niedziela, 3 marca 2013

Epilog...


          "Witaj Pamiętniczku! ;* Ech... Dawno tutaj nic nie pisałam, co? Ostatnio całe 3 lata temu, kiedy dostałam się na moje wymarzone studia. <3 Nie ważne... Przez te 3 lata bardzo dużo się zmieniło. :) Dokładnie 11 miesięcy temu zostałam Panią Sanchez - tak, na moim palcu znajduje się już obrączka. <3 A teraz właśnie Alan zajmuje się ustawianiem mebli w pokoju dziecięcym, bo za niecałe dwa tygodnie na świat przyjdzie nasza córeczka... :) Już nie możemy się doczekać, kiedy będzie z Nami... Jeszcze nie wybraliśmy imienia - wahamy się pomiędzy Antoniną, czyli Tosią, a Kingą... Ali powiedział, że jeśli damy jej na imię Antonina to będzie z nas "potrójne A.S.". Tak, ma 22 lata, ale żarty się go dalej trzymają - poczucie humoru mu się nie zmieniło. :) 
          A no właśnie... U Loli i Ksawerego też bardzo dużo się zmieniło. :D Za 2 miesiące odbędzie się ich ślub i chrzest ich dzieci. *.* Karolina miesiąc temu urodziła bliźniaki - Kacperka i Kamilka... Dwa malutkie aniołki - dosłownie. Ja - jako ich ciocia - zakochałam się od pierwszego wejrzenia. <3 Ksawery jest zachwycony maluchami, zajmuje się nimi chyba nawet lepiej niż Lola, czym ona jest oburzona! hahaha xd
          Dobra, kończę już, bo Alan się niecierpliwi. Skończył ustawiać meble i chce, żebym oceniła wystrój... <3 + To był już chyba mój ostatni wpis tutaj, więc... Chciałam Ci, kochany Pamiętniczku podziękować za 'wysłuchanie' wszystkich moich frustracji, żalów... Zawiera się tutaj kilka naprawdę cudownych lat mojego życia. To wszystko będzie dla mnie niesamowitą pamiątką. <3 [...]"  

          Tosia przeczytała ostatni wpis w pamiętniku jej mamy, a na jej twarzy malował się ogromny uśmiech... Po zamknięciu grubego zeszytu dziewczyna zerwała się z łóżka i wyszła z pokoju. Zachowywała się dość głośno, nie zważając na to, że na zegarze była już 23:00... Podeszła do drzwi sypialni rodziców i delikatnie zapukała. Po kilkunastu sekundach usłyszała niezbyt głośne: "Proszę!", więc nacisnęła klamkę i delikatnie uchylając drzwi weszła do środka.
          - Mogę na chwilkę? - zapytała, uśmiechając się do rodziców. 
          - Jasne, chodź tutaj. - uśmiechnął się Alan i przesunął się trochę, robiąc miejsce córce między nim, a Amelią. 
          - Przeczytałaś już? - zapytała kobieta, kiedy Antosia leżała już obok niej. 
          - Tak. Wszystko... I wiecie co? Wy to dopiero mieliście problemy. - stwierdziła nastolatka. - Choroba taty, później ten cały Wojtek, śmierć Justyny... To wszystko wyglądało jak w jakimś filmie, kiedy to czytałam... A to wasza przeszłość. 
          - No widzisz... My przetrwaliśmy takie rzeczy, a ty przejmujesz się tym, że Michał zapomniał o waszej rocznicy. - uśmiechnęła się Amelia i pogłaskała córkę po głowie. 
          - Masz rację. Przecież to nic w porównaniu z tym, o czym przeczytałam... - zaśmiała się Tosia. - Dobra, to ja już pójdę do siebie. - dodała i wstała z łóżka rodziców. - Dobranoc. 
          - Dobranoc córeczko. - uśmiechnął się Alan. (...)

          Tosia była już u siebie w pokoju i leżała w łóżku, po wcześniejszym wzięciu prysznica, i słuchała muzyki... Nagle pod poduszką poczuła wibrację telefonu, który oznajmił jej przyjście wiadomości. Wyjęła komórkę i odblokowała ją, a jej oczom ukazał się komunikat: "1 wiadomość od: Misiek ;*" Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie i otworzyła wiadomość: "Cześć kotek. ;* Stoję właśnie pod Twoim domem i czuję się jak debil, bo zapomniałem o tak ważnym dniu... Mogłabyś upewnić się, że drzwi balkonowe w Twoim pokoju są otwarte? :)"  Antosia natychmiast wstała z łóżka i podeszła do drzwi balkonowych, które szybko otworzyła i wyszła na balkon. Oparła się o barierkę i spojrzała w dół, chcąc dostrzec Michała, ale niestety go nie zobaczyła. Wzruszyła tylko ramionami i wróciła do pokoju, nie zamykając drzwi... Jak tylko weszła do pokoju poczuła jak czyjeś silne dłonie obejmują ją w pasie i ktoś składa czuły pocałunek na jej odkrytym ramieniu. Poprzez te gesty na twarzy dziewczyny niekontrolowanie pojawił się szeroki uśmiech...
          - Przepraszam, kochanie, ale naprawdę na śmierć zapomniałem o naszej rocznicy. - szepnął Michał i podał Tosi piękną, czerwoną różę, a dziewczyna przygryzła delikatnie dolną wargę. - No, ale jeszcze się zmieściłem w czasie, bo jest dopiero 23:58.
          - Tak, zmieściłeś się... - uśmiechnęła się szatynka... - Jesteś nienormalny.
          - Czemu tak uważasz? 
          - Wspinałeś się po balkonie jak Romeo. - zaśmiała się Tosia.
          - To tak z miłości... - powiedział z uśmiechem Michał i ułożył swoje dłonie na talii Antosi. - Kocham cię. - szepnął przy uchu dziewczyny i pocałował ją w policzek, po czym spojrzał jej w oczy.
          - Ja ciebie też. - wyszeptała w usta Michała i go pocałowała. (...)    

______________________________________________________________

tak, to już definitywny koniec tej historii... ciężko mi się z nią rozstawać, ale już kompletnie nie mam pomysłu na dalsze losy bohaterów... :( 

już w niedługim czasie ruszam z kolejną historią! inną niż ta, ale też z wątkiem miłosnym! CIERPLIWOŚCI! <333

tak na sam koniec:
CHCIAŁAM WAM WSZYSTKIM SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ ZA WSZYSTKIE MIŁE SŁOWA! CZYTAJĄC WASZE KOMENTARZE NAPRAWDĘ MIAŁAM CHĘĆ PISAĆ DALEJ... BO WIEDZIAŁAM, ŻE KOMUŚ SIĘ PODOBA TO, CO ROBIĘ, ŻE KTOŚ TO DOCENIA. DZIĘKUJĘ WAM!
DZIĘKUJĘ TEŻ ZA TE PRAWIE 20000 WYŚWIETLEŃ ;O ~ JESTEŚCIE WIELCY, NAPRAWDĘ! <333333333333

no i... jeśli mogłabym mieć do Was prośbę - tak na koniec :) 
chciałabym, żeby KAŻDY kto czytał tego bloga (nawet jeśli wcześniej nie komentował), ale naprawdę KAŻDY... zostawił po sobie komentarz, napisał co sądzi o tym opowiadaniu i wgl. 

dobra, już nie przedłużam hah xd w takim razie jeszcze raz DZIĘKUJĘ i do - niedługiego - 'zobaczenia'! <333333333

Nikaa. ♥

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

piątek, 1 marca 2013

Rozdział 30 [+18!]


          Po wyjściu Karoliny i Ksawerego Ali zszedł do salonu, żeby pooglądać telewizję. Wszedł do pomieszczenia i zastał tam swoją mamę. Uśmiechnął się w jej stronę, siadając na kanapie i włączył telewizor na jakimś kanale sportowym...
          - Czemu Amelka wybiegła z płaczem? - zapytała nagle Sylwia, a Alan spojrzał na nią pytającym wzrokiem... - No co tak patrzysz? Stało się coś?
          - To... To ona tutaj była?! - zapytał zdziwiony chłopak, podnosząc się z kanapy i podszedł do okna.
          - No tak... Wpuściłam ją i poszła do was na górę. 
          - Ja pierdole... - szepnął szatyn i złapał się za głowę. - Mamo, ja... Zaraz wracam. - zakomunikował i wybiegł z domu, kierując się do Amelki. Kiedy był już pod drzwiami jej domu chciał nacisnąć na dzwonek, ale szybko zrezygnował. Wrócił do siebie, ale nie wszedł do domu tylko usiadł na schodkach przed drzwiami. - Ech... Musiała słyszeć tą piosenkę. - westchnął Ali i wrócił do domu, od razu kierując się do swojego pokoju. (...)

**********

          W domu Karoliny rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Dziewczyna z racji tego, że była sama w domu musiała iść otworzyć... Wyszła ze swojego pokoju i schodząc po schodach pisała SMS'a do Amelii. Po chwili blondynka straciła równowagę i spadła ze schodów, ale szybko wstała i zrobiła kilka kroków, przez co skrzywiła się z bólu... Podeszła do drzwi i je otworzyła, a jej oczom ukazał się Ksawery.
          - Hej kochanie. - uśmiechnął się chłopak. - Stało się coś? Czemu masz taką minę? - zapytał z troską.
          - Spadłam ze schodów. - zakomunikowała Lola i cicho się zaśmiała, ale natychmiast się skrzywiła. 
          - Boli cię coś? 
          - Kostka i podbrzusze... 
          - Jedziemy do szpitala. - stwierdził chłopak, podając blondynce kurtkę, a następnie pomógł jej wyjść z domu i razem udali się do szpitala. (...)

          Kiedy byli już na miejscu lekarze zabrali Karolinę na jakieś badania, a Ksawi został na korytarzu. Po kilkudziesięciu minutach jedne z drzwi się otworzyły, a z pomieszczenia wyszedł lekarz, który przyjmował blondynkę. Ksawery jak tylko zobaczył mężczyznę wstał z miejsca i do niego podszedł. Doktor zmierzył chłopaka wzrokiem po czym pokręcił tylko głową i westchnął:
          - Kim jesteś dla tej dziewczyny? - zapytał mężczyzna.
          - Jestem jej chłopakiem. Co z nią? - zapytał przejęty Ksawi. 
          - Nic takiego... Ma skręconą kostkę, ale kilkanaście dni w szynie i będzie w porządku. - uśmiechnął się delikatnie lekarz, ale Ksawery wyczuł, że to nie wszystko...
          - Panie doktorze, coś nie tak? Mam wrażenie, że nie powiedział pan wszystkiego.
          - Taak... Wiedziałeś, że pacjentka jest w ciąży? - zapytał mężczyzna, a pod blondynem nogi się ugięły... Nie mógł wydusić z siebie ani słowa, a jego oddech zaczął bardzo przyspieszać... Po chwili chłopak się otrząsnął i tylko przytaknął głową, patrząc wyczekująco na lekarza... 
          - Coś nie tak z dzieckiem? - Ksawery już nie panował nad emocjami i po jego policzku spłynęła pierwsza łza, którą szybko starł i spojrzał na lekarza przerażonym wzrokiem.
          - Nie będę cię okłamywał... - zaczął mężczyzna, ale nie musiał kończyć, Ksawi już wiedział do czego zmierza. - Idź do niej, potrzebuje cię teraz. - stwierdził doktor i wskazał na drzwi sali, w której była w tym momencie Lola... Chłopak głęboko odetchnął, chcąc chociaż trochę się uspokoić i niepewnie chwycił za klamkę. Nacisnął ją, po czym wszedł do pomieszczenia. Kiedy przekroczył próg jego wzrok niekontrolowanie padł na Karolinę, siedzącą na łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach... 
          - Kochanie... - szepnął Ksawery, a jego dziewczyna natychmiast zerwała się z łóżka i spojrzała na niego załzawionymi oczami. Chłopak bez ani chwili namysłu podszedł do blondynki i mocno ją do siebie przytulił. (...) 

**********

          "Chce mi się płakać! :( I to teraz już z dwóch powodów! Jednym jest to, że już we wtorek wyjeżdża tata, a drugim... Drugim jest to, że... Lola poroniła. :( Ksawery właśnie do mnie dzwonił... Boże, ja sobie nawet nie wyobrażam jak ona się teraz musi czuć... ;/ Chciałabym ją teraz przytulić, ale zakazała komukolwiek się do niej zbliżać, toleruje tylko Ksawiego, który swoją drogą nie jest teraz dla niej dobrym oparciem, bo on też cierpi. :( Ech... Nie mogę się na niczym skupić. Leżę na łóżku z laptopem na kolanach, z włączonym facebook'iem... O, właśnie przyszło jakieś powiadomienie... Adrian* zaprosił mnie na imprezę! ;O Nie wiem, czy pójdę... To dopiero w sobotę, więc... Jak moi przyjaciele będą się wybierać to ja zapewne też, ale nic jeszcze nie wiem... Dobra, kończę, bo piszę bez sensu kompletnie. :) [...]"

**********

          Nie spał już od ponad godziny, ale ciągle leżał w łóżku. Przez cały weekend nie wychodził z domu i dzisiaj też chciał w nim zostać, ale niestety był poniedziałek i musiał iść do szkoły. Niechętnie wstał z łóżka i wyjął z szafy ubrania, z którymi wszedł do łazienki... Po ok. 20 minutach gotowy do wyjścia do szkoły wrócił do pokoju. Zabrał plecak i telefon, po czym zbiegł na dół. Wszedł do kuchni i pierwsze co rzuciło mu się w oczy to mały talerzyk, na którym leżało dużo tabletek... Alan skrzywił się na sam ich widok i podszedł do szafki, z której wyjął miseczkę, do której po chwili nasypał płatki i zalał je zimnym mlekiem. W tym samym czasie do pomieszczenia wszedł tata chłopaka.
          - Cześć synu. - uśmiechnął się Javier, co szatyn odwzajemnił. - Znowu płatki...
          - Nie mam ochoty na nic innego. - wzruszył ramionami chłopak, zaczynając jeść... - Przerażają mnie te leki. 
          - Ech... Synek, to dla twojego dobra. 
          - Wiem, ale... To nie jest normalne, żeby o 7:40 zażywać siedem różnych tabletek, o 13:00 cztery, a o 18:30 trzy... Nie mam normalnego życia od trzech dni. Jem tylko te tabletki, a i tak nie wiem czy mi pomogą! - krzyknął zdenerwowany Alan i odsunął od siebie swoje śniadanie. 
          - Alan... Rozumiem cię, ale obiecałeś komuś, że będziesz walczył, pamiętasz? 
          - Wiem... A właśnie, wrócę dzisiaj trochę później. - westchnął chłopak i wstał od stołu. Włożył do zlewu brudne naczynia, po czym złapał butelkę z wodą i zażył tabletki. 
          - Wybierasz się gdzieś? - zapytał Javier.
          - Tak, na cmentarz. - uśmiechnął się delikatnie i założył plecak na jedno ramię, i wziął do ręki kluczyki od jego samochodu. - Lecę, pa tato! 
          - Cześć! - zawołał Javier, po czym Alan wyszedł z domu. (...)

Przerwa obiadowa...

          - Idziemy na imprezę do Adriana? - zapytała Lola, kiedy podczas lunchu całą czwórką siedzieli przy stoliku. Tak, Amelka i Alan siedzieli przy jednym stoliku, ale nie rozmawiali ze sobą...
          - Na pewno chcesz tam iść? - zapytał Ksawi, spoglądając na swoją dziewczynę.
          - Ksawery, straciłam dziecko, ale to nie jest powód do tego, żeby od razu rezygnować z imprezy u kolegi z klasy! I tak, chcę tam iść... Muszę chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim i wrócić do normalności. - skwitowała blondynka i głęboko odetchnęła.
          - Karola, spokojnie... - uśmiechnęła się Mela. - Ja tam mogę iść, dawno nigdzie nie wychodziłam, więc... 
          - Jak wy idziecie, to ja też... - uśmiechnął się Ksawi. - Ali, a ty?
          - Co? A tak... Ja idę, ale nie dla przyjemności... Adi poprosił mnie, żebym zajął się muzyką i tak dalej. Ale z pewnością się tam zobaczymy. - uśmiechnął się chłopak i podniósł wzrok, rozglądając się po stołówce. Kiedy zauważył, że do pomieszczenia weszła zapłakana Luiza jego mina trochę spochmurniała  - Przepraszam was, na moment. - powiedział i wstał z miejsca, kierując się w stronę Luizy. Amelia spojrzała smutnym wzrokiem w miejsce, gdzie teraz znajdował się Ali i spuściła wzrok, wbijając go w swoje dłonie. 
          - Nie przejmuj się... On cię nadal kocha. - uśmiechnął się Ksawery i złapał przyjaciółkę za dłonie. 
          - Jasne... 
          - Amelia, nie przesadzaj. Kocha cię, wiem co mówię. 
          - Niech ci będzie... Lola, co byś powiedziała na zakupy dzisiaj po południu? Trzeba coś kupić na tą imprezę u Adriana. - zaproponowała Mela, a Karolina tylko przytaknęła i uśmiechnęła się delikatnie w kierunku przyjaciółki. (...)

**********

          "Tak, to już dzisiaj... Tata wraca do Kanady. :( Nie chcę, żeby wyjeżdżał... Zaraz jedziemy z mamą odwieźć go na lotnisko - z tego powodu nie poszłam do szkoły - ZNOWU! -,- Dużo opuszczam ostatnio, ale to jest ważniejsze niż jakaś tam klasówka z matematyki, którą dzisiaj właśnie moja klasa pisze... Ech, nie ważne... Wczorajsze zakupy z Lolą jak najbardziej udane. :) Strój na imprezę gotowy i teraz tylko czekamy na sobotę. :D Szczerze mówiąc to już się nie mogę doczekać. Pierwszy raz będę u Adriana... Dziwne, bo od 6 lat chodzimy do jednej klasy i wiele razy robiliśmy jakieś projekty wspólnie i miałam okazję tam być, ale nigdy z niej nie skorzystałam. Haha xdd W ogóle po co ja to piszę w pamiętniku, skoro ja to wiem... ;O Nie ważne... Idę już, bo za pół godziny wyjeżdżamy, a muszę się jeszcze ogarnąć. :) [...]"

          Mela odłożyła pamiętnik na jego miejsce i wstała z łóżka. Wzięła do ręki przygotowane wcześniej ubrania i weszła z nimi do łazienki... Po kilkunastu minutach dziewczyna wróciła do pokoju i zabierając torebkę i telefon zeszła na dół, gdzie byli już jej rodzice. 
          - No to jak Starscy, jedziemy? - zapytała, chwytając kluczyki do samochodu. - No co macie takie miny?
          - Będziesz prowadzić? - zapytała Marta.
          - Tak mamo, będę prowadzić. - zaśmiała się Mela. - Nie bój się, nie zabiję nas. 
          - Nawet tak nie żartuj! 
          - Spokojnie... Lepiej sprawdźcie, czy tata ma wszystko, bo nie dobrze jest się wracać do domu...
          - Mam wszystko, sprawdzałem już pięć razy. Możemy jechać. - zakomunikował Grzegorz i całą trójką wyszli z domu. (...)

          - Musisz jechać? - zapytała Amelka, przytulając się do taty. 
          - Wiesz, że tak... Ale widzimy się w święta w Kanadzie. - uśmiechnął się Grzegorz. - To tylko 3 tygodnie. 
          - Taak, wiem. W takim razie do zobaczenia, tatku. - powiedziała Mela i pocałowała mężczyznę w policzek. Po niej z Grzegorzem pożegnała się Marta i tata Amelii ruszył do bramek, a kiedy za nimi zniknął szatynka i jej mama opuściły lotnisko i wróciły do domu. (...)

***** Sobota - dzień imprezy... *****

          "Jest już 16:00, a ja siedzę w piżamie. :) Jeszcze nie zdążyłam od rana się ogarnąć... Ale co tam, zaraz muszę zacząć się szykować na tą imprezę, bo umówiłam się z Lolą i Ksawim, że o 17:30 po mnie wpadną... A raczej DO mnie, bo jedziemy moim samochodem. Hahah xdd Impreza co prawda zaczyna się o 19:00, ale musimy jeszcze zdążyć dojechać na miejsce. Jak się wczoraj okazało to wszystko odbywało się będzie gdzieś za miastem na działkach. Ksawi mnie pokieruje, bo już tam był, więc będzie ok. :) [...]"

          Amelia odłożyła pamiętnik i wstając z łóżka skierowała się do łazienki. Będąc w pomieszczeniu wzięła długi prysznic, po czym wtarła w swoje ciało truskawkowy balsam i założyła bieliznę. Rozczesała swoje długie włosy, które po chwili wysuszyła i delikatnie podkręciła lokówką, spinając grzywkę do tyłu. Kiedy uporała się już z fryzurą zajęła się makijażem, który już po nie całych 15 minutach był gotowy. Mela uśmiechnęła się do swojego odbicia i wróciła do pokoju. Tam założyła na siebie wcześniej przygotowany strój i spryskała się ulubionymi perfumami. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 17:10. 
          - Zdążyłam. - stwierdziła i cicho się zaśmiała, po czym chwyciła do ręki torebkę, do której wrzuciła chusteczki, malutką kosmetyczkę z najpotrzebniejszymi kosmetykami, dokumenty, klucze do domu i telefon. Do drugiej ręki wzięła kurtkę i zeszła na dół... Dziewczyna od razu swoje kroki skierowała do salonu, w którym była jej mama. Jak Marta zobaczyła swoją córkę na jej twarz wkradł się szeroki uśmiech.
          - Ślicznie wyglądasz, córeczko. - stwierdziła kobieta. 
          - Dziękuję, mamo. - uśmiechnęła się Amelka. - Nie wiesz gdzie są moje kluczyki? - zapytała rozglądając się po salonie. 
          - W kuchni na blacie... Zamierzasz prowadzić w takich butach? 
          - Mamo, nie przesadzaj. Poradzę sobie. - zaśmiała się Mela i poszła po kluczyki. Kiedy miała je już w ręce usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. - To pewnie Lola i Ksawery, otworzę! - zawołała i podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę i jej oczom ukazali się uśmiechnięci przyjaciele. - Hej. Wejdźcie. Wezmę tylko torebkę i kurtkę i możemy jechać. 
          - Jasne... Mela. 
          - Tak?
          - Ślicznie wyglądasz. - stwierdziła Karolina uśmiechając się do przyjaciółki. 
          - Ty też. - Mela puściła oczko blondynce i weszła do salonu. 
          - Mamo, to my już się zbieramy... Wrócę pewnie dopiero jutro, więc się o mnie nie martw. 
          - Dobrze, córeczko, ale... Uważaj na siebie, dobrze? 
          - Obiecuję, będę uważać. - uśmiechnęła się dziewczyna i pocałowała rodzicielkę w policzek. - To, pa. - dodała i razem z przyjaciółmi wyszła z domu. (...)

***** W tym samym czasie... ***** 

          Alan wyszedł właśnie spod prysznica i w samym ręczniku wszedł do pokoju. Wziął do ręki przygotowane wcześniej ubrania i ponownie wrócił do łazienki... Kiedy był już ubrany ułożył tylko włosy i wrócił do pokoju, z którego zabrał dokumenty, telefon i klucze do domu jak i samochodu i szybko zbiegł na dół. W kuchni zastał swoich rodziców...
          - Ja już muszę lecieć. Nocuję u Adriana, więc wracam dopiero jutro, nie martwcie się. - uśmiechnął się szatyn zakładając na siebie czarną, skórzaną kurtkę. 
          - Jasne, synu... Tylko pamiętaj o... - zaczęła Sylwia. 
          - O właśnie... Zapomniałbym, dzięki mamo. - powiedział Alan i podszedł do szafki, w której znajdowały się jego lekarstwa. Wziął do ręki dwa małe pojemniczki i do jednego z nich włożył trzy tabletki, a do drugiego siedem. - Gotowe. - uśmiechnął się i włożył przygotowane lekarstwa do wewnętrznej kieszeni kurtki. 
          - Masz je przy sobie, ale nie zapomnij ich zażyć i...
          - Mam przypomnienie w telefonie, nie zapomnę. I tak, pamiętam, żadnego alkoholu. - zaśmiał się Ali, na co jego rodzice się uśmiechnęli. - To ja lecę. Do jutra. - zawołał i wyszedł z domu, kierując się do garażu, po czym wsiadł do swojego samochodu i odjechał. (...) 

**********

          Impreza trwała już od 40 minut, gości przychodziło coraz więcej, wszyscy dobrze się bawili... Adrian zadbał o to, żeby każdy znalazł tutaj jakąś rozrywkę dla siebie... Alan zajął się muzyką - skomponował kilka playlist, które miały włączać się automatycznie, a on mógł trochę odetchnąć... W pewnym momencie podszedł do niego Adi z drinkiem w ręce. 
          - No stary, dobra robota. - uśmiechnął się brunet. - Jesteś wolny, możesz iść na parkiet, czy coś. - dodał, podając Alanowi szklankę z alkoholem. 
          - Jasne... Ale za drinka podziękuję, nie piję. - uśmiechnął się Alan i szukał wzrokiem przyjaciół. 
          - Alan, jeden drink...
          - Nie Adrian, nie namawiaj mnie, bo i tak się nie napiję. Przepraszam. 
          - Ok, jak chcesz. - uśmiechnął się brunet, co Ali odwzajemnił i podszedł do Ksawerego.  
          - No i jak? Gdzie zgubiłeś dziewczyny? - zapytał szatyn, nalewając sobie do szklanki soku. 
          - Poszły do łazienki. Wiesz jak to dziewczyny...    
          - Taa, wiem... - westchnął Sanchez i napił się soku, a jego wzrok padł na Amelię, która weszła właśnie do salonu razem z Karoliną... - Ślicznie wygląda. - wyszeptał chłopak, mając nadzieję, że Ksawery tego nie usłyszał, ale blondyn się uśmiechnął i przytaknął.
          - Walcz o nią... Obydwoje się kochacie przecież. - stwierdził chłopak i podszedł do Karoli, prosząc ją do tańca. Dziewczyna się zgodziła, a Mela podeszła do barku, żeby się czegoś napić... Wzięła do ręki szklankę i nalała do niej wody mineralnej, po czym wrzuciła do niej plasterek cytryny. 
          - Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytała, spoglądając na Alana.
          - Tak po prostu... Ładnie wyglądasz. - wzruszył ramionami szatyn i delikatnie się uśmiechnął.
          - Dziękuję. - powiedziała Amelia i odstawiła szklankę na stolik. - Możemy pogadać? 
          - Nie mamy o czym.
          - Mamy Alan... To jak?
          - Dobra, ale nie tutaj. Chodź na zewnątrz. - stwierdził chłopak i biorąc do ręki swoją kurtkę, spojrzał na Melę, która również założyła swoją i wzięła do ręki torebkę. Chciała jeszcze odszukać wzrokiem Lolę i Ksawiego, żeby przekazać im, że idzie z Alanem, ale było to trudne, więc zrezygnowała i wyszła z chłopakiem na zewnątrz. (...)

          - No to... O czym chciałaś pogadać? - zapytał Ali, przerywając ciszę, która zapadła pomiędzy nimi. 
          - Chciałam cię przeprosić... Wiem, głupia jestem, ale Wojtek... Potrafi sobie każdego podporządkować. Po kilku rozmowach z nim, spotkaniach zaczęłam wątpić w to, czy cię kocham i... Tak jakoś wyszło. Przepraszam. - powiedziała Mela, patrząc prosto w oczy Alanowi. 
          - I myślisz, że zwykłe przepraszam to wszystko zmieni? Że zmieni to, że mnie okłamywałaś, że nie byłaś ze mną, kiedy najbardziej cię potrzebowałem?! Że... ech, nie ważne. To jest żałosne, Amelia! 
          - Alan, do cholery! Ja nad sobą nie panowałam! Kiedy byłam z nim... Ty nie miałeś dla mnie czasu. Liczyła się tylko i wyłącznie Justyna! - krzyknęła dziewczyna, a Alan lekko się skrzywił na dźwięk tego imienia.
          - Nic nie wiesz! Gdyby wtedy nie był dla ciebie ważniejszy ten idiota, wiedziałabyś dlaczego ona się wtedy liczyła! Ale nie, bo ty wolałaś spotykać się z nim, niż mnie wspierać! Nie tylko Ice było ciężko! - wybuchnął Alan, a po jego policzku spłynęła łza. - Zostaw mnie w spokoju... Ty nic nie wiesz. - dodał i ruszył w kierunku wyjścia z lasku, do którego właśnie doszli. Ale w tych ciemnościach nie wiedział, którędy ma iść... Wydawało mu się, że krąży w tym samym miejscu. Wyjął z kieszeni telefon, żeby choć trochę oświetlić sobie drogę, aż w pewnym momencie wpadł w... 
          - Śledzisz mnie?! - krzyknęła Amelia. 
          - O to samo mógłbym zapytać ciebie! - powiedział Ali również podniesionym głosem, a w tym samym momencie na niebie pojawiła się błyskawica. - No pięknie! Utknąłem w lesie podczas burzy! 
          - Gdybyś nie zauważył, nie jesteś tutaj sam. - prychnęła pod nosem Mela i ruszyła przed siebie. Alan wzruszył tylko ramionami i poszedł w przeciwnym kierunku niż dziewczyna. Po kilku minutach wyszedł z lasku i z radością zauważył, że jest na działce, na której odbywała się impreza. Nie miał ochoty wracać do środka, ale w kieszeni miał klucze do jednego z domków, które Adrian udostępnił gościom. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Domek nie był za duży, ale bardzo przytulnie urządzony. Było to jedno, duże pomieszczenie, podzielone na salon i kuchnię. W kącie pomieszczenia znajdował się kominek, a nieopodal niego stała ogromna kanapa, na przeciwko której znajdowało się dwoje drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, a drugie do niewielkiej sypialni, w której znajdowało się duże, dwuosobowe łóżko i niewielka szafa... Alan głęboko odetchnął i usiadł na podłodze w 'salonie', opierając się plecami o jedną z belek, podtrzymujących sufit. Siedział tak przez kilka minut, aż w pewnym momencie usłyszał, że drzwi domku się otwierają, a do środka wchodzi...
          - Znowu ty?! - warknął chłopak i zmierzył Melę gniewnym wzrokiem. Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko wzruszyła ramionami i usiadła w dokładnie takiej samej pozycji jak Alan, opierając się o tę samą belkę. (...)

          Teraz obydwoje siedzieli w ciszy, która - o dziwo - wcale ich nie krępowała. Na dworze burza rozpętała się na dobre, a w domku było dość chłodno, przez co Amelka zaczęła trząść się z zimna. Alan, kiedy to zauważył wstał z miejsca i podszedł do kanapy, wziął z niej koc i podał go Amelii. W momencie, gdy dziewczyna chwyciła koc na dworze uderzyła ogromna błyskawica i dały się słyszeć głośny grzmot. Amelka od zawsze bała się burzy, więc ze strachu się rozpłakała. Ali nie mogąc patrzeć na jej łzy, usiadł obok niej i mocno ją do siebie przytulił, po czym zaczął delikatnie kołysać jej ciałem, żeby się uspokoiła. Po kilku minutach dziewczyna przestała drżeć i płakać, więc szatyn odsunął się od niej i wbił swój wzrok w podłogę...
          - Jak ci się układa z Justyną? - zapytała Mela, zanim pomyślała, że nie powinna o to pytać, bo już nie jest częścią życia Alana.
          - Co? - zapytał zaskoczony chłopak.
          - No, bo... Jesteście razem, prawda? Często widziałam was razem, po naszym zerwaniu. Spacerowaliście przytuleni, albo siedzieliście u ciebie w pokoju, a ty grałeś na gitarze... 
          - To były tylko przyjacielskie spotkania. Nie byliśmy razem... - westchnął Alan, z trudem opanowując chęć rozpłakania się.
          - Aha... A tak w ogóle to co u niej? - zapytała dziewczyna, chcąc podtrzymać rozmowę... Zabolało, cholernie zabolało... Alan westchnął i spuścił głowę w dół.
          - Nie żyje... - powiedział to, powiedział te dwa słowa, których tak bardzo nienawidził. A Amelka patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami i nie wiedziała co powiedzieć... Delikatnie objęła chłopaka ramieniem, a on wtulił się w nią - tak po prostu - i zaczął płakać...
          - Tak mi przykro, Alan... - wyszeptała Mela, jeszcze mocniej go przytulając. (...)

          Siedzieli tak kilka minut, aż w końcu Ali się uspokoił i odsunął się od dziewczyny. Chłopak wstał z miejsca i usiadł na kanapie, wbijając wzrok w okno... Amelka spojrzała na niego i również wstała ze swojego miejsca. Zabrała koc i usiadła obok Alana na kanapie i opierając się o ramię chłopaka przykryła ich kocem. W pewnym momencie szatyn zaczął kaszleć, zerwał się na równe nogi i spojrzał na Melę, która patrzyła na niego przerażonym wzrokiem... Chłopak poczuł, że w kąciku jego ust zbiera się krew, więc naciągnął na rękaw bluzy na dłoń i przyłożył ją do ust, chcąc wytrzeć krew. 
          - O mój Boże, Alan... - pisnęła Amelka i podeszła do chłopaka. - Czy ty... Nawrót? - zapytała dotykając chłodną dłonią rozgrzanego policzka chłopaka.
          - Niestety... - westchnął Ali. - Ale nie martw się... Nic mi nie będzie. Wyszedłem z tego raz, wyjdę i drugi. - uśmiechnął się delikatnie szatyn i spojrzał głęboko w oczy Amelii, w których dostrzegł niepokój, troskę i... miłość. 
          - Przepraszam cię. - szepnęła Mela.
          - Już ci wybaczyłem, mała. - powiedział chłopak i pogładził Amelkę po policzku, na co dziewczyna zareagowała uśmiechem, co Alan odwzajemnił. Przybliżył swoją twarz do twarzy Meli i przejechał kciukiem po jej ustach, po czym złączył ich usta w pocałunku. (...)

          - Kocham cię. - wyszeptała Amelka, kiedy razem z Alanem leżeli przytuleni do siebie na łóżku. Chłopak nie odpowiedział tylko pocałował ją w czoło i szeroko się uśmiechnął. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała głęboko w oczy szatyna. - O czym myślisz? 
          - O tym, co było... - uśmiechnął się Ali.
          - A konkretniej? - zaśmiała się Mela, kładąc się na brzuchu i opierając brodę o tors chłopaka.
          - Wiesz, że zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia? Wiem, że to może dziwnie brzmieć, ale to prawda... Kochałem cię, kocham i będę kochać. - powiedział z uśmiechem Alan i pocałował Amelkę... Kiedy chciał się od niej oderwać ona mu na to nie pozwoliła, ale przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie, wplatając palce we włosy Alana. 
          - Brakowało mi tego. - wyszeptała Mela prosto w usta Alana i przygryzła jego dolną wargę. 
          - Mnie też. - uśmiechnął się chłopak i ponownie złączył swoje usta z ustami Amelii w jedno... Całowali się delikatnie muskając swoje wargi, ale starali się przekazać w tym jak najwięcej uczuć. Alan ułożył swoje dłonie na policzkach Meli i delikatnie gładził je kciukami, natomiast szatynka swoje dłonie wplotła we włosy chłopaka. Obydwoje zatracili się w tym pocałunku, żadne z nich nie chciało go przerywać... Ali podniósł się delikatnie i zawisł nad Amelką podpierając się rękami po obu stronach dziewczyny. Po chwili oderwał się od jej ust, na co zareagowała jękiem niezadowolenia, ale kiedy poczuła wargi chłopaka na swoim policzku, a później 'ścieżkę pocałunków, biegnącą od policzka do szyi na jej twarzy pojawił się uśmiech i niekontrolowanie przygryzła wargę. 
          - Alan... 
          - Ciii... Nic nie mów, ok? - uśmiechnął się Ali, całując delikatnie odsłoniętą część dekoltu dziewczyny... Po chwili jego dłonie znalazły się pod plecami Amelki i delikatnie uniósł ją do góry, całując zachłannie jej usta. Dłonie Meli powędrowały do zamka od bluzy Alana i zręcznie go rozsunęła, po czym powoli zsunęła ją z ramion chłopaka... Dłonie Alana gładziły talię i plecy Amelii, a po chwili dotarły do zamka od jej sukienki. Chłopak oderwał się od ust Meli i spojrzał jej w oczy, na co ona się uśmiechnęła i kiwnęła twierdząco głową, po czym Ali delikatnie rozsunął sukienkę dziewczyny i zsunął ją jej z ramion, delikatnie muskając je ustami... Kiedy Amelka nie miała na sobie sukienki zajęła się ubraniami Alana. Usiadła na nim okrakiem i całując jego twarz wsunęła swoje dłonie pod koszulkę chłopaka i gładziła nimi jego umięśniony brzuch. Po chwili oderwała się od niego i podwinęła koszulkę do góry, a Ali podniósł ręce i pozwolił Meli zdjąć T-shirt, a następnie pocałował ją w usta, kładąc ją na łóżku, a sam położył się na niej, całując każdy centymetr jej ciała... (...)

          Kiedy obydwoje byli w samej bieliźnie Alan spojrzał w oczy Amelii, szukając tam pozwolenia na zrobienie kolejnego kroku... Dziewczyna uśmiechnęła się, a Ali obdarował ją szybkim buziakiem w usta, a następnie całując jej szyję, dekolt i obojczyki przesunął dłonie do zapięcia od jej stanika... 
          - Jesteś pewna? - szepnął wprost do ucha szatynki, przygryzając lekko jego płatek.
          - Jestem, Alan... W stu procentach. - wyszeptała lekko drżącym z podniecenia głosem Mela. Natomiast Alan chwycił zapięcie od stanika dziewczyny i powoli go odpiął, po czym powoli zsuwając jego ramiączka po ramionach Amelki gładził je opuszkami palców, co wywoływało na ciele dziewczyny gęsią skórkę. Kiedy górna część bielizny Meli leżała już gdzieś daleko za Alanem dziewczyna, gładząc umięśnione plecy chłopaka zjechała dłońmi do jego bokserek. Wsunęła pod nie dłonie, dając tym samym znak szatynowi, że chce je z niego zdjąć. Chłopak uśmiechnął się zadziornie i pozwolił jej to zrobić, a już po chwili sam pozbył się majtek Amelii... Następnie złapał ją w talii i położył ją na łóżku, a sam zawisł nad nią tak, że ich twarze były na jednym poziomie, a ich oddechy mieszały się ze sobą...
          - Gotowa? - zapytał szatyn ledwo opanowując drżenie głosu. 
          - Taak... - szepnęła Mela i przymknęła powieki, przygryzając dolną wargę... Alan rozsunął w tym momencie jej uda i...
          - Kocham cię. - wyszeptał prosto w usta szatynki i w tym samym momencie wszedł w nią. Amelia cichutko jęknęła, a po chwili na jej usta wstąpił szeroki uśmiech. Zacisnęła swoje dłonie na plecach Alana, a on ukrył twarz w zagłębieniu w szyi Meli i składał tam delikatne pocałunki, z każdą sekundą przyspieszając swoje ruchy w dziewczynie... 
          - Alan! - krzyknęła Amelia i wygięła swoje ciało w łuk, zastygając w bezruchu. Alan wykonał jeszcze kilka ruchów i opadł na łóżku obok dziewczyny, ciężko dysząc, jakby przebiegł maraton... - To było... 
          - Niesamowite. - uśmiechnął się szatyn i obrócił się na bok, spoglądając na Amelkę. - Dziękuję... Jestem w tym momencie najszczęśliwszym facetem na całej kuli ziemskiej. - dodał po chwili, całując ją w czoło i rysując serduszka na jej ramieniu. 
          - To ja powinnam ci dziękować. - stwierdziła dziewczyna, podnosząc się na łokciach i całując Alana w usta. 
          - No to sobie podziękowaliśmy... - zaśmiał się chłopak, a Mela mu zawtórowała. - Kocham cię, najbardziej na świecie. 
          - Ja ciebie też kocham. - uśmiechnęła się brązowooka i wtuliła się w klatkę piersiową Alana. (...) 

**********

          Rano, kiedy Amelia otworzyła oczy zobaczyła przed sobą Alana podpartego na łokciu, z roztrzepanymi włosami, wpatrującego się w nią i rysującego jakieś kształty na jej nagich plecach. Chłopak jak tylko zauważył, że Mela się obudziła nachylił się do niej i pocałował ją w usta...
          - Która godzina? - zapytała dziewczyna po skończonym pocałunku. Ali spojrzał na zegar, wiszący naprzeciwko łóżka i odpowiedział:
          - Wpół do ósmej. - uśmiechnął się. - Jak się spało? 
          - Cudownie. - szepnęła Amelka, uśmiechając się słodko... - Muszę wziąć prysznic. - zaśmiała się, chowając twarz w poduszce. 
          - Jasne... A ja za 10 minut muszę wziąć leki. - skrzywił się Ali, podnosząc się do pozycji siedzącej. 
          - Jakie leki? - zapytała zdezorientowana dziewczyna.
          - Dostałem jakieś leki na tego raka... Nie wiem sam co to, ale ma pomóc. - wzruszył ramionami. 
          - Rozumiem... Dobra, ja idę pod prysznic. - stwierdziła Mela i pocałowała szybko Alana w usta, po czym zniknęła za drzwiami. (...)

          Wyszli z domku, dokładnie go zamykając i objęci ruszyli do domu Adriana... Kiedy byli już pod drzwiami zauważyli przez okno, że gospodarz imprezy właśnie zaczyna sprzątać. Weszli do środka i przywitali się z nim.
          - Coś wczoraj przegapiłem? - zapytał Adi, spoglądając na uśmiechniętych Amelię i Alana. 
          - Czemu pytasz? - zapytała Mela. 
          - No, bo... Wy. Razem. Uśmiechnięci. Coś mi nie pasuje, bo widziałem wczoraj jak gniewnymi wzrokami się mierzyliście. 
          - Dużo się zmieniło. - stwierdził Alan, uśmiechając się. - Trzeba ci w czymś pomóc? 
          - Nie, poradzę sobie... Ale dzięki za chęci. 
          - Nie ma za co... A nie wiesz przypadkiem, gdzie te nasze dwa gołąbeczki?
          - Karolina i Ksawery? Są na górze, zaraz zejdą. 
          - Ok... To my może w tym czasie ci jednak trochę pomożemy, co? - zaproponowała Amelia. 
          - Dobra, jak chcecie. - wzruszył ramionami Adrian i kontynuował sprzątanie, a Mela i Ali do niego dołączyli. (...) 

**********

          "Wczorajszy wieczór i noc były najwspanialszymi w moim życiu! <3 Nie będę się bardzo rozpisywać, ale napiszę tylko tyle, że... POGODZILIŚMY SIĘ Z ALANEM! I mało tego wczorajszą noc spędziliśmy razem! *o* Nigdy sobie nie wyobrażałam, że uczucie kochania się z najważniejszą osobą w twoim życiu może być takie przyjemne... Ach... *o* Kiedy wróciłam do domu mama od razu wiedziała, że coś się zmieniło, bo jak to ona powiedziała: "Szczerzę się jak mysz do sera." Hahah xdd A to wszystko za sprawą jednego krótkiego zdania z ust Alana: "Już ci wybaczyłem... Kocham cię." <3 Nigdy nie zapomnę tego dnia! :) [...]"

______________________________________________________________

* Adrian - kolega głównych bohaterów, chodzi z nimi do jednej klasy; 


PRZEPRASZAM! 

wiem, że obiecałam, że dodam ten rozdział na początku tygodnia, ale to nie zależało ode mnie... w poniedziałek wróciłam do szkoły po feriach, trudno było mi się przyzwyczaić do wczesnego wstawania itd. nie miałam po prostu czasu, ochoty, a co najważniejsze - weny, żeby skończyć pisać  dlatego bardzo Was przepraszam! ;***


to już ostatni rozdział ;< jak Wam się podoba? bo szczerze mówiąc to ja go nawet nie przeczytałam po napisaniu, tylko od razu go tutaj wstawiłam, więc... jak wrażenia? ;)


ok, to ja już kończę... jestem w trakcie pisania epilogu, ale kiedy go skończę - nie mam pojęcia... musicie być cierpliwi... 
no, to by było na tyle... do następnej notki, skarby moje! ;***

Nikaa. ♥



CZYTASZ = KOMENTUJESZ

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 29

          "Drrrrrrrrrrrrrrrrrrryń!" - w pokoju Amelii rozbrzmiał dźwięk budzika, ale dziewczyna go zignorowała  zakryła głowę poduszką, próbując ponownie zasnąć. Niestety po kilku minutach, gdy już ogarniała ją senność do pokoju weszła pani Marta i zdjęła z córki kołdrę. 
          - Rozumiem, że chce ci się spać, ale wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły. - westchnęła kobieta, patrząc na córkę. - My już musimy wychodzić.
          - Gdzie wy znowu idziecie, beze mnie? - zapytała Mela, przecierając zaspane i podpuchnięte od płaczu oczy. 
          - Musimy załatwić kilka rzeczy na mieście... Jak wrócisz ze szkoły to pewnie nas jeszcze nie będzie, więc będziesz musiała sobie sama poradzić. - uśmiechnęła się przepraszająco Marta. - Wstawaj. - dodała i zaśmiała się.
          - Już, już... - westchnęła Amelka i wstała z łóżka, po czym skierowała się do łazienki. 
          - No... Nie zapomnij zamknąć drzwi jak będziesz wychodzić do szkoły. Do zobaczenia po południu! - zawołała kobieta i opuściła pokój córki, a Amelia oparła się plecami o ścianę w łazience i zjechała po niej na podłogę. Wzięła kilka głębszych oddechów i wróciła do pokoju, podchodząc do okna. Wyjrzała przez nie na ulicę i kiedy zauważyła, że spod domu odjeżdża samochód uśmiechnęła się w duchu i westchnęła... Nie miała zamiaru iść do szkoły, więc to, że jej rodzice musieli załatwić jakieś sprawy na mieście było zbawieniem, bo inaczej musiała by im wciskać, że źle się czuje czy coś podobnego. Kiedy tak stała przy oknie zauważyła też, że z domu wychodzi Alan. Chłopak poprawił torbę na ramieniu i wyjął z kieszeni kluczyki do samochodu, po czym je otworzył i wsiadł do środka, a już po chwili odjechał w stronę szkoły... Natomiast Amelia położyła się do łóżka i wyjęła z szufladki swój pamiętnik. Otworzyła go na czystej stronie i zaczęła pisać:
          "Mam szczęście, że rodzice pojechali do miasta i zostawili mnie samą w domu... Nie mam ochoty iść do szkoły, a to byłoby trudne, gdyby byli w domu... Prawie całą noc przepłakałam, a teraz jak tylko sobie przypomnę wydarzenia z wczoraj pod powiekami zbierają mi się łzy... Przez to wszystko prawie w ogóle nie zmrużyłam oka, zasnęłam dopiero koło 5:00. Jak ja mogłam być taka głupia i uwierzyć, że Wojtkowi nie chodzi tylko o seks?! Mogłam się spodziewać, że taki chłopak jak on myśli tylko o jednym, ale nie! Ech... Głupia jesteś Amelia, oj głupia... Mam za swoje, następnym razem będę uważać... Jestem wdzięczna Alanowi za to, że zabrał mnie stamtąd wczoraj i odwiózł do domu. Mam nadzieję, że w końcu mi to wybaczy i będziemy się chociaż przyjaźnić, bo... Potrzebuję go. I chyba nawet nadal go kocham. [...]" (...)

 
**********
 
          - Co wy macie takie miny? Stało się coś? - uśmiechnął się Alan podchodząc do przyjaciół siedzących pod klasą. 
          - To ty nam lepiej powiedz co się stało... Nie było was, ani ciebie, ani Meli na lekcjach po lunchu wczoraj. Wojtek chodził wkurzony i warczał na każdego, kto się do niego odezwał, a poza tym ma złamany nos... O co chodzi? - zapytał Ksawery mierząc dziwnym wzrokiem szatyna.
          - Nie chcecie wiedzieć. - westchnął Sanchez. - Lola, jak się czujesz? - zapytał, chcąc zmienić temat.
          - Jest ok, ale dzisiaj mam wizytę u ginekologa... A ty nie zmieniaj tematu. Gadaj co jest? 
          - Nie odpuścicie, prawda? 
          - Oj, nie stary... Nie ma mowy. - Ksawi pokiwał przecząco głową i spojrzał na kumpla wyczekująco.
          - Temu kretynowi chodziło tylko o to, żeby zaciągnąć ją do łóżka... Prawie mu się to udało, ale Mela się w porę ocknęła i do niczego nie doszło. A on z nią tak po prostu zerwał... A wczoraj na lunchu jak poszliście do higienistki... On i ta jego banda głupich przyjaciół śmiali się z Amelii, a ona tego nie wytrzymała i wybiegła z płaczem... Wtedy mi o tym wszystkim powiedziała no i... Pobiłem się z nim. A jakby tego było mało nazwał ją dziwką... - powiedział Alan, zaciskając dłonie w pięści. 
          - Nie wierzę... - westchnęła Lola, zakrywając usta dłonią, a Ksawery się nie odzywał.
          - Też nie mogłem uwierzyć, chociaż od początku wiedziałem, że to się tak skończy. 
          - A jak Mela się czuje? 
          - Jak ją odwoziłem do domu wczoraj to cały czas płakała, ale powiedziała, że sobie poradzi, więc... A dzisiaj to nie... - Alanowi przerwał dźwięk telefonu, oznajmujący, że dostał SMS'a. - Amelka? - wyszeptał i otworzył wiadomość: "Cześć Alan. Przepraszam, że Cię o to proszę, ale... Mógłbyś wpaść do mnie po szkole? Potrzebuję kogoś, kto po prostu ze mną posiedzi i nie będzie o nic pytał... To jak? Przyjdziesz?" - przeczytał chłopak i zmarszczył brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Po chwili głęboko westchnął i odpisał krótkie: "Ok, będę." i po wysłaniu wiadomości oparł się wygodnie o ścianę, przymykając oczy. - To Amelka. Chciała, żebym do niej wpadł po szkole. - wytłumaczył, bo wiedział, że Karolina i Ksawery patrzą na niego oczekując wyjaśnień do kogo pisał. Kiedy usłyszeli odpowiedź przytaknęli tylko głowami i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek, oznajmujący rozpoczęcie się lekcji. (...)
 
**********
 
          Leżała cała zapłakana na kanapie w salonie, oglądając jakiś film, który w ogóle jej nie interesował, aż nagle usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. Wstała jak oparzona z kanapy i natychmiast pobiegła otworzyć. Złapała za klamkę i jak tylko drzwi się otworzyły, a ona zauważyła przed sobą Alana rzuciła mu się na szyję...
          - Dziękuję, że przyszedłeś. - wyszeptała, łkając. Szatyn nic nie powiedział tylko objął dziewczynę, mocno do siebie przytulając i wszedł z nią do środka, zamykając nogą drzwi. Po chwili Mela się od niego odsunęła i otarła mokre policzki, ale i tak nic to nie dało, bo po kilku sekundach pojawiły się nowe łzy... - Napijesz się czegoś? - zapytała zachrypniętym głosem. Alan spojrzał na nią i pokręcił przecząco głową, delikatnie się uśmiechając, co Amelia z wielkim trudem odwzajemniła... Między nimi można było dostrzec napiętą atmosferę, ale oboje próbowali ją przełamać, niestety nieudolnie... - Chodź do salonu. - westchnęła szatynka i weszła do pomieszczenia, a za nią podążył Alan. Obydwoje usiedli na kanapie i oglądali film, a koło nich na podłodze leżał Fado, który nawet nie zauważył, że przyszedł Ali. Po kilku minutach Amelia ponownie wybuchnęła płaczem, a Alan nie mogąc na to patrzeć przysunął się do niej i niepewnie objął ją ramieniem, delikatnie kołysząc jej ciałem, żeby się uspokoiła. 
          - Nie płacz, proszę... - wyszeptał, całując dziewczynę w głowę. - Ten dupek nie jest tego wart... - dodał po chwili. 
          - Przepraszam. - powiedziała Amelka.
          - Za nic nie przepraszaj... Nie musisz. - skwitował chłopak.
          - Nie prawda. Alan ja...
          - Ciii... Nic nie mów, ok? To nie jest rozmowa na teraz. - stwierdził szatyn i ponownie pocałował dziewczynę w głowę, nadal kołysząc jej ciałem. Po kilkunastu minutach Amelka zaczęła spokojnie i równo oddychać, więc Ali zorientował się, że zasnęła. Ułożył ją wygodnie na kanapie, przykrył kocem, po czym chciał wyjść z domu dziewczyny, ale uniemożliwił mu to Fado, który się obudził i zaczął wesoło skakać po nogach chłopaka. - Już, już... - zaśmiał się Ali i pogłaskał psiaka. - Gdzie ta smycz... - zastanowił się głośno, a jak tylko dostrzegł fioletową smycz zapiął ją przy obroży Fada i wyszedł z nim na spacer... (...)
 
          Po około 20 minutach spacerowania z Fadem, Alan postanowił wrócić do domu Amelki. Kiedy był jakieś 50 metrów od domu na podjazd wjechali rodzice dziewczyny. Szatyn podszedł do nich i przywitał się z nimi. 
          - Dzień dobry. - uśmiechnął się chłopak. - Miło pana widzieć. - dodał, zwracając się do Grzegorza.
          - Ciebie też, Alanie... A co ty tutaj robisz z Fadem? - zapytał mężczyzna.
          - A no tak, bo państwo nic nie wiedzą... - westchnął szatyn. 
          - O czym nie wiemy? - zapytała już lekko zdenerwowana Marta.
          - Proszę się nie denerwować... Amelka na pewno wszystko państwu wyjaśni jak tylko ochłonie. - uśmiechnął się nikło Alan. - Ale ja już muszę iść, do widzenia. - dodał i oddając smycz w ręce Grzegorza odwrócił się i chciał pójść do siebie, ale zatrzymał go głos Marty. 
          - Alan... Znasz Amelię. Ona na pewno nie będzie chciała nam o tym powiedzieć... Możesz nam to wyjaśnić? - zapytała kobieta.
          - Nie wiem czy to dobry pomysł... - westchnął chłopak.
          - Proszę. 
          - Ech... No dobrze. 
          - No to zapraszam na herbatę. - uśmiechnęła się Marta. (...)
 
          - I tak to właśnie wygląda... Tylko proszę nie mówić o tym, że państwu to powiedziałem, Amelii, bo mnie chyba zabije. - Alan zakończył właśnie opowiadać wydarzenia z ostatnich trzech dni rodzicom dziewczyny. 
          - Jasne, jasne... Ale, jak on tak mógł? - westchnęła Marta, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. 
          - Wojtek to typ takiego casanovy, który dąży do jednego... Może na takiego nie wygląda, ale to właśnie jest jego prawdziwy charakter. 
          - Nie mogę uwierzyć, że coś takiego spotkało moją córkę. - westchnęła Marta, spoglądając na śpiącą Amelkę. 
          - Niech się pani nie przejmuje. Nic złego się nie stało, Amelka niedługo ochłonie i wszystko wróci do normy. - uśmiechnął się delikatnie Alan. - Ale... Proszę pozwolić jej zostać w domu przez kilka dni. 
          - Oczywiście. - uśmiechnęła się delikatnie mama Amelii. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale uniemożliwił jej to telefon Alana, który w tym momencie zaczął dzwonić. Chłopak spojrzał na wyświetlacz i odrzucił połączenie. 
          - Przepraszam, to mama. Muszę już iść... Jeszcze raz proszę nic nie mówić Meli. Do widzenia. - uśmiechnął się szatyn.
          - Oczywiście, nic jej nie powiemy. Do widzenia, Alanie. - powiedziała Marta i również się uśmiechnęła. 
          - Odprowadzę cię do drzwi. - zaproponował Grzegorz i razem z Alim wyszli do przedpokoju. - Alan, mogę o coś zapytać? 
          - Jasne. Niech pan pyta. 
          - Czemu to zrobiłeś? Przecież cię zraniła. Nie musiałeś...
          - Musiałem. Tak, to prawda - zraniła mnie, ale... To nie zmieniło faktu, że ją kocham. Nie mogłem na to wszystko patrzeć. Po prostu czułem, że muszę to zrobić... - wyjaśnił chłopak, na co na twarzy Grzegorza pojawił się uśmiech. 
          - Wiesz, że jesteś dla mnie jak syn... Jestem ci bardzo wdzięczny za to, co zrobiłeś. - powiedział mężczyzna i poklepał Alana po ramieniu. 
          - Nie musi mi być pan wdzięczny. To było dla dobra Amelii. - uśmiechnął się szatyn. - Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść. Do widzenia. - dodał po chwili i wyszedł z domu Starskich, kierując się do swojego domu. (...)
 
**********
 
          Rano Alan obudził się już przed budzikiem. Podniósł się do pozycji siedzącej na łóżku i przetarł zaspane oczy, po czym wziął do ręki telefon i sprawdził, która godzina. 
          - Dopiero 5:20? Ech... Mogłem spokojnie spać jeszcze przynajmniej godzinę. - westchnął chłopak i odłożył komórkę na szafkę obok łóżka i położył się na boku, wpatrując się w okno. Leżał tak kilka minut, ale szybko mu się to znudziło i wstał z łóżka, po czym poszedł do łazienki. Tam wziął prysznic, który do końca go rozbudził i wyszedł z kabiny wycierając ciało ręcznikiem, który po chwili obwiązał w pasie i wrócił do pokoju. Z jednej z szuflad w komodzie wyjął czystą bieliznę, którą szybko na siebie założył, a następnie z szafy wyciągnął ubrania i je również założył. Zerknął na zegarek, który wskazywał już 6:30, więc spakował książki potrzebne na ten dzień do szkoły i biorąc telefon do ręki wyszedł z pokoju i skierował swoje kroki do kuchni... Jak tylko przekroczył próg pomieszczenia zauważył Javiera robiącego śniadanie. 
          - Cześć tato. - przywitał się szatyn i wyjął z szafki miseczkę i szklankę. - Ja chyba podziękuję za śniadanie w twoim wykonaniu. - zaśmiał się i nalał sobie soku, a do miseczki wsypał płatki, po czym zalał je zimnym mlekiem. 
          - Trudno. Będzie więcej dla mnie i mamy... - uśmiechnął się mężczyzna. - Alan, mogę coś zapytać? 
          - Ehe... O co chodzi? - zapytał chłopak zaczynając jeść przygotowane śniadanie. 
          - Dzwonił do mnie dyrektor i powiedział, że zerwałeś się we wtorek z lekcji. - zaczął Javier, a Ali momentalnie zakrztusił się tym, co miał w buzi. - Spokojnie, synu... Powiedz mi dlaczego to zrobiłeś po prostu. Przecież nie dam ci za to szlabanu, bo skoro się zerwałeś to musiałeś mieć ważny powód. 
          - Tak, to był bardzo ważny powód. Musiałem pomóc Amelii... - wytłumaczył Alan, ale napotkał pytające spojrzenie ojca. - No nie patrz tak, bo nie mogę powiedzieć ci całej historii. Po prostu musiałem ją odwieźć do domu, tyle. 
          - Ok, już o nic więcej nie pytam. - uśmiechnął się mężczyzna i powrócił do przygotowywania śniadania. Po kilku minutach Alan wstał od stołu i włożył do zlewu brudne naczynia, po czym założył na ramię plecak i chwycił do ręki kluczyki od samochodu. 
          - Lecę do szkoły, na razie! - zakomunikował chłopak i wyszedł z domu. (...)
 
Przerwa obiadowa... 
 

          - Halo, halo! Proszę o ciszę! Chciałabym coś ogłosić! - w całej stołówce rozbrzmiały właśnie te słowa, a wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu ucichli i skierowali swoje głowy w stronę niewielkiego głośnika, zawieszonego pod sufitem. - Na początku chciałabym, żebyście wysłuchali wszystkiego, co mam do powiedzenia i nie zadawali się z tą podłą, dwulicową dziw... dziewczyną! A więc... Wszyscy na pewno znacie Luizę Szilberg. Tak to właśnie ta z 2A, która do niedawna BYŁA moją przyjaciółką! Zapewne teraz w waszych głowach pojawiło się pytanie: "dlaczego BYŁA?" To bardzo proste... Oszukała mnie! W rzeczywistości nie jest taka bogata za jaką się podaje. Mieszka w zwykłym szarym bloku, a mnie powiedziała, że w willi na jednym z najbogatszych osiedli we Wrocławiu. Zresztą nieważne... Najważniejsze jest to, żebyście się z nią nie zadawali, z taką oszustką nie warto! - zakończyła swój monolog Milena, a na stołówce ponownie podniosły się głosy. Teraz głównym tematem była Luiza... Wszyscy patrzyli na nią z wrogością wypisaną na twarzy i wytykali ją palcami, a ona stała w jednym miejscu i nie wiedziała co ma zrobić, nie była w stanie się ruszyć... Alan siedział przy stoliku i nie zwracał uwagi na to wszystko, po chwili poczuł delikatne szarpnięcie za ramię i podniósł głowę. 
          - Ty o tym wiedziałeś! - stwierdził Ksawery. - Ale... ale skąd?! 
          - Siostra mojej mamy mieszka niedaleko. Zawsze jak ją odwiedzam przechodzę koło tego bloku... Spotkałem tam kiedyś Luizę jak wychodziła z klatki, nie wyglądała jak ona, bo miała na sobie zwykły dres... Jak byłem u cioci zapytałem ją, czy zna rodzinę Luizy, a ona mi wtedy wszystko opowiedziała. - powiedział Ali i wzruszył ramionami. - Jej ojciec był cenionym prawnikiem... Któregoś dnia jak wrócił do domu wyrzucił swoją żonę i dzieci na bruk, a sam do domu sprowadził sobie jakąć młodą dziewczynę. Teraz on co noc ma inną laskę, ma kasę na wszystko, a matka Luizy nie ma nawet na chleb. - dodał po chwili. 
          - Wow... Nie myślałam, że Luiza ma rozbitą rodzinę. - westchnęła Karolina. 
          - Jak widać, pozory mylą. - skwitował Sanchez i wstał od stolika. - Idę się przewietrzyć. Widzimy się na angielskim. - uśmiechnął się i opuścił stołówkę, wychodząc na szkolne boisko. Wyszedł na trybuny i usiadł na jednym z krzesełek. Po chwili jego wzrok padł na dziewczynę, siedzącą kilka rzędów niżej, chłopak niemal natychmiast zorientował się, że to Luiza i wstał ze swojego miejsca i podszedł do dziewczyny. - Hej... Mogę? - zapytał przyjaznym głosem. Luiza podniosła głowę i spojrzała na Alana zdziwionym wzrokiem, po czym wzruszyła ramionami i wytarła mokre policzki. - Nie płacz. Z powodu Mileny nie warto. 
          - Czemu to robisz? - zapytała dziewczyna, pociągając nosem.
          - Ale co? 
          - Rozmawiasz ze mną. Przecież jestem podłą i dwulicową dziwką. - powiedziała Luiza, cytując słowa Mileny. - Według dziewczyny, która była rzekomo moją przyjaciółką dowiedziałam się, że jestem oszustką! Ba, nie tylko ja się o tym dowiedziałam, ale cała szkoła. 
          - Gdybyś jej o tym powiedziała już dawno nie byłoby teraz takiej sytuacji. - westchnął Alan.
          - Łatwo ci mówić... Gdybym jej o tym powiedziała nie miałabym miejsca w gronie jej przyjaciół... 
          - Tak, wiem... Ale chyba lepiej mieć prawdziwych przyjaciół, niż fałszywych, takich jak Milena. Przecież gdyby ona naprawdę traktowała cię jak swoją przyjaciółkę nigdy by tak nie zrobiła... 
          - Nie znasz jej. Dla niej jak nie masz konta w banku, na którym jest conajmniej pięciocyfrowa liczba - nie istniejesz. 
          - To po co się z nią 'przyjaźniłaś'? 
          - Sama nie wiem... - wzruszyła ramionami Luiza. 
          - A jak ona się o tym dowiedziała? - zapytał Alan, a dziewczyna spojrzała na niego pytającym wzrokiem. - Przecież wiem, że jej tego nie powiedziałaś... Mnie możesz o tym powiedzieć, wiedziałem o tym już dawno... 
          - Tak, wiem... Od twojej ciotki. Swoją drogą z niej też jest niezłe ziółko. Przyjaźni się z moją matką, a rozpowiada naszą historię. - zaśmiała się ironicznie Szilberg. 
          - Nieprawda. Nalegałem, żeby mi o tym powiedziała... A zresztą po co ja ci się tłumaczę? Ech... Nie chcesz, nie mów, ale...
          - Uspokój się! Powiem ci... Poszłyśmy razem na zakupy...
 
~*~ retrospekcja ~*~ 
 
          Luiza podeszła do przyjaciółki, siedzącej przy fontannie w galerii i natychmiast się z nią przywitała, całując ją w policzek, po czym obydwie udały się do jedengo z ich ulubionych sklepów. Jak tylko weszły do środka wzrok Mileny padł na, wiszącą na jednym z wieszaków sukienkę. Zachwycona dziewczyna natychmiast do niej podeszła i wzięła do ręki wieszak.
          - Lui, zobacz jaka śliczna. Akurat twój rozmiar, idź przymierz. - pisnęła i wyciągnęła rękę w kierunku przyjaciółki. 
          - Lenka, nie mam ochoty nic mierzyć... W ogóle nie mam ochoty na zakupy. Przepraszam. - westchnęła Luiza i uśmiechnęła się nikło do przyjaciółki. 
          - Ale... Czemu? Stało się coś? - zapytała Wolarek, odwieszając sukienkę na miejsce. Luiza nic nie odpowiedziała tylko wzruszyła ramionami...
          - Wiesz co? Ja chzba wrócę do domu... I tak ci dzisiaj nie pomogę w wybraniu czegoś sensownego, więc... Przepraszam, do zobaczenia. - uśmiechnęła się dziewczyna i pożegnała z przyjaciółką, po czym opuściła sklep i skierowała się do wyjścia z galerii. Milena stała zdezorientowana po środku butiku, ale po chwili się ocknęła i postanowiła pójść za Luizą - domyślała się, że coś jest nie tak i pomyślała, że jak będzie śledzić dziewczynę to się czegoś dowie. Wyszła z galerii i założyła okulary przeciwsłoneczne na nos, po czym rozglądnęła się do okoła. Kiedy wzrokiem odszukała Luizę poszła za nią... Po kilkunastu minutach chodzenia za Luizą Milena dotarła pod jeden z wrocławskich bloków, a po tym, co zobaczyła przez jakiś czas nie mogła się ruszyć... Jej przyjaciółka podeszła do małego chłopca, który bawił się przed blokiem i pocałowała go w głowę, po czym zapytała:
          - Mama jest na górze? 
          - Tak, tak... Luiza! Dobrze, że już wróciłaś, bo z mamą nie najlepiej. - powiedział chłopiec i przytulił się do siostry, po czym obydwoje weszli do budynku... Milena stała pod blokiem i wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała jej przyjaciółka.
          - Jak ona mogła mi powiedzieć, że... Boże! Co za podła, dwulicowa suka! - wysyczała przez zęby dziewczyna. Prychnęła pod nosem i skierowała swoje kroki do domu. (...) 
 
~*~ koniec retrospekcji ~*~
 
          - No, a póżniej się do mnie nie odzywała, ignorowała mnie, aż dzisiaj... Sam wiesz. - westchnęła Luiza, kończąc opowiadać. Alan tylko skinął głową i wypuścił mocno powietrze z płuc. 
          - Nie przejmuj się... Ludzie pogadają, a za chwilę znajdą inną sensację i zapomną o tej całej sytuacji. - stwierdził chłopak i uśmiechnął się do dziewczyny, siedzącej obok niego. - Ale teraz chodźmy na lekcję. Zaraz będzie dzwonek. - dodał po chwili i wstał z miejsca, a zaraz po nim to samo uczyniła Luiza i obydwoje wrócili do szkoły. (...)
 
          - Spoufalasz się z wrogiem? Sanchez odbiło ci? - zapytał Ksawery, widząc, że Alan wrócił do szkoły razem z Luizą. 
          - Stary, zejdź ze mnie, co? 
          - No, ale... Bez przesady. Obchodzimy jakiś dzień dobroci dla złych ludzi? 
          - Przestań. Nie znasz jej... Nie wiesz jaka jest, kiedy nie jest z Mileną.
          - Ty też nie. Spędziłeś z nią 15 minut i myślisz, że ją poznałeś? Alan... Ocknij się człowieku! - naskoczył na kumpla Ksawi. 
          - Nie twierdzę, że ją poznałem. Przecież nic takiego nie powiedziałem... Po prostu moim zdaniem Luiza zyskuje przy bliższym poznaniu. - skwitował szatyn i wyminął przyjaciela, kierując się do klasy... Kiedy chłopak postawił kilka kroków zaczęło kręcić mu się w głowie, a on sam zsunął się po szafkach na podłogę. 
          - Alan! Stary, co jest? - Ksawery natychmiast podbiegł do przyjaciela i uklęknął obok niego. 
          - Wszystko ok... Po prostu zakręciło mi się w głowie. Nic takiego. - uśmiechnął się delikatnie Sanchez. - Chodźmy lepiej na ten angielski. 
          - Ale na pewno jest ok? Może zwolnić cię i odwieźć do domu? 
          - Nie, nic mi nie jest... Jeszcze tylko dwie lekcje. Wytrzymam. - Alan uspokoił Ksawerego i obaj poszli na lekcję. (...) 
 
**********
 
          "Spędziłam kolejny dzień w domu. O dziwo rodzice nie protestowali, ale nie wnikałam o co chodzi. Cieszyłam się po prostu z tego, że nie muszę oglądać tej parszywej mordy Wojtka i tej całej bandy idiotów... Brrr... Aż na samą myśl o nich robi mi się nie dobrze. ;/ Ech... Podobno w szkole była dzisiaj niezła akcja. Nic więcej nie wiem, bo Lola w SMS'ie napisała tylko, że opowie mi wieczorem. Nie wiem jak ona chce to zrobić, no ale... W ogóle sama nie chcę nikogo widywać, ale... W końcu będę musiała się przełamać. W poniedziałek idę już do szkoły i aż się boję co tam zastanę... Ale w sumie mam przyjaciół, którzy będą ze mną. Chociaż... Ja ich nadal mam? Nie spędzałam z nimi ostatnio tyle czasu, ile powinnam - ważniejszy był ten... Nie wiem nawet jak go nazwać. Nie ważne... Oho, słyszę dzwonek do drzwi. Ktoś przyszedł... Ciekawe kto to? Nikogo się nie spodziewamy przecież. [...]"  (...)
 
          - Hej kochana! - zawołała z uśmiechem Lola, wpadając prosto w ramiona przyjaciółki. - Jak się czujesz? 
          - Hej Lola. - uśmiechnęła się Mela. - Gdybym powiedziała, że świetnie to bym skałamała, ale mówiąc, że nie jest źle zawrę wszystko to, co czuję. - powiedziała filozoficznie szatynka, a Karolina spojrzała na nią dziwnym wzrokiem. - Oj, no nie patrz tak, już mi na mózg padło... Czuję się przeciętnie? Jeśli samopoczucie można tak określić. 
          - Dobra, rozumiem... Kiedy wracasz do szkoły. Bo tam normalnie takie akcje ostatnio, że... 
          - W poniedziałek. No właśnie, a propo tych akcji to... Co tam dzisiaj ciekawego się wydarzyło? 
          - Milena zerwała przyjaźń z Luizą. 
          - Co?! - Amelia z wrażenia aż otworzyła usta. 
          - Tak... Podobno dowiedziała się, że Luiza jednak jest biedna czy coś i się wkurzyła, a na przerwie obiadowej taki monolog wygłosiła, że po prostu głowa mała. - zaśmiała się Lola.
          - Zaraz, zaraz... Jak to Luiza biedna? O czym ty gadasz?
          - No normalnie. Nie znam szczegółów, Ali wie więcej, bo matka Luizy przyjaźni się z jego ciotką czy coś... A poza tym to on gadał o tym wszystkim z Szilberg, więc... A zresztą nie wiem, nie zagłębiałam się w to.  
          - Alan rozmawiał o tym z Luizą? - zapytała Mela, nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli. 
          - No... No tak. - przytaknęła Lola, spoglądając na przyjaciółkę. - Ej, Meli co jest? 
          - Nie, nic... Wiesz. Nie chcę cię wyganiać, ale... Chciałabym zostać sama. Odezwę się. - uśmiechnęła się smutno Amelka, a Karola tylko przytaknęła. 
          - Jasne, rozumiem. Trzymaj się mała. - uśmiechnęła się blondynka i wyszła z domu przyjaciółki... Jak tylko Karolina wyszła Amelka rozpłakała się i uciekła do swojego pokoju, i kładąc się na łóżku ukryła twarz w poduszce, mocząc ją łzami. (...)
 
**********
 
          Alana obudził dzwoniący telefon. Szatyn podniósł się i usiadł na łóżku, przecierając dłońmi oczy i chwycił do ręki komórkę, po czym nie patrząc na wyświetlacz - odebrał.
          - Halo? - zapytał zachrypniętym głosem i wstał z łóżka, wychodząc na balkon, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. 
          - Dzień dobry Alanie. Obudziłem cię? - w słuchawce rozbrzmiał głos ordynatora oddziału onkologicznego, którego Ali był pacjentem. 
          - Nie, nie obudził mnie pan... Dzień dobry. Stało się coś? Zmienił się termin wizyty, czy...?
          - Nie, spokojnie. Dzwonię tylko, żeby ci przypomnieć o dzisiejszej wizycie u nas i... Prosiłbym cię, żebyś zabrał ze sobą ostatnie wyniki badań, dobrze? Będę musiał je porównać. 
          - Dobrze, wezmę... Jeszcze coś, panie doktorze?
          - Nie, to wszystko. W takim razie widzimy się o 15:00. Miłego dnia. - zakomunikował mężczyzna i rozłączył się, a Alan tylko westchnął i oparł się o poręcz balkonu. Spuścił głowę w dół i wzrok wbił w trawnik przed domem, a z jego oczu mimowolnie wypłynęło kilka słonych łez. Chłopak potrząsnął energicznie głową i wrócił do pokoju, po czym podszedł do szafy, z której wyjął ubrania i razem z nimi wszedł do łazienki. (...)
 
          Kiedy wrócił do pokoju było kilka minut po siódmej, więc spakował się i zabrał telefon, a następnie zbiegł na śniadanie. Plecak zostawił w przedpokoju i wszedł do kuchni, witając się z rodzicami, po czym usiadł przy stole naprzeciw taty.     
          - Mamo... - powiedział po chwili, spoglądając na rodzicielkę, która w tym momencie odwróciła się z uśmiechem w jego stronę. 
          - Słucham synku.
          - Idę dzisiaj na badania, mówiłem wam... I potrzebuję ostatnie wyniki. Gdzie je włożyłaś? 
          - A no tak... W salonie w pierwszej szufladzie w komodzie. - uśmiechnęła się Sylwia i postawiła przed synem talerz z naleśnikami. - Smacznego. 
          - Dziękuję. - powiedział z uśmiechem chłopak i wziął się za jedzenie śniadania... Po kilku minutach talerz był już pusty, a Ali wstał od stołu i skierował się do salonu po wyniki. Kiedy miał je już w ręce wrócił do kuchni i pożegnał się z rodzicami, po czym założył plecak na ramię i wyszedł z domu, kierując się do samochodu i odjechał do szkoły. (...) 
 
**********
 
          - Robimy coś dzisiaj? - zapytała Lola, kiedy razem z Ksawerym i Alanem wychodzili ze szkoły. Chłopaki spojrzeli na nią i wzruszyli tylko ramionami. - Ej, róbmy coś! Piątek jest! 
          - Ech... Róbcie co chcecie ja idę dzisiaj na badania, ale od 17:00 jestem wolny. - uśmiechnął się Ali i skierował się do swojego samochodu. 
          - Badania? Coś nie tak? - zapytał Ksawery, tak, żeby tylko Alan mógł to usłyszeć.
          - No właśnie jeszcze tego nie wiem stary... - odpowiedział równie cicho szatyn i uśmiechnął się do Loli. - Jak chcecie możecie wpaść do mnie. 
          - Uważaj, bo zaraz zechcemy! - zaśmiała się Karolina, całując przyjaciela w policzek. 
          - Możecie zechcieć, mnie to nie przeszkadza... Ale wiecie, dopiero koło 17:30, ok? 
          - Jasne, jasne... W takim razie widzimy się wieczorem. - uśmiechnął się Ksawi, a Alan odwzajemnił gest i odpalił silnik, po czym pomachał przyjaciołom na pożegnanie i odjechał w stronę szpitala... Po kilkunastu minutach był już pod budynkiem. Wziął do ręki wyniki i wysiadł z samochodu, by po chwili wejść do szpitala. Kiedy tylko przekroczył próg budynku do jego wspomnień powrócił obraz dnia, kiedy poznał Ikę, a w jego oczach pojawiły się łzy... - Sanchez ogarnij się kretynie! Za dużo płaczesz w ostatnim czasie! - skarcił się w myślach i ruszył do windy, którą wjechał na drugie piętro i natychmiast udał się do gabinetu ordynatora. Zapukał do drzwi, a kiedy usłyszał, że może wejść nacisnął na klamkę. 
          - O, witam mojego ulubionego pacjenta. - uśmiechnął się mężczyzna i uścisnął dłoń Alana. 
          - Dzień dobry panie doktorze. - Ali odwzajemnił gesty i zajął miejce naprzeciwko doktora Kamińskiego. - Przyniosłem te wyniki, o które pan prosił. 
          - Dziękuję, ale może najpierw... Jak się czujesz?
          - Pyta pan o ogólne samopoczucie, czy w tym momencie? 
          - Ech... O ogólne. Domyślam się jak możesz się czuć przez ostatnie dni... Uwierz, że nam wszystkim tutaj jest bardzo przykro z powodu śmierci Jus...
          - Jest dobrze... Naprawdę, pogodziłem się już z jej śmiercią. A co do mojego samopoczucia to ostatnio miałem dużo stresujących sytuacji i zdarzało mi się tracić przytomność, ale poza tym jest wszystko w porządku. 
          - Tracić przytomność? - zastanowił się lekarz. - A często ci się to zdarzało?
          - Raz na kilka dni, ostatni raz wczoraj w szkole. - zakomunikował Alan i spojrzał na mężczyznę, siedzącego naprzeciwko niego. - Coś nie tak? 
          - Tego jeszcze nie wiem... Zaraz się o tym przekonamy, zapraszam na badania. - uśmiechnął się Kamiński i wskazał Alanowi drzwi. 
          - Dziękuję... Panie doktorze? 
          - Tak? Słucham Alanie. 
          - Bo... jeszcze o jednym pan nie wie. - powiedział szatyn i spuścił głowę w dół. Mężczyzna połozył mu dłoń na ramieniu dając znak, żeby chłopak kontynuował. - W dniu pogrzebu Justyny... Kiedy wróciłem do domu... Miałem krwotok. 
          - Obfity? Czy delikatny? To jest ważne. 
          - Delikatny... Zaczynam się bać, panie doktorze. - wyszeptał Alan.
          - Nic się nie martw. Jesteśmy tu po to, żeby ci pomóc. Chodźmy już... - stwierdził lekarza, a Ali tylko przytaknął głową. (...)
 
          "Już piątek... Znowu zostałam w domu, ale szczerze mówiąc - cholernie mi się nudzi. -,- Chciałabym gdzieś dziś wyjść, ale... Nie mam najzwyczajniej w świecie z kim. Loli nie będę o to prosić, bo z pewnością umówiła się z Ksawim. Zostaje Alan, ale... Ech, pomiędzy nami nie jest już tak jak dawniej, nie jesteśmy już chyba przyjaciółmi. :( W sumie obwiniać o to mogę tylko i wyłącznie siebie, więc... Zresztą, nie ważne. Już po 15:00, a ja nadal siedzę w piżamie. :) Wypadałoby się chyba przebrać, a wieczorem... Idę do Alana! Tak postanowiłam... Muszę z nim pogadać, wyjaśnić to wszystko, prosić o kolejną szansę, czy coś... Nie mogę tego wszystkiego tak zostawić! 
          PS. Tata we wtorek wraca do Kanady... :( [...]"
          Amelia zamknęła pamiętnik i zeskoczyła z parapetu, na którym siedziała. Odłożyła zeszyt na jego miejsce i podeszła do szafy. Otworzyła ją i po kilku minutach przeglądania ubrań wyjęła strój i weszła do łazienki. Tam wzięła prysznic, założyła ubrania, zrobiła makijaż i wyprostowała włosy. Kiedy była już gotowa uśmiechnęła się do swojego odbicia i wróciła do pokoju. Do kieszeni spodni schowała telefon i zeszła na dół do salonu, w którym byli jej rodzice. 
          - Jak się czujesz? - zapytała natychmiast Marta.
          - Wszystko w porządku. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Co oglądamy?
          - "Nocny lot". - zakomunikował Grzegorz i uśmiechnął się do córki, co Mela natychmiast odwzajemniła i usiadła na fotelu, podciągając nogi do brzucha. (...)
 
          Alan był już po wszystkich badaniach. Siedział zestresowany na korytarzu i ściskał w dłoni kubek wypełniony wodą... Nagle drzwi od gabinetu doktora Kamińskiego otworzyły się i stanął w nich mężczyzna. Z jego wyrazu twarzy nie można było nic wypisać - nie wyrażał w tym momencie żadnych emocji. Alan spojrzał na niego pytającym wzrokiem, na co mężczyzna zaprosił go do środka... 
          - I co, panie doktorze? Jak wyniki? - zapytał na wstępie szatyn, siadając przy biurku lekarza. 
          - Spokojnie, wszystko po kolei... Twoje wyniki zmieniły się, ale nieznacznie. To jest dobra wiadomość... 
          - Czyli jest też zła... - szepnął Alan, wpatrując się swoimi brązowymi oczami w doktora, który w tym momencie wstał z zajmowanego miejsca i podszedł do okna.
          - Tak jest zła, ale nie tragiczna... - stwierdził, po czym odwrócił się w stronę chłopaka i kontynuował. - To nie jest wyrok, Alan... Wyszedłeś z tego raz, wyjdziesz i drugi. Tym bardziej, że twój stan nie jest taki jak wtedy... Myślę, że na początek zastosujemy lekarstwa. - powiedział, podchodząc do biurka. - Wypisałem ci już recepty... Nie kupisz ich w pierwszej lepszej aptece, tutaj masz adres... A tutaj zalecenia jak masz stosować leki. - mężczyzna podał Alanowi kilka kartek i spojrzał na niego przyjaznym wzrokiem. - Nie smuć się. Masz dla kogo żyć... Nie chcę przechodzić przez tą rozmowę po raz kolejny, nie z tobą. Ty już to wszystko wiesz i mam nadzieję, że będziesz walczył... 
          - Tak, będę walczył. Obiecałem to komuś... Obiecałem, że choćby nie wiem jak było źle nie będę się poddawał. - uśmiechnął się delikatnie szatyn. 
          - No i na taką postawę czekałem... Widzimy się za dwa tygodnie... A, no i proszę cię. Jak najmniej nerwów... - poprosił mężczyzna. 
          - Postaram się. - uśmiechnął się Ali. - Dziękuję panie doktorze. 
          - Nie dziękuj, po to jestem. 
          - To w takim razie ja pojadę do tej apteki... Do widzenia. - pożegnał się Alan i opuścił gabinet ordynatora, po czym wyszedł z budynku szpitala. (...)
 
**********
 
          Wrócił do domu i natychmiast udał się do kuchni po szklankę wody... W pomieszczeniu zastał rodziców, którzy zawzięcie nad czymś dyskutowali. Jak zauważyli Alana umilkli i spojrzeli na niego wyczekująco. 
          - Co tak patrzycie? - zapytał chłopak nalewając wody do szklanki, ale rodzice nic nie odpowiedzieli. - Ech... Nawrót. Wiem, że nie to chcieliście usłyszeć, ja też, ale to nie jest tragedia. Dam radę. - stwierdził Alan, odstawiając już pustą szklankę na blat. - Mam jakieś leki. Cholernie tego dużo, ale mają pomóc... 
          - Synku... - szepnęła Sylwia z załzawionymi oczami.
          - Mamo, nie płacz. Doktor Kamiński powiedział, że z tego wyjdę. Ja też w to wierzę, a poza tym obiecałem Ice, że będę walczył. Nie mogę jej zawieść... A teraz was przeproszę, muszę się przebrać... Za pół godziny przychodzi Lola i Ksawery. - zakomunikował chłopak i wybiegł z kuchni, kierując się do swojego pokoju i natychmiast podszedł do szafy, z której wyjął ubrania i zniknął z nimi w łazience. Po kilkunastu minutach wrócił do pokoju i zszedł ponownie do kuchni. Zabrał szklanki, jakiś sok i coś do jedzenia, wrócił do siebie i czekał na przyjaciół... (...)
 
          - No siema, siema Sanchez! - do pokoju Alana weszła Karolina, a za nią Ksawery z ogromnym uśmiechem na ustach. 
          - Hej, hej. - uśmiechnął się szatyn i przytulił przyjaciółkę, a Ksaweremu przybił piątkę. 
          - No i jak? - zapytał prosto z mostu Jankowski. 
          - Pytasz o badania? - zapytał Ali, żeby się upewnić, a w odpowiedzi dostał twierdzące kiwnięcie głową. - Nawrót... Ale błagam nie litujcie się, nie mówcie, że wam przykro, bo mi nie jest... Stało się, nie wyleczyłem się po prostu do końca z tego cholerstwa i tyle w tym temacie... Dostałem jakieś leki, które mają pomóc i będę je zażywał. Muszę walczyć... 
          - Jasne... To może zmieńmy temat, co? - zapytał Ksawi, a reszta się tylko uśmiechnęła. Lola wstała z łóżka Alana i przeszła się po jego pokoju, napotykając leżącą na podłodze obok kosza kartkę. Podniosła ją i rozwinęła, a jej oczom ukazał się tekst piosenki... (...)
 
***** W tym samym czasie... *****
 
          Mela wyszła z domu i przeszła na drugą stronę ulicy, kierując się do drzwi domu Alana. Zadzwoniła dzwonkiem, a już po chwili drzwi otworzyła jej Sylwia. Szatynka uśmiechnęła się do kobiety, co ona szybko odwzajemniła.
          - Dobry wieczór. Zastałam Alana? - zapytała dziewczyna.
          - Dobry wieczór. Tak, jest u siebie z Karoliną i Ksawerym... - powiedziała kobieta i wpuściła Melę do środka.
          - Dziękuję... To ja do nich pójdę. 
          - Dobrze, jakbyście czegoś potrzebowali jestem w salonie. - powiedziała Sylwia, na co Amelka przytaknęła i weszła po schodach na górę... Już miała pukać do drzwi, kiedy usłyszała rozmowę przyjaciół...: 
          - Co to jest? - zapytała Lola, machając znalezioną kartką. Alan spojrzał na nią z uśmiechem i wzruszył ramionami.
          - Piosenka. Napisałem niedawno... Ale mi się nie spodobała, więc wyrzuciłem. 
          - Jest dla Amelii, tak? - dopytywała Karolina, siadając obok szatyna. 
          - No tak, dla Amelii... - westchnął chłopak. 
          - Zagraj ją... - uśmiechnęła się Lola, a Ali spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.
          - Wolałbym nie. - skwitował i wstał z miejsca. 
          - Stary, nie daj się prosić... Zaśpiewaj nam chociaż kawałek. - wtrącił Ksawery.
          - Prosimy. - powiedziała słodko Lola.
          - Boże, co ja z wami mam... Dobra, zagram. - zaśmiał się Alan i wziął do ręki gitarę, zaczynając grać... A po chwili zaczął też śpiewać:
 

"Kiedy zadzwonić ty wiesz i płakać na ramieniu

O każdej porze nocy i dnia
Do kogo zwrócić się wiesz, bo tylko ja naiwny
Do ciebie zdążę nim spłynie łza
A gdy już wszystko dobrze, niepotrzebny
Odchodzę w cień całkiem sam
I widzę ciebie z innym, kolejnym
I nigdy to nie będę ja
Przyjaciel nic więcej, nic więcej, więcej nic
Przyjaciel blisko tak, blisko, daleko zbyt
By znaczyć dla ciebie tyle co dla mnie ty
Co takiego widziałaś w nim
Ja dałbym wszystko by z tobą być
Kocham twoje słodkie łzy
Bo tylko wtedy dzwonisz bym posłuchał co u ciebie nie tak
Czekam na twój znak
Od czego jest przyjaciel
By zwierzyć się i powiedzieć pa
A gdy już wszystko dobrze, niepotrzebny
Odchodzę w cień całkiem sam
I widzę ciebie z innym, kolejnym
I nigdy to nie będę ja..."
 
          Mela, która to wszystko słyszała za drzwiami zadrżała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Dziewczyna oparła się o ścianę, po której zsunęła się na podłogę i zaczynając płakać słuchała dalej tego, co śpiewał Alan, a z każdym słowem z jej oczu płynęło coraz więcej łez... 
 

"Przyjaciel nic więcej, nic więcej, więcej nic

Przyjaciel blisko tak, blisko, daleko zbyt
By znaczyć dla ciebie tyle co dla mnie ty
Co takiego widziałaś w nim
Kiedyś zobaczysz, kiedyś zrozumiesz
W końcu uwierzysz w nas
To czego szukam było tak blisko
To co tak dobrze znasz
Kiedy zobaczysz, kiedy zrozumiesz
Ja będę czekał tam
Otworzysz oczy, otworzysz serce
Przy tobie będę ja
Kiedy zrozumiesz ja będę czekał tam 
Otworzysz serce, 
Przy tobie będę ja
Przyjaciel nic więcej, nic więcej, więcej nic
Przyjaciel blisko tak, blisko, daleko zbyt
By znaczyć dla ciebie tyle co dla mnie ty
Co takiego widziałaś w nim (2x)
Ja dałbym wszystko by z tobą być..."
 
          Alan skończył grać i śpiewać, a na twarzach Karoliny i Ksawerego pojawił się uśmiech... Natomiast Mela, która nadal była pod drzwiami, wstała z podłogi i z płaczem zbiegła po schodach, po czym wybiegła z domu Alana... (...)


______________________________________________________________


nareszcie napisałam! *o* długo mi zeszło, no ale...
ech... to już jest koniec! znaczy jeszcze 30 rozdział i epilog ;<


nie będę się rozpisywać, bo szczerze to mi się nie chce... w poniedziałek do szkoły! za jakie grzechy?! ;/ #whatever

dobra... więc - jak się podobał rozdział? wiem, że krótki, ale niestety nic więcej nie zdołałam już z siebie "wycisnąć" -,- zabieram się już za pisanie kolejnego, więc mam nadzieję, że pojawi się szybciej niż ten! :D

Nikaa. ♥



CZYTASZ = KOMENTUJESZ