem z mamą wtedy najbardziej cię potrzebowaliśmy, a ty tak po prostu nas zostawiłeś z tym wszystkim samych! - wybuchnął Alan. - Nienawidziłem cię za to... Nie było cię całymi dniami w domu, na noc też rzadko wracałeś... Byłeś gościem we własnym domu, tato! Miałem 10 lat! 
          - Yo sé hijo! Perdóname! (czyt. Dzio se iho! Pardoname! ~ Wiem, synu! Przepraszam!)
          - Cholera jasna, tato prosiłem, żebyś nie mówił do mnie po hiszpańsku! - krzyknął Ali, wstając z łóżka. Javier wyszeptał tylko: "Przepraszam." i spojrzał na syna. - Przez to, że nie było cię ciągle w domu nie byłeś 'skazany' na słuchanie tego jak mama płacze! Były noce, kiedy nie zmrużyła oka, a ja razem z nią, bo ciągle słyszałem jej szloch! Nie chciałem jej martwić, więc nie wychodziłem z pokoju, ale... płakałem razem z nią... A ty?! Ty nie interesowałeś się tym jak MY sobie radzimy ze śmiercią Theo! Jak już wracałeś do domu to od razu szedłeś pod prysznic i kładłeś się spać! Nie interesowałeś się swoją rodziną! - mówił podniesionym głosem Alan, ciągle patrząc w oczy ojcu. - Co? Nic nie powiesz? - zapytał, ale odpowiedziała mu głucha cisza. - Tato, powiedz coś do cholery!
          - Przepraszam... Wiem, że to czasu nie cofnie, nie naprawi wszystkich błędów, które popełniłem 8 lat temu, ale może chociaż załagodzi ten ból, który sprawiłem tobie i mamie. - powiedział na jednym tchu mężczyzna, nie pozwalając łzom, które gromadziły mu się w oczach, wypłynąć. - Wybaczysz mi? - zapytał błagalnym głosem i spojrzał na Alana. - Hijo... Tfu! Synku... 
          - Nie wiem, co mam powiedzieć... - westchnął szatyn. - A mama? Mama ci wybaczyła? - zapytał, a w odpowiedzi dostał tylko twierdzące kiwnięcie głową. - Skoro ona ci wybaczyła to... ja też. - powiedział Alan. 
          - Dziękuję. - uśmiechnął się delikatnie mężczyzna... - Nadal mnie nienawidzisz? 
          - Nie... To było chwilowe... Kocham cię, tato. - zakomunikował Ali, wtulając się w ciało ojca.
          - Ja ciebie też, synku. - wyszeptał Javier wzmacniając uścisk. - Obiecuję, że będę mniej pracował... Będę więcej czasu spędzał z wami. Przysięgam. 
          - Nie przysięgaj, to tylko słowa... A ty, powiedzmy sobie szczerze, nie umiesz dotrzymywać obietnic... 
          - Ale tej dotrzymam. - uśmiechnął się Javier. - Gracias. (czyt. Grasjas. ~ Dziękuję.)
          - De nada, papá. (Nie ma za co, tato.) - powiedział szatyn i uśmiechnął się do mężczyzny. (...) 

**********


          Po tej rozmowie z tatą Alan zasnął niemalże od razu... Cieszył się, że tata zrozumiał to, co zrobił i postanowił w końcu zmienić to wszystko. Minęło 8 lat, ale lepiej późno niż wcale... Była już 7:00, ale Ali jeszcze spał. Budzik dzwonił już od pół godziny, ale chłopak za każdym razem go wyłączał. W końcu za 10 razem zirytowany szatyn wstał z łóżka i na lekko chwiejących się nogach poszedł do łazienki. Tam wziął szybki, chłodny prysznic i to postawiło go na nogi... Wrócił do pokoju w samych bokserkach i otworzył szafę, z której wyjął ubrania i pospiesznie je na siebie założył. Spakował do torby wszystkie potrzebne książki i zakładając ją na ramię złapał swój telefon i kluczyki od samochodu, po czym zbiegł po schodach na dół. Wszedł do kuchni i od razu na jego twarzy pojawił się uśmiech. Przy stole siedział Javier i pił kawę, czytając gazetę, a Sylwia smażyła jajecznicę. 
          - No i tak ma być już zawsze. - wyszeptał Alan, wchodząc do pomieszczenia z uśmiechem. Podszedł do mamy i pocałował ją w policzek, a kobieta obdarzyła go ciepłym uśmiechem. 
          - Siadaj i jedz. - powiedziała po chwili nakładając na talerz jajecznicę dla Alana. - Jak się czujesz? - zapytała po chwili.
          - Jest ok. W końcu wiedziałem, że to nastąpi... Tylko nie sądziłem, że tak szybko. - westchnął chłopak. - Ale skończmy ten temat. Nie chcę się rozpłakać i wyjść na beksę. - zaśmiał się, chcąc rozładować atmosferę. 
          - Jasne, jak chcesz. - uśmiechnęła się Sylwia i pocałowała syna w policzek. 
          - Dobra, na mnie już czas. - westchnął Javier, wstając od stołu, a Alan i Sylwia przenieśli na niego wzrok. - No co tak patrzycie? Wrócę koło 16:00. - uśmiechnął się mężczyzna, po czym pocałował żonę w policzek, a syna poklepał po ramieniu. - Podwieźć cię do szkoły?
          - Nie, dzięki tato. Pojadę swoim samochodem. - uśmiechnął się szatyn. 
          - Ok. To w takim razie do zobaczenia po południu. - zakomunikował mężczyzna i wyszedł z domu... 
          - Słyszałam waszą "rozmowę" wczoraj... Nie sądziłam, że aż tak to przeżywałeś...
          - Mamo... Nie mówmy o tym. To było 8 lat temu... 
          - Tak, wiem, ale... Czemu nie powiedziałeś mi, że tak to przeżywasz? Pomogłabym ci jakoś...
          - Nie, mamo. Ty wcale nie byłaś w lepszym stanie... Ale teraz już naprawdę skończmy ten temat. Było, minęło... Tata do nas 'wraca', będzie tak, jak przed wypadkiem. - uśmiechnął się Alan. - A teraz muszę już lecieć, bo na pierwszej biologia, a nauczycielka nie lubi jak się spóźniamy. Pa. - chłopak pocałował mamę w policzek i wyszedł z domu. (...)

Przerwa obiadowa...

          - Lola, czemu masz taką dziwną minę? Boli cię coś? - zapytał Alan, kiedy dziewczyna usiadła obok niego na stołówce. 
          - Ehe... Brzuch, ale to na pewno nic takiego. Przejdzie za chwilę. - uśmiechnęła się, ale po chwili uśmiech zamienił się w grymas. 
          - Karolina, jesteś w ciąży. Nie można bagatelizować nawet najmniejszego bólu brzucha. Ksawi, zabierz ją do higienistki. - powiedział Alan, a Ksawery przytaknął.
          - No co wy?! Nic mi nie jest! - zawołała Lola, ale po chwili zmieniła zdanie: - No dobra, chodźmy do tej higienistki. - stwierdziła i razem ze swoim chłopakiem, skierowała się do gabinetu pielęgniarki, a Alan został sam przy stoliku. Chłopak rozglądał się po stołówce, a kiedy jego wzrok padł na Wojtka zdziwił się, że nie ma z nim Amelii... Błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu, aż w końcu ją znalazł. Siedziała sama w kącie stołówki z kolanami pod brodą i wpatrywała się w jeden punkt na przeciw niej... Po chwili chłopak spojrzał z powrotem na Wojtka, który siedział przy stoliku z Mileną, Luizą i Fabianem, i patrząc na Amelię coś do nich mówi i ciągle się śmieje. Alan zrozumiał, że chodzi o to wydarzenie z poprzedniego dnia... Kiedy Mela zorientowała się, że coś jest nie tak zalała się łzami i wybiegła ze stołówki, co spowodowało jeszcze większy śmiech Wojtka... Pięści Alana mimowolnie się zacisnęły, a on sam wstał i mierząc szatyna groźnym wzrokiem wybiegł za Amelią. Znalazł ją siedzącą na schodach z twarzą ukrytą w dłoniach. Chłopak niewiele myśląc usiadł obok niej i objął ją ramieniem delikatnie kołysząc jej ciałem. 
          - Co jest? - zapytał przyjaznym głosem, choć trudno było mu się na taki zdobyć, i spojrzał na zapłakaną dziewczynę. 
          - Widziałeś przecież wczoraj, więc po co pytasz... - wzruszyła ramionami Amelka. 
          - Widziałem tylko, że... A zresztą, nie ważne... Doszło do czegoś więcej? 
          - Nie... Na początku powiedział, że rozumie, że poczeka, a kilka godzin później wysłał SMS'a, że nie potrzebuje dziewczyny, która... Ech... po prostu ze mną zerwał, bo się z nim nie przespałam... A dzisiaj rano widziałam jak obściskiwał się z Mileną. - wyszlochała Amelia. 
          - Wiedziałem! Zabiję gnoja! - krzyknął Alan i zerwał się na równe nogi, po czym wbiegł na stołówkę i skierował się w stronę Wojtka. Amelia chciała go zatrzymać, ale nie zdążyła... Ali podszedł do Wojtka i z całej siły go popchnął, tak, że prawie spadł z krzesła.
          - Co ty kretynie robisz?! - zapytał wkurzony Wojtek. 
          - To, co już dawno powinienem zrobić! - wysyczał Alan i zamachnął się ręką zaciśniętą w pięść i uderzył szatyna prosto w nos, z którego po kilku sekundach zaczęła płynąć krew. 
          - Pojebało cię, Sanchez?! 
          - Nie! To chyba ciebie pojebało! Jak mogłeś coś takiego zrobić dziewczynie! Od początku wiedziałem, że chodzi ci tylko o to, żeby zaciągnąć ją do łóżka. O nic innego... - powiedział Ali i obrócił się na pięcie, chcąc jak najszybciej wyjść z tego pomieszczenia.
          - Jakoś specjalnie się nie opierała! - krzyknął Wojtek za odchodzącym Alanem. - Dopiero jak prawie byłem gotowy powiedziała, że nie chce... Mała dziwka! - dodał, po czym wybuchnął ironicznym śmiechem. Alan nie wytrzymał tych słów, zawrócił i złapał Mrozka za koszulkę, przypierając go do ściany. 
          - Jeszcze raz ją tak nazwiesz, to tak ci poharatam tą twoją piękną buźkę, że własna matka cię nie pozna. - wysyczał Alan i puścił Wojtka, rzucając go na stolik. - Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. - dodał na odchodne i podszedł do Amelki, obejmując ją ramieniem. - Już, spokojnie... Chodź. Jesteś samochodem? - zapytał, spoglądając na twarz dziewczyny, a ona pokiwała przecząco głową. - W takim razie cię odwiozę. - powiedział, podając jej torbę z książkami i, po wcześniejszej wizycie w szatni, wyszli ze szkoły. (...)

          - Dziękuję, ale nie musiałeś tego robić. - wyszeptała Amelka, kiedy Alan zaparkował przed jej domem. 
          - Wiem, ale chciałem... Mela... - zaczął chłopak, ale nie wiedział co miałby jej powiedzieć w tym momencie, więc zrezygnował. - Poradzisz sobie? 
          - Tak. Dam radę. - uśmiechnęła się delikatnie szatynka. - Jeszcze raz dziękuję. - dodała i nachyliła się do chłopaka, żeby pocałować go w policzek, ale Alan odsunął się od niej.
          - Nie ma za co... - uśmiechnął się w kierunku Amelii. Dziewczyna tylko westchnęła i wysiadła z samochodu, po czym skierowała się do drzwi, żeby wejść do domu... Odwróciła się jeszcze, żeby pomachać na pożegnanie Alanowi, ale jego już nie było. (...) 

______________________________________________________________


pisząc ten rozdział płakałam - dosłownie! ; ooooo wzruszyłam się... a może to nie to? może chodziło o to, że zostały TYLKO 2 rozdziały do napisania + epilog i koniec z tym opowiadaniem? ech... nie ważne...

mam dla Was 2 wiadomości: dobrą i złą...


dobra jest taka, że zacznę nową historię - zupełnie inną niż ta :)
a zła wiadomość jest taka, że... to był ostatni rozdział, który mam napisany! :( jestem w trakcie pisania kolejnego, ale idzie mi to "jak po grudzie" i nie mam pojęcia ile będziecie musieli czekać na 29 :C

tak... to by było na tyle tej jakże nudnej notki... :)

ZOSTAŁ OSTATNI TYDZIEŃ FERII! TRZEBA JAKOŚ POZYTYWNIE WYKORZYSTAĆ TEN CZAS! :D

+ JAK PODOBAŁ SIĘ ROZDZIAŁ??

Nikaa. ♥

CZYTASZ = KOMENTUJESZ